Pała dla kobiet z "jedynek"

Premier Donald Tusk to wyjątkowy MARZYCIEL.

„Moim marzeniem jest, by na listach PO połowa pierwszych miejsc była dla kobiet, połowa dla mężczyzn”. Taki parytet ma być zachowany na listach wyborczych Platformy.

Ten oryginalny premier położy na łopatki własną partię. Polityka nie jest zajęciem dla kobiet. Mają rację ci działacze terenowi, którzy potrafią jeszcze trzeźwo myśleć. Niby skąd brać te z krwi i kości damskie kandydatki na „jedynki”; chyba z łapanki.

Pamiętam niedawną seksaferę w pewnej partii. Wywodząca się z ludu siła polityczna pokazała całej Polsce do czego służą kobiety w strukturach partyjnych. Wyobrażam sobie jak zagospodarowaliby materiał wyborczy wg pomysłu Donalda Tuska. Na listę jako „jedynki” najpierw wpisano by te panie, które już się przespały z liderami. W następnej kolejności do mianowania „jedynkami” zostałyby te ślicznotki, z którymi warto imprezować i wciągnąć do łóżka.

Przesadnie koedukacyjna partia, skrajnie koedukacyjny parlament, to zapowiedź niepokoju, który w naturalny sposób musi się pojawić. Po co latać samemu po opaleniznę do Egiptu, skoro mogą posłowi smarować olejkiem plecy laski z immunitetem. Prawda?

Czy warto na siłę szukać przypadkowych kandydatek do polityki? Polityka to wojna. Kobiety nie idą na pierwszą linię frontu.

W naszym kraju nie brakuje kobiet mądrych, wykształconych, nikt im nie broni robić karier politycznych. Te panie, które chcą poświęcić się działalności politycznej pomyślnie realizują swoje cele. Ale po co wytwarzać sztuczny balon z udziałem 50 procent kobiet w polityce?

Zbigniew Ryndak