Ryuuk Ryuuk
1074
BLOG

Czarownice z Doruchowa

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Czarownice z Doruchowa 15 sierpnia 1775 roku w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny zapłonął w Polsce stos, na którym spalono 11 kobiet oskarżonych o czary. Od razu zaznaczę, że nie jest to ostatni taki przypadek. Ostatni stos dla czarownicy w Polsce i na świecie zapłonął w Reszlu w 1811 roku. Mamy historyczne osiągnięcie, prawda?

Wróćmy jednak do 1775. Cała sprawa polskich czarownic w Doruchowie rozpoczęła się od bólu palca dziedziczki Stokowskiej. Wezwana specjalnie znachorka oprócz chorego palca zdiagnozowała też kołtun na głowie dziedziczki. Takie rzeczy są efektem braku elementarnej higieny, jednak owa znachorka rozpoznała … czary: „cioty, czarownice zadały kołtuna, a Dobra najpierwsza!”, miała pono wykrzyknąć.

Rozpoczęły się zatem polowania na czarownice. Pierwszą była wspomniana kobieta o nazwisku Dobra, jedna z bogatszych gospodyń we wsi (diabeł pewnie jej pomagał), drugą biedna wdowa, której zmarła córka (niechybnie wskutek czarów), trzecią niedorozwinięta umysłowo dziewczyna, pasająca bydło we dworze i bawiąca się liśćmi (zapewne nawet nie rozumiała co się dzieje). Dalej już poszło łatwo – w efekcie upolowano czternaście „czarownic”, które spotykały się podobno we wtorki i czwartki przy kamieniu na skraju wsi, zwanym, nomen omen, „Łysą Górą”.

Postanowiono podejść do sprawy „profesjonalnie” i zastosowano, zgodnie z instrukcją zatwierdzoną już dawno przez samego papieża Innocentego VIII, tzw. pławienie czarownic. Po kolei spuszczono spętane oskarżone do wody, by przekonać się czy utoną. Jak przecież twierdził sam papież (który nie mógł się mylić), czarownice nigdy nie toną, bo ich czysta woda nie chce przyjąć. No cóż, te także nie utonęły, najprawdopodobniej z tego powodu, że obfite suknie nie zdążyły dobrze namoknąć i utrzymały je na wodzie.

Tak więc zyskano niepodważalny dowód na czary. Przez kilka dni czarownice oczekiwały na proces w beczkach po kapuście, solidnie związane, pozbawione wody i jedzenia. Na beczkach przytwierdzono karteczki z napisem: „Jezus! Marya! Józef!”, by zabezpieczyć się przed diabłem idącym im na pomoc.

Sprowadzono sędziów, katów i trzech zakonników franciszkańskich, biegłych w walce z czarownicami. W domu zarządcy urządzono salę sądową i izbę tortur. Przesłuchania były tak okrutne, że trzy z kobiet zmarły. Pozostałe nie mogąc znieść bólu, przyznały się do czarów. Wyrok mógł być zatem tylko jeden – śmierć na stosie, który zresztą wykonano jeszcze w tym samym dniu.

Czarownice ponownie zapakowano do beczek i na trzech wozach, na każdym ochroną przed diabłem zajmował się franciszkanin, przewieziono je na miejsce kaźni. Mieściło się ono koło wspomnianego wcześniej kamienia (Łysa Góra), gdzie stos został już zbudowany przez pobożnych mieszkańców. Czarownice położono twarzami w dół i przygnieciono ciężkimi kłodami, po czym stos podpalono. Płonął całą noc. Obok stosu pochowano ciała trzech zamęczonych na torturach kobiet, którym przezornie odrąbano jeszcze głowy.

To nie koniec. Następnego dnia postanowiono jeszcze publicznie wychłostać troje dziewcząt, które miały nieszczęście być córkami spalonych czarownic. Tak na wszelki wypadek, by im samym nie przyszło do głowy czarowanie. Chłosta była przeprowadzona tak gorliwie, że jedna z dziewczynek zmarła.

Egzekucja polskich czarownic w Doruchowie prawdopodobnie przesądziła o zniesieniu w 1776 roku procesów o czary w Rzeczypospolitej.

Doruchów jest takim polskim miasteczkiem Salem. Co prawda nie nakręcono jeszcze żadnego filmu w stylu „Czarownice z Doruchowa” (i pewnie małe są na to szanse, znając polskie realia), jednak nie da się ukryć, że pewne podobieństwa występują. Działają w Doruchowie ludzie, którzy co pewien czas starają się przypomnieć sprawę czarownic, a to przez propozycję nazwania ulicy imieniem 14 Czarownic, a to przez udaną inscenizację w 230 rocznicę widowiska „Pożegnanie z diabłem i czarownicą”. Jednak jak dotąd nie udało im się choćby wybudować pomnika, o Muzeum Czarownic (które przecież zrobiłoby to miejsce atrakcyjnym turystycznie) już nie wspominając. Jedynie mała tabliczka na przydrożnym krzyżu o tym przypomina.

Sprawa czarownic z Doruchowa była i jest bagatelizowana, a nawet zwalczana przez niektórych historyków. Poddawano w wątpliwość sam fakt, przestawiano jego datę na 1783, jeden z opisów kaźni niektórzy uważają za literacki wymysł Konstantego Majeranowskiego (1835), a gdy to nie pomagało, to ograniczano liczbę spalonych czarownic do sześciu. Imano się wszystkich sposobów by wydarzenie zanegować.

Poniżej zamieszczam link ze strony pani Bożeny Ronowskiej, do skanów z pracy Adryjana Krzyżanowskiego z 1843 roku.:

https://procesyoczary.wordpress.com/2015/12/30/o-procesie-w-doruchowie/

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura