Scyzoryk spod Włoszczowy Scyzoryk spod Włoszczowy
425
BLOG

Lekarzu, lecz się sam!

Scyzoryk spod Włoszczowy Scyzoryk spod Włoszczowy Polityka Obserwuj notkę 14

Scyzoryk mi się w kieszeni otwiera, gdy widzę Jarosława Kaczyńskiego narzekającego na stan służby zdrowia w Polsce. Ostatnio miało to miejsce podczas debaty w sprawie wniosku PiS-u o odwołanie minister zdrowia Ewy Kopacz. Kto jak kto, ale Kaczyński nie ma prawa narzekać na niedostateczną opiekę lekarską. Salon III RP stworzył przecież nową naukę medyczną, badającą stan zdrowia psychicznego prezesa PiS-u (proszę pamiętać, aby wzorem pani Justyny Pochanke nigdy nie stosować wobec niego grzecznościowego tytułu premiera) oraz członków jego stronnictwa i jego wyborców. Ta nowatorska gałąź medycyny łączy w sobie najlepsze osiągnięcia psychologii oraz psychiatrii i nazywa się psycholiatria.

Nauka ta bada aberracje umysłowe Kaczyńskiego i milionów popierających go Polaków, które objawiają się u pacjentów w postaci podłego (ulubione słowo Stefana Niesiołowskiego!) krytykowania salonu rządzącego III RP, a w szczególności najwyższych władz partyjno-państwowych, Gazety Wyborczej, TVN, Lecha Wałęsy, Władysława Bartoszewskiego, Moniki Olejnik i tym podobnych typów. Specjalistami w tej dziedzinie są największe umysły naszego kraju: prezydent, premier, większość posłów i senatorów z marszałkiem Niesiołowskim na czele, areopag wybitnych naukowców, wśród kórych rej wodzi prof. Radosław Markowski, artyści tak wielcy jak Andrzej Wajda, gwiazdy dziennikarstwa III RP z samym Adamem Michnikiem, celebryci dający twarz polskiej prezydencji w UE jak Kuba Wojewódzki oraz tysiące lemingów.

Eksperci z zakresu psycholiatrii to psychole. Wprawdzie językoznawcy utrzymywali, że zgodnie z zasadami polszczyzny, ci lekarze chorych polskich dusz powinni nazywać się psycholiatrzy (tak jak psychiatrzy od psychiatrii), ale w dobie dominacji języka esemesowo-internetowego, charakteryzującego się dążeniem do maksymalnego skracania słów, nazwa zalecana się nie przyjęła. 

Czytelników, którzy w tym momencie chcieliby przerwać lekturę mojej notki, aby zapoznać się ze słownikową definicją psycholiatrii, proszę o rezygnację z tego zamiaru. Językoznawcy jeszcze nie uznali tego słowa za poprawne. Ale nic w tym dziwnego, bo autorzy słowników poprawnej polszczyzny reagują ze znacznym opóźnieniem na zmiainy językowe. Za przykład ich konserwatyzmu służyć może kwestia odmiany nazwy jednego z najsłynniejszych miast Polski czyli Włoszczowy. Z uporem godnym lepszej sprawy ignorowali przez długie lata fakt, że jej mieszkańcy stosowali odmianę rzeczownikową (we Włoszczowie) i zalecali odmianę przymiotnikową (we Włoszczowej). Dopiero niedawno poszli po rozum do głowy i zmienili normę. Niestety, mnóstwo niedouczonych bywalców salonów III RP, takich jak jeden z największych psycholi Janusz Palikot, kompromituje się, wyśmiewając się z peronu we Włoszczowej. 

Wskutek tej niechęci do akceptowania zmian, niektórzy językoznawcy kręcą nosem na używanie słowa psychol jako specjalisty z zakresu psycholiatrii. Chodzi im o to, że do tej pory, miało ono inne znaczenie i określało osobę chorą psychicznie. Ale wygłaszając swą krytykę, ignorują oni fakt istnienia synonimów oraz zmiany znaczenia słów. Zdarza się nawet, że są one używane w znaczeniu diametralnie przeciwnym niż to miało miejsce wcześniej. Ja na przykład odczuwam instynktowny niepokój, gdy słyszę, że ktoś jest szalenie (czyli bardzo, niezwykle) inteligentny. Przecież przysłówek "szalenie" pochodzi od przymiotnika "szalony", a ten z kolei - od rzeczownika "szał". Gdy więc słyszę jakiegoś bywalca salonów III RP, że Palikot jest szalenie inteligentny, to staje mi przed oczami szleniec (jeden z synonimów tego słowa to psychol), stosujący szalenie przemyślne metody znęcania się nad swymi ofiarami. 

Od pasażerów pociągów zatrzymujących się na peronie we Włoszczowie dowiedziałem się, że premier Donald Tusk przykłada tak szalenie dużą wagę do wyleczenia Jarosława Kaczyńskiego i połowy narodu polskiego, że zamierza powołać pełnomocnika rządu do spraw psycholiatrii. Czeka już na niego czarna limuzyna oraz wspaniale umeblowany gabinet. Będzie urzędował w tzw. pełnonocnikowym skrzydle pałacu rządowego, w sąsiedztwie Julii Pitery i Bartosza Arłukowicza (warunki pracy są tu ciężkie, bo szalenie cuchnie moczem). Pełnomocnik będzie nosił zaszczytny tytuł Naczelnego Psychola III RP. Ponoć Donald Tusk szalenie chętnie widziałby na tym stanowisku Janusza Palikota, ale ten odmawia, ponieważ boi się, że zostanie zgwałcony przez premiera w szalenie śmierdzącym gabinecie. W tej sytuacji posada Naczelnego Psychola przypadnie Kazimierzowi Kutzowi lub Stefanowi Niesiołowskiemu, szalenie zasłużonym specjalistom z zakresu psycholiatrii. 

Gdy opowiedziałem mojemu koledze Andrzejowi Molasemu z jak szalenie dużą troskliwością premier Tusk dba o zdrowie prezesa Kaczyńskiego, ten natychmiast sięgnął po swój scyzoryk, który mu się otworzył w kieszeni. Jego słowny komentarz dotyczący salonowych psycholi brzmiał: "Medice, cura te ipsum!". 

Czytelnicy mojej notki "Barany na peronie" wiedzą, że Andrzej wykrył bardzo rozpowszechnione w Polsce zaburzenie umysłowe, które nazwał syndromem włoszczwskim (stosowana jest także nazwa syndrom peronu we Włoszczowie). Uznałem zatem, że warto poznać jego opinię na temat diagnozy konsylium psycholi w sprawie zrowia psychicznego lidera polskiej opozycji.  

Andrzej zaskoczył mnie swoim stwierdzeniem, że to salonowi "lekarze" sami cierpią na dewiacje psychiczne przypisywane osobom, które chcą leczyć (tzw. mechanizm projekcji). Psychole chorują mianowicie na kaczofobię (lęk przed Jarosławem Kaczyńskim) oraz pisofobię (lęk przed PiS-em). Choroby te miają szalenie podobne objawy i zawyczaj występują u psycholi jednocześnie. Niektórzy jednak z nich, np. Waldemar Kuczyński, utrzymują, że boją się jedynie Kaczyńskiego i PiS, po pozbyciu się swego przywódcy, przestanie być straszny. 

Do kaczofobii, Kuczyński przyznał się bardzo szczerze, jakby siedział na kozetce psychoanalityka, w tekście zamieszczonym niedawno w Rzeczpospolitej. O swych odczuciach w stosunku do Kaczyńskiego napisał: "przede wszystkim czuję strach". Jak wykazał w swojej polemice z Kuczyńskim Bronisław Wildstein, ten lęk nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia.

Przypadek Kuczyńskiego może służyć za wzór ilustrujący definicję fobii, np. tej zamieszczonej na stronie internetowej eioba.pl: "Fobia jest nieuzasadnionym, irracjonalnym lękiem, niewspółmiernym do przyczyny. (...) Fobie wywoływane są przez pewne sytuacje lub obiekty, zewnętrzne wobec osoby przeżywającej lęk, które obiektywnie nie są niebezpieczne". Jednym z objawów fobii jest szczękościsk, jakże widoczny, gdy Kuczyński wypowiada się o Kaczyńskim. Jeśli chodzi o przyczyny fobii, to wszystko wyjaśnia cytat ze strony fobia.org.pl: "Osoby cierpiące na fobie, w przeszłości musiały mieć jakiś kontakt z bodźcem wywołującym fobię. jednym z najlepszych przykładów jest straszenie małych dzieci pająkami lub myszami. Małe dziecko zapamiętuje je jako niebezpieczne i z czasem zaczyna się tego bać." Gdyby nie to, że ten tekst mogą czytać lemingi, to nie byłoby potrzeby dodawać, że w przypadku kaczofobii, odpowiednikiem przykładowego pająka jest Duży Kaczor czyli Jarosław Kaczyński. Przykłady straszenia nim małych i dużych dzieci znajdują się w mojej notce "Kaczyński - zły cesarz III RP".

Kuczyński zamieścił w swoim tekście bardzo interesujący passus dotyczący wspomnianego przez Andrzeja mechanizmu projekcji. Odrzucając zarzuty publicystów i internautów, że Jarosław Kaczyński i jego zwolennicy są traktowani przez ich przeciwników z nienawiścią, ten czołowy bojownik obozu III RP na froncie ideologicznym napisał: " Dlaczego słowo "nienawiść" jest tak częste u Prezesa i jego zwolenników? Moim zdaniem, to tzw. projekcja. Przeniesienie emocji, którą się samemu żywi, na myślących inaczej czy uważanych za wrogów i przypisanie im jej, by to oni byli nienawistnikami, a my poddanymi nienawiści niewiniątkami, całkowicie od niej wolnymi. Nie jest łatwo żyć tym uczuciem. Ono dręczy i niszczy. To dlatego po roku 1989 pozbyłem się go w stosunku do komuchów i także porachunków z nimi."

Opis mechanizmu projekcji znajduje się także w definicji fobii w Wikipedii: "Teorie wywodzące się z konwencji psychoanalitycznej, akcentujące znaczenie nieświadomości w ludzkim życiu postulują istnienie kilku mechanizmów powstawania reakcji fobicznych jak przeniesienie agresji, czy regresja. W wyniku przeniesienia obiekt lęku spostrzegany jest jako zagrażający, dochodzi do projekcji (przypisywania) własnych wypartych emocji obiektowi lęku. Zagrożenie mogą wywoływać własne niechciane i nieakceptowane emocje, jak agresja lub projekcja własnych emocji z poprzednich faz życia psychoseksualnego".

Cóż wynika z tych dwóch zapisów? Przede wszystkim to, że chorobliwe stany psychiczne, jakie Kuczyński i inni psychole wykrywają u Kaczyńskiego i jego zwolenników, można przy pomocy mechanizmu projekcji zidentyfikować u nich samych. Poza tym pojawia się wątpliwość, czy Kuczyńskiemu rzeczywiście udało się skutecznie pozbyć ze swej psychiki "skłonności z poprzedniej fazy życia psychoseksualnego" czyli nienawiści do komuchów. Czy aby nie doszło jedynie do jej wyparcia do podświadomości? A następnie do przeniesienia tej niechcianej emocji na Kaczyńskiego i jego zwolenników? Psychoanaliza, panie Kuczyński, to niełatwa nauka! Na pewno niemożliwa jest autopsychoanaliza!

Ani Kuczyński ani nikt inny nie mógł się w Polsce wyzbyć negatywnych uczuć do komuchów ot tak, pstryknięciem palców. Do tego niezbędne byłoby ich sprawiedliwe osądzenie i ukaranie. Ponieważ do tego nie doszło,  to musiał zajść mechanizm wyparcia tych negatywnych uczuć do podświadomości, a następnie przeniesienia ich na inne grupy społeczne. W latach 90. byli to duchowni katoliccy, a teraz są "pisowcy" i "mohery". Wbrew opinii Kuczyńskiego, ci, którzy głośno domagają się rozliczenia komunistów są - z punktu widzenia psychoanalizy - zdrowsi psychicznie od tych, którzy twierdzą, że jest to niepotrzebne. Nie tłumią bowiem tych uczuć jak psychole, u których są one zepchnięte do podświadomości.

Andrzej zwrócił uwagę, że atakowanie przez obóz III RP Jarosława Kaczyńskiego jako człowieka chorego psychicznie nasiliło się po katastrofie smoleńskiej. Wcześniej stosowano dwie inne strategie antykaczystowskie: ośmieszanie braci Kaczyńskich i straszenie nimi czyli diabolizację. Po tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego okazało się, że nie był on wcale tak śmiesznym człowieczkiem jak go opisywano w mediach. Ośmieszanie jego brata przestało więc automatycznie być skuteczne. Również straszenie Polaków, że Kaczyński dybie na ich wolność osobistą, zaczęło się wypalać, bo przecież nie ma on żadnej realnej władzy. W jaki sposób może zatem im zagrażać?

Ponadto, propagandowe kampanie ośmieszania lidera opozycji i straszenia nim są ze sobą sprzeczne logicznie. Czy człowiek tak śmieszny może być aż tak groźny? A czy człowiek tak groźny może być aż tak śmieszny? Jeśli jednak wmówi się Polakom, że Kaczyński jest chory psychicznie, to wszystkie propagandowe klocki znowu ułożą się w całość. Wariat może być jednocześnie i groźny i śmieszny.

Według Andrzeja, coraz większe nasilnie się kaczo- i pisofobii u psycholi świadczy o rosnącym u nich poziomie lęku przed utratą władzy. Zachowują się, jakby gotowali się "na bój ich ostatni". Albo Kaczyńskiego zniszczą albo sami polegną na placu. A widmo klęski stoi im przed oczami, poniewaz zorientowali się, że tracą wpływ na młode pokolenie Polaków, co doskonale widać na stadionach i w internecie.

Trochę się pogubiłem w tych uczonych wywodach Andrzeja, więc się z nim pożegnałem i poszedłem w kierunku włoszczowskiego peronu. Na jego widok poczułem lęk. Szalenie mnie to zaniepokoiło. Czyżbym chorował na peronofobię? Szybko jednak odrzuciłem tę niedopuszczalną dla tak jak ja zagorzałego zwolennika III RP myśl. I głosem Katona zawołałem: "Peron we Włoszczowie musi być zburzony!"

OSTRZEGAM! JESTEM OSTRY JAK BRZYTWA!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka