Na tydzień przed wyborami samorządowymi wybrałem się na spacer wzdłuż trasy drugiej linii warszawskiego metra. Wtedy władze miasta zapewniały jeszcze, że otwarcie nowej linii nastąpi lada dzień. I faktycznie można było odnieść wrażenie, że wszystko jest w porządku. Wejścia na stacje zostały uwolnione od okalających ich płotów. Urządzono nawet „dzień otwarty” i na stacje wpuszczano zwiedzających. Przy Dworcu Wileńskim na schodach do metra tłoczyło się mnóstwo osób i wyglądało, jakby metro już działało.
Ale minęło kilkanaście dni. Kiedy warszawiacy znów grzecznie zagłosowali na Hannę Gronkiewicz-Waltz nagle okazało się, że termin otwarcia metra nie jest taki oczywisty, stopniowo oddalając się coraz dalej w przyszłość. W listopadzie mówiono o grudniu, w grudniu o styczniu, a w styczniu o lutym. Ciekawe, co będzie w lutym.
Warto przypomnieć, że już „wyborczy” termin otwarcia metra był jedną wielką obsuwą. Oto, co sama HGW zapowiadała w 2007 roku:
- Czy zdążymy do Euro 2012? Musimy zdążyć. Nie bądźcie takiej małej wiary.
A jednak ludzie małej wiary mieli rację. Trudno zresztą wierzyć, gdy sama prezydent Warszawy nie jest już nawet pewna, co dalej z metrem:
- Myślę, że to nastąpi w pierwszym kwartale. Może w lutym, luty też jest w pierwszym kwartale.
HGW twierdzi teraz, że opóźnienia są efektem obaw strażaków po pożarze na jednej ze stacji 2 grudnia. Ale przecież według jej wcześniejszych zapewnień, 2 grudnia 2014 roku metro miało być już od dawna w ruchu.
Pojawia się oczywiste pytanie, czy na początku listopada po prostu nie doszło do wielkiej szopki, „symulacji” otwarcia, mającej tylko jeden cel – oszukanie wyborców? Bo skoro nagle się okazuje, że metro jest absolutnie niezdatne do użytku, to może niektóre osoby wiedziały o tym wcześniej – tylko milczały z przyczyn politycznych?
Pojawia się też pytanie o prawdziwą przyczynę opóźnienia otwarcia metra. W tej chwili narracja warszawskiego ratusza zrzuca całą sprawę na strażaków. Coraz więcej ekspertów przypomina jednak o problemie, na który zwracano uwagę od samego początku budowy: poprowadzeniu drugiej linii tunelem pod Wisłą, a nie mostem nad rzeką. Przy specyficznym piaszczystym gruncie problemy z tunelem są ponoć bardzo prawdopodobne.
Ale nie będę tu deliberować o problemach technicznych. Niezależnie od tego, co jest przyczyną opóźnienia, pewne jest jedno – warszawiaków regularnie wprowadzano w błąd (celowo lub nie) w kwestii otwarcia drugiej linii metra. A w listopadzie oszukano ich wręcz bezczelnie. Mimo to warszawiacy w milczeniu dają się mamić. A czasem wręcz gorąco bronią swojej pani prezydent, argumentując, że i tak dużo robi, a pech się czasem przydarza. I w ogóle, jest super.
Kilka lat temu mieszkańcy stolicy zachwycali się teledyskiem do piosenki „Nie ma cwaniaka nad warszawiaka” - o, jacy to jesteśmy sprytni, nie to co te wieśniaki z prowincji. Problem jednak w tym, że cwaniactwo nie oznacza bynajmniej mądrości.
Inne tematy w dziale Polityka