W skierowanych przeciw IPN histerycznych wypowiedziach Bronisława Komorowskiego charakterystyczny jest jeden powtarzający się motyw. Otóż marszałek Sejmu apeluje do obywateli, by to oni złożyli projekt ustawy likwidującej tę siedzibę wszelkiego zła.
Tu oczywiście pojawia się pytanie: dlaczego? Dlaczego parlamentarzyści PO sami nie mogą szybko przygotować odpowiedniego projektu?
Kwestię tę wyjaśnił pośrednio prezes IPN Janusz Kurtyka. Potwierdził on dziś, iż Aleksander Kwaśniewski był agentem bezpieki. Rzecz jasna, to żaden szok, że komunista pomagał swoim towarzyszom z MSW. Jednakże szokiem mogłyby się okazać wieści o innych postaciach polskiej sceny politycznej.
Mogłoby być na przykład tak, że parlamentarzyści ochoczo podpisaliby się pod ustawą likwidującą IPN, a historycy szybko ujawniliby, ilu spośród posłów ma w archiwach grube teczki.
Owszem, bardzo prawdopodobne, iż w szale nagonki na zbrodniczy Instytut opinia publiczna nie zwróciłaby na to uwagi. Niewykluczone, że doniesienie IPN przedstawiono by jako kolejną fazę „szkalowania autorytetów”. Ale tu nie chodziłoby nawet o dotarcie do wszystkich Polaków.
Każdy z ewentualnych TW działał przecież w określonym środowisku. A otaczający takiego delikwenta ludzie nie zawsze musieliby być przepełnieni miłosierdziem. I cóż, z tego, że IPN zostałby zlikwidowany, a teczki zamknięte, skoro już nie byłoby czego ukrywać?
Dlatego politycy Platformy zapluwają się teraz w nienawiści, ale w rzeczywistości przepełnia ich strach, który nie pozwala im nawet na podjęcie zdecydowanych działań. Tacy żałośni ludzie rządzą naszym krajem.
Inne tematy w dziale Polityka