OPERACJA „ ORLE SKRZYDŁA „
( opowiadanie sensacyjno – optymistyczne )
PROLOG
Plac Świętego Piotra. Rzym. Włochy. 8 maja 2025.
Tłum liczący ponad sto tysięcy ludzi, czeka na werdykt konklawe. Wszyscy zerkają na główny balkon, na którym lada chwila ma pokazać się nowy Biskup Rzymu. Duchowy przywódca jednej czwartej społeczności świata. Napięcie udziela się wszystkim zgromadzonym, bo minęło już ponad dwie godziny od pojawienia się białego dymu oznaczającego wybór nowego papieża. Jest, jest ruch na balkonie, w który wpatrują się tłumy i dziesiątki kamer telewizji z całego świata. Dwóch księży ustawia mikrofon i przygotowuje miejsce dla papieża i kilku ważnych duchownych. Napięcie sięga zenitu. Na najważniejszym w tej chwili, balkonie świata, pojawia się kardynał protodiakon. Padają słowa: … annuntio vobis gaudium magnum … habemus papam … cardinalem Prevost … Tłum wiwatuje. Reporterzy wszystkich telewizji na świecie otrzymują informacje, które przekazują w eter: tron piotrowy obejmie kardynał z USA, urodzony w 1955 roku w Chicago, Robert Prevost. Przyjął imię: Leon XIV.
***
USA, niedaleko Chicago. 17 maja 2025. Dzień przed inauguracją pontyfikatu Leona XIV.
Na niebie pojawiło się niezwykle rzadkie zjawisko pogodowe. Olbrzymia chmura ciemnego pyłu. Chmura ta, powoli zmierzała w kierunku Chicago.
Rozdział I „GÓRA OBJAWIEŃ”
Medjugorie. Bośnia i Hercegowina. 14 września 2026.
Dotarli na miejsce. Szczyt wzgórza był kamienisty. W centralnym miejscu stał biały, kamienny posąg Maryi, wysokości około dziewięciu metrów. Cokół w kształcie gwiazdy, usłany był dużą ilością kwiatów, pośród nich, można było dostrzec także znicze. Metalowe barierki, które otaczały cokół, udekorowane były różańcami. Kilkadziesiąt osób, w różnym wieku, klęcząc, modliło się w milczeniu. Wyglądało to tak, jakby obecni tam ludzie, trwali w skupieniu, oczekując na ważne wydarzenie. Mężczyzna dotknął ramienia kobiety: - Ciociu, nie musimy się pchać pod samą figurę. Zasapana kobieta skinęła głową, a mężczyzna czekał cierpliwie, aż jego ciotka, Matylda, dojdzie do siebie po wędrówce krętą ścieżką wiodącą na wzgórze, a właściwie górę. Kilkaset metrów niżej, leżała wioska Bijakovici i jej przysiółek Podbrdo. - Masz rację Antonio, zaczekaj tutaj, a ja znajdę miejsce do spokojnej modlitwy. Ciotka Matylda podeszła w pobliże posągu, tej, którą miejscowi nazywają Gospa. Znalazła pojedynczy głaz, wyjęła z torebki gruby szal i położyła go przed głazem. Następnie uklękła na szalu, oparła ręce na głazie i zwrócona głową w stronę figury, zaczęła się modlić. Antonio patrzył jeszcze przez chwilę na Matyldę, potem spojrzał na zegarek. „No, to mam jakieś pół godzinki spokoju.” – pomyślał trzydziestoletni mężczyzna, średniego wzrostu, krępej budowy, o gęstych czarnych włosach, z rzadka upstrzonych siwizną, który patrzył teraz uważnie, dużymi, ciemnymi oczami, osadzonymi na okrągłej twarzy, na pielgrzymów zgromadzonych wokół posągu. Większość, stanowiły osoby trzydziesto-czterdziestoletnie, ale zauważył też sporo młodzieży i kilka osób w podeszłym wieku. „Hmm, a więc wiara, prawdziwa wiara, to nie jest kwestia dotycząca tylko ludzi starszych.” Po tej szybkiej i błyskotliwej analizie socjologicznej, Antonio ściągnął ciemne okulary i postanowił kontemplować krajobraz. Była taka pora dnia, że jasnożółte słońce unosiło się już nad okolicznymi pasmami górskimi, oświetlając piękną okolicę i wlewając dużo optymizmu we wszystkie żyjące tutaj istoty. Antonio spojrzał w stronę słońca i … dosłownie zamarł bez ruchu. Jakaś potężna i nieznana siła powodowała, że stał teraz nieruchomo, wyprostowany, z głową skierowaną w stronę słońca, ale patrzył na tarczę słoneczną bez potrzeby mrużenia oczu. Z początku tarcza wyglądała normalnie, utrzymując kolor jasnożółty. Po pewnym czasie tarcza zaczęła wolno pulsować, zmieniając swój kolor, od jasnozielonego po jasnoniebieski. Antonio stracił całkowicie poczucie czasu, tymczasem tarcza słoneczna nabrała koloru pomarańczowego i po chwili na jej tle, zaczęła się pojawiać postać, z początku niewyraźnie, z czasem nabrała wyraźniejszych kształtów. Postać była w białym stroju, ale zbyt mała, żeby Antonio mógł dostrzec rysy twarzy. Postać uniosła obie ręce i zdawała się machać nimi, jakby w geście pozdrowienia. Wtem, u stóp postaci, pojawiły się ciemne, falujące smugi, które przybrały kształty rąk, a po chwili, ręce te, trzymały już miecze. Falujące ręce z mieczami, zaczęły powoli unosić się w górę i przybliżać do głowy białej postaci. Nagle mini-film zniknął, a on pozostając usztywniony, patrzył na znów pulsujące słońce. Jego poczucie czasu było wciąż zagubione. Słońce pulsuje, Antonio patrzy. Antonio patrzy a słońce pulsuje. Niespodziewanie, przez wszystkie szare komórki w jego mózgu, przebiegł głośny i wyraźny komunikat: URATUJ GO ! Słońce wróciło do naturalnego stanu. Zaczął mrużyć oczy patrząc na nie i stał dalej sztywno, mimo tego, że nieznana siła przestała działać. Ocknął się z letargu, zdawało mu się, że słyszy czyjś głos. – Antonio … Antonio ! Sztywny, jakby był drewniany, powoli obrócił się w kierunku głosu. – Ejże, co się z tobą dzieje ! Mówię do ciebie od dwóch minut, a ty nie reagujesz i stoisz jak słup soli, patrząc gdzieś w dal. Powoli odzyskiwał kontrolę nad swoim ciałem. – Nic się nie stało, nic mi nie jest. Po prostu zamyśliłem się … wiesz ciociu, taka piękna okolica, tylu pielgrzymów … Antonio był już całkowicie przytomny. – Przecież to ja przyjechałam tutaj, pomodlić się za zdrowie wnuczki, a ty jesteś moim opiekunem i masz dopilnować, żebym szczęśliwie wróciła do domu. Matylda uśmiechnęła się i pogroziła palcem siostrzeńcowi. – Oczywiście, daję słowo honoru, że wrócisz cała i zdrowa. Na twarzy mężczyzny pojawił się wymuszony uśmiech. – Wracamy ? Upewniał się Antonio. – Tak. Podczas drogi powrotnej do Podbrdo, myślał tylko o tym, co przydarzyło mu się na szczycie góry. Analizował wszystko minuta po minucie, sekunda po sekundzie. Nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczył. Im bardziej o tym rozmyślał, tym większy miał mętlik w głowie. Zostało im kilkaset metrów do parkingu. On, Antonio Pozzallo, prawa ręka swojego ojca, szefa jednej z najważniejszych rodzin mafijnych na Sycylii. On, który dzięki swojej odwadze i sprytowi, miał na koncie kilkunastu takich jak on gangsterów, który wyszedł bez szwanku z licznych pułapek. On był po prostu bezradny wobec tego, czego dzisiaj doświadczył. Bezradny wobec nieznanego. I w chwili, kiedy zdał sobie z tego sprawę, nastąpiła w nim przemiana. Stał się zupełnie innym człowiekiem niż był do tej pory. Kiedy dochodzili do samochodu, otworzyły się drzwi od strony pasażera. Mężczyzna który wysiadł, zwrócił się do nich: - Pani Matyldo, widzę że spacer i modlitwa, wyraźnie dodały pani energii. – Tak Guido, to miejsce i ta atmosfera, rzeczywiście dodają sił. – odpowiedziała Matylda. – Ale, pan szefie, coś taki blady. Czyżby nie służył tutejszy klimat ? - Nie błaznuj Guido, tylko wsiadaj do samochodu. Nie możemy spóźnić się na samolot. – Spokojnie szefie, mamy dużo czasu. Zdążymy na lot z Dubrovnika, nawet jadąc tym złomem. – powiedział uśmiechnięty Guido i pomógł pani Matyldzie wsiąść do auta. Trzasnęły drzwiczki. Samochód ruszył. Antonio w milczeniu patrzył przez szybę na malowniczą krainę, którą przemierzali.
***
Cała czwórka usiadła w fotelach. Matylda przy oknie, obok niej Antonio. Andrea i Guido, usiedli za nimi. Antonio pomógł zapiąć pasy ciotce Matyldzie, a później zapiął swoje. Po kilku minutach samolot zaczął kołować. Wystartowali, opuszczając Dubrovnik. „Za dwie godziny będziemy w Rzymie, a potem do domu, na Sycylię” – pomyślał Antonio.
***
Stali niedaleko tablicy informacyjnej. Tłumy ludzi, ogromny hałas, jak to na dużym lotnisku. Czekali, aż pojawi się komunikat o ich locie. – Andrea, skocz po jakieś gazety. Coś muszę robić w tym samolocie. – Ok, szefie. Andrea szybko oddalił się od reszty.
***
Po starcie, Antonio nieznacznie odchylił swój fotel, przymknął powieki i postanowił poczekać, aż ciotka i dwaj ochroniarze usną. Pomimo zmęczenia i tak nie mógł zasnąć. Próbował skupić swoje myśli na różnych rzeczach, poważnych i nieważnych, ale jego myśli, jak dobrze zaprogramowany dron-bumerang, zawsze wracały do tego samego punktu. Na Górę Objawień i wydarzeń, które tam zaszły. A bumerang był nieustępliwy i pilnował, żeby Antonio nie zasnął. Po półgodzinie tej nierównej walki, Antonio wstał z fotela i podszedł do drzemiącego Guido, wygodnie rozłożonego na swoim fotelu. „Nie będę budził chłopaka” – pomyślał sobie. Pod fotelem Guido leżała niewielka torba podróżna. Antonio sięgnął do niej i wyjął wszystkie gazety, które kupił Andrea. Podwyższył swój fotel i zaczął powoli przeglądać gazety. Na początek strony tytułowe. Nagłówki krzyczały: … rząd Giorgi Melone może mieć kłopoty … zespoły z Mediolanu solidarnie przegrały swoje mecze w Lidze Mistrzów … papież Leon XIV nie wpuszczony na uniwersytet Boloński … Tym razem nie był to bumerang, a długa cienka igła, która przebiła się przez jego potylicę z prędkością światła, a potem zwolniła i zaczęła kłuć głowę Antonia z szybkością maszyny do szycia. Próbował skupić się i przeczytać artykuł o papieżu, ale do jego świadomości docierały tylko pojedyncze słowa. Przerwał czytanie i odłożył gazetę. W tym momencie igła zniknęła. Antonio siedział zaszokowany wpatrując się w tył fotela przed sobą. Po kilku minutach wziął do ręki jakąś kolorową gazetę. To było piśmidło o celebrytach. Zaczął przeglądać strony i próbował czytać zawartość artykułów. Czytanie o historiach miłosnych, pieskach, kotkach, cudownych dietach i tym podobnych pierdołach, uspokoiło go trochę i co najważniejsze: igła nie wbiła się ponownie w jego potylicę.
***
Samolot wylądował na lotnisku w Catanii. „Nareszcie na Sycylii.” – pomyślał Antonio Pozzallo.
***
Spał jak zabity, obudził się dopiero po dziesiątej. Zjadł obfite śniadanie, wypił dwie kawy i pełen energii rozpoczął nowy dzień życia, prawie zapominając o wydarzeniach poprzedniego dnia. Prawie jednak czyni różnicę. Do południa pomagał pakować się ciotce Matyldzie, która wracała do domu, na zachód Sycylii. Potem towarzyszył Matyldzie w drodze na lotnisko w Catanii. Serdeczne pożegnanie i powrót do Augusty. Obiad, sjesta, pokręcił się po ogrodzie i zasiadł w swoim ulubionym fotelu. Włączył telewizor. Oglądnął wczorajszy mecz i zaczął pstrykać pilotem. Kanał informacyjny omówił wydarzenia krajowe i przystąpił do wydarzeń za murami Watykanu. Wiadomość o najświeższej nominacji w administracji watykańskiej, a potem informacja o krótkich, tygodniowych wakacjach papieża, ilustrowana jego zdjęciem i … znowu potylicę Antonia zaatakowała igła, a odpuściła po tym, jak z ekranu zniknęło zdjęcie papieża Leona XIV. Teraz, Antonio Pozzallo był całkowicie pewien kogo ma ochronić. Kogo m u s i ochronić.
Artykuł chroniony jest Ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Inne tematy w dziale Kultura