rytamor rytamor
297
BLOG

Obyś cudze dzieci uczył

rytamor rytamor Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Był to okres mojego zaangażowania się w wojny hormonalne. Fronty były zmienne a wygranie potyczki zależało od zastosowanej taktyki i, statystycznie rzecz biorąc, od podaży panienek w odpowiednim wieku i nastroju. W tak zawiłej sytuacji poznałem pannę – pannę, gdyż słowo „panienka” mogłoby niejako sugerować jakąś zwiewność obyczajów – o, nie, nic z tego - właśnie zapoznałem pannę Barbarę, nauczycielkę jednej z szczecińskich szkół.

Panna pracowała w zawodzie nauczycielskim już drugi rok sama przeżywszy zaledwie 19 wiosen. Było to możliwe, gdyż nierzadko zdawało się maturę w Liceum Pedagogicznym mając 17 lat i powodowało to, że niektóre uczennice były zaledwie rok, lub dwa młodsze od nauczycielki. Podaję te informacje w celu naświetlenia sytuacji środowiska nauczycielskiego u schyłku 1957 roku.

Umówiliśmy się z panną Barbarą, że przyjdę do/pod szkołę i spędzimy wspólnie czas. Okazało się, że przyszedłem ponad godzinę za wcześnie. Litościwe serce panny zezwoliło mi prześlizgnąć się do klasy, usiąść w ostatniej, pustej ławce i udawać przez godzinę „wizytatora” - oczywiście nielegalne, ale udało się.

Była to druga klasa, której to moja panna była wychowawczynią (wychowowstwo to, z tymi dziećmi, utrzymało się do końca, czyli do 7 klasy, a kontakty do dziś są sporadycznie utrzymywane).

Lekcja oprócz meritum obfitowała w liczne uwagi typu: nie garb się, wyprostuj się – siedź prosto, nie tak trzymaj pióro (długopis). Nie tak – chwyć długopis między dwa palce i trzecim podeprzyj. Ooo, teraz dobrze itp...

Nieistotne?

– Wręcż przeciwnie, bardzo ważne, szczególnie, gdy dzisiejszych uczniów widzi się wylegujących na ławkach i piszących „garścią”...

Panna Barbara wiedziała jakie warunki mają dzieci w domu i w razie potrzeby i możliwości starała się wpłynąć na ich polepszenie.

Dlaczego to pamiętam?

A no, dwa lata później poszedłem do biura akademickiego duszpasterstwa p.w. św. Andrzeja Boboli w celu wykazania, że nie istnieją przeszkody w dłuższej znajomości z panną Barbarą. Nikt nic ode mnie nie żądał, pamiętam jednak dokłądnie, że dobrowolnie położyłem na biurku niewygórowaną kwotę 100 zł. w celu pokrycia ew. kosztów manipulacyjnych lub dochodzeniowych. Urzędujący tam ksiądz oświadczył, że jestem zbyt rozrzutny i oddał mi 80 zł. z powrotem.

Kilka miesięcy później udałem się z panną Barbarą do kościoła. Tam poszło również bezproblemowo. Powiedzieliśmy sobie coś tam o miłości i takie tam różne inne dyrdymały. Ksiądz pokiwał smutnie głową, zarzucił na ręce stułę. I było po wszystkim. Kosztowało to też niezbyt boleśnie; do tego pewna pani ładnie śpiewała Ave Maria w wersji wymyślonej przez tandem Bacha - Gounoda.

Panna, obecnie pani Barbara i moja władza domowa upomina mnie, żebym trzymał się tematu.

Ad rem. Panna (jeszcze) - Barbara, jako absolwentka Liceum Pedagogicznego była zobowiązana prawnie tzw. Nakazem Pracy (Św. Paweł do Tesaloniczan + tow. Lenin – „Kto nie pracuje, niech nie je”) do przepracowania po ukończeniu szkoły we wskazanej przez władze szkolne miejscowości i szkole 3 (trzech) lat. Po tych trzech latach mogła sobie podjąć pracę, gdzie się jej podobało.

Barbara mieszkająca nieopodal Szczecina otrzymała zgodnie z Nakazem Pracy posadę w Szczecinie – a więc dojazdy pociągiem.

Wstawać o 5:00. Odjazd pociągu ok. godz 6, godzina jazdy pociągiem, potem ok. 35 min. tramwajem, przemarsz ok. 500m przez gruzy i po gruzach.

Wreszcie w szkole.

O 8:15 apel na korytarzu i po apelu można rozpocząć lekcje.

Zarobki w czasie Nakazu 640 zł, do tego dodatek za godz.”nadliczbowe”.ok. 160 zł. Łączna tygodniowa ilość godzin nie przekraczająca 40. Łączny miesięczny zarobek ok.800 zł.

1 kg cukru kosztował 6zł. Zegarek marki Pobieda, konieczny w pracy – kosztował powyżej 900zł. Koszt butów „na koturnie” (?) ok.900zł.

Po ślubie Barbara mieszkała w Domu Nauczyciela, ja w Akademiku. Potem wynajęliśmy dzięki litościwym rodzicom uczniów pokoik 8,5 m2 (okrągły stół się nie mieścił, ale drzwi otwierały się tylko do połowy).

Osiągnięciem było otrzymanie po pewnym czasie „przydziału” na „mieszkanie” na parterze ok.18 m2, czyli pokój ok. 15m2 z piecem kaflowym, „kuchnia” ciemna 1,2*1,2m i miniłazienka, w której zamarzała woda dopóki nie zainstalowaliśmy „kozy” do ogrzewania.

Zapomniałem dodać, że dzieliliśmy to „bogactwo” już z dwojgiem naszych małych dzieci przez prawie 10 lat, a pani Barbara należała, bo musiała, do Związku Nauczycielstwa Polskiego; nie należała zaś do PZPR., bo nie musiała – choć się opłacało... PZPR nie chciał, bo dbał tylko o swoich członków. Władze ZPN mogły i powinny pomóc, choć nie musiały, bo dbały o swoje własne odwłoki.

Przekazuję pozdrowienia dla nauczycieli „protestantów”, z prośbą o nieco zastanowienia.. Twierdzę, że pan Broniarz reprezentuje nie nauczycieli, lecz skostniały ZNP i ideologię partii, której sztandar już dawno „wyprowadzono”.


rytamor
O mnie rytamor

Zgryźliwy, moher z zamiłowania - najczęściej jednak bez nakrycia głowy. Uczulony na pogodę. Szczególnie nie lubię wiatrów wschodnich i zachodnich. Dubito ergo cogito.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości