Stan wojenny i wszystkie następujące po nim wydarzenia są ważną lekcją dla tych, którzy w Polsce rządzą lub chcieliby rządzić. Okazuje się bowiem, że duma, poczucie honoru oraz patriotyzm to u Polaków cechy występujące bardzo rzadko. Wizerunek Polaka stawiającego twardy opór zniewoleniu jest mitem. Reliktem dawnych czasów. Teraz Polaków można lać po mordach i jeszcze za to podziękują.
Kiedyś było inaczej. Bez przesady można stwierdzić, iż przez całe stulecia Polacy mieli w świecie opinię narodu niezwykle trudnego do ujarzmienia. Poprzez stawianie twardego oporu najeźdźcom narażaliśmy się często na dodatkowe represje, lecz zarazem zdobyliśmy szacunek nawet u naszych zajadłych wrogów.
Wystarczy tu wspomnieć końcowy okres II wojny światowej. Niemcy zaczęli budować Wehrwolf w oparciu o analizy funkcjonowania Armii Krajowej. Polskie podziemie uznali bowiem za najlepiej zorganizowany ruch oporu na okupowanych przez siebie ziemiach.
W tym samym czasie Stalin zdecydował o pozostawieniu Polakom ich symboli narodowych. Niby nic, ale we wszystkich pozostałych nowo utworzonych wasalnych państwach wprowadzono nowe hymny oraz godła. W przypadku Polaków Stalin obawiał się siły przywiązania do patriotycznych wartości. Wolał osaczać ich komunizmem stopniowo.
Także w 1980 roku wrogowie Polski pamiętali o historycznych dokonaniach jej mieszkańców. Sowieci byli przekonani, iż w Warszawie nie będzie biernego oporu jak w Pradze. Będzie opór jak najbardziej aktywny i krwawy. Dlatego nie spieszyli się do interwencji, mimo próśb Wojciecha Jaruzelskiego. Woleli, żeby lokalni renegaci sami rozprawili się z buntowniczym narodem.
Doszło więc do stanu wojennego i wieloletnich rządów wojskowej junty. Wydarzenia te pokazały, że Polakom pozostało niewiele z dawnego ducha. Ale dopiero okres wolności po 1989 roku udowodnił, iż nasz naród nie ma w sobie już nic z dawnego poczucia honoru oraz patriotycznego obowiązku.
Jeszcze 70 lat temu ludzie tacy jak Jaruzelski lub Kiszczak zawiśliby zaraz po odebraniu im władzy. I to nie tylko z powodu stanu wojennego, ale całych swych zdradliwych karier. Tymczasem w obecnej Polsce zaczęto ich usprawiedliwiać, a nawet czynić z nich bohaterów.
Dla dawnej polskiej elity, zamordowanej w Katyniu lub poległej w powstaniu warszawskim, taki obrót spraw byłby nie do pomyślenia. Lecz nowe „elity" nie widziały nic złego w gloryfikowaniu zbrodniarzy. A zobojętniały naród przyglądał się temu w milczeniu, albo nawet przyklaskiwał.
Jeśli ktoś chciałby w przyszłości powtórzyć manewr Jaruzelskiego to będzie wiedział, że wystarczy się odpowiednio przygotować. Nikt kos na sztorc przeciwko niemu nie wystawi. Polacy potulnie nadstawią policzki.
Inne tematy w dziale Polityka