sailorwolf sailorwolf
2401
BLOG

Logcarrierem wokół globu 2

sailorwolf sailorwolf Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Był problem, że by wleźli nie wywracając łodzi, ale się udało. Po kilku godzinach na resztkach paliwa dotarliśmy do statkowego gangwayu (Trapu ze schodkami).

Nigdy już z nimi nigdzie nie płynę, choćby czekało na mnie wiele dam w topless.

Czarterujący Mitsui pyta kiedy kończymy załadunek. Odpisalem:

C’est l’Afrique. I don’t know!

                    Mam załadowane obecnie razem z Pointe Noire 9038 metrów sześciennych I mam załadować jeszcze co najmniej 10 tysięcy, a mam miejsca na 15 tysięcy.

Ale stary zadzwonił do agenta, który rzekł „kończycie ósmego kwietnia”. Czyli od dziś musieliby zacząć ładować po 759 metrów sześciennych dziennie, również w weekendy czyli, po 145 logów dziennie. W takie cuda to ja nie wierzę. Będę się cieszył jak ruszymy stąd w połowie maja, a najprawdopodobniej pod koniec.

Pora deszczowa się rozbisurmaniła i leje całe noce a czasami i dnie. Dziś na szczęście przestało i mogłem pchnąć ludzi do stukania pokładu.Jakiś dupek kiedyś na moim obecnym statku (podobno ruski chief) po wyładunku cementu luzem z Chin rok temu, nie spłukał od razu cementu pokładu i pozwolił cementowi związać. No to cement myśłi sobie: ”jak mnie nie spłukują, to wezmę i zwiążę”.

I związał.

Teraz odkuć metr kwadratowy z pokładu albo z pomiędzy rur trwa co najmniej godzinę.Rury balastowe też podobno są w trzech czwartych zatkane tym cementem.

Niewykluczone, że od dzisiaj woda do mycia będzie nie dość, że 10 minut dziennie to jeszcze co drugi dzień.Niestety nie wiadomo ile będziemy stać, a afrykańską wodą niebezpiecznie się myć, tyle różnych pasożytów w niej pływa. Za to nie brakuje nam wody deszczowej. Steward nawet wyprał prześcieradła i ręczniki. Ogólnie można się obyć jednym wiadrem dziennie i być zupełnie czysty. Chcieć to znaczy móc.

Ruski elektryk chodzi od wczoraj jak wniebowzięty.

Wczoraj moja żona powiedziała mi, że dzwonił do niej gdyński agent i spytał czy może chce coś dla mnie przekazać, bo wysyła na mój statek elektryka z Gdyni, Polaka Waldemara .

Więc ruski elektryk już jest spakowany i zachowuje się jakby odsiedział wyrok i już właśnie wychodził na wolność.

Jest mu wprawdzie przykro, że my jeszcze nie odsiedzieliśmy, ale trudno, on nic na to nie poradzi.

Tak się rozpędził, że zaczął nawet mi przekazywać dział elektryczny, ale może robił tylko próbę generalną.

Wczoraj dzwonię numer 22 i mówię drugiemu oficerowi, żeby zamknął ładownię, a on mówi, że w ogóle jej nie otwierał, jak Boga kocha jej nie otwierał. Więc się pytam jak nie on, to kto i odkładam słuchawkę.

Za chwilę przylatuje do biura drugi mechanik i przysięga, że nie otwierał ładowni. Więc mu mówię, że bardzo dobrze, bo on nie jest od ładowni tylko od maszyny.

Okazało się, że prawdopodobnie zamiast numer 22 do drugiego oficera wystukałem 32 do drugiego mechanika. Aldsheimer czy co?

Stary mówi, że czerwone wino jest nie tylko na cholesterol, ale i na Aldsheimera właśnie. Nie szkodzi w kantynie mamy tylko gin i whisky, ale od rana nie piję.

Tak więc w tym tygodniu poładuję trochę w sobotę, w niedzielę pojedziemy na plażę, poniedziałek (lany,ale bez wody) i następny tydzień zleciał. Już zarobiłem na tym statku 6931 dolarów i 47 centów, a na mieszkanie potrzeba przynajmniej 30 tysięcy dolarów.

28 marca 1997

Kupiłem ostatnią butelkę ginu i w kantynie został tylko dezodorant Rexona. Został, bo jest w sztyfcie, nie w sprayu i w żaden sposób nie da się go wypić.

Dziś pół statku się cieszy, bo przyszedł telex, że przyjeżdżają zmiennicy, w tym jeden Polak - elektryk. Mam nadzieję, że nie przyjedzie żaden pijak (mamy tylko dezodorant w sztyfcie). Jeszcze dziś jutro może coś załadują i mamy spokój do poświąt.

Dzwonił supercargo Michael i powiedział, że zaflancował malarię i się leczy.A ja już się tak rozbisurmaniłem, że się przestałem smarować i latam po pokładzie w szortach.

Ciekawe co ten kucharz zrobi na święta. Mam nadzieję, że nie baraninę w sosie miętowym jak u Maerska.Tego im nie zapomnę! A propos tego sztyftu dezodorantu, to przypomniałem sobie, że mam jeszcze w lodówce dwa południowoafrykańskie piwa Castel!!!

Do następnej dostawy co najmniej miesiąc jeszcze.

Ta pusta kantyna ma swoje zalety. W marcu wydałem na nią tylko 24 dolary, a na rozmowy telefoniczne 135. Za to za dyplom liberyjski musiałem zapłacić 175 dolców. A dla ułatwienia dodam, że duński dyplom nie kosztował mnie ani grosza. Widocznie liberyjski lepszy.

Ale co tam, czy płynę, czy na kotwicy mam tyle samo zarobku, a armator raty czarterowej.

I nastała niedziela 30 marca.

Coś mi ta data mówi. W 1973 roku się ożeniłem.”Co tam” pomyśłałem sobie ”wszyscy się żenią, taki Maciek Eckert i inni, najwyżej się rozwiodę”.

Trzy owoce tego małżeństwa mieszkają w Danii i skurczybyki nie piszą do taty. Może już nie umieją?

Dzisiaj z Thomasem, bosmanem i Aleksiejem gramy sobie w brydża, a on mówi, że odkąd się dowiedział, że jedzie do domu to nie może spać. Tak to jest po 10 miesiecznym kontrakcie. A Filipki maja po 12 miesięcy.

4 kwietnia 1997

 Byłem z cookiem i i marynarzami na lądzie. Agent podstawił auto, więc pojechaliśmy najpierw na rynek Lalala. Dałem kucharzowi 200 dolarów na warzywa, sam natomiast nabyłem 3 flaszki whisky, 2 dla 2 drugiego mechanika a jedną dla siebie. Po 4100 franków czyli po 8 dolarów.

Znalazłem też piwo w drewnianych skrzynkach po 12 butelek po 0.65 litra. 3500 franków skrzynka czyli po 7 dolarów. Następnym razem kupię dla kantyny 50-100 skrzynek. Tylko muszę jedno spóbować czy ma jaki taki smak.

Nowy elektryk z Gdyni jest 52 rocznik. Dziwię się, że taki młody człowiek może tak staro wyglądać. Wygląda na faceta w średnim wieku. Na dokładkę na tych łysych włoskach ma koński ogon, taki od konika polnego.

 Poza tym bosman i jeden marynarz przybyli z Wysp Zielonego przylądka. Bosman jak na razie postać dość tragiczna. Ukradli mu w samolocie bagaż, więc mu dałem mój stary kombinezon, bo bosman bez kombinezona jest nieważny. Powiedział, że on czytać po angielsku to nie bardzo. Więc się pytam po jakiemu oni tam gadają na tych wyspach, a on mi na to, że po portugalsku.

Nowy stary jest Chorwatem nazywa się Ivo. A nowy trzeci oficer jest z Ghany. Kazałem mu zrobić nową listę załogi, to napisał Waldkowi narodowość Gdynia. No cóż, tyle wie o Polsce co ja o Ghanie. Że jest.

Przy moim stole jestem jedynym już rybożercą. Chorwat i Niemiec należą do kultury wieprzowo kartoflanej.

Dziś wziąłem elektryka, trzeciego mechanika i magazyniera i jak to w niedzielę rżniemy w karty. Kierki marynarskie -cztery rozbójniki i cztery odgrywki. Przy pierwszej odgrywce magazynier wybrał atu pik.

-Wiecie co znaczy po duńsku „pik”? -pytam.

A oni mówią, że nie wiedzą.

Więc mówię elektrykowi po polsku „pik to po duńsku znaczy kutas” , a do Niemców mówię „a po waszemu szwanz”

Tak się ucieszyli, że inaczej już nie mówili i po kolacji znów mamy grać w „szwanza”.

13 kwiecień 1997

 W ostatni czwartek wziąłem ze sobą kupę ludzi i pojechaliśmy na ląd. Kupiłem trzy kartony whisky, 20 skrzynek piwa, i 30 butelek czerwonego (1.5 litra flacha) stołowego wina. To wino to przede wszystkim z myślą o sobie, do likwidacji cholesterolu.

Zacząłem go likwidować już przy obiedzie. Ale po jednej butelce wydawało się, że jeszcze mam trochę cholesterolu, wiec wziąłem Waldka do kabiny, żeby się rozprawić z resztą tego świństwa. Waldek wprawdzie nie ma za dużo cholesterolu, bo waży 65 kilo, ale może się napić np. na apetyt.

Dziś niedziela.

W kantynie została tylko whisky, bo to bardzo tania i bardzo niedobra whisky. Przyjechał supercargo. Mamy doładować jeszcze tylko 1000 metrów i jedziemy do Port Gentil.

Mamy tam doładować parę tysięcy metrów do Korei Południowej, a potem do Abidjanu po teak dla Bombaju.Ten teak to pamiętam na Darze Pomorza, był reling wyłożony drewnem teakowym. Jest to cholernie ciężkie, twarde i drogie drewno a jakiś dupek wyciął na tym relingu dwie litery AP. Komendant i bosmani się wściekli. Do dwóch osób te inicjały pasowały, ale jako, że jeden z nich to był syn dyrektora PLO sprawie łeb ukręcono.

Tak więc nasza podróż będzie wyglądala tak: India, Południowa Korea, Chiny, Japonia, USA. Z tym, że po Azji może być jeszcze Australia i Nowa Zelandia.

15 kwietnia 1997

Sprawy nagle nabrały tempa. Przedtem dostawaliśmy ładunek raz na tydzień, a teraz robią na dwie burty na dwie zmiany. Do jedynki ładuję okoume do Sznanghaju, do dwójki i trójki też okoume ale trochę inne do Zhang Jiagang, a do czwórki mahoń do Korei do Busan. Ruch na pokładzie noc i dzień ruszymy pojutrze do Port Gentil, a potem do Abidjanu po teak.

Wszyscy się cieszą w każdym razie, że się coś w końcu dzieje. Policzyłem, że jednak te palanty dali nam lżejsze drewno na dół i albo stateczność będzie zerowa, albo napełnię balasty i nie wejdziemy do Bombaju, bo będziemy mieć 10.5 m zamiast 9.5 m zanurzenia.

Supercargo upiera się żeby ładować, ale zrobimy mały przeształunek, albo zamykam klapy.

17 kwietnia 1997

Wczoraj podnieśliśmy kotwicę. Jak to się pięknie mówi „podnieśliśmy kotwicę”. Zaczęliśmy wybierać o 1800 i po dwóch i pół szakli ( 1 szakla to 15 sążni czyli około 27 metrów) wyjechał na powierzchnię na łańcuchu splątany kłąb stalówek, płacht plastikowych i brezentowych i wszelkiego rodzaju śmieci wielkości kiosku Ruchu. Nie było mowy, żeby to zdjąć tym bardziej, że całość owinięta była jeszcze plandeką 15 m x 15 m. Spuściliśmy się w koszu i zaczęliśmy ciąć wszystko palnikiem. Byliśmy gotowi o północy, a teraz jest na drugi dzień w Port Gentil i mamy jeszcze drugi taki kłąb na łapach kotwicy, który również przywieźliśmy z Owendo. Statek przez te dwa miesiące na pływach obrócił się około 200 razy zgarniając z dna wszystkie śmieci.


image

Takimi muszlami obrósł nam kadłub w Owendo, Libreville Gabon.

Zdjęcie z doku w Szanghaju

Na dokładkę przyjechaliśmy tu „full ahead” z oszałamiającą prędkością 8.5 węzła. I nikt nie wie dlaczego. Teraz wzięliśmy nurka i on pokazał nam czym obrosła śruba i kadłub. Są to jakieś muszle 5x5 cm. Prawdopodobnie tak wygląda cały kadłub, czyli nie zanosi się, żebyśmy bili rekordy prędkości.

Supercargo pogadał z portem, za 10 000 franków barka podpłynęła pod kotwicę, opuściliśmy ją nad barkę i pocięliśmy cały ten bajzel, który spadł na barkę. Kotwicę mamy czyściutką. Razem kosztowało to 10 godzin pracy i 2 butle gazu i 10 tysięcy franków.

Ładują na trzy dźwigi drewno nazwie Yamele. Cięższe od wody. Ładownie prawie pełne. Do afterpiku leję słodką wodę z lądu. Mam już koło stu ton. Jutro przyjedzie nurek i oczyści śrubę. Co on tam na ośmiu metrach zrobi, będzie wiedział tylko on sam, bo nikt tego nie sprawdzi.

Abidjan 23 kwietnia 1997

Do Abidjanu dojechaliśmy z prędkością 11 węzłów. Z Port Gentil wywlekał nas holownik rufą z lewą kotwicą wleczoną po dnie. Ale coś niesporo szło, choć kręciliśmy wolno wstecz.

W końcu wybraliśmy kotwicę a na jej łapach był ponton zespawany ze stalowych beczek. Poleciałem na dziób, bo trzeci nie wiedział co robić.

Cała konstrukcja miała gdzieś 5x6 m. Kazałem podnieść wyżej, woda wyciekała z dziur, a kiedy wyciekła kazałem rzucić. Zanim przez dziury nalało się znów wody tratwa przez chwilę miała pływalność i została na powierzchni, podczas gdy kotwica opadła na dno.

Udało się i ruszyliśmy spokojnie do Abidjanu,  ale nowy stary boi się już rzucać kotwicę w Afryce.

Co jednak najważniejsze natankowalem w Port Gentil 150 ton słodkiej wody i wszyscy się kąpią noc i dzień. Pierzemy znów w pralkach i mam nadzieję, że tak już będzie do końca rejsu.

image

         Siedzę na pniu teaku załadowanym w Abidjanie.

No załadowali już dwie pierwsze barki teaku.Wygląda całkiem niepozornie. Pnie mają 20 – 30 cm średnicy. Na każdym pniu zielony stempel EAC czyli The East Asiatic Company, mojej starej kompanii, gdzie pływałem na kontenerowcach ; Boringia, Fionia, Falstria oraz coalcarrierze ELSAM FYN.

Wczoraj zamieniłem 24 kantówki o boku 20 cm i długości około czterech metrów, które i tak były do wyrzucenia na dwie pirogi owoców mango, anansów, kokosów i papai na oko 300 kg. Dunnage był japoński do mocowania poprzeniego ładunku.Przewalały się te kantówki po pokładzie odkąd zamustrowałem, ale w końcu trzeba było z tym coś zrobić, na pokładzie ma być teak, a nie stary dunnage.Więc kazałem ułożyć pod bakiem, ale znalazł się w ostatniej chwili chętny.

image

                                                          Ładują teak na poklad-widoczne stantions na burcie.

Wziąłem dziś dla załogi piwa za 825 dolarów. Ja piwa nie piję tylko czerwone wino na cholesterol. Kupiłem też sobie szorty, bo chief musi jakoś wyglądać. Chiefowi nie wypada nie wyglądać.

Stantions postawione, z linami do lashingu (mocowania) spagetti. Kazałem wszystko rozplątać i lashować według rysunku na burcie. Niektóre stalówki zwinięte fabrycznie. Jak oni przedtem lashowali, nie używając lin? Chyba nie według instrukcji.Ale już jest porządek, wszyscy wiedzą co mają robić.

Ostatnią noc latałem po pokładzie, bo trzeci nie zawsze sobie radził. Ogólnie mam załadować 5350 kubików teaku czyli 7 tysięcy ton na pokład.Stateczność będzie wyglądać cienko, ale przy ładunku drewna to dopuszczalne.

W poprzednim rejsie mieli na Pacyfiku wieźli podobno lumber (drewno budowlane) z Kanady na pokładzie do Japonii. I przyszła jedna fala i zmyła ładunek i stantions za burtę. Ale jak wspomniałem statek budowany w Japonii, więc skierowali ich do macierzystej stoczni na zbudowanie 15 nowych stantions z lewej burty. Szykowali się chłopaki na postój w Japonii i co?Zacumowali w stoczni, a stocznia przyspawała 15 stantions (10 metrowej długości dwuteowniki szerokie na 30 cm i rury 30 cm średnicy) wszystko w 8 godzin i wio w morze.

Ach ta Japonia!

Abidjan 2 maja 1997

Latam codziennie do 1 w nocy i nie mam czasu pisać, ale teraz akurat leje, więc nie ładują. Statek jest załadowany na pokładzie na 8 metrów w górę. (dwupiętrowy dom). Razem jak kalkuluje zabiorę koło 18 tysięcy ton, czyli dwadzieścia parę tysięcy kubików. Statecznośc minimalna GM =10 cm. Kalkuluję 10% ciężaru więcej na ewntualne opady. Ale jakbyśmy szli przez Aleuty to trzeba kalkulować, że deszcz zamarza. Na szczęście cały ładunek do Azji, ale w drodze powrotnej kto wie? Może znów lumber z Alaski?

Przedwczoraj w nocy przychodzi do mnie Michael i mówi, żebym dał latarkę jednemu Murzynowi- watchmanowi. Więc mu dałem latarkę, zapasowe baterie i idę za nimi na dziób. Tam trzech angielskojęzycznych Murzynów (czyli Ghana albo Nigeria) klęczy na pokładzie i płacze, a watchman ich bije po twarzy. Mówię więc, żeby przestał, bo jak nie, to ja mu przywalę, a on na to, że musimy ich zmusić, żeby sypnęli resztę.

No i sypnęli, tej nocy złapaliśmy jeszcze trzech. Zamknąłem wszystkich stowaways w kabinie na klucz. Podobno leżeli na pokładzie pod drewnem od trzech dni. Nie mieli żadnych dokumentów tylko poszyte plecaczki z ryżem i każdy 5 litrowy kanister z wodą. Jeden miał album ze zdjęciami matki i rodziny.

Jestem całym sercem po ich stronie, bo uciekają od nędzy, głodu i tortur może a tu nagle ich złapaliśmy. Jaka determinacja. Stoimy przecież na kotwicy, więc musieli tu jakoś dopłynąć i wdrapać się po łańcuchu kotwicznym. Maja od 15 do 21 lat.

Taki jest ten świat.

Wczoraj puściliśmy ich i kazaliśmy szukać reszty i w ten sposób nasz kolekcja uciekinierów powiększyła się do 8 stowaways.Ten watchman co nam pomógł ich złapać jest niby po naszej stronie, ale jak na niego patrzę to mi się chce rzygać. Ale jakby nie on mielibyśmy masę kłopotów i armator wydałby kupę forsy. Na dokładkę Wybrzeże Kości Słoniowej mogłoby odmówić ich przyjęcia, bo nie wiadomo z jakiego kraju są. I takie problemy moralne mają też marynarze.

5 maja 1997

Blindy z Michaelem pojechali ostatnią motorówką na ląd. Oddaliśmy im plecaki i drobiazgi ze złota-cały ich majątek, który mieli na sobie. Pytali ze sto razy, czy na pewno ich nie sypnęliśmy policji i mamy ich z głowy.

image

                               Teak na pokład załadowany na 8 metrów, ja na tle

Opuściliśmy duszne afrykańskie rozlewiska i zatoki na których kotwiczyliśmy, których powietrze jest nasycone moskitami, a ładunek jaszczurkami i wężami, gdzie koszule zmienia się cztery razy na dobę i za każdym razem kapią od potu, gdzie harują wychudzeni bosonodzy Czarni Po dwanaście godzin dziennie za ekwiwalent trzech pomarańczy za dniówkę. Zostawiamy ten cały duszny i smutny zakątek świata.

Rozcinamy wodę naszym obrośniętym muszlami dziobem, wprawdzie z prędkością tylko 10 węzłów, ale naokoło tylko horyzont i mnóstwo wody. To jest smak wolności!

Morze zmienia kolor w zależności od pogody, ale przeważnie są to ogromne ciemno prześwitujące góry wody, w których chętnie byś się zanurzył i pewnie kiedyś się zanurzysz oczekując na Sąd Ostateczny.

W nocy wzburzona woda wokół kadłuba fosforyzuje na zielono, ciepłe zwrotnikowe niebo wygląda jakby było przybite złotymi gwoździami gwiazd. Nic cię nie jest w stanie zatrzymać, jesteś dobrze funkcjonującą częścią Natury.

Mamy jechać na Capetown, a trzy dni przed redą mamy dostać od armatora telex czy opłaci się brać profesjonalną firmę ze sprzętem do czyszczenia kadłuba, czy też mamy się wlec do Bombaju z prędkością 10 knotów(węzłów).

Mi to lata, jestem wyspany i biorę się za biurową robotę. Wody słodkiej mamy tyle, że niedługo będziemy nią płukać toalety. Jarzyn i owoców pod dostatkiem, nikt nie dostanie szkorbutu. Tylko kantyna wychlana przez statkowych zawodowców z maszyny. Ja w razie czego mogę nie pić w ogóle.

6 maja 1997

Słowo stało się ciałem. Afterpik ( tylny zbiornik) pełny przełączono spłukiwanie toalet woda słodką. To dużo zdrowiej dla rur.Zamówienia zrealizują dopiero w Singapurze, Gonię resztkam i farby, bo przez te trzy miesiące wymalowaliśmy prawie wszystko. Dziś zaczynam znowu od szczytu resztką (40 l) szarej i niebieskiej malować komin. Komin jest nasz jest szary z niebieskim pasem i białymi literami EO (Egon Oldendorff)

Portret tego Egona, który 75 lat temu w Lubece założył firmę wisi w salonie i obserwuje załogi.Na wszystkich 45 statkach wisi taki Egon i patrzy srogo ze ścian.

Białej farby zostało 120 l, więc może pomalujemy pelengowy, nadbudówkę i wentylatory. Za to zielonej na pokład mam mnóstwo. Muszę ludzi zatrudnić tą resztką do Bombaju. Tam wyładują ładunek z pokładu i lecimy pokład aż do Singapuru. Dolny pokład czarnym Hemplem, którego mam od pyty.Na Singapur zamówilem 1600 litrów.

Południowy Atlantyk 13 maja 1997.

Ciemno do siódmej rano. Jutro Capetown, woda 16 C. Wczoraj siedzę w biurze i stukam na komputerze, a tu nagle poruszenie i wchodzi bosman.

- Chief mamy stowawaysa-

- Co ty pieprzysz, po 10 dniach od wyjścia?-

Ale nie pieprzył - za nim stał wychudzony człowiek o pokornym spojrzeniu bitej krowy -

- Zabiję cię. Ilu jest z tobą! - wrzasnąłem jak uczył Michael

- Don’t kill me sir! Nobody more , only me! - klęczał i płakał.

- W takim razie dać mu jeść - zarządziłem.

Z dokumentów miał tylko świadectwo szczepienia na cholerę i to nie swoje, a kolegi. Podał podczas interrogation, że nazywa się John Yankee, co świadczy, że chciałby się osiedlić w USA.


image

Obecnie jest nażarty, wykąpany, a załoga znosi mu ubrania. My natomiast mamy kłopot, co z tym fantem zrobić. Jakby miał paszport, to w porozumieniu z Lubeką możnaby go zatrudnić jako młodszego marynarza i tak byłoby najtaniej. Zarobiłby na bilet i wrócił do Ghany.

Natomiast bez papierów nawet na samolot nie mogą go wpuścić, no bo skąd wiadomo, że w Ghanie go zechcą?I pomyśleć, że przez 10 dni cieszyliśmy się, że stowawaysów mamy z głowy.Trzeba go będzie odesłać z RPA.

14 maja 1997

Dziś rano na mojej wachcie zobaczyłem znajomy kształt Góry Stołowej (Table Mountain) i Dwunastu Apostołów.To Capetown.

Warto było płynąć cztery miesiące, żeby to zobaczyć. Najpiękniejsze są wschody słońca nad Oceanem. Było chłodno, w spokojnej wodzie pluskały się foki a blat Góry Stołowej poziomił się na tle różowego nieba.

Od 1000 blindy pilnuje marynarz z radiem. Jakby teraz nawiał mielibyśmy poważne kłopoty. Nawet jakby nie skoczył do wody, ale schował się ponownie w ładunku. Kto by go stamtąd wyciągnął?

Mamy iść do Table Bay i tam rzucić kotwicę. Tam ma przyjechać Immigration po blindę i zaopatrzenie. Klub alkoholików umiera ze szczęścia.100 kartonów piwa, mnóstwo wina i whisky, że papierosów nie wspomnę.

Jak zdamy uciekiniera, podnosimy kotwicę i płyniemy parę mil dalej do False Bay.Tam jeszcze raz rzucamy kotwicę i przychodzi specjalna ekipa ze sprzętem do skrobania kadłuba. Oni też wezmą naszą pocztę służbową i prywatną do wysłania z Capetown.Po oskrobaniu dna ruszymy raźno do Bombaju, pewnie z 15 węzłów, gdzie będziemy już 30 maja.

W tym rejsie przekroczę równik po raz czwarty. Można dostać kłopotów z kroczem od tego przekraczania.

15 maja 1997

No po kłopocie –wczoraj przeładowaliśmy 5 ton zaopatrzenia naszym małym dźwigiem z holownika, któremu zrobiliśmy „lee side”.

Murzyn też był zdany bez kłopotów.

Imigration mówi, że tu jest specjalna firma do wysyłania stowawasów i mają z tego dobry biznes. Jak im powiedziałem, że nazywa się John Yankee, to oni na to, że mieli tu ostatnio Billa Clintona, a nawet Roberta Redforda.

Mam nadzieję, że już nic nam nie nawali, bo nawalił nam duży radar, ale podjęlismy się z Waldkiem go zreperować. Z dołu dobiega odgłos maszyny, która czyści kadłub ze ślimaków.

Więc w Bombaju byliśmy na czas koło 30 czerwca 1997. Z tym, że Bombaj zmienił nazwę na Mumbay. Stamtąd pojechaliśmy do Singapuru po paliwo. Aha, przed Mumbayem wyszedł jeszcze jeden stowaway. Uciekał z nędzy do nędzy. Odkarmiliśmy go i ubraliśmy, a nawet przed zejściem w Mumbay dostał kieszonkowe 20 dolców.

Singapur 15 czerwca 1997

I jak już rzuciliśmy kotwicę i czekaliśmy na paliwo podchodzi na pokładzie do mnie trzeci mechanik Thomas (ten, z którym mustrowałem w Dubaju) i mówi:

-Wiesz, dzwoniłem do Niemiec do rodziny. Ty wiesz, oni maja inny czas niż my tutaj!-

- Niemożliwe – mówię - to ty coś popieprzyłeś -

Wydawało mi się, że to niemożliwe, żeby facet nie zauważył, że 6 razy zmienialiśmy czas, choćby nie wiem jak pił. Odwrócił się i odszedł i coś tam sobie bezgłośnie tłumaczył. Ale chyba do niczego nie doszedł widocznie, bo znów się odwrócił do mnie i mówi:

-Chief mechanik mnie wysłał - potrzebujemy do tankowania 3 ukaefki.

- OK.- mówię - ale powiedz im, że to są amerykańskie ukaefki i można przez nie mówić tylko po angielsku, nie po niemiecku-

-Dobra powiem im. Tylko po angielsku-

Czy gadali po angielsku, czy po niemiecku nie sprawdzałem.

Statek pożeglował z Singapuru do Chin, wyładował ładunek w Chinach (koreański też) i poszedł na tydzień na dok.

Po wyjściu z doku ruszyliśmy na południe.



image

                            Na doku w Szanghaju

Potem dostaliśmy od aramatora informację, że mamy zdążać do podanej pozycji ( fi i lambda, czyli szerokość i długość geograficzna). Zdąża też tam inny statek Oldendorffa, który statek będzie pierwszy dostanie ładunek cukru bulk (luzem) ze wschodniej Australii do Inchon (Seoul).

Oczywiście Elisabeth Oldendorff wygrała i dostaliśmy ten ładunek. Problem był, bo trzeba była przepłynąć przez Wielką Rafę Koralową, a my mieliśmy tylko generalkę.

Oto właśnie jeden z kapitańskich problemów - może odmówić przejścia bez odpowiednich map, ale może też powiedzieć, że jedzie. Nasz Stary powiedział

- Jedziemy! -

Dojechaliśmy. Porcik to był właściwie tylko elewator do cukru. Damski pilot nas wprowadzał i wyprowadzał.


image


                                 Ja i Waldek pod elewatorem cukrowym w Australii

W Korei w Inchon nic właściwie specjalnego nie zaszło, oprócz tego, że wyładowywaliśmy naszymi dźwigami. Wzdłuż burty postawili takie ogromne lejki, do których nasze dźwigi sypały cukier. Pod wyloty lejków podjeżdżały ciężarówki. Czasu było od pyty, więc codziennie byliśmy w mieście i tam właśnie nieświadomie zjadłem kawałek psiego mięsa.


image



image

                                                           W Inchon na ulicy

Morze Beringa 19 sierpnia 1997

Wypływamy koło południa z Morza Beringa, który był Duńczykiem, wynajętym przez cara do odkrycia Morza Beringa i Alaski. Car wezwał go pewnie z Horsens, 40 km na południe od Århus i mówi:

-Słuchajcie Bering, odkryjcie wy za sowitą opłatą Morze Beringa i Alaskę, alboco?-

No i odkrył, a za to go pochowali na Wyspie Beringa, która nazywa się po rusku Ostrov Beringa, bo leży po ruskiej stronie Aleutów.

Mieliśmy dwa poniedziałki 18 sierpnia, więc tydzień był wyczerpujący.

Ogólnie mam masę roboty z przygotowaniem ładowni. Wymyliśmy je najpierw słoną wodą z mydlikiem, a potem spłukaliśmy słodką wodą, a której na ten cel wypaprałem 50 ton. Teraz je malują, ale jak wyjdziemy na otwarty Pacyfik trzeba będzie zamknąć ładownie, żeby nie nachlapało od fali i malować je przy cargolightach ( lampach zwanych na polskich statkach „słońcami”).

200 litrów farby i utwardzacza już zużyłem mam jeszcze 440 litrów. Zobaczymy co Amerykanie na to.Bo w ogóle jedziemy do Portland w stanie Oregon po ładunek sody do Capetown. Po sztormie, a potem mgle pogoda jak drut. Świeci słońce na nas i mijane wyspy. Aż dziw, że tylko 10C choć to 54 stopień szerokości, czyli na południe od Gdyni i taki ziąb.

Ale jak spojrzałem na mapę to Władywostok leży na 42 stopniu szerokości, czyli jak Neapol, czy Nowy York. W Rosji nawet na takich szerokościach jest mróz.

Przyszedł telex, że mamy rzucić kotwicę na Columbia River i wtedy dopiero przyjdzie ktoś sprawdzić ładownie. Śmierdzi mi ten telex. Być może ładunek mają niegotowy i nie przyjmą ładowni, że niby brudne, żeby nie płacić demurrage (odszkodowanie dla czarteru jeśli ładunek nie gotowy do załadunku).

W takim wypadku moczę dupę. Było już parę takich przypadków na polskich statkach. Raz na nowym, polskim statku, prosto ze stoczni, który nie miał jeszcze żadnego ładunku znaleźli robaki. Pewnie sami je przynieśli.

22 sierpnia 1997

Tak szaro, że aż się nie chce pisać. Ledwie wysuszyłem ładownie. Miesiąc kończymy dzisiaj, bo przelot będzie morderczy. Co najmniej 35 dni bez oglądania lądu. No chyba tylko Cape Horn zobaczymy. Ale okazało się, że z Portland do Capetown jest naokoło Ameryki Południowej jest tylko 60 mil dalej niż przez Kanał Panamski (opłaty kanałowe są bardzo wysokie).

Paliwo ciężkie skończymy po około 30 dniach i mamy pozwolenie na jechanie na lekkim dieslu, ale tego też niewiele.

Jak nas przyciśnie sztorm z tydzień to wolę nie myśleć co będzie, możemy zostać bez paliwa.

Na półkuli południowej na dokładkę zima, no i słynny z pogód Horn. Na szczęście jedziemy z zachodu na wschód.

Aby się dotelepać do Falklandów, to już do Capetown dojedziemy.

A tam już czeka mój zmiennik i doczekać się nie może. A ja jeszcze bardziej.

Potem tylko do Kopenhagi i Gedser, w trzy dni wszystko załatwię i jestem już w autobusie do Gdyni. Na wszelki wypadek już w autobusie przebiorę się za Świętego Mikołaja.

Na drugi dzień…………..

Dziś niedziela, więc były frytki i kura. Jesteśmy na Columbia River. Mamy jechać 10 godzin w górę rzeki i tam rzucić kotwicę i na drugi dzień czyli w poniedziałek ładujemy.

Tymczasem……….

Przyszedł surveyer (inspektor amerykański do sprawdzania czystości ładowni). Powiedział mi, że był na Darze Pomorza z wizytą w 1976 roku, czyli prawie w moich czasach. Wypełniliśmy papiery i poszliśmy oglądać ładownie.

Jako żeglarze z Daru byliśmy już w dobrej komitywie, a ponadto ładownie były czyściutkie i wymalowane, więc je przyjął bez żadnych zastrzeżeń, z czego jestem bardzo zadowolony, bo to był głaz na moim biednym sercu.

Teraz tylko załadować statek. Z tym też nie będzie problemów, bo głębokość przy pirsie jest 12 metrów, a ja ładuję na 9 i pół.Na dokładkę pierwsze dwa dni ładują tylko na dzienną szychtę, więc po 1700 mogę iść na ląd.Kupię sobie jakieś buty bo mi się zdarły.

I co? Leje już drugi dzień, stoimy dalej na kotwicy na Columbia River, dostaliśmy wiadomość, że jutro dostaniemy bunkierkę z paliwem, a pod załadunek dopiero pojutrze, czyli 28 wieczorem i to późnym.

Dowiedziałem się dziś, że po grecku chief oficer nazywa się Gramatikos. Fajnie nie?

Od dzisiaj przedstawiam się Gramatikos Trzebuchowski. Podobno wzięło się to stąd, że to był jedyny facet na statku, który umiał pisać.

Ogólnie ruska nazwa Pierwyj Pomoszcznik Kapitana też jest niezła, więc w weekendy będę się przedstawiał Pierwyj Pomoszcznik Kapitana Trzebuchowski.

27 sierpnia 1997

No przed chwilą zacumowała bunkierka a na niej 370 ton paliwa ciężkiego i 100 lekkiego. Będziemy mieć razem 720 ton ciężkiego i 150 ton lekkiego.

28 sierpnia 1997

Ale leje.

Wrzesień czyli September pochodzi od lacińskiego „siedem” czyli „sept” ,bo był to siódmy miesiąc roku kiedy miesięcy było dziesięć w roku,a nie dwanaście.To samo October-od osiem po łacinie November czyli dziewięć po łacinie December czyli „dziesięć”.

Ale było dwóch rzymskich cesarzy (albo papieży) Juliusz i August, którzy postanowili przejść do historii wstawiając do kalendrza swoje imiona, stąd July & August i 12 miesięcy w roku.

A my Polacy mamy piękne i oryginalne nazwy miesięcy, których semantyka jest oczywista.

30 sierpnia (od sierpa) 1997

Wczoraj zebrałem ochotników, spuściłem szalupę i ruszyliśmy w górę rzeki na zakupy.

Na mapach nie ma planu miasta, ani nawet miejsca gdzie można zacumować szalupą, więc była to niejako wyprawą odkrywcza.

Nie byliśmy pewni motoru, skrzyni biegów, a akumulator był stary. Waldek wziął jednak zapasowy akumulator, zapasowe 100 litrów ropy i wio. Wziąłem sześciu najdzielniejszych Filipińczyków i kucharza.

Prąd był silny, tak że względem brzegu posuwaliśmy się najwyżej trzy węzły, ale motor sprawował się dobrze. Szalupa jest kryta, sternik ma kabinę i koło sterowe zamiast rumpla.


image


Posadziłem tam Waldka, a sam dowodziłem stojąc na zewnatrz.



Minęliśmy jakąś odnogę po prawej burcie i nagle las zamienił się w terminal kontenerowy, a dzikie zwierzęta w dokerów.

Po jeszcze około godzinie przepłynęliśmy pod mostem, w oddali zobaczyliśmy drugi terminal i w oddali miasto.

- Ziemia! - krzyknąłem i postanowiłem przycumować gdzieś w okolicach mostu.

Niestety nie było gdzie, podpłynęliśmy do jakiejś zardzewiałej barki, ale jej burta okazała się być za wysoka.

Rozejrzałem się i zobaczyłem po drugiej stronie rzeki las masztów, co zwiastowało jakąś marinę.

Za piętnaście minut byliśmy w marinie otoczeni jachtami po milion dolarów, ze sterami strumieniowymi i dziełami sztuki na ścianach.

Nasza brudna, pomarańczowa szalupa wyglądała dość skromnie w tym towarzystwie.

Delikatnie, żeby naszą prostacką burtą nie urazić eleganckiej kei zacumowaliśmy i ruszyłem złapać języka.

Nie ja jednak byłem na kei pierwszy na lądzie. Pierwsi byli Filipińczycy Aldon i Paraiso, którzy nie zważając na co się ważą wyjęli siusiaki i zaczęli lać z kei pięknymi, żółtymi łukami, pieniąc lazurową wodę mariny.

Początkowo byłem zły, ale że nic już się nie dało zrobić, zacząłem śmiać się jak opętany.

Widok był wspaniały .Twarze piratów, jakbym ich nie znał to sam bym się przestraszył, a do tego jachty, domy i auta jak z Beverly Hills, a oni to mieli gdzieś, bo im się chciało siusiu.

Dowiedziałem się od kogoś, że to najbogatsza dzielnica Portland , Shopping Center jest kawałek dalej i można cumować na jetty przy hotelu. Tam lokalni jeżdżą na dancingi i obiady jachtami.

I rzeczywiście, hotel był wspaniały z tarasami, kaskadami, basenami i palmiarniami i diabli wiedzą czym jeszcze. Nasz hotel Gdynia wyglądałby przy nim jak kurnik.

Zacumowaliśmy zgrabnie koło jakiegoś milionerskiego jachtu i nie zważając na to, że śmierdzimy ropą wypuściłem załogę na ląd, zaznaczając, żeby nie gwałcili kobiet i nikogo nie mordowali.

My z Waldim zostaliśmy na wachcie. Początkowo wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy na własnym jachcie, ale potem usiedliśmy na jakimś tarasie hotelu z widokiem na nasz „jacht” i zamówiliśmy potężny lunch.

Dostaliśmy pierś kurczaka w sosie orzechowym, sałatkę, i po dwa piwa z kija o nazwie „Oregon Honey” i najedliśmy się wspaniale. Zapłaciliśmy 36 dolców.

Potem Waldi zapalił, a ja zamówilem jeszcze lody i kawę. Wszystko dokumentowaliśmy na kliszy.

Potem nasza banda zaczęła wracać, więc my z Waldim poszliśmy na zakupy.

Dżinsy o połowę tańsze niż w Polsce (Lee 26 dolców). O 1600 obładowani ruszyliśmy na statek, co z prądem zajęło nam tylko 45 minut.


image


Tu zjedlismy obiad, z lewej widoczny nasz „jacht” z Elisabeth Oldendorff


image

Na drugi dzień…………..

Ładuja jak wściekli dzień i noc, jutro będziemy w morzu, daleko od brzegu. I na tym kończę kolejną kartę mojego dziennika

God be good to me, thy Sea is so large and my ship is so small.

Portland A.D. 1997 August 30

W Capetown zmustrowałem 7 października, po dziesięciu miesiącach od zamustrowania. Cape Horn był spokojny – były prace na pokładzie.


sailorwolf
O mnie sailorwolf

Jestem emerytowanym marynarzem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości