Wielu z nas, jeśli przeżyje pandemonium dane nam nie tylko przez los nie ruszy się ku lepszemu, bowiem nie będzie mogło nigdzie się udać, także dlatego, iż ich coraz pustsze torby już są wzięte pod zastaw długu zaciągniętego przez polskie(?) władze.
A jak duży ten dług jest? Jeszcze przedwczoraj, za czasów Tuska wydawał się on wcale nieduży. Może ok. 700 miliardów złotych. https://www.salon24.pl/u/zmielony/567581,zadluzenie-polski
Wczoraj, tj. na koniec 2015 roku „kształtował się na poziomie” ok. 6 bln zł. https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/gus-emerytury-pierwszy-filar-drugi-filar-ppe,246,0,2403830.html
Dziś – któż to wie…? Jedno jest pewne – dług publiczny nie maleje. A wiadomym jest, iż kiedyś trzeba go będzie wykupić albo sprzedać z niemałą stratą.
W tej sytuacji nie dziwi, że władza nie ma serca do projektowania i realizowania takiej polityki społecznej, która skutecznie rozwiązywałaby m.in. problem rosnącego ubóstwa w Polsce. Miast tego woli się bawić w gry i zabawy dworskie.
Szef pisu dla przykładu z lubością gra na emocjach. A to pod nos króliczka postawi marchewkę, a to nowemu nominatowi zadzwoni hakami, by ustawić go w roli obawiającego się o zwalenie ze scenki halabardnika. Gdy był jeszcze dzieckiem, wyjątkowym dzieckiem (nie każdy mógł być aktorem w wieku przedszkolaka) wraz z bratem rozpoczęli przygodę z filmem będącym wspaniałym instrumentem skutecznie bujającym emocjami spektatorów, ale i samych aktorów. Dziś, choć sam nadal nie wyzwolił się z roli reżysera, aktora i producenta dramatów mających być granymi już nie przed kamerami filmowców, a przed kamerami mediów - nadal największą przyjemność ma prawdopodobnie w ustawianiu swoich dworzan, choć i my bywa jesteśmy jego ofiarami, boć przecie nie partnerami.
Komentarze