Scyzoryk spod Włoszczowy Scyzoryk spod Włoszczowy
1653
BLOG

Pani Pochanke przekonanie o wyższości PiS-u nad rządem

Scyzoryk spod Włoszczowy Scyzoryk spod Włoszczowy Polityka Obserwuj notkę 21

Zakręciło mi się w głowie, gdy w pewien majowy wieczór przełączyłem się na TVN24 i zobaczyłem Justynę Pochanke tytułującą Józefa Oleksego premierem. To tak wielkie zmiany polityczne zaszły w Polsce a ja nic nie wiem? Co się ze mną działo, gdy Oleksy tworzył rząd? Czyżby na kilka tygodni urwał mi się film? 

Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że pani Pochanke używa zwrotu "Panie Premierze" w stosunku do Oleksego ze względów grzecznościowych. No tak, ja wiem, że kiedyś był w Polsce taki obyczaj, żeby w ten sposób zwracać się do byłych szefów rządów. Znawcy dobrych manier utrzymywali, że tytuł premiera przysługuje im dożywotnio. Ale obyczaje się zmieniają. Dlatego gdy na początku kwietnia obejrzałem w TVN24 wywiad pani Pochanke z Jarosławem Kaczyńskim, podczas którego nazywała go "Panem Prezesem" i ani razu nie użyła zwrotu "Panie Premierze", doszedłem do wniosku, że właśnie zmieniły się normy politycznego savoir vivre'u. No bo czy pani Pochanke zapomniałaby, że jej rozmówca był niedawno premierem? Na pewno nie! A czy pani Pochanke brakuje dobrych manier? Również z pewnością nie! Zatem stało się dla mnie oczywiste, że dziennikarze przeprowadzający wywiady z byłymi szefami rządów przestaną ich tytułować premierami. Stąd się wzięło moje zdumienie, gdy tak nieszczęśliwie nacisnąłem przycisk pilota, że zobaczyłem na ekranie panią Pochanke rozmawiającą o ważnych sprawach dziewcząt i chłopców z panem (premierem?!) Oleksym. Zaczęło mnie dręczyć pytanie, dlaczego dziennikarka TVN do jednego byłego szefa rządu zwraca się "Panie Premierze" a do drugiego nie.

Próbując znaleźć przyczynę tak odmiennego traktowania polityków przez laureatkę wielu plebiscytów na najlepszego dziennikarza III RP, wkroczyłem na mało znany mi teren, ponieważ za znawcę savoir vivre'u się nie uważam. Na tym polu rej wodzi Jolanta Kwaśniewska, nauczająca dobrych manier w TVN Style. Pani Pochanke spotyka ją z pewnością w gmachu TVN i może skorzystać z jej porad. Ja, pastuch czyli kowboj, powinienem w zasadzie ograniczyć się do komentowania obyczajów bydła pędzonego na rzeź, które - jeśli wierzyć Władysławowi Bartoszewskiemu - zachowuje się tak jak wyborcy PiS-u. Jednak według doniesień premiera Oleksego, pani prezydentowa za punkt honoru postawiła sobie nauczenie Polaków eleganckich sposobów krojenia bezy i z tego powodu nie ma czasu na zajęcie się innymi tematami. Toteż ja, prosty (chociaż jednocześnie skrzywiony ideologicznie) Scyzoryk musiałem na własną rękę wyjaśnić, dlaczego nie wszyscy byli szefowie polskich rządów są przez salonowych dziennikarzy tytułowani premierami.

Po obejrzeniu i wysłuchaniu wielu wywiadów i konferencji prasowych ustaliłem, że dotyczy to Jerzego Buzka, Marka Belki i Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli chodzi o dwóch pierwszych polityków, to jest to łatwe do wytłumaczenia, ponieważ piastują oni w tej chwili stanowiska wyższe lub porównywalne pod względem prestiżu z funkcją premiera. W hierarchii międzynarodowej przewodniczący Parlamentu Europejskiego jest sytuowany wyżej niż premierzy poszczególnych państw. Natomiast prezes NBP kieruje instytucją wymienioną w konstytucji, która jest od rządu niezależna i wywiera wielki wpływ na polską gospodarkę.

Jak jednak wyjaśnić przypadek Jarosława Kaczyńskiego? Dlaczego pani Pochanke tytułuje go nie premierem lecz prezesem Prawa i Sprawiedliwości? Zapytałem ją, lecz ona, oddzielona ode mnie szklanym ekranem, nie odpowiedziała. Musiałem sam odkryć tę przyczynę.

Jakoś trudno było mi uwierzyć w narzucającą się odpowiedź, że stanowisko prezesa PiS-u jest ważniejsze niż premiera rządu. Wziąłem więc pod uwagę inne przyczyny stosowania tej dziwnej tytulatury w stosunku do pana Kaczyńskiego.

Pierwsze moje przypuszczenie było takie, że zgodnie z zasadami savoir vivre'u obowiązującymi na salonach III RP nie wypada używać zwrotu "Panie Premierze", jeśli były szef rządu stoi na czele partii opozycyjnej. Ale przypomniałem sobie, że pani Pochanke i jej uhonorowani nagrodami dziennikarskimi koledzy i koleżanki z czołobitnością tytułowali premierem Waldemara Pawlaka, gdy jego partia była w opozycji do rządu Jarosława Kaczyńskiego. Nie nazywali go wtedy prezesem PSL.

Drugie moje przypuszczenie było takie, że nie stosuje się honorowego tytułu przysługującemu danemu politykowi, jeśli jest on szefem nie jednej z wielu, lecz największej partii opozycyjnej. Ale znowu przypomniałem sobie, że gdy PO zajęła drugie miejsce w wyborach parlamentarnych w 2005 r., to jej przewodniczący był przez salonowych dziennikarzy tytułowany marszałkiem! Stosowali oni tę tytulaturę, mimo że Donald Tusk był zaledwie byłym wicemarszałkiem senatu.

Trzecie moje przypuszczenie było takie, że dziennikarze nie używają honorowego tytułu przynależnego panu Kaczyńskiemu, żeby mu się przypodobać. Jak wiadomo, po zwycięstwie wyborczym PiS-u w 2005 r. nie chciał on objąć stanowiska premiera, bo - jak twierdził - jedyna funkcja na jakiej mu zależało to prezesura swego stronnictwa. Ale czyż dziennikarze są od podobania się politykom? Czy mają robić to, czego oni sobie życzą? Etyka dziennikarska na to nie pozwala. A czyż gwiazdy dziennikarstwa III RP mogłyby postępować nieetycznie?

Po zanegowaniu powyższych przypuszczeń, nie ulegało już dla mnie wątpliwości, że pani Pochanke wraz ze swymi kolegami i koleżankami po fachu uważają piastowanie stanowiska prezesa PiS-u za ważniejsze niż premiera rządu. Gdy uznałem to za pewnik, natychmiast przypomniałem sobie wypowiedzi bywalców salonów III RP, że Jarosław Kaczyński zachowuje się jak głowa podziemnego państwa. A więc tu jest pies pogrzebany! Pani Pochanke jest przekonana, że Jarosław Kaczyński jest przywódcą potężnego państwa, któremu można nadać zgrabną nazwę Anty-III RP. A polityczną jego emanacją jest Prawo i Sprawiedliwość. Prezes tego stronnictwa łączy w sobie stanowiska premiera i prezydenta tego państwa. Zatem prezes PiS-u jest ważniejszy niż prezes Rady Ministrów III RP.

A władza prezesa Kaczyńskiego jest wielka, ponieważ takie jak on poglądy ma ponad połowa Polaków. Tak przynajmniej wynika z badań socjologicznych przeprowadzonych przed wyborami w 2007 r. przez prof. Janusza Czapińskiego. PiS jest jedynym liczącym się ugrupowaniem politycznym, które mówi głośno to, co myśli lwia część Polaków nie biorących udziału w wyborach. Są to ludzie wykluczeni przez okrągłostołowe elity. PiS nie wygrał ostatnich wyborów parlamentarnych jedynie z tego powodu, że większość jego potencjalnych wyborców nie poszła do urn, a z tych, co głosowali, część uległa propagandowej manipulacji i poparła PO. Nie zmienia to tego, że PiS jest ciągle faktycznym reprezentantem co najmniej połowy Polaków. Na pewno tak wybitna przedstawicielka elit III RP jak pani Pochanke zdaje sobie z tego sprawę i z szacunku dla faktów (nie mylić z "Faktami TVN") woli tytułować Jarosława Kaczyńskiego prezesem a nie premierem.

Jarosław Kaczyński sprawuje w tej chwili rząd dusz w Polsce. Okrągłostołowe elity drżą ze strachu, bo boją się, że utracą władzę i przywileje z nią związane. Dlatego salonowi dziennikarze z taką gorliwością bronią rządu Tuska przed krytyką ze strony głównej partii opozycyjnej. Dlatego śledzą z niecierpliwością każdy krok prezesa PiS-u. Dlatego wsłuchują się w każde jego słowo. Dlatego przeinaczają jego wypowiedzi albo je ośmieszają. Krótko mówiąc, pilnują, żeby Jarosław Kaczyński nie nadużywał olbrzymich prerogatyw, jakie daje mu sprawowanie stanowiska prezesa PiS-u czyli przywódcy Anty-III RP. Robią więc to, do czego dziennikarze są powołani: Patrzą władzy na ręce.

Gdy podzieliłem się swymi ustaleniami z moim kolegą Andrzejem Molasym, ten zapluty karzeł kaczyzmu parsknął śmiechem i powiedział, że są warte funta kłaków. W rzeczywistości salonowi dziennikarze tytułują prezesem a nie premierem Jarosława Kaczyńskiego tylko i wyłącznie dlatego, że chcą go zdeprecjonować, umniejszyć jego rangę, ośmieszyć. Na przykład w ustach takiego chłystka jak Jarosław Kuźniar słowo "Prezes" brzmi jak obelga. Celem takich nie przestrzegających elementarnych zasad kultury osobistej chamskich pismaków (lub raczej antyPiSaków) jest zasugerowanie, że "Prezes PiS-u" Kaczyński to współczesne wcielenie "Prezesa Banku Zbożowego" Dyzmy oraz "Prezesa Klubu Sportowego Tęcza" Ochódzkiego, bohatera filmu "Miś".

Oczywiście potępiłem w całej rozciągłości opinię Andrzeja. Na pewno nie jest ona słuszna w odniesieniu do pani Pochanke. Za jej dobre maniery mogę ręczyć. Jeśli ktoś jest innego zdania to wyzywam go do walki na scyzoryki w obronie jej honoru. 

Zresztą mam niezbity dowód, że salon III RP uważa prezesa Kaczyńskiego za głowę państwa, którego symboliczną stolicą jest Włoszczowa. Nikt bowiem nie poważył się podnieść ręki na tutejszy peron, choć bezsens jego istnienia jest tak samo pewny jak śmierć i podatki. Powinien on być już dawno zniszczony. Ale co to byłaby za stolica, jeśli nie zatrzymywałyby się w niej pociągi? Ja jednak jak Katon w sprawie Kartaginy nigdy nie ustąpię i do skutku będę wołał: Peron we Włoszczowie musi być zniszczony!

OSTRZEGAM! JESTEM OSTRY JAK BRZYTWA!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka