Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
66
BLOG

IMME to małe mistrzostwa świata

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Żużel Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Zapraszam do lektury wywiadu, jakiego udzieliłem „Tygodnikowi Żużlowemu” w kontekście m.in. imprezy, której patronem honorowym jestem od 4 lat. Dotychczas odbywała się ona w Gdańsku, w tym roku odbędzie się w Toruniu (oficjalne ogłoszenie tego faktu nastąpi 15 marca, w kolejnych latach być może będzie organizowana w Bydgoszczy). Chodzi o Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi.         

Rozmowa z Ryszardem Czarneckim – europosłem, dawnym prezesem Sparty Wrocław, patronem wielu zawodów sportowych 

Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Polski po raz czwarty zostały rozegrane w Gdańsku. Podobno po raz ostatni, ale działacze już wcześniej zapowiadali inną lokalizację, a jednak zawody ciągle tu wracają. To dobrze? 

- Oczywiście, bardzo cieszyłem się, że te zawody zostaną rozegrane w Gdańsku. Gdańsk przez wiele lat należał do czołowych ośrodków w kraju. Pamiętam wiele zaciętych spotkań Sparty z Wybrzeżem. Nie raz dostawaliśmy w „skórę”. Drużyna obecnie ściga się w pierwszej lidze, ale liczę, że niedługo powróci do Ekstraligi. Taka impreza daje kibicom możliwość obejrzenia najlepszych zawodników na świecie. Zawody mają intersującą formułę, stawka jest znakomita. Ogromnym atutem Indywidualnych Międzynarodowych Mistrzostw Ekstraligi jest fakt, że o mistrzostwie decyduje ten jeden turniej. Pamiętam, jakie emocje wzbudzały wśród kibiców jednodniowe finały mistrzostw świata, gdy wygrywał np. nasz Jerzy Szczakiel. Oczywiście, wielu mówiło, że to może być niesprawiedliwe, bo ktoś nie trafi z formą, ktoś będzie miał pecha… Od wielu lat mamy cykl Grand Prix i wydaje mi się, że turnieje już trochę spowszedniały. Owszem, zdarzają się intersujące zawody, ale nikt nie ma poczucia wyjątkowości. A IMME jest raz w roku, dlatego to są bardzo ciekawe turnieje. To takie małe mistrzostwa świata. Podobają mi się też jasne kryteria mistrzostw – o starcie decydują średnie biegowe. To była moja szósta impreza w Gdańsku, której patronuję. 

Byłem między innymi w 2016 roku na finale mistrzostw świata juniorów, gdy o złoto bil się Krystian Pieszczek.  Odwiedziłem Wybrzeże podczas turnieju poświęconemu Zenonowi Plechowi. Jestem dumny, że rokrocznie patronuję zawodom o mistrzostwo Ekstraligi. Niestety, w tym roku nie mogłem być na zawodach osobiście, zatrzymały mnie obowiązki w Warszawie, ale z uwagą śledziłem zawody w telewizji. 

Stawka turnieju rzeczywiście silna, skoro ubiegłoroczny zwycięzca i były mistrz świata, Patryk Dudek musiał czekać na przychylność organizatorów i wolny numer. 

- Tak, to świadczy, że nie ma mowy o przypadkowości. Nikt nie powie, że to miejsce jest np. dla zawodnika gospodarzy. 

Komu pan kibicował? 

- Bardzo chciałem, by wygrał Polak i tak się stało. Nie ukrywam, że najbardziej trzymałem kciuki za Janusza Kołodzieja, bo mam ogromny sentyment do zawodników starszych. W moim biurze  w Brukseli wisi plastron Kołodzieja, który w tym roku, w wieku prawie 35 lat wygrał pierwsze Grand Prix. Niestety, nie poszło mu. Do tego spotkało go kuriozalne wykluczenie za brak numeru startowego. Nie spotkałem się jeszcze z taką sytuacją. Przypomina mi to trochę przypadek Bartosza Karwana, który w „Hercie” Berlin znalazł się na ławce,był w  rezerwie swojej drużyny, ale trener nie mógł go wystawić, bo nie miał na sobie koszulki. 

Wygrał Bartosz Zmarzlik, który od wielu lat jest jednym z najlepszych polskich zawodników, ale w mistrzostwach Polski czy właśnie zawodach IMME zawsze znalazł się ktoś, kto wydarł mu tytuł. To efekt presji, wywołanej ciągłym stawianiem w roli faworyta? Przypomina  mi się Tony Rickardsson, który w wieku 24 lat czuł się „weteranem”, bo też zawsze wszyscy widzieli w nim faworyta? 

- Bartosz Zmarzlik to dwukrotny medalista mistrzostw świata, pierwszy brązowy medal zdobył mając zaledwie 21 lat. To świetny zawodnik, który jeździ niezwykle widowiskowo. Myślę, że zdobędzie jeszcze wiele tytułów. Kto wie, czy w finale IMP w Lesznie nie zdobędzie kolejnego trofeum. 

Zawody są prestiżowe, bo wściekły był na podium Piotr Pawlicki, który nie był usatysfakcjonowany drugim miejscem… 

- Imponują mi tacy zawodnicy, którzy nie zadowalają się drugim miejscem. W przypadku Piotra nie sprawdziło się powiedzenie „do trzech razy sztuka”. Po raz kolejny jest drugi i nie dziwie się jego rozgoryczeniu. 

Często, szczególnie podczas zawodów ligowych, słychać narzekania na gdański tor. Teraz też decydował start. 

- W Gdańsku też można przygotować tor sprzyjający walce, ale nie tylko tor ma znaczenie. W tych zawodach wzięło udział szesnastu znakomitych zawodników i dostarczyli moim zdaniem wielu emocji. Bardzo lubię tu przyjeżdżać i oglądać rywalizację na gdańskim torze. Organizatorzy zawodów starają się, by tor sprzyjał rywalizacji. Uczestniczyłem w konferencji prasowej na Stadionie Śląskim, gdzie organizatorzy rywalizacji o mistrzostwo Europy zapowiadają, że zrobią tor jeszcze lepszy niż przed rokiem. Tor ma być szerszy, o trochę większym nachyleniu, by wyprzedzeń na torze było jeszcze więcej. 

Dziękuję za rozmowę. 

  


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport