Ryuuk Ryuuk
318
BLOG

Iron Fist – karykatura smoka (recenzja serialu)

Ryuuk Ryuuk Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Stało się najgorsze. Po rewelacyjnym Daredevilu, znakomitej Jessice Jones, nieco słabszym (ale wciąż godnym uwagi) Cage’u, producenci z Netflixa i Marvela gwałtownie obniżyli poziom i dali nam tandetnego, wręcz karykaturalnego Iron Fista.


Oto bowiem mamy serial, w którym sztuki walki powinny odgrywać ogromną rolę, a w którym nie ma ani jednego aktora potrafiącego przyzwoicie walczyć … Odtwórca głównej roli, Finn Jones, jest koszmarnie nieudolny, co w zestawieniu ze swoim komiksowym, super-sprawnym pierwowzorem wypada szokująco. A już pokazywanie go rozebranego, gdy prezentuje z dumą znak smoka na swym wątłym torsie (przypominającym raczej ciało nastolatki przed okresem dojrzewania), to groteska …


W pozostałych przypadkach jest równie źle. Coleen Wing, czyli mistrzyni walki mieczem, nie potrafi nawet wziąć miecza do ręki. Davos (przyszły Steel Serpent) to niezdara, nawet Zhou Cheng (grany przez tzw. hollywoodzki czarny pas) w zasadzie nie ma nic do pokazania. Choreografia walk przypomina dawne produkcje, gdzie zadawano pseudo-ciosy „z karata”. Po prostu żenada.


image


Czy tak wygląda ktoś, kto spędził 15 lat na morderczym treningu sztuk walki?


Czemu się do tego tak bardzo przyczepiam? Bo to miał być Iron Fist, postać wprowadzona do Universum Marvela na fali niezwykłej popularności filmów o sztukach walki. Może nie był pierwszy (kimś takim był Shang Chi) ale to właśnie Iron Fist jako pierwszy mistrz sztuk walki w Marvelu walczył przeciwko super-złoczyńcom.


Nie tylko sceny akcji są tu beznadziejne. Krytycy (i wielu z fanów) rozjeżdżają serial, nazywając go nudnym, frustrującym, bez polotu. Ale czemu się dziwić, skoro brak tu spójnej historii, czarnego charakteru z prawdziwego zdarzenia, akcja wlecze się niemiłosiernie. The Hand, budząca grozę organizacja wojowników ninja została w tym filmie zamieniona na coś w rodzaju YMCA. Scenarzysta w swej „mądrości” usunął specyficzne poczucie humoru głównego bohatera, zaś Gao (która jako jedyna zasługiwała na to, by zostać głównym antagonistą) zepchnął na drugi plan.


A przecież Iron Fist jest wręcz wymarzony na ekranizację. Nie jest to może postać pierwszoplanowa w Marvelu, czy choćby jedna z bardziej znaczących, ale z pewnością ciekawa i z potencjałem (zwłaszcza rozrywkowym). Nawet gdyby zrezygnować z ambitniejszych planów (co po mrocznym Daredevilu byłoby OK), to lekka produkcja znakomicie by się sprzedała. A wszystkie ewentualne wady, braki w scenariuszu, czy grze aktorskiej, można zatuszować efektownością starć, specyficznym humorem (Danny Rand był z niego znany), mistycyzmem. Tu nie jednak nie ma czym ratować. Tandetną historyjkę upstrzono niezdarnymi bijatykami …


Ostatecznie film oceniam aż na 4, w skali od 1 do 10. Tak „wysoko”, bo montaż i zdjęcia są ok, inaczej byłoby jeszcze niżej. Mówiąc dokładnie – serial jest byle jaki, jeden z całej masy byle jakich seriali, o których zapominamy jeszcze w trakcie oglądania.


Największy problem jest w tym, że Iron Fista tam po prostu nie ma. Ten chuderlak na ekranie to żałosna podróbka. Jest to zdecydowanie najgorsza ze wszystkich ekranizacji marvelowskich Netflixa, co źle rokuje na przyszłość. Nie ma co liczyć na reboot (mimo iż krytyka tego serialu jest wręcz bezlitosna), chyba tylko na to, że drugiego sezonu nie będzie.


Mam nadzieję, że Defenders i Punishera tak nie spieprzą …


P.S.


Pierwotnie główną rolę miał grać Azjata, Lewis Tan. Ostatecznie dostał ja Finn Jones, co wywołało falę idiotycznych dyskusji na temat rasy Fista. Sam Tan na pocieszenie dostał epizod pijanego mistrza w jednym z odcinków, co było chyba jeszcze głupsze – Zhu Cheng nigdy nie był pijany w komiksie, zaś przekonywać o tym, iż upojenie alkoholowe czyni z człowieka doskonałego wojownika, mógł tylko Jackie Chan … zaś ci, którzy go naśladują, wychodzą na głupków:)


Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura