Bomba w miasteczku N.
W miasteczku N. wybuchła bomba. No, nie taka prawdziwa, trotylowa, ale informacyjna. Oto miejscowa gazeta „Wieści z N.” opublikowała artykuł, w którym oskarżono burmistrza N. o korupcję. Podniosła się wrzawa okropna, bo tekst napisał solidny, znany z uczciwości i bezkompromisowości dziennikarz. W dodatku wszystkie przedstawione przez niego fakty znane były miejscowej opinii publicznej już wcześniej, tyle tylko, że nikt nie odważył się dotąd o nich mówić głośno, no, bo wiadomo – burmistrz ma duże wpływy w mieście i gminie, można stracić pracę, a przecież bezrobocie tutaj jest wysokie.
Po publikacji odwieczny rywal burmistrza, szef miejscowej opozycji zażądał publicznie jego ustąpienia, nazywając postępowanie włodarza miasta złodziejskim i niemoralnym.
Po pierwszym szoku burmistrz przeszedł do kontrofensywy. Wymusił na wydawcy gazety zwolnienie naczelnego i rzeczonego dziennikarza, gazeta opublikowała przeprosiny (urząd miasta i gminy to największy dawca reklam do gazety), a szef opozycji został przez burmistrza nazwany kłamcą i wichrzycielem. Nikt już nie pytał burmistrza o podejrzane przetargi i inwestycje, pytania dotyczyły wyłącznie szefa opozycji – jak on mógł nazwać burmistrza złodziejem i oszustem? Co pan (pani) sądzi o jego słowach? Jak można na takiego oszczercę glosować i go popierać? Czy słowa szefa opozycji zniszczą wizerunek miasta? Itp., itd.
I mieszkańcy znowu zaczęli tylko między sobą rozmawiać na temat przekrętów władzy. A życie miasteczka N. wróciło w dawno wytyczone koleiny.
Inne tematy w dziale Kultura