W sobotę pogoda była piękna (i na szczęście – jest taka nadal) więc zabrałem się za prace ogrodowe. Ponieważ jednak jestem trwale uzależniony od stacji informacyjnych, więc zerkałem na relacje TVP Info oraz TVN24 ze strasburskiego szczytu NATO.
Dzięki temu było mi więc dane zaobserwować ciekawe zjawisko. Otóż, kiedy dotarły pierwsze doniesienia na temat stanowiska prezydenta Polski, dziennikarze i „eksperci” byli bardzo zadowoleni. Oczywiście tym, iż Kaczyński poparł Rasmussena. Zwracano uwagę, że przecież premier Danii i tak ma absolutne poparcie większości państw NATO (w zasadzie wszystkich poza Turcją), a Radosław Sikorski nawet nie został oficjalnie zgłoszony jako kandydat.
Nieco zaskoczony tak logicznymi wywodami (dla telewizyjnych dziennikarzy to rzadkość, zwłaszcza tych z TVN24) powróciłem do grabienia trawnika. Niestety, gdy po pewnym czasie znów znalazłem się przed telewizorem, przekaz był już zupełnie inny. Tradycyjny, rzekłbym, znaczy Kaczyński jest warchołem i frajerem (następnego dnia okazało się, że jeszcze alkoholikiem).
Co się wydarzyło, gdy Rybitzky wyrywał chwasty? Otóż, przed kamerami wystąpił premier Tusk i ostro skrytykował prezydenta. Żadna nowość, tego się przecież wszyscy mogliśmy spodziewać. Słowa Tuska wystarczyły jednak, by dziennikarze porzucili logikę swych argumentów na rzecz szaleństwa. Odrzucając cały międzynarodowy kontekst, całą mechanikę polityki – rzucili się na prezydenta.
Czyli – jak zwykle.
Następnego dnia mogliśmy obserwować tak błyskotliwe wypowiedzi jak chociażby Andrzeja Jonasa z „Warsaw Voice”. Ten znany „ekspert” od spraw międzynarodowych stwierdził, że nic się nie stało, iż rząd opublikował rzekomą „instrukcję” dla prezydenta. Ujawnienie ostrych słów o prezydencie Obamie (zdaniem polskiego MSZ Obama próbował „niedemokratycznie” zmuszać do przyjęcia kandydatury Rasmussena) nie miało żadnego znaczenia. Bo jedynym prawdziwym skandalem była taktyka przyjęta przez Kaczyńskiego na szczycie.
O ironiczną wypowiedź Radosława Sikorskiego na temat Rasmussena („żeby walczył z talibami tak, jak z ociepleniem klimatu”) nikt się Jonasa nawet nie zapytał. Zresztą, nikt się nikogo o te całkowicie niedyplomatyczne słowa nie pytał. Lepiej było drążyć „alkoholizm” Kaczyńskiego.
Czy w tym szaleństwie jest metoda? Zapewne tak. Lecz ci, którzy ulegają wariactwu sami nie wiedzą jaka.
Inne tematy w dziale Polityka