godło Armenii
godło Armenii
Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
211
BLOG

Ormianie, Putin i madame Walewska

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Piszę te słowa w Erywaniu, stolicy Armenii. Uwaga: Erywaniu właśnie, a nie „Erewanie”, bo ta druga forma jest typowym rusycyzmem. Nie znoszę rusycyzmów w obszarze geograficzno-politycznym. Na przykład ktoś mówi: „Zakaukazie”, a ja dostaję białej gorączki, bo wiem, iż „za Kaukazem” to owszem, jest, ale z perspektywy Rosji. Polacy mówią, zgodnie z geografią z naszej strony, po prostu Kaukaz Południowy. Właśnie zakończyłem spotkanie ze starym znajomym, ministrem spraw zagranicznych Armenii Edwardem Nalbandjanem.


Tak, nazywa się tak samo jak argentyński tenisista. Tamten sportowiec z Ameryki Łacińskiej to jeden z setek, tysięcy przykładów znanych przedstawicieli ormiańskiej diaspory, którzy wybili się w życiu publicznym nowych ojczyzn ich rodziców czy dziadków. Kto nie słuchał piosenek francuskiego Ormianina Charlesa Aznavoura czy nie czytał powieści ormiańskiego Amerykanina Williama Saroyana? Ci, którzy interesują się współczesną popkulturą, dodadzą w tym miejscu pewnie Kim Kardashian. Na polskim gruncie historycy Kościoła katolickiego wskażą legendarnego arcybiskupa Lwowa obrządku ormiańskiego, ale też senatora RP i wielkiego polskiego patriotę Józefa Teodorowicza. A z kolei historycy literatury upomną się o trochę dziś zapomnianego Andrzeja Mandaliana. Wymieniać można długo, a ormiańskie tropy prowadzą nawet do nowej administracji Białego Domu. Ciekawostka: największą diasporę Ormianie mają w Rosji, gdzie pracuje ich – i wysyła pieniądze do rodzin w Armenii – dobrze ponad milion. Na drugim miejscu są wielusettysięczne wspólnoty w USA i we Francji. Tym właśnie trzeba tłumaczyć fakt, że amerykański Kongres i Zgromadzenie Narodowe w Paryżu cyklicznie podejmują rezolucje upamiętniające ludobójstwo Ormian w 1915 r. Ale nawet jeśli przedstawicieli tej nacji nie jest w danym kraju za dużo, to okazują się skuteczni: nawet w niemieckim Bundestagu dwa lata temu specjalną uchwałą oddano cześć Ormianom wymordowanym w czasach imperium ottomańskiego.


Armenia z obchodów stulecia tegoż ludobójstwa uczyniła ważny współczesny oręż polityczny, co pokazuje, jak bardzo przydaje się polityka historyczna. Skądinąd reprezentowałem na tych obchodach Parlament Europejski i pamiętam, jak składałem kwiaty i zapalałem znicze razem z prezydentami Rosji i Francji: Putinem i Hollande’em... Hollande wygłosił wtedy świetne przemówienie, zostawiając w cieniu pułkownika Władimira Władimirowicza. Dżudoka Putin szedł do mikrofonu, kolebiąc się z nogi na nogę, patrząc spode łba, jakby szukał, komu można przywalić. Ale to on na arenie wewnętrznej okazał się dużo skuteczniejszy niż kogucik Franćois. Kogucik nie tylko w sensie nawiązania do symbolu Galii... Po czterech miesiącach Putin pojechał do kraju będącego z Armenią w stanie praktycznej wojny – do Azerbejdżanu. Pretekstem były pierwsze w historii Igrzyska Europejskie w lipcu 2015 r. w Baku. Władca Kremla wiedział, co robi. W interesie Moskwy jest bycie patronem i politycznym, i militarnym obu wojujących stron. Erywań ma u siebie rosyjskie wojska, które „strzegą” dwóch jego granic i dostaje od Rosjan broń – ale Azerbejdżan też ją bierze od Federacji Rosyjskiej. Bierze – to akurat w przypadku kraju śpiącego na ropie naftowej złe określenie: on ją kupuje za grube miliony petrodolarów. A Putin realizuje maksymę „divide et impera” – dzieli i rządzi i za nic w świecie nie pozwoli spotykać się prezydentom Sarkisjanowi (ARM) i Alijewowi juniorowi (AZB) sam na sam. Jeszcze by się dogadali i co by Moskwa zrobiła? A tak może jednych szczuć na drugich. I sprzedawać oręż, robić manewry wojskowe... Wracam do naszych baranów – jak mówi francuskie przysłowie. Na wstępie pisałem o ministrze spraw zagranicznych Armenii Nalbandjanie. Ten miły człowiek ma żonę – Rosjankę i daczę pod Moskwą. Nikogo to tutaj nie szokuje... A jak kobiece wpływy wykorzystywać dla celów politycznych, pokazała już Polska napoleońska. Madame Walewska, przez lata najważniejsza kobieta cesarza Napoleona, zrobiła dla Rzeczypospolitej – nieistniejącej na mapie – więcej niż pułk ułanów spod Somosierry. Albo prawie tyle co oni. Pisałem o Ormianach, a i tak na końcu było o Polsce. Ciągnie wilka do lasu.


*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (02.04.2017)
















historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka