sailorwolf sailorwolf
689
BLOG

Karaiby 2

sailorwolf sailorwolf Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 14


image




image





image


14/03/2000, Old Bahama Channel

Mój dzielny trzeci oficer (europejczyk) podpisał bez mojego upoważnienia rachunek na dostawę żarcia. Mam więc 20 kilo śledzi, których nie zamawiałem, 18 pudełek twarogu, którego też nie zamawiałem i na dokładkę, którego nie dostarczono, ale zapłacono, oraz zamiast 20 deko drożdży, podpisał 20 pudełek po pół kilo. Czyli 10 kilo drożdży. Trochę mnie jego aktywność irytuje, zważywszy, że dwa dni temu nadał przez pomyłkę sygnał wzywania pomocy.
W Jacksonville śpię więc rano po manewrach, a tu o 5 rano dzwoni Buxter i pyta czy żyjemy, bo z naszego statku nadano DSC sygnał wzywania pomocy, o czym poinformował go Coast Guard z Puerto Rico.
Buxter podał mi zaraz numer telefonu CG w Puerto Rico, więc zaraz do nich zadzwoniłem i pytam o której nadano ten sygnał. A oni, że o 2150, czyli na wachcie trzeciego. Oczywiście kłamie, że to nie on.
5 marca 2000, St.Croix (50)
Dziś zwodowałem szalupę i rescue boat. Zjechała ze ślizgawki bez problemów i wpadła do wody, a ja zorientowalem się, kto się boi szalupy. Może to przez ten wypadek, o którym wspominałem. Na wodzie załoga przesiadła się z szalupy do rescue boat i podnieśliśmy szalupę do pozycji wyjściowej. Tyle, że drugi zapomniał odpowietrzyć jacka i trzeba było znów wejść do szalupy i to zrobić, bo trzpień nie wystawał dostatecznie.
St .Lucia (51) 6 marca 2000
Rzuciłem kotwicę 7 kabli na NW od wejścia do Castris. Kolo 1700 ma wyjść jakiś wielki pasażer i będzie dla nas miejsce.
Zbyszek ma jeszcze trochę lokalnych pieniędzy i wie gdzie sprzedają wspaniałe, francuskie ciastka. Jak zmustruje w przyszłym tygodnie zmarnują się, a nie można do tego dopuścić.
Santa Lucia (51)
Kupiliśmy 15 francuskich ciastek, wszystkie jakie były w sklepie.
Bridgetowm, Barbados, (52) , 7 marca 2000
Zbyszek schodzi i zostawił mi całą masę polskich gazet typu „Halo”. Są to wspaniałe pisma głoszące rewelacje na poziomie „Świerszczyka”, ale jedna z opisanych tu przygód mnie zmroziła strachem. Otóż jeden z byłych piosenkarzy dawnego zespołu „No To Co” jechał promem po Morzu Śródziemnym i statek napotkał sztorm. Ale to jeszcze nic. W trakcie sztormu dostał z lądu telefon, w którym panienka z ubezpieczeń powiadomiła go, że właśnie skończyła mu się polisa na życie, bo składka nie opłacona. Jak można tak potworne artykuły publikować nie wiem, chyba tylko dla czytelników o silnych nerwach.
9 marca 2000, Port Of Spain ( 53)
Wszedłem wieczorem (znów się zaciął ster strumieniowy w pozycji port 3), wyspałem się jak młody bóg. Wstałem rano i jadę do St. Croix mając nadzieję, że nie będzie Puerto Plata. Przeczytałem już całą pozostałą po Polakach prasę, wszystkie „Najwyższe Czasy” i „Gazety Polskie”. Zostały tylko : Halo” , Naj”, „Claudia” i tego typu rewelacyjne pisma.
Oto parę rewelacji z w/w pism:
Otóż książę Karol wyrzucił służącą, nie wiadomo dlaczego. Aktorka Figura podpisała się jednemu na brzuchu, natomiast Tyszkiewicz ma dwie córki z różnymi mężami i na dokładkę partnera młodszego o trzydzieści lat.
10 marca 2000, St .Croix (54)
Okazuje się wg „Claudii”, że podczas podniecenia seksualnego wzrasta wilgotność pochwy kobiety. Trzeba będzie sobie ten artykuł wyciąć, przykleić na ścianie, a pismo zaprenumerować.
11 marzec 2000, Puerto Plata (55)
Podchodziłem przy silnym, wschodnim wietrze. Statek był załadowany na trzy warstwy kontenerów na pokładzie i mało zanurzony. Najpierw musiałem iść trochę na północ, bo z portu wychodził jakiś mały pasażer, a potem zacząłem podchodzić do łódki pilota. Spychało mnie na skały tak mocno, że musiałem włączyć bowthruster full w lewo, żeby utrzymać statek na kursie. Zwiększyłem prędkość do 5 węzłów i podszedłem do pilotówki. Byłem bardzo blisko ale łódka nie mogła mnie dogonić. Nie mogłem zwolnić, bo traciłem sterowność. Byłem tak blisko, że musiałem albo wchodzić bez pilota, albo zrobić cyrkulacje i podchodzić jeszcze raz. I za drugim razem na kontrakursie z pilotówką pilot wdrapał się w końcu. Mijałem wtedy dwie czerwone boje trzymając ster lewo 20 i przy nastawie SG „Cała naprzód” . Potem były jeszcze kłopoty z obróceniem przodem do wyjścia, bo holownik był za słaby, a kiedy już chciałem wychodzić na redę i rzucić kotwicę, udało mu się w końcu mnie dopchnąć do kei.
Wiatr o tej porze roku ustaje o ósmej wieczorem. Następnym razem poczekam do wieczora. Wychodziłem jak zwykle bez pilota.
Statek gotowy do drogi, z prawej czerni się nadbudówka wraka, czyli właściwie jednego ze znaków nawigacyjnych.
Puerto Plata jest typowym dość kapitańskim problemem. Pilot powiedział, że za wprowadzenie statku dostanie „może” 50 dolarów.
I tak za wszystko według prawa odpowiedzialny jest kapitan, czy ma pilota, czy nie ma.
Jedynym miejscem, gdzie za błędy pilota odpowiada sam pilot jest Kanał Panamski.
Dlatego też moje opowieści są czytelne tylko dla innego kapitana, albo dla kogoś z wyobraźnią.
Za swoje błędne czasami decyzje jesteś odpowiedzialny sam jeden i to natychmiast.
Tu się nie da podjąć decyzji przez głosowanie na zebraniu, rozwadniając odpowiedzialność.
Po prostu zabrakło ci szczęścia i siedzisz na skałach. Co gorsza nie sam.
Wczoraj była niedziela i w mesie załogowej wypili sobie parę piw. Ferreiro (czyt. Ferero) zgasił telewizor. Bosman zapalił telewizor, więc Ferreiro rzucił w niego butelką. Bosman dał mu w dziób i obaj dzisiaj rano obaj znaleźli się u mnie na dywaniku. Ferreiro dostał pisemne ostrzeżenie, a bosman ustne. Nie było noży, więc dowiozę ich chyba do końca kontraktu. Zakazałem szeregowej załodze sprzedawać alkoholu.
West Palm Beach (56), 14 marca 2000
Przyszedłem w nocy, a wyszedłem wczesnym popołudniem, więc idealnie się złożyło. Jadę do Jacksonville.
16 marca 2000, po wyjściu z Jacksonville (57)
Rano było wejście, po południu wyjście, teraz mnie trzyma Golfsztrom i południowy wiatr, oraz swell. Chyba zamiast na siódmą w WPB będę na dziewiątą. Plannerka załadowała mi kontener z propanem-butanem między reefery. Prawdopodobnie chciała mnie wysadzić w powietrze. Chief dupa z uszami się na to zgodził i teraz mam problem – przeształunek.
17 marca 2000 WPB (58)
„Loading Master” czyli planerem mojego statku jest Ms Ginger. Wsadziła ją tu prawdopodobnie jakaś organizacja kobieca. Nie chce mi się komentować. Jedyne co powiem to, że na prawdę wolałbym na tym stanowisku jakiegoś byłego oficera.





image


20 marca 2000 po Kingshill (59)
Pilot, którego nazywamy Boldhead zapodał mi świetny pomysł. Następnym razem w Kingshill zwoduję jolkę i pojadę na którąś z tym maleńkich, bezludnych wysepek. Wyciągniemy jolkę na plażę, napijemy się piwa, zrobimy parę zdjęć i będziemy jak Tomek Sawyer i Huckelberry Finn. Może nawet złapiemy parę ryb i upieczemy je nad ogniskiem. To nic, że razem mamy 90 lat.



image







20 marca 2000. St .Lucia (60)
Przyszliśmy w nocy, wyszliśmy z Krzyśkiem (c/e) na miasto, na spacer. Stał mały, luksusowy jacht, należący do Sylwestra Stallone.
21 marca 2000, Barbados (61)
Shipchandlerka dupę mi zawracała jakie są problemy kolorowych kobiet. Ona wcale nie jest kolorowa, tylko jednokolorowa, w kolorze afroamerykańskim. Potem się okazało, że mój ukochany 3 oficer, ten co podpisuje bez mojego upoważnienia rachunki, nie ma pojęcia o astronawigacji, oraz wysyła przez pomyłkę sygnały wzywania pomocy i jest europejczykiem skręcił nogę. Wsadzili go w gips i chyba niedługo pojedzie do domu.
Czytam „Zmory” Zegadłowicza i bardzo mi się jego język podoba.
Oczywiście tuż po wspaniałym „dziele” niejakiego Józefa Ciskiego pod tytulem „W sieci wywiadów” wydanej nakładem Ministerstwa Obrony Narodowej w 1982 roku.
Oto pierwszy z brzegu cytat: „- nie jest to wyłącznie nasza zasługa – zastrzegali szczecińscy oficerowie – to wynik działania całej naszej służby i jej współpracy
z organami kontrwywiadu bratnich krajów, głęboko przemyślanej koordynacji przedsięwzięć przez nasze centrale i wzorowego współdziałania z kolegami z gdańskiej SB i z WOPem” -.
Ciski Józef nie dostał za to Nobla tylko dlatego, że ten cały Nobel to mafia.
23 marca 2000, w drodze z Port Of Spain (62) do Kingshill (63)
W POS poszedłem do miasta, bo wychodziliśmy dopiero o 1700. Podrzucił mnie do miasta jakiś oficer z odprawy. Kupiłem conieco i wracałem na statek, kiedy zaczepił mnie jakiś lokalny, biały człowiek.
-Jesteś biały – powiedział – więc oficer ze statku. Ja tu mieszkam i pracowałem przy budowie, ale budowa się skończyła i jestem bez pracy. Nawet nie mam się za co ogolić i jestem głodny.-
- OK - odpowiedziałem dając mu 20 lokalnych chujów (Jak pamiętamy w polskiej flocie marynarze mówili chuje na wszystkie możliwe waluty świata – na jednego chuja wchodziło przeważnie sto małych skurwysynków) czyli ekwiwalent 3 dolarów – ale zaniesiesz mi zakupy na statek.
I tak w towarzystwie wrócilem na statek.
Kingshill (63) 24 marca 2000
Więc byliśmy z Krzyśkiem piechotą w Shopping Centre. Sidewalk czyli pobocze było tak wąskie, że szliśmy jeden za drugim (przeszło godzinę).
Jak doszliśmy, to wybrałem okrągły bar bez ścian o spiczastym okrągłym dachem z grillem i piwem. Kiedy płaciłem spytałem właściciela, dlaczego powiewa nad barem duńska flaga.
-Bo ja jestem Duńczyk – odpowiedział i pogadaliśmy sobie trochę po duńsku.
Zimny Heineken i sałatka były bardzo smaczne.
25 marca 2000, Puerto Plata (64)
Pogoda była świetna, ale tym razem musiałem poczekać na pilota Domingo, bo wychodził jakiś mały masowiec.
Poczęstowałem Domingo obiadem, a on zaraz zaczął grymasić, a to, że nie lubi ryżu, a to że mu szkodzi sok ananasowy. Dałem mu butelkę piwa, Coca Coli i karton papierosów i przestał. Wyjście jak zwykle bez pilota.
27 marca 2000 West Palm Beach (65)
Od Barbados do West Palm Beach trzymałem wachtę za trzeciego oficera na mostku, bo miał nogę w gipsie i dobrze zrobiłem. Nagle przed USA zaczął się skarżyć, że go strasznie boli. Wysłałem go wieczorem do lekarza i już nie wrócił. Ma podobno zostać w szpitalu. Facet jakby się cieszył, że miał wypadek na statku. Jakbym go zmusił do stania na wchcie, byłoby na mnie. Tak żeglowałem do Jacksonville (66) i w WPB (67), a tam dostanę nowego trzeciego.
Na dokładkę podczas przeładunku dwóch Afroamerykanów stało na kontenerze, który jakoś podskoczył, w związku z czym sling uderzył jednego w nogę, a drugi spadł na drugi kontener z wysokości 1 metra. Zadzwoniłem do Ubezpieczeń do Hamburga i na wszelki wypadek zawołałem lokalnego oficera P&I.
31 marca 2000 (67) WPB
Wściekły jestem na wszystkich i wszystko, więc nic nie piszę.
1 kwietnia 2000
Już się uporałem z marcowymi papierami. Trzeba tu wziąć po uwagę możliwości panienek z Gemini i Hamburga. Jak czegoś nie rozumieją, to uważają, że źle im to wytłumaczono i żądają jeszcze raz. Chciałbym zobaczyć taką panienkę na stanowisku kapitana w Singapurze, kiedy na przejęcie statku ma jedną godzinę, z założeniem, że za dwie wychodzi w morze, a właściwie w Cieśninę Singapurską .
2 kwietnia 2000, na podejściu do Kingshill
Stress człowieka spowodowany jest brakiem wiedzy o czymś. Czegoś nie wiem, nie znam, więc się boję. Może to być niewiedza każdego typu np. obawa przed wynikiem badań medycznych, nieznajomość nowego programu, którego musisz użyć, nieznajomość portu, do którego zmierzasz. Na tej linii obawiam się wiatru NE na podejściu do Puerto Plata. Miałem też trochę stress przed zwodowaniem szalupy. Podczas ostatniego jej wodowania, zanim przybyłem  zginął człowiek i załoga panicznie się jej bała.
Jakby nie te cholerne pieniądze, nic by mnie z chałupy nie wyciągnęło. Niestety po tym kontrakcie nie starczy nawet na okna, a jeszcze kaloryfery, kocioł, łazienka, podłogi, kominek, torf do ogródka, no i to wszystko posprzątać .
Więc muszę się przesuwać na moim statku w tę i weftę po Oceanie, przystając co chwilę to w tym, to w innym porcie, zostawiając niektóre kontenery, a inne zabierając, każąc się budzić pół godziny przed pilotem, jedząc smaczne, albo niesmaczne jedzenie, ale zawsze za dużo, spacerując potem 2 godziny po pokładzie w poczuciu winy i za karę, że znowu uległem łakomstwu.
Na razie jednak zmustrowuję ludzi, których polubiłem, muszę zamustrować nowych, których polubię i polubionych już zmustrować.
Jedynym moim nieodłącznym przyjacielem jest gwizd w uchu, którego się nabawiłem kiedyś jadąc autem do Danii przy otwartym oknie.
On jest nieodłączny i będę go chyba słyszał na tle chórów anielskich, kiedy wybije wybije moja godzina i moja nadwaga będzie już problemem aniołów.
 Niespostrzeżenie w moim bulaju pojawił się pełny księżyc i dwa takie jeszcze zobaczę, zanim ruszę w te właściwą, północnowschodnią stronę jakimś jumbojetem . Niestety zanim to się stanie wiele jeszcze pieprzonych przygód mnie czeka, o których się fajnie czyta, ale w czasie przeszłym, jak się szczęśliwie skończyły.
Wysyłam je po kawałku Basi. Ciekawe, czy ona to czyta, czy też pieprznie gdzie bądź. Jak wrócę to ja przepytam z dat. To najlepszy sposób.
 3 kwietnia 2000, po opuszczeniu St. Croix (68)
„Sztabowcy lądowi”, dręczeni wyrzutami sumienia, że oni sobie świętowali weekend, podczas gdy my, marynarze tyraliśmy na nich na morzu, przystępują do ataku teleksowego na statki, niby, że owszem mieli wprawdzie weekend, ale cały weekend myśleli tylko o nas, najlepszy dowód, że oto teraz wysyłają nam głęboko przemyślane teleksy.
Oto np. personalny George Lloyd z Londynu pyta mnie o nasz „trade”, czyli rozkład jazdy, bo oto znalazł w końcu dla nas drugiego mechanika.
Mój rozkład jazdy zna od roku, bo mój statek to liniowiec, mechanika powinien znaleźć miesiąc temu, tak jak stało w kontrakcie, ale szukał podobno mechanika, który byłby „suitable” (odpowiedni ) dla mojego statku, bo na mój statek mechanik musi być niezwykły, po prostu superman.
Przy pomocy wazeliny daje mi w ten sposób do zrozumienia, że statek „Berulan” to statek niezwykły, wymagający od załogi wybitnych kwalifikacji, a siebie usprawiedliwia, że tak długo szukał odpowiedniego człowieka.
Potem przyjeżdża powiedzmy taki drugi mechanik i mówi, że o wyjeździe dowiedział się 6 godzin przed odlotem samolotu.
 I tak to pan George kładzie na wszystko pałę i stwarza „image” co do swojej osoby.
St. Lucia, (69)
4 kwietnia 2000, na dojeździe do Barbados (70)
Małe Antyle siedzą na Morzu Karaibskim i obgadują przepływajace statki. Najbardziej na północy siedzi najstarsza Antiqua, a pod nią Gwadelupa. Antiqua występuje razem z Barbudą i Redoną , ale przyjaźnią się też z Gwadelupą i uważają się za lepsze od całej reszty, pomimo trudności językowych. (Gwadelupa jest francuskojęzyczna)
Antiqua nie ma nawet za złe Gwadelupie jej wulkanicznego pochodzenia, ani tego, że do Francji przyłączyli ją francuscy piraci w 1674 roku. Prawdopodobnie Gwadelupa ma ma głowę 5240 dolarów, natomiast Antiqua ma tak mało, że się wstydzi podawać to encyklopedii.
Ostatecznie obie na mapie występują najwyżej, a Antiqua poza tym nigdy nie wymyślała głupich rymów do Gwadelupy, za co Gwadelupa jest jej bardzo wdzięczna.
Parę mil na wschód bawi się nieślubne dziecko Gwadelupy - Marie Galante. Marie jest na prawdę galante i Gwadelupa nigdy nie miała problemów z jej zdrowiem. (Gwadelupa ma jeszcze 5 innych nieślubych dzieci, ale woli o tym nie mówić i wyglądać młodo).
Następna Mała Antyla poniżej Gwadelupy nazywa się Dominika. Nie pozwoliła się wyzwolić i jest dalej Brytyjskim Terytorium Zamorskim, sprzedając trochę bananów i wyłudzając pieniądze od turystów. Rymuje się: Dominika w majtki sika.
Tak ją przezywała Martynika, dopóki się nie zorientowała, że do niej też się rymuje.
Dalej na południe siedzi więc wyżej wspomniana gruba Martynika, największa i najważniejsza z gromady.
Nie lubią się z Gwadelupą i Antiquą i Martynika utrzymuje, że te dwie to mafia.
I oto dochodzimy do małej, schludnej Santa Lucii o dochodzie narodowym 2900 dolarów na głowę, co przy dużym odchodzie narodowym nie jest dużo. Również doją turystów i hodują jakieś egzotyczne bulwy, czy arbuzy.
Saint Vincent jest też biedny i niewielki. Dominium brytyjskie, a to przeważnie zapewnia nędzę. Niby hodują jakies banalasy, magranty i muszkatały, ale co to za biznes. Nawet 2000 dolarów na łeb nie wyciągają.
Ostatnia w szeregu Mała Antyla to Grenada, a między nią, a Vincentem jest gromada wysepek - Grenadynków. To dzieci Grenady. (Wszyscy mówią, że ojcem Grenadynków jest St. Vincent, więc nie taki on Saint.
Tylko najbardziej pyskaty i niezależny Barbados odskoczył na 100 mil na wschód od swoich sióstr, przez co przeważnie nas buja swell.
Tu też Królowa Brytajska zapewniła im dożywotnią biedę.
Niestety Barbadosianie nie są w stanie nawet zadzwonić w tej sprawie do królowej, bo 10 dolarowa karta wystarcza tylko na 3 minuty rozmowy do Europy.
Na pociechę im zostaje najwyższy podobno „surf” (czyli przybój) na świecie i dlatego przyjeżdża tu dużo surferów.
A w ogóle nazwa Barbados wzięła się stąd, że odkrywca wyspy nie mógł się nadziwić włóknom owijającym pnie miejscowych palm. Palmy wyglądały jakby miały brody, a „barba” to broda.
Jeśli zaś chodzi o Trynidad, to został on pomyślany jako falochron dla Wenezueli. Niestety Wenezuela zwlekała z budową portu, Trynidad się wkurzył i ogłosił niepodległość, zaprzyjaźniając się z Tobago, że niby oboje mają dość ucisku. Odtąd protektorat brytyjski zapewnił im biedę i dumę z bycia poddanym brytyjskim.
Na wszystkich wymienionych okruchach lądu jeździ się (jak się ma na czym) po lewej stronie.
Port Of Spain (71), 6 kwietnia 2000
Poszedłem do „Flying Angel”. Z ulicy ogrodzony kratami, zamki elektryczne itd. Wchodzę, a tam piwo sprzedają, rum i whisky. Fajna misja chrzecijańska. Zaraz zmarnowałem 12 dolarów na telefon do Basi, patrzę, a tu basen. Wykąpać się jednak nie zdążyłem, bo napatoczyło sie białe towarzystwo: kapitan z chiefem Anglicy, 3 oficer Kanadyjczyk i chief mechanik-Ruski z Kalinigradu.
Wypiliśmy parę lokalnych piw po dolarze, a potem wziąłem Kanadyjczyka na statek i z przyjemnością patrzyłem jak mu gały wyłaziły na mój automatyczny, czysty, zgrabny i elegancki okręt. Wydoił mi resztę piwa, ja nie piłem, bo za dwie godziny wyjście w morze i o drugiej wio na szerokie wody.
Następnym razem jednak pójdę i się wykąpię.
Na redzie St. Croix (72) 7 kwietnia 2000
I tak to jest jak się przychodzi przed czasem. Byłem przy pilocie o 0630 i musiałem czekać na pilota do 0800.
I po porcie. Wziąłem 600 ton fuelu i 8000 galonów diesla.
Sobota, 8 kwietnia 2000
Całe życie człowiek uczy się nowych skojarzeń. Moje są zadziwiające. Otóż w soboty mamy niemieckim zwyczajem „ein topf”.
Jest to wyśmienita grochówka, którą nauczył się robić filipiński kucharz. W grochówce jest „polska kiełbasa” kupowana w Ameryce (pewnie jakiś polski rzeźnik produkuje, $7.80 za kilo) , Ale mój liniowiec w co drugą sobotę zawija do Puerto Plata. Grochówka ta więc mi się kojarzy z sambą, rumem, sombrerem i maczetą.
Niedziela, 9 kwietnia 2000, po wyjściu z Puerto Plata (73)
Poszliśmy z Krzyśkiem do miasta. Oczywiście już przy gangwayu dorwał nas mój stary „Guide” – Felipe. Ściemnialł się już, a na ulicach było ciepło i głośno.
Częściowo z powodu soboty i fiesty, częściowo z powodu wyborów prezydenckich, na którego kandydował między innymi jeden biały „gringo”.
Poszliśmy do jakiejś fajnej restauracji bez ścian i krytej strzechą. Zjedliśmy wspaniałe „garlic prawns” czyli krewetki w czosnku popijając wspaniałym, zimnym piwem „Presidente”. Oczywiście siedział z nami nasz Felipe.
Potem kupiłem jeszcze parę butelek bardzo niedobrego czerwonego, słodkiego wina. Na etykietce byl siłacz ze sztangą i napis : „Vino tinto Campeon” .
Następnie Felipe wziął nas taksówką do knajpy, gdzie obsiadły nas śliczne, młode dziewczyny najróżniejszych kolorów, pachnące perfumami i nie znające ani słowa po angielsku. Postawiliśmy im po piwie przyrzekając, że wrócimy za dwa tygodnie. Wszystkie obiecały, że nas kochają i będą wiernie czekać.
Florida Strait, 10 kwietnia 2000
Będę w WPB 2 godziny wcześniej, ale i tak w nocy nie robią. Krzysiek jedzie do domu, zostaje tylko jeden Polak – elektryk, ale z młodego pokolenia. Torsten - Niemiec awansuje na chiefa mechanika – jako drugi mechanik był OK. Nie pije i zna robotę.
11 kwietnia 2000, po wyjściu z West Palm Beach (74)
Wyjście z nowym niemieckim c/e byo OK, ale jednak nie tak perfekcyjne, jak z Krzyśkiem. Dostałem nowego 2 mechanika – Rumuna.
13 kwietnia 2000, po wyjściu z Jacksonville (75)
Jak wszedłem, to musiałem jakoś wyjść.
13 kwietnia 2000, West Palm Beach (76)
Z WPB do Jacksonville idzie się 14 godzin, a z powrotem 16.5 godziny. Taki to Golfstream.
W WPB byłem na lądzie. Szedłem sobie szerokim, wygodnym chodnikiem. W boki odchodziły przecznice – pod strzelającymi w górę palmami czaiły się niskie luksusowo wyglądające domy i obsikiwane automatycznymi podlewaczkami trawniki. Przy „mojej” głównej drodze były za to sklepy i restauracje.
I wszedłem do jednego z tych sklepów gdzie sprzedawali marynarskie bibeloty.
Sklep nazywał się „Sea Chest”, czyli kingston. Takiego wyboru pamiątek to ja jeszcze nie widziałem. Np drewniane koło sterowe, większe niż na Darze za $2500, a po kątach śniedziały mosiężne telegrafy maszynowe.
W końcu w jednym z „pawn shopów” kupiłem tylko rower dla pilota z Barbados, bo mnie o to prosił, a dla siebie krzyżyk na srebrnym łańcuszku.
Sprzedawca miał bardzo ciekawy sposób sprzedaży. Oto na rowerze, który chciałem kupić wisiała metka $59. Kiedy jednak zapytałem o rower, powiedział: - „oddam ci go za $50” –
Wszystko tak sprzedawał i trzeba przyznać miał sukcesy.

image

Ja w końcu kupiłem tylko mosiężny przechyłomierz z jakiegoś jachtu chyba.

Mona Passage, między Hispaniolą, a Puerto Rico 16 kwietnia 2000
Myślałem, że na południe od Puerto Rico będzie spokojnie, a tu wieje ze wschodu jak diabli. Dobrze, że ze wschodu, w tym porcie najgorsze sa wiatry zachodnie.
17 kwietnia 2000, po wyjściu z Kingshill (77)
Przyszliśmy wieczorem, przeładunek do rana, na szczęście nic ciekawego się nie wydarzyło. Santa Lucia jutro północy, a po południu będę na Barbadosie, gdzie natychmiast lecę na plażę z białym piaskiem, która nazywa się Brighton Beach i jest parę kroków od statku. To znaczy zwykle patrzy sie w stronę miasta, natomiast wspomniana plaża jest po stronie wręcz przeciwnej.
Sandra pewnie przyjdzie nudzić o swoich kobiecych problemach, ale ja jestem białym mężczyzną i nic jej na to nie poradzę. Mam dość piwa i coli, dwóch palaczy zmustrowałem, a na ich miejsce zamustrowałem dwóch niepalaczy, więc fajek też mi w kantynie wystarczy.
Popływam sobie w morzu i narobię zdjęć. Ostatni raz byłem na plaży w Miami Beach w 1995 jeszcze jak pływałem u Mærska.
Za to Bridgetown od dwóch miesięcy mają zepsuty gantry crane, więc wyładowuje moja załoga statkowymi dźwigami. W samym mieście nic nie ma ciekawego. Pamiętam tylko rynsztoki na metr głębokie. Nazwijmy to „kanalizacją otwartą”. Kupiłem za $25 kasete magnetowidową o Barbados, ale tam żadnych zbliżeń na „kanalizację otwartą” nie było.

image

W Bridgetown na Barbadosie
Wczoraj było BBQ i nauczyłem załogę grać w konie. Sam się nauczyłem tej gry jeszcze w PLO na „Janie Matejce” w 1973 roku w drodze do Nowej Zelandii.
Rysuje się na pokładzie sześć pasów pokratkowanych, robi się z dykty sześć koni i dwie wielkie „kostki”, powiedzmy czerwoną i zieloną. Rzuca się kostkami – zielona oznacza numer konia, a czerwona ile pół do przodu.




image

                              I tak przegrałem swoje sombrero z Puerto Plata
19 kwietnia 2000
Zaliczylem St. Lucię (78) i Barbados (79) i wlaściwie nic szczególnego się nie wydarzyło, natomiast jestem już zmęczony tymi portami co parę godzin.
Trynidad (80) 20 kwietnia 2000
Opuściłem właśnie Trynidad i jak zwykle, kiedy wyszedłem zza falochronu zwanego Trynidad, zaczęło bujać.
Karaiby 20 kwietnia 2000
W nocy poszedłem na mostek i patrzę, a co to? 15.5 wezła?
Zadzwoniłem zaraz do c/e i ledwo go obudziłem, ale zaraz poszedł do maszyny i odłączył shaftgenerator, podkręcił pitch i od razu poszliśmy 18 węzłów. Mam szansę być przy pilocie przed zachodem słońca. Muszę powiedzieć, że z tym niemieckim chiefem mechanikiem pracuje mi się całkiem dobrze.
Czytam niestety świetną książkę Wilbura Smitha, romantyczną powieść piracką z XVII wieku. Niestety, bo jest pisana w latach 90-tych XX wieku. Wilbur Smith nie okazał się człowiekiem dość odważnym, żeby nie polizać dupy feministkom i nie poddać sie terrorowi „political correctness” . Piękna bohaterka to typowa „bad girl”, morderczyni i zalicza jako mężatka ze 20 kochanków, jest na dokładkę lesbą.
Myślę, że za jakieś 20 lat Mr Wilbur Smith będzie żałował, że przez takie detale zepsuł sam sobie na prawdę dobrą książkę. Niestety nieźli czasem pisarze na wyścigi włażą w dupę oficjalnej, ale wcale nie ponadczasowej doktrynie „political correctness”.
Niestey jestem z pokolenia, które czytało dzieła na cześć Stalina pisane przez niezłe pióra, jak Tuwim, czy Szymborska. Oni na prawdę kochali Stalina. Mało kto odważylby się Go nie kochać.
22 kwietnia 2000, Kingshill (81)
Byłem przy pilocie o 1835, pięć minut przed zachodem słońca.
W POS c/e zameldował mi pękniecie głowicy 4 układu. Paskudna sprawa, jeśli padnie, może być „off hire”. Zadzwoniłem do technicznego, obiecali zabrać głowicę do regeneracji. Dojechaliśmy szczęśliwie do Kingshill, ale glowicę trzeba było wymienić.
Agent mowi do mnie – „Cap, jak chcesz to zaaranżuję wyjście na rano” –
- Tak – pomyślałem – zgodzę się, a ty mi wcisniesz 6 godzin „off hire”-
- Nie – mówię więc – wierzę, że moje majstry zdążą wymienić głowicę przed pilotem.
Mocowanie kontenerów skończyli 12 minut po północy, a motor był gotowy o pierwszej trzydzieści.
April 23rd 2000
Jest pięknie. Nie ma tej pieprzonej Puerto Platy, została kancelowana raz na zawsze. Wczoraj spotkałem Aurorę i pogadałem sobie przez radio z kapitanem. Powiedział, że ich charter został przedłużony o 12 miesięcy. Może i nam przedłużą?
Był niepocieszony, że Berulan jest szybszy od Aurory i pytał którędy ja jeżdżę.
No cóż, dobra drużyna zawsze ma szczęście.
Kiedyś jeszcze na „Elsam Fyn” wyczytałem w locji, czy w jakimś innym wydawnictwie nawigacyjnym, że na St.Croix produkuje sie rum. I okazało się, jak widać na dole, to prawda. Kontener pełen rumu.


image

Jak Wielkanoc to Wielkanoc. Jedynemu Polakowi – Elektrykowi złożyłem rano życzenia przy jajku i było po świętach.
25 kwietnia 2000, WPB (82)
Operacje ładunkowe odbyły się sprawnie i rutynowo mam szanse być w Jacksonville o północy i wejść w rzekę Św.Jana, czyli na 3 rano na mocno przy kei i spanie do rana, jak na jakim lądzie.
Po wyjściu z Jacksonville (83) 26 kwietnia 2000
Są kłopoty z czwarty układem. Woda w silniku. Chief potrzebuje 12 godzin na naprawę. Rano idę do Buxtera i przedstawie sytuację.
Po wyjściu z WPB (84) 28 kwietnia 2000
Więc udało się naprawić. Głowica była pęknięta w tym samym miejscu, co poprzednia, aż trudno uwierzyć, że mechanicy nic nie spieprzyli. Tyle miesięcy pływałem z polskimi chiefami i nic się nie dzialo, a z Niemcem dwa tygodnie i już dwie wymiany. Ale to człowiek (czyli ja) szuka na siłę winnego jak coś się dzieje. Lepiej nikogo nie krzywdzić głupimi uwagami.
Dzwoniła dzisiaj Becky, kadrowa i spytała się, czy chief officer zgodzi się jechać do domu z West Palm Beach, zamiast z Trynidadu. A co ma zrobić? Nie zgodzić się?
Mój zmiennik - Anglik kapitan Prest już gotowy i ma mnie zmienić w końcu maja. Aż dziwne, że już gotowy. Brzydko mi to pachnie. Ja nachętniej wróciłbym do domu w połowie lipca.
W Palm Beach ja, dwóch innych kapitanów i dwóch managerów Tropicala
byliśmy na lunchu w dobrej restauracji. Charter przedłużony o 12 miesięcy, Puerto Plata skancelowana, a zamiast niej Granada –St. Georges.
29 kwietnia 2000
Dziś sobota, a w każdą sobotę mijamy się z „Aurorą”. Na „Aurorę” wrócił stary kapitan, czyli Tomek. Tomek kończył WSMkę trzy lata po mnie i go nie pamiętam, ale jakbym go zobaczył, to na pewno bym go poznał.
30 kwietnia 2000
Niedziela, więc zrobiłem przegląd kabin. Taki głupi przegląd kabin jest na statku wielkim wydarzeniem. Z braku innych wydarzeń jest równy maturze w ogólniaku.
Już trzy dni wcześniej marynarze latają ze ścierkami i wiadrami po statku, czyszczą i pucują, żeby olśnić kapitana i resztę komisji błyszczącą podłogą.
Siedzą podczas wizyty komisji skromnie na kanapkach w idealnie uporządkowanej kabinie, i natychmiast, jak dobrze przygotowani uczniowie odpowiadają na podchwytliwe pytania komisji, na przykład, czy nie cieknie mu w łazience. Jeśli cieknie, to dpowiadają skwapliwie i natychmiast, odsuwając od siebie winę za przeciek.
Komisja czuje się łaskawie, a chief engineer zapisuje coś w notesie. Na przykład, że brakuje żarówki.
Niemniej załoga może sie domyślać, że zapisał na przykład, że u fittera zauważono odciski stóp karalucha i fitter nie dostanie więcej pracy.
W St. Croix (85/150) 30 kwietnia 2000
Zacząłem numerować porty mojego kapitanizmu - numer portu w kontrakcie łamany przez numer portu w moim kapitaństwie.
Barbados (86/151) 2 maja 2000
No i mieli skończyć o 12, a skończyli o 7 rano i będę w St.Lucii o 1400. Czyli Trynidad znów po nocy. Zamówiłem u Sandry 50 kartonów papierosów i 30 kartonów piwa i dałem ETA na wieczór. A jak Sandrunia musi się w nocy wyspać i nie przyjedzie, to kupię wszystko na Trynidadzie.
Po Castries (87/152) na kursie 172 z St. Lucia na Trynidad.
No i wyszło, że z St. Lucii na Trynidad jedzie się na zachód od St. Vincent i Grenady. Grenadę minąłem na jednej mili i bedę wieczorem w Port Of Spain.
4 maj 2000, p wyjściu z POS
Wydawaloby sie, że nic nie może sie zdarzyć na znanej linii a jednak. Wczoraj po ciemku podchodzę do obojowanego kanału Port Of Spain i pytam o pilota.
- Captain, pilot on arrival, wchodź w kanał –
Wchodzę więc w kanał i między pierwszymi bojami melduję, że jestem w kanale.
- Cap, trzeba było czekać pilot mówił „stand by” –
- Mówiłeś, że mam wchodzić w kanał, na mostku słyszały trzy osoby –
Cisza.
Przy następnej bramce melduję, że mijam boje 3 i 4.
- Cap, zaraz dostaniesz pilota – i w końcu dostałem.
Na wyjście pilot mówi – Cap wiesz co robić, ja postoję.
Wiedziałem, niepotrzebny mi pilot. Wyszedłem i to był chyba ten pilot co mu kiedyś uwagę na kwit naniosłem. Taka niewinna zemsta.
5 maj 2000, St. Croix (89/154)
Bardzo ładny pobyt choć nie byłem na lądzie, bo było bunkrowanie paliwa. Czarny pilot przyniósł mi 4 butelki czerwonego wina, o które go prosiłem.
Nazywa się ten specyjał „Livingstone Cellar red rose” i bardzo mi smakuje, pomijając oczywiście, że zwalam w ten sposób choesterol.
6 maj 2000, w drodze do West Palm Beach
Dziś idę se na mostek o wpół do siódmej rano, a tam drzwi na skrzydło otwarte, a chief coś obserwuje.
- Co tam? - pytam

image

A on, że jakiś facet stoi na łódce i macha. Patrzę, a tam rzeczywiście na małej niebieskiej łodzi stoi gość i macha. Łódź była bardzo szybka, bo szła równolegle, a właściciel w żółtym sztormiaku pokazuje kanister. Zadzwoniłem zaraz do maszyny i kazalem stawać. Bałem się, że jak mu zupełnie zabraknie benzyny i stanie, to stracimy taką łupinę zupełnie z oczu. Chief stanął błyskawicznie, a ja zrobiłem cyrkulację i po chwili miałem łódkę na długiej rzutce. Dałem mu 25 litrów benzyny. Gość był czarny i bardzo zmęczony, ale nie prosił o pomoc. Było w nim coś cholernie zejmańskiego. Jak mu podawaliśmy kanister zjadł kanapkę i napił wody z butelki. Pytał w która stronę San Pedro. Powiedziałem mu, że Dominikana na zachód, Puerto Rico na wschód. Nawet jak nie ma map, wystarczy, że pojedzie tam, gdzie zachodzi słońce i na pewno nadzieje się na Dominikanę. Jest tak ogromną Wielką Antylą, że nie sposob jej ominąć. Nie „ablał” po angielsku, ale na Puerto Rico też nie „ablają”, a obywatele USA. Wysłałem telexy do Coast Guardu w San Juan i do SAR w Dominikanie.
A dziś normalna sobota. A co sobote rutynowe alarmy. Dziś kazałem im w Immersion Suits wskoczyć do basenu, niech zobaczą jak to jest w wodzie w takim stroju. Przez dobę ich ciała nie powinny stracić nawet jednego stopnia temperatury, nawet gdy gdy woda ma 0 C. Oczywiście nie czekaliśmy całą dobę, bo skąd ja wezmę im wodę o temperaturze 0C? Ta ma 25 C.
I tak związki zawodowe nie wyraziłyby zgody na tak długi pobyt w wodzie.

image

West Palm Beach (90/155) 8 maj 2000
Są następujące jaja: Payments Department w Gemini składa się z Christine, którą znam tylko z podpisów na teleksach. Więc w/w Christine popieprzyła coś w kwietniowych wypłatach i moi zaczęli się skarżyć, że dzwonili do żon, a tam coś za mało przyszło. Wysylam więc to do Christine.
Odczekałem dwie godziny i przychodzi odpowiedź : Już wysłane expressem brakujące sumy, błąd komputera i podpisane nie Christine tylko Payment Depratment.
Jacksonville (91/156) 10 maj 2000
Jestem tak zmęczony, że zagryzłbym (herbatnika szalupowego).
WPB (92/157) 11 maj 2000
Dziś znowu rzuciłem Basię, Niestety podczas rzucania okazało się, że nie mogę jej rzucić, bo ona mi pasuje i mam do niej słabość, więc znowu jesteśmy razem.
Nawet jak mnie wkurza to ją lubię.
14 maja 2000, na dojściu do St.Croix (93/158)
Dojdę na 1130, ale pilot znów się spóźni. Ten model tak już ma.
Po wejściu: Tym razem Angelo się nie spóźnił. Za to, po zacumowaniu gadał jak najęty przeszlo godzinę.
Taki kawał mi opowiedział:
„Chłopiec dla zabawy podrzucał do góry jednocentówkę i ja łapał. W pewnym momencie moneta niefortunnie wpadła mu do gardła i chłopiec zaczął się dusić.
Wszyscy wpadli w panikę, a chłopak zrobił się siny. Nagle wkroczyl nieznany mężczyzna, chwycił chłopca za jaja i ścisnął. Chłopak kaszlnął i moneta wyskoczyla z gardła.
Wszyscy sie odprężyli i pytaja zbawcę:
- Czy pan jest lekarzem? –
- Nie, poborcą podatkowym! –
2 mechanik przyniosł mi jakąś płytę i mówi, że fajna. Puściłem ją, a to się okazałao, że Kajah śpiewa Bregovica. 2 Mechanik nie wiedział, że to po polsku, myślał, że po serbsku. Fajna płyta. Jak coś fajnego powstało w muzyce to tylko dzięki temu Bregovicowi. Chyba to Serb.
St. Lucia (94/159) 15 maj 2000
Nigdzie nie idę.
Barbados (95/160) 16 maj 2000
No i czekałem na Sandrę i w końcu się wkurzyłem i poszedłem na plażę. Poszedłem więc, wykąpalem się, zjadłem smaczne conieco w plażowej restauracji, wróciłem na statek, a jej jeszcze nie było.
W końcu przyszła i dala mi popalić jak nigdy. Zalegała od 17 do 23 i gadała bez końca. Że absolutnie nie wyraża zgody na to, że jest kobietą, a już absolutnie, że jest czarna. I zwróci się w tej sprawie do kogoś. Ona chce być białym facetem i koniec.
Mi to lata, niech sobie będzie kim chce. Byle piwo sprzedawała dalej po $8.50 za karton.
Trynidad (96/161) 17 maj 2000
Poszedłem do baru w Domu Marynarza tylko zadzwonić, ale opadło mnie stare towarzystwo. Ten Anglik i jeszcze jeden rudy i piegowaty, ale urodzony na Barbadosie.- A ty? –pytam go, kapitan, starszy mechanik? –
- Ja? ....Starszy marynarz, ale....... – przychylił mi się do ucha – mam angielskie wyksztalcenie adwokackie....
No właśnie, a ja jestem agent James Bond.
Grenada, St. Georges (97/162) 18 maja 2000
Taka sama wyspa jak inne Małe Antyle. Nie mają holownika. Przyszedł teleks, że ja i pół załogi schodzi do domu z West Palm Beach.
Becky napisała, że „Melbridge Palm” , który mi proponuje jako następny statek jest tez kontenerowcem i ma trade jak następuje:
Europa, Hawana, Vera Cruz, Tampico I jak tu nie wziąć takiego statku? Budowany w Szczecinie w 1993 roku. Jadę, oczywiście, że jadę. Chyba, że Oldendorff da $6000.
St. Croix (98/163) 19 maja 2000
Wyjście za 4 godziny, więc idę spać.
Szybko do wyra.
20 maja 2000
Ciężko wytrzymać te ostatnie 2.5 doby.
23 maja 2000 West Pam Beach (99/164)
Przybył mój zmiennik. Steward Rex mówi, że przybył o pierwszej w nocy i od razu zażądał kartona piwa.
24 maja 2000 Jacksonville (100/165)
Ten nowy kapitan bardzo fajny. Anglik, podobny do Wiesława Gołasa. Pali, duje piwo i podpisał kontrakt na 4 miesiące. Jest z Londynu i mówi, że w dzisiejszych czasach człowiek nie ma szans zarobić na mieszkanie w Londynie. Jutro West Palm Beach i jadę do domciu.
Zmarnowałem na tym statku 6 miesięcy, miałem 101 zawinięć, przejechałem 38 400 mil, zarobiłem tylko $35 500 . Jutro przekażę wszystko Stanleyowi i fiu do Londynu, potem do Hamburga i do Gdyni. A za dwa miesiące nowy statek i znów te pieprzone przygody.
God be good to me, Thy Sea is so large and my ship is so small.

sailorwolf
O mnie sailorwolf

Jestem emerytowanym marynarzem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości