OPERACJA „ ORLE SKRZYDŁA „
Rozdział IX
„ DWUNASTU ANIOŁÓW ”
Wielki Czwartek. 25 marca 2027.
Amerykańska baza wojskowa. Neapol. Godz. 10:28.
Siedzący przy stoliku kapitan Woods, usłyszał to samo co żołnierz obsługujący radio:
<< … wojownicy zaczynają walkę … >>
Kapitan, ubrany w mundur polowy, zerwał się z krzesła, klepnął w ramię radiooperatora i powiedział:
- Czterdzieści minut.
Po czym wyskoczył z pokoju na korytarz, niczym kamień wypuszczony z procy Dawida podczas jego pojedynku z Goliatem.
Trzydzieści siedem sekund później, był na pokładzie śmigłowca Sikorsky CH-53 Sea Stallion, zwanego „latającym dźwigiem”. Pokazał pilotowi ruchem ręki, że można startować.
Kilka sekund po starcie „latającego dźwigu”, z innego miejsca lądowiska poderwał się śmigłowiec Sikorsky S-76 Spirit.
Radiooperator nadawał wiadomość:
<< „Orle gniazdo” posyła wam dwa ptaki … powtarzam … posyłamy dwa ptaki …będą za czterdzieści minut … >>
Bazylika Świętego Piotra. Godz. 10:28.
Wejście główne.
Stłoczeni napastnicy z karabinami i pistoletami, zaczęli wchodzić do środka Bazyliki. Ze słonecznego dnia trafili do półmroku, który niebawem, okaże się dla wielu z nich piekłem, chociaż umierając, będą przekonani, że idą do nieba.
Kiedy ponad dziesięciu terrorystów, w białych koszulkach, wyszło z przedsionka i zaczęło rozglądać się po wnętrzu Bazyliki, zza filara przy prawej ścianie, wychyliła się głowa jednego z komandosów:
- Ej !
Nie ma takiej siły, która zatrzymałaby odruch bezwarunkowy. Głowy nieproszonych gości, skierowały się w stronę okrzyku i wtedy przy ogromnych filarach podtrzymujących Bazylikę Świętego Piotra, pojawiło się dwadzieścia luf, z których popłynął strumień ognia.
Po pięciu sekundach w zasadzie było po wszystkim. Zanim pluton opróżnił swoje magazynki, wszyscy terroryści, którzy przekroczyli próg przedsionka, zostali zabici, a niektórzy wielokrotnie. Reszta oddziału szturmowego uciekła w popłochu.
Plac Piusa XII. Godz. 10:29.
Mieszkanie numer 12, na trzecim piętrze.
Pułkownik Wallace sięgnął pod marynarkę i wyciągnął pistolet. Sprawdził stan magazynka i schował pistolet do kabury.
Podszedł do okna, stanął przy wózku kapitana Studera, odchylił ręką zasłonę i zobaczył, jak grupa około trzydziestu facetów w białych koszulkach, wybiega z głównego wejścia do Bazyliki i w totalnym bezładzie biegnie w kierunku pergoli.
Wielotysięczny tłum modlących się na Placu Świętego Piotra, w ogóle nie zwrócił uwagi na ten fakt.
Wallace zabrał ze stołu swój laptop i powiedział:
- Kapitanie Studer, od tej chwili to pan przejmuje stery. Będzie pan koordynował operację i dostarczał informacji naszym dzielnym żołnierzom. Mój kryptonim to „sokół 2”, w samochodzie mam radio.
- A pan, pułkowniku, dokąd jedzie ? – spytał kapitan.
- Postaram się uratować wiele niewinnych istnień. Andrea do wozu ! – rzucił do swojego nowego kierowcy.
Andrea poderwał się z krzesła i stanął przy drzwiach.
Kiedy Wallace i Andrea znaleźli się w samochodzie, pułkownik wyjął małą karteczkę z kieszeni marynarki i podał ją swojemu kierowcy:
- Wiesz gdzie to jest, Andrea ?
- Trafię, pułkowniku. – odpowiedział Andrea.
- No to jazda. – powiedział Wallace.
Andrea zapuścił silnik.
Lądowisko dla helikopterów. Watykan. Godz. 10:29.
Dżamal spytał się cicho operatora drona:
- No i co ? Gdzie są ustawieni ?
- Dwóch przy dużym, kwadratowym cokole, trzeciego nie mogę namierzyć.
- Dobra, po dwóch na boki, czterech atakuje środkiem jako pierwsi. Trzeci strażnik, nawet jak się odnajdzie, to nie ma szans. Mamy dużą przewagę.
Dżamal został przy operatorze drona, reszta podzieliła się zgodnie z poleceniem Dżamala.
Ruszyli z dołu skarpy pod górkę, pozostali, parami zaczęli obchodzić lądowisko. Kiedy cała czwórka była już na górze skarpy, jeden ostrożnie wychylił głowę szukając wzrokiem strażników.
Zobaczył ich i dał znak do wyjścia z ukrycia. Cała czwórka podniosła się, wkroczyła na betonową płytę lądowiska, ruszyła w kierunku żandarmów i zaczęła strzelać, już bez używania tłumików.
Żandarmi zareagowali szybko i momentalnie schowali się za cokołem, skąd rozpoczęli ostrzeliwanie z pistoletów do nacierających.
I szło im całkiem nieźle, bo zanim trafiły ich kule atakujących z boków, zdążyli położyć trzech nacierających środkiem.
Trzeci żandarm, który był schowany pod drzewem, nie został zauważony przez drona. Zdążył tylko zobaczyć śmierć swoich kolegów i uciec z miejsca potyczki.
Plac Świętego Piotra. Godz. 10:29.
Basam próbował zawrócić oddział po nieudanym ataku, ale było to daremne. Ponad trzydziestu uzbrojonych mężczyzn, w białych koszulkach, wydając z siebie okrzyki przerażenia lub przekleństwa, szybkimi krokami, czasami podbiegając, wycofywała się w kierunku lewej pergoli.
Basam był bezradny.
Koszary Żandarmerii. Watykan. Godz. 10:29.
Jasir włączył krótkofalówkę i zaczął wywoływać:
<< Galib, Galib, czy mnie słyszysz ? Odezwij się … >>
Po minucie odezwał się wywoływany:
<< Jestem, no co tam Jasir ? >>
<< Zająłem budynek Żandarmerii. Rozwaliliśmy prawie czterdziestu. Teraz szykujemy stanowiska przy oknach. >>
<< Allahu akbar ! My zbliżamy się do budynku administracji. Tam zaczaimy się na gwardzistów. Ich trzeba zniszczyć przede wszystkim. Jeżeli kolumna z papieżem pójdzie koło budynku koszar, to otworzycie ogień, a my zagrodzimy im drogę powrotną. Jeżeli pójdą w naszym kierunku, to wynoście się szybko z budynku i nie dajcie im wrócić do Bazyliki. Jak podczas walki zginie Biały Krzyżowiec, to Kamal nam głowy nie urwie … >>
<< Masz rację, przecież na wojnie trafiają także przypadkowe kule. >> zaśmiał się szyderczo Jasir.
<< Dlatego, bądź czujny, bracie. >> zakończył Galib.
Bazylika Świętego Piotra. Godz.10:29.
Wejście główne.
Po tej stronie wejścia do Bazyliki zapadła cisza. Można śmiało powiedzieć: martwa cisza.
Zaburzył ją porucznik, pytając głośno:
- Ktoś oberwał ?
Nikt się nie odezwał. Nikt również nie ruszał się ze swojej pozycji. Zdecydowana większość plutonu po raz pierwszy strzelała do prawdziwego wroga.
W końcu ten paraliż przełamał szeregowy Rychlik, który jako pierwszy podszedł do przedsionka i zobaczył kilkanaście ciał podziurawionych kulami.
- Ale masakra... – skomentował cicho.
Gdy wszyscy podeszli do przedsionka, wtedy zdali sobie sprawę, jak wielki cios zadali terrorystom.
- Bierzcie karabinki szturmowe i zapasowe magazynki. Im już nie będą potrzebne. No i wyciągać noże, trzeba obciąć doły od sutanny, żebyście się nie wywracali w trakcie biegu. – zarządził porucznik Kuraś.
Odezwała się krótkofalówka:
<< Tu „wojownik 1” ... Wojownicy przy wejściu, co z wami ? >>
Porucznik odpowiedział:
<< Tu „reporter”, atak odparty, wszyscy cali ... >>
<< Świetnie, trzymajcie dalej posterunek. >> zakończył kapitan Pilecki.
Śmigłowce są w powietrzu: 2 minuty.
Plac Świętego Piotra. Godz. 10:30.
Pozostali przy życiu terroryści z pierwszego rzutu, dotarli pod pergolę, a wraz z nimi Basam.
Ci, którzy przeżyli, dzielili się wrażeniami z pozostałymi „kibicami” z Francji.
Lekko podłamany Basam podszedł do Kamala-Asassiniego.
- Co tam się stało ? – spytał pułkownik Asassini.
- Nie wiem dokładnie, ale zasypali moich ludzi lawiną kul. – powiedział Basam.
Asassini poszedł do samochodu zaparkowanego przy środku łuku lewej pergoli. Wsiadł i chwycił za radio:
<< Dżamal, zgłoś się … >>
Po dwudziestu dwóch sekundach, odpowiedziała krótkofalówka Dżamala:
<< Jestem, Kamal. O co chodzi ? >>
<< Lądowisko jest nasze ? >>
<< Tak, właśnie zaczynamy montaż ładunków. >>
<< Allahu akbar. Jakie straty ? >>
<< Trzech ludzi, a do tego jeden z żandarmów uciekł. >> powiedział Dżamal.
<< Trudno, prowadzimy wojnę, a żandarmem się nie przejmuj i tak już o nas wiedzą. Najważniejsze, że Biały Krzyżowiec nie odleci … Słuchaj, zamiast czterech, umieścisz trzy ładunki, to wystarczy. Wyślij człowieka z czwartym ładunkiem do Jasira, a on niech przywiezie ładunek pod pergolę. Może będzie tutaj potrzebny. Zrozumiałeś ? >>
<< Tak Kamal, już wysyłam. >>
Bazylika Świętego Piotra. Godz. 10:31.
Wyjście tylne, zachodnie.
Gwardziści w strojach z epoki dobiegli do wejścia.
Jeden z nich ostrożnie uchylił drzwi i z bronią gotową do strzału obserwował wycinek placu na tyłach Bazyliki.
Do gwardzistów przy drzwiach, powoli zbliżało się czoło kolumny ewakuacyjnej, w której znajdował się papież Leon XIV i jego ochrona. Tuż za nimi: porucznik Keller, ksiądz Grzegorz, kapitan Pilecki oraz bracia Skalscy. Resztę kolumny stanowiło około 1300 księży i widzów, oraz zabezpieczający pochód gwardziści.
Plac Świętego Piotra. Godz. 10:31.
Samochód minął trzy ciężarówki carabinieri, przejechał przez styk placu Piusa XII z placem Świętego Piotra i zaparkował za początkiem prawej pergoli.
- Tutaj będzie dobry punkt obserwacyjny, szefie. – stwierdził Guido, wyłączając silnik.
Antonio Pozzallo skinął głową, wyciągnął pistolet i sprawdził zawartość magazynka. Guido zrobił to samo co jego szef.
- Znowu musimy być czujni, Guido. – powiedział Antonio.
- Czujni jak ważki, szefie. – dodał Guido.
Antonio uśmiechnął się prawie jak Gioconda.
Rzym. Godz. 10:32.
Samochód z pułkownikiem Wallace`em, który prowadził Andrea, poruszał się szybko po ulicach Rzymu.
Po trzech minutach jazdy, Wallace wyjął telefon komórkowy, odszukał numer i zadzwonił. Pierwsza próba była nieudana, ale za drugim razem połączenie doszło do skutku:
<< Słucham, pułkownik Del Niro. >>
<< Witam, tutaj pułkownik Wallace. >>
<< Witam pułkowniku. O co chodzi ? >> powiedział pułkownik Del Niro.
<< Przedwczoraj został zgłoszony przelot dwóch naszych śmigłowców z Neapolu do Livorno. Otóż, one właśnie wystartowały z Neapolu, ale po drodze trochę zboczą z kursu i zahaczą o Rzym. Moja prośba jest taka, żeby nie podrywał pan swoich myśliwców w celu interwencji. >>
<< Dlaczego one zmienią kurs ? >> spytał Del Niro.
<< Bo zabiorą mnie i parę osób na manewry do Livorno. >>
<< Jak to, dwa śmigłowce, żeby zabrać kilka osób ? >> ponownie spytał Del Niro.
<< Wie pan, pułkowniku, po manewrach zostaję w Livorno na urlopie, bo tam jest duże pole golfowe. I właśnie ten drugi śmigłowiec wiezie moje kije golfowe. >> opowiedział Wallace.
Pułkownik Del Niro zarechotał i po pół minucie odezwał się:
<< Świetne … Ten dowcip sprzedam w sztabie. Ma pan moje słowo, że nie będzie żadnej interwencji włoskiego lotnictwa. >>
<< Dziękuję pułkowniku, wiszę panu przysługę. >>
Plac na tyłach Bazyliki Świętego Piotra. Godz. 10:34.
Od północnej strony przybiegli gwardziści pod dowództwem porucznika Bindera. Ich widok był zadziwiający. Pięćdziesięciu żołnierzy z długą bronią, ale tylko dowódca i kilkunastu gwardzistów, miało na sobie pełny strój z epoki. Pozostali oprócz jednakowych butów, prezentowali się jakby stanowili koszmarny sen projektanta mody. Spodnie, koszule, bluzy, podkoszulki, swetry, były zupełnie różne. Jednym słowem, cała pozostała garderoba, była inna u każdego żołnierza. No ale jak jest alarm, to wtedy nie ma czasu na ubieranie.
Gwardzista obserwujący teren przez uchylone drzwi od Bazyliki, jak tylko ich zobaczył, to natychmiast zameldował porucznikowi Kellerowi.
Porucznik Binder wydał dyspozycje sierżantowi:
- Dwóch ludzi do Bazyliki, dwóch na czaty przy budynku administracji, a wy sierżancie sprawdźcie co się dzieje w koszarach Żandarmerii. Reszta, rozproszyć się i broń w pogotowiu, czekamy tutaj.
- Tak jest . – powiedział sierżant.
Sierżant zabrał dwóch ludzi i poszedł na zwiad w stronę budynku Żandarmerii.
Porucznik Keller wyszedł z Bazyliki i podbiegł do porucznika Bindera.
- Jak wygląda sytuacja w Bazylice ? – spytał Binder.
Porucznik Keller streścił to, co wydarzyło się od momentu przerwania mszy.
- Wysłałem czujki do budynku administracji i koszar. Jeżeli będzie czysto, to formujemy kolumnę i prowadzimy Ojca Świętego drogą koło koszar Żandarmerii, na lądowisko. Tam się okopiemy i będziemy nawiązywać kontakt z komendą policji i carabinieri. To będzie nasza forteca. Pan poruczniku, będzie bronił Bazyliki, dotąd dopóki będzie to możliwe i jednocześnie przeprowadzi pan ewakuację cywilów przez Kaplicę Sykstyńską, Muzeum Watykańskie, do miejsca, w którym mur załamuje się przy Via Leone IV. Tam się wszyscy pomieszczą razem z pracownikami administracyjnymi. Trzeba będzie do upadłego bronić przejścia przez Kaplicę Sykstyńską oraz bramy do muzeum i tej wąskiej uliczki przy północnym murze. Co pan na taki plan, poruczniku ? – spytał porucznik Binder.
Porucznik Keller długo zastanawiał się nad odpowiedzią, aż w końcu powiedział:
- W tej sytuacji, jest to jedyne sensowne rozwiązanie. W Bazylice zostanie, łącznie ze mną, dziesięciu gwardzistów i pluton specjalny do osłony. – powiedział porucznik Keller.
- Jaki pluton specjalny ? – zdziwił się i zaniepokoił jednocześnie porucznik Binder.
Porucznik Keller opowiedział w dużym skrócie o operacji „Orle skrzydła” i w ten sposób, porucznik Binder dołączył do grona zdumionych tą opowieścią.
Wrócił sierżant i zdał relację, że w koszarach Żandarmerii jest pełno trupów żandarmów i kilka trupów terrorystów.
Porucznik Binder zarządził formowanie kolumny, wysłał żołnierza po zwiadowców przy budynku administracji i posłał kolejnego żołnierza po gwardzistów ochraniających papieża, pozostających w Bazylice.
- Z przodu trzydziestu pięciu moich ludzi, z tyłu wy sierżancie z piętnastoma żołnierzami, a w środku reszta gwardzistów i ochrona z Ojcem Świętym. Jeżeli zostaniemy zaatakowani blisko Bazyliki, to wracamy i wpychamy papieża z powrotem do środka. Wtedy, to pan, sierżancie natychmiast biegnie do muzeum i barykaduje się tam, czekając na porucznika Kellera z Ojcem Świętym. Jeżeli zostaniemy zaatakowani z dala od Bazyliki, to wtedy bronimy się, ale pan sierżancie biegnie po pomoc do porucznika Kellera. Czy zrozumiał pan ten rozkaz ? – spytał porucznik Binder.
- Tak jest. – odpowiedział z pewnym wahaniem sierżant Immel.
Potem porucznik Binder zwrócił się do porucznika Kellera:
- Powodzenia poruczniku.
- Powodzenia, Ojciec Święty nie może dostać się w ich ręce, nawet …
- Wiem. – uciął porucznik Binder.
Uścisnęli dłonie. Porucznik Keller wrócił Bazyliki, a kiedy był w środku, powiedział do obstawy:
- Kolumna gotowa, możecie wychodzić.
Następnie zwrócił się do papieża:
- Ojcze Święty, do zobaczenia.
Leon XIV zakreślił w powietrzu znak krzyża i powiedział:
- Zostańcie z Bogiem. Niech pan, poruczniku, wyprowadzi bezpiecznie tych wszystkich ludzi.
- Tak jest. – powiedział porucznik Keller.
<< Galib, zgłoś się … >>
<< Jestem. Co się dzieje, Jasir ? >> momentalnie zareagował Galib.
<< Udało się nabrać ich zwiad. Nie wchodzili na piętro. Myślą, że żandarmi nie żyją, a koszary opuszczone. Zbierają się do wymarszu na lądowisko. >> powiedział Jasir.
<< Nas też nie wykryli. Jak tylko ruszą i będą przed twoimi oknami, to zaczynaj, a ja zaatakuję od tyłu. Weźmiemy ich w kleszcze. Trzeba wybić gwardzistów, wtedy ochrona osobista papieża, to będzie pestka i weźmiemy go żywego. >> powiedział Galib.
<< W takim razie do dzieła. Bismillah ! >>
Dziesięciu gwardzistów w garniturach wyprowadziło papieża z Bazyliki. Dołączyli do środka kolumny, obok gwardzistów porucznika Kellera.
Pochód ruszył w kierunku budynku Żandarmerii, ale po kilkunastu sekundach padły dwa strzały z tamtej okolicy.
Żandarm, który uciekł z lądowiska, minął koszary i na widok idącej w jego stronę kolumny, wyciągnął pistolet i strzelił dwa razy w powietrze, a potem zaczął biec w stronę czoła pochodu.
Zapanowała konsternacja. Porucznik Binder kazał zatrzymać marsz i czekał, aż żandarm dobiegnie do nich. Niestety, nie dobiegł.
Z okien budynku Żandarmerii, które wychodziły na tył Bazyliki, posypało się szkło, a kilka okien się otworzyło. Wysunęły się lufy karabinków szturmowych i pistoletów.
Grupa Jasira, ulokowana w koszarach, miała w zasięgu strzału czoło pochodu i rozpoczęła ostrzał. Pierwszy jednak został trafiony żandarm, który próbował ostrzec gwardzistów.
Porucznik Binder natychmiast wydał rozkaz ochronie papieskiej, żeby zawrócili do Bazyliki. Grupka gwardzistów w garniturach, otaczając szczelnie papieża, przemieszczała się w kierunku schodów prowadzących na tyły Bazyliki. W momencie, kiedy zostało im kilkanaście metrów do schodów, z alejki od strony budynku administracji, wyłoniła się prawie setka napastników. To zaatakował Galib.
Po pierwszych seriach, padło prawie dwudziestu gwardzistów, głównie ze środka zawracającej kolumny. Porucznik Binder nakazał odwrót czoła pochodu, żeby znaleźć się poza zasięgiem karabinków Jasira, a grupka osłaniająca papieża wkroczyła już na schody.
Pracownicy administracji watykańskiej, którzy do tego momentu nie zdawali sobie sprawy powagi sytuacji, na odgłos strzałów dobiegali do okien i patrzyli z wielką trwogą na początek bitwy.
W tym właśnie momencie, na zachodnim krańcu Watykanu, doszło do jednoczesnego wybuchu trzech ładunków, które Dżamal i jego grupa zamontowała w płycie lądowiska. Wszyscy będący na placu z tyłu Bazyliki zrozumieli, że lądowisko watykańskie przestało istnieć.
Wysypujący się z alejki ludzie Galiba, rozciągali swoje szeregi, z każdą upływającą sekundą zwiększając siłę ognia. Ale i gwardziści pod komendą porucznika Bindera, po początkowych, niespodziewanych ciosach, uporządkowali swoje szeregi.
Grupka osłaniająca papieża dobiegała do drzwi Bazyliki, a ludzie Galiba skierowali ogień w tamtą stronę. Pierwsi ochroniarze dopadli do drzwi i otworzyli je, ale wściekły ogień z luf terrorystów Galiba spowolnił ich akcję ratunkową.
Kiedy dwóm ochroniarzom udało się wepchnąć papieża do Bazyliki, to sześciu innych już nie żyło.
Drzwi do Bazyliki Świętego Piotra zostały zamknięte od środka.
Sierżant Immel widząc, że papież szczęśliwie trafił z powrotem do Bazyliki, postanowił wykonać rozkaz porucznika Bindera i z resztą swoich ocalałych żołnierzy pobiegł w kierunku Muzeum Watykańskiego.
Pozostający na placu boju, przy schodach do Bazyliki, porucznik Binder i reszta gwardzistów walczyła jeszcze około dziesięciu minut, ale otoczeni przez dziewięćdziesięciu napastników Galiba i prawie czterdziestu terrorystów Jasira, którzy zamknęli pierścień wokół placu, musieli w końcu ulec.
Gwardia Szwajcarska została rozbita.
Bazylika Świętego Piotra. Godz. 10:38.
Tylne, zachodnie wyjście.
- Zamknąć drzwi i zabarykadować wszystkim co jest pod ręką ! – wydał rozkaz porucznik Keller.
Wyraźnie wstrząśnięty papież Leon XIV, trafił pod opiekę księdza Grzegorza i braci Skalskich.
- Dlaczego oni chcą mnie zabić ? – papież zwrócił się do ojca Grzegorza.
- Wasza Świątobliwość pragnie pokoju, a oni walczą o pokój. – odpowiedział ksiądz Grzegorz.
- Im chodzi o pokój, taki, jakim oni go rozumieją. – doprecyzował starszy szeregowy Mateusz Skalski.
Dwaj ocaleni ochroniarze zdali krótką relację porucznikowi Kellerowi.
Kapitan Pilecki przybliżył się do porucznika Kellera:
- Ma pan wariant B w tej sytuacji ?
Porucznik był wyraźnie strapiony, ale odpowiedział spokojnie na pytanie:
- Przeprowadzimy wszystkich, łącznie z Ojcem Świętym, na północny-wschód Watykanu. Pana ludzie będą bronić dalej wejścia głównego, a później tego przesmyka pomiędzy Bazyliką a Kaplicą Sykstyńską. Gwardia i resztki Żandarmerii będą bronić się na linii zachodnich murów Muzeum Watykańskiego. Będziemy się bronić do końca.
- W to nie wątpię, poruczniku. Pana wariant B jest optymalny w tych okolicznościach, ale ja mam dwie mocne karty w ręku: pluton świetnie wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy, o których nie wiedzą napastnicy i … będące już w drodze dwa śmigłowce ratunkowe. – powiedział Pilecki.
- Co !? Jakie śmigłowce ?
Kapitan Pilecki wziął głęboki oddech:
- Poruczniku, rozmowa z kapitanem Studerem trwała krótko, więc on nie zdążył przekazać panu wszystkiego na temat naszej operacji … ratunkowej. W momencie ataku od strony głównego wejścia do Bazyliki, z naszego punktu obserwacyjnego, nadaliśmy sygnał do amerykańskiej bazy w Neapolu i wtedy wystartowały: duży śmigłowiec i mniejszy do osłony, które mają zabrać stąd papieża Leona XIV, nasz pluton, księdza Grzegorza i jeszcze parę osób, które załapią się na wolne miejsca. Tak to wygląda w telegraficznym skrócie.
Porucznik Keller tego dnia był po raz kolejny zdumiony, do czego zaczynał się przyzwyczajać, ale równocześnie zaciekawiony tym co powiedział kapitan Pilecki.
- Kto, jak i kiedy to wszystko zaplanował i zorganizował ?
- W dużym skrócie: amerykański wywiad i polscy komandosi. Wiedzieliśmy, że coś szykują, ale nie wiedzieliśmy kiedy i na jaką skalę. Postanowiliśmy zostać dodatkową ochroną papieża. – odpowiedział kapitan Pilecki.
- Kapitanie, jaki jest dokładnie, wasz plan … C ? – spytał porucznik Keller.
- Pan poprowadzi pochód do Muzeum Watykańskiego, ale papież zostanie pod naszą ochroną. Mój pluton będzie powstrzymywał terrorystów ile się da. Oni będą ścigać was, a my ukryjemy papieża na górze Bazyliki i będziemy ubezpieczać jego ewakuację. Poza tym, pułkownik Wallace intensywnie pracuje nad tym, żeby całą kolumnę uciekinierów, bezpiecznie wyprowadzić poza mury Watykanu. Kapitan Studer zaakceptował ten plan, ale decyzja należy do pana. – zakończył Pilecki.
Porucznik Keller zastanawiał się około minuty. W końcu powiedział:
- Wasz plan jest najlepszy, a ja nie mam wyboru, dlatego zgadzam się na takie rozwiązanie.
Kapitan Pilecki wyciągnął z kieszeni mały okrągły przedmiot, przycisnął go przez kilka sekund i wręczył porucznikowi:
- Proszę to dać papieżowi i niech schowa głęboko do kieszeni. To jest nadajnik GPS, od tej pory, jego sygnał odbierany jest przez dwie amerykańskie bazy we Włoszech. W ten sposób Ojciec Święty, nam się nie zgubi.
- Pomyśleliście o wszystkim. – powiedział z uznaniem porucznik Keller.
- Od tego jesteśmy. Potrzebuję jeszcze informacji, gdzie jest dostęp do głównego kabla zasilającego Bazylikę. – powiedział kapitan Pilecki.
Śmigłowce są w powietrzu: 11 minut.
Plac Świętego Piotra. Godz. 10:39.
Imam z Paryża spokojnie prowadził modlitwę dla tysięcy wiernych przybyłych na Plac Świętego Piotra. Telewizja Al-Dżazira Europe prowadziła transmisję w ustalony sposób. Tak więc, nikt z tłumu nie zwracał uwagi na kolejną grupę „fanów” Marsylii szykującą się do ataku.
Tym razem grupa szturmowa była zaopatrzona w duże tarcze, takie jak używa policja podczas tłumienia zamieszek i starć z agresywnym tłumem.
Do ataku Basam wyznaczył grupę drugą, czyli tych, którzy dzisiaj jeszcze „nie powąchali prochu”, a których Basam nie musiał motywować.
Bazylika Świętego Piotra. Godz. 10:41.
Wejście główne.
<< Wojownicy przy wejściu głównym, szykujcie się, nadchodzi kolejna pięćdziesiątka bandytów. Tym razem z dużymi tarczami … >> to kapitan Studer podpowiadał przez radio komandosom.
Porucznik Kuraś odpowiedział:
<< Zrozumiałem „sokole 1”, a teraz cisza w eterze. >>
- Po czterech ludzi przy ścianach i po dwa karabinki. Położycie się na podłodze, poczekacie aż przejdą ci z tarczami i wejdzie za nimi około piętnastu terrorystów, wtedy otworzycie ogień. Po czterech ludzi do zewnętrznych stron filarów i też po dwa karabinki. Wy włączycie się jako ostatni. Czterech ludzi i ja do wewnętrznych stron filarów. My zaczniemy, oddamy parę strzałów do tych z tarczami, żeby skupić ich uwagę. Strzelamy w parach na przemian. Oni nie mogą przedrzeć się przez nasz pierścień. – porucznik Kuraś zakończył krótką odprawę.
Żołnierze w sutannach milcząco potwierdzili gotowość.
Po dwudziestu sekundach do przedsionka wkroczyło siedmiu napastników osłoniętych dużymi tarczami. Kiedy wychodzili z przedsionka, porucznik i jeden z żołnierzy schowanych za wewnętrznymi skrajami środkowych filarów, zaczęli oddawać pojedyncze strzały, wystawiając tylko lufy zza filarów.
Wtedy z boków „tarczowników”, zaczęli wyskakiwać napastnicy i strzelać w kierunku wewnętrznych skrajów filarów.
Kiedy kilkunastu atakujących przekroczyło przedsionek, wtedy leżący po obu stronach przy ścianie, księża-komandosi, otworzyli ogień i zahamowali atak, powalając na posadzkę od razu dziesięciu napastników. Niestety, za nimi, z przedsionka wyłaniali się następni.
Teraz, zaczęli strzelać żołnierze ustawieni z zewnętrznych stron filarów. Wspólnie z leżącymi po bokach wejścia, udało im się zatrzymać wchodzącą falę i co ważne, położyć trupem wszystkich „tarczowników”.
Na ten moment czekał porucznik Kuraś, ze swoją „armią- środek”. Dwóch żołnierzy rzuciło do przedsionka dwa granaty dymne i za chwilę wznowiło ostrzał. Cały pluton tworząc pierścień strzelał w to samo miejsce. W zadymiony przedsionek, w którym kłębiły się zatrzymane siły wroga, trupy i porzucone tarcze.
Kilku terrorystom udało się jeszcze wedrzeć do środka, ale zostali chwilę później „zneutralizowani”.
Drugi atak na wejście główne został odparty.
Porucznik Kuraś spytał głośno:
- Wszyscy cali ?
Trzech żołnierzy zgłosiło lekkie rany, ale kolejny miał przestrzeloną rękę i nie był zdolny do walki. Poza tym prawie wszystkim zostało tylko po jednym zapasowym magazynku.
Porucznik Kuraś chwycił za krótkofalówkę:
<< „Sokół 1”, słyszysz mnie, tu „reporter”. Ilu jeszcze bandytów jest pod pergolą ? >>
<< Nie wiemy dokładnie, ale ponad pięćdziesięciu, to minimum. >> odpowiedział kapitan Studer.
Porucznik zaklął bardzo brzydko w myślach.
<< Dobra, obserwuj dalej, „sokole 1”. >> powiedział Kuraś.
Teraz porucznik zwrócił się do kapitana Pileckiego:
<< Jak idzie ewakuacja, „wojowniku 1” ? >>
Po chwili zgłosił się kapitan.
<< Za 3-4 minuty końcówka pochodu powinna przejść przez łącznik z Kaplicą Sykstyńską. >> odpowiedział Pilecki.
<< My musimy się wycofać. Następnego szturmu nie przetrzymamy. Zabierzemy trochę ich broni i będziemy bronić przesmyku. Za dwie minuty będziemy przy ołtarzu i odstawimy rannego. Tam się spotkamy. >> powiedział porucznik Kuraś.
Garnizon pułku wsparcia „Chequinola”. Rzym. Godz. 10:42.
Zanim pułkownik Wallace wszedł do gabinetu dowódcy jednostki, odczytał w swoim telefonie treść sms-sa:
„Uruchamiamy plan C.”
- Co pana do nas sprowadza, pułkowniku …
- Wallace. – pułkownik dokończył pytanie.
- A tak, nie zapamiętałem, gdy mi anonsowano. – niemiło rozpoczął rozmowę gospodarz.
„Mam nadzieję, że po tej rozmowie, zapamiętasz moje nazwisko” – pomyślał pułkownik Wallace, ale powiedział spokojnie:
- Przychodzę do pana, majorze, z prośbą.
- Tak, a jaką to prośbę do majora włoskiej armii, może mieć pułkownik najpotężniejszej armii świata ? – z nieukrywaną kpiną spytał gospodarz.
Pułkownik zdawał się nie dostrzegać nieuprzejmości.
- Czy pan, majorze Brunetti, zdaje sobie sprawę, co dzieje się na terenie Watykanu ?
- Domyślam się, ale wczoraj dostałem wyraźne polecenie od ministra, że dzisiaj moja rzymska jednostka ma siedzieć na tyłku i nawet nie patrzeć w tamtą stronę.
- Watykan został zaatakowany, przez około dwustu pięćdziesięciu terrorystów islamskich, uzbrojonych w karabinki szturmowe i pistolety. Zamierzają oni pozabijać wszystkich gwardzistów i żandarmów, a potem papieża Leona XIV. Następnie ustanowią w Watykanie swoją dzielnicę z prawem szariatu. Jak będą w złym humorze, to zabiją przy okazji jeszcze 1300 osób. I właśnie ja chciałem uratować tych cywilów, dlatego proszę o interwencję, czyli wysłanie plutonu żołnierzy, którzy bezpiecznie wyprowadzą ich poza mury Watykanu .
- Nic mnie to nie obchodzi. Powiem więcej, jestem ateistą i kibicuję tym islamistom, w dziele zniszczenia państwa kościelnego. Dlatego nie kiwnę palcem, żeby im pomóc.
Pułkownik Wallce milczał przez chwilę, a potem powiedział:
- Ponawiam moją prośbę. Jeżeli pan odmówi … to pana teść, generał Truncini, dowie się, że kilka razy zabawiał się pan w bunga-bunga z małolatami i wtedy … może się zdenerwować.
Major Brunetti, który zastępował w tym tygodniu, dowódcę jednostki, odezwał się hardo:
- Z moim teściem, spotykam się regularnie i wypijamy wtedy dużo wina, a żona przebaczyła mi wspaniałomyślnie moje wybryki. Dlatego, możesz mnie pocałować w dupę ! Znam takich jak ty, ze służb. Zbieracie haki na wszystkich. Zabieraj się stąd !
„Nie jestem w stanie sprawdzić tego co powiedziałeś” - pomyślał Wallace i powiedział spokojnie:
- Chyba, rzeczywiście nic tu po mnie.
Odwrócił się i powoli zmierzał w kierunku drzwi, a major Brunetti patrzył na niego z nieukrywaną satysfakcją.
Kiedy był już przy drzwiach, pomyślał: „Muszę spróbować jeszcze tego.”
Odwrócił się i powiedział z bardzo dobrym sycylijskim akcentem:
- Wie pan, że wśród tych cywilów, jest pięć osób, które są członkami trzech sycylijskich rodzin: Corleoni, Sopreno i Pozzallo. Jestem przekonany, że te rodziny byłyby bardzo … zasmucone, gdyby straciły swoich bliskich.
Major Brunetti najpierw zesztywniał, potem pobladł na twarzy, a następnie się skurczył:
- Tak … Naprawdę … Proszę konkretnie … powiedzieć jak mogę pomóc.
- Do końca nie traciłem nadziei, że jednak pan spełni moją pokorną prośbę.
Śmigłowce są w powietrzu: 17 minut.
Brama główna. Muzeum Watykańskie. Godz.10:45.
Grupa kilkunastu gwardzistów biegła w kierunku bramy. Gdy dobiegali, otworzyło się duże okno nad bramą.
Zasapany sierżant wydusił z siebie:
- Otwierać bramę !
Kiedy cały oddział znalazł się za bramą, sierżant przejął dowodzenie:
- Dostałem rozkaz od porucznika Bindera, że mam wrócić tutaj i bronić zachodniej ściany muzeum. Zamykać bramę i pozostałe wejścia do muzeum, barykadować także tą wąską uliczkę przy północnym murze.
- Żandarmi już ją zabarykadowali, panie sierżancie. – powiedział kapral. – Dostaliśmy radio od żołnierzy porucznika Kellera.
Plac Świętego Piotra. Godz.10:46.
Zdenerwowany Kamal-Asassini siedział w samochodzie, ze wściekłym Basamem. Wtedy odezwało się radio:
<< Kamal, tutaj Jasir, nie mogę wywalić tych pieprzonych drzwi do Bazyliki. >>
Kamal-Asassini odpowiedział:
<< Dobrze, wysyłam ci mój ładunek. Jak zaczniesz zakładać to dasz znać, wtedy my zaatakujemy, a ty wysadzisz drzwi i zaatakujesz od tyłu Bazyliki. Zrozumiałeś, Jasir ? >>
<< Zrozumiałem dobrze, czekam na ładunek, Kamal. >>
Pułkownik Asassini odłożył radio.
- Dlaczego nie możemy sforsować tego pieprzonego wejścia ? – spytał głośno Basam.
Asassini wziął głęboki oddech:
- Z tego co mówią twoi ludzie, tam jest tylko piętnastu, może dwudziestu, gwardzistów przebranych za księży. To pewnie robota tego kapitana. Jakaś dodatkowa ochrona. Mają długą broń i są dobrze wyszkoleni, ale jest ich mało i amunicji też zostało im niewiele. Następnego ataku nie przetrzymają. Ilu zostało nam ludzi ?
- Prawie dziewięćdziesięciu. – powiedział Basam.
- Zrobimy tak: jak Jasir zacznie montaż ładunku, zaatakuje kolejna pięćdziesiątka, a reszta pod twoją komendą, będzie się już szykować. Uderzymy fala za falą. Tego na pewno nie przetrzymają. A zaraz po naszej pierwszej fali, Jasir wywali drzwi i zaatakuje z drugiej strony.
Gdy Basam opuścił samochód, Kamal-Asassini chwycił za radio:
<< Dżamal, słyszysz mnie ? >>
Dżamal odpowiedział po chwili:
<< Tak, Kamal, jestem … >>
<< Wypuść „ważkę”, niech sprawdzi, czy Biały Krzyżowiec jest w kolumnie ewakuowanych. To bardzo ważne. >>
<< Zrozumiałem, Kamal. >>
Bazylika Świętego Piotra. Godz. 10:46
Kiedy papież i ksiądz Grzegorz w asyście braci Skalskich szli po schodach, na górę Bazyliki, kapitan Pilecki zebrał pluton przy ołtarzu.
- Trzech ludzi do karabinków. Po ośmiu do bocznych galerii, tam się przyczaimy, jak zaczną nasze karabinki, to my wchodzimy do akcji. Lewa galeria – porucznik, prawa – ja. – zarządził kapitan Pilecki.
Plac Świętego Piotra. Godz. 10:53.
Odezwało się radio:
<< Kamal, dron sprawdził dokładnie. Nigdzie nie widać Białego Krzyżowca … >>
<< Tak przypuszczałem, ale musiałem mieć pewność. Zostań na odbiorze, Dżamal. >> powiedział Kamal-Asassini.
Pułkownik Asassini nie odkładał radia i wywołał kolejnego dowódcę:
<< Galib, co u ciebie ? >>
Po trzydziestu sekundach Galib odpowiedział głośno, bo tle słychać było strzelaninę:
<< Atakujemy, ale na ulicy zrobili wysoką barykadę i zaryglowali bramę do muzeum oraz dwa pozostałe wejścia. Straciliśmy też dwie ciężarówki, próbując sforsować bramę … >>
<< Galib, przypomnij sobie, co znaczy twoje imię. Liczę na ciebie … >>
<< Pamiętam, Kamal. Moi żołnierze przycisną jeszcze mocniej. Obiecuję. >>
Śmigłowce są w powietrzu: 26 minut.
Plac przed tylnym wejściem do Bazyliki. Godz. 10:54
- No, nareszcie jesteście ! – krzyknął zniecierpliwiony Jasir do dwóch ludzi, którzy przyjechali z ładunkiem.
Po chwili, jeden z saperów krzyknął:
- Odsunąć się na pięćdziesiąt metrów i pochować. Będzie duże buum.
Bazylika Świętego Piotra. Godz. 10:55.
Terroryści rozproszyli się po wejściu do Bazyliki. Nie napotykając żadnego oporu, kilkuosobowymi grupkami, kroczyli ostrożnie środkiem Bazyliki i bocznymi galeriami, które tego dnia nie były oświetlone, w kierunku ołtarza znajdującego w centrum Bazyliki.
Kiedy cały pięćdziesięcioosobowy III rzut „grupy wejście” minął pierwsze ołtarze w bocznych galeriach, a czołówka grupy Basama znalazła się około dziesięciu metrów przed stopniami wiodącymi na ołtarz pod baldachimem, wtedy rozsunął się obrus przykrywający ołtarz i zaczęły strzelać trzy karabinki szturmowe.
Piętnastu napastników padło na podłogę Bazyliki, zanim reszta zdołała schronić się przed śmiercionośnym ogniem wydobywającym się spod ołtarza.
Podczas gdy na środku Bazyliki trwała już wymiana ołowianych uprzejmości, zza czterech ołtarzy w bocznych galeriach, wysunęło się szesnastu „księży”. Po ośmiu z każdej strony, i zaczęło zbliżać się od tyłu, do ostrzeliwujących ołtarz terrorystów w białych koszulkach.
Ósemka porucznika Kurasia, pierwsza otworzyła ogień do napastników skupionych na strzelaniu do ołtarza. Na czternastu terrorystów atakujących z lewej strony ołtarza, połowa zginęła od razu, a reszta próbowała znaleźć jakąś osłonę przed nagłym i niespodziewanym atakiem z tyłu, ale po trzydziestu sekundach i oni poszli w zaświaty.
Gorzej poszło grupie kapitana Pileckiego. Od razu zdjęli z planszy tylko pięciu napastników, a z resztą musieli walczyć ponad minutę, tracąc dwóch ludzi i mając jednego poważnie rannego. Zginęli: kapral Wiaderny i szeregowy Rychlik.
Po wszystkim, obie grupy spotkały się przy głównym ołtarzu.
- Dobra, rozdzielamy się teraz. Czterech żołnierzy z dwoma poległymi i ranny, natychmiast udają się na punkt zborny, do porucznika Kellera. Dziewięciu ze mną na górę, a pan, poruczniku, z pozostałą czwórką, blokujecie przesmyk ile się da. Zabierzcie parę karabinków tym przy ołtarzu, oni nie zdążyli wystrzelić. Potem dołączycie do uchodź …
Eksplozja wstrząsnęła tylną częścią Bazyliki.
Kapitan Pilecki podszedł do porucznika Kurasia:
- Tylko bez szaleństw, Witek.
Porucznik Kuraś uśmiechnął się i powiedział:
- Od szaleństw, to jesteś ty, Józek.
Uścisnęli dłonie.
Gdy grupa kapitana Pileckiego wbiegała na schody, porucznik Kuraś rozkazał jednemu z czterech komandosów:
- Przecinaj. Gasimy światło.
Zapadła ciemność. Na tyłach Bazyliki Świętego Piotra, rozległy się arabskie i francuskie okrzyki zagęszczone przekleństwami. To terroryści z grupy Jasira reagowali emocjonalnie na niespodziewany brak oświetlenia.
W tej właśnie chwili, do Bazyliki weszła druga część trzeciego rzutu prowadzona przez Basama. Oni także nie żałowali przekleństw, gdy wkroczyli w ciemności.
Plac Świętego Piotra. Godz. 10:56
Radio w samochodzie Asassiniego odezwało się:
<< Kamal, melduję, że uciekli z Bazyliki i pewnie czają się na nas w przesmyku … ilu oni naszych załatwili … >>
<< Słyszę cię, Basam. Czy Jasir jest z tobą ?
<< Tak. >>
<< Jak się przebijecie przez przesmyk, to dokładnie sprawdź Kaplicę Sykstyńską, a Jasir … niech wejdzie na piętro Bazyliki i sprawdzi tam wszystkie zakamarki. >>
<< Naprawdę, myślisz Kamal, że byliby tak szaleni, żeby schować się na dachu Bazyliki ? Przecież lądowisko zniszczone, a żadna rządowa pomoc nie nadleci. >> odezwał się Jasir.
<< Nie wiem, ale musisz to sprawdzić, Jasir. >>
<< Dobrze Kamal, sprawdzę. >>
<< Galib, słyszałeś ? >> rzucił w eter Asassini.
Po chwili zgłosił się Galib:
<< Tak, jestem na nasłuchu. >>
<< Jak tylko się przebijesz, to wykończ resztę żandarmów i gwardzistów, zostaw kilku ludzi do pilnowania zakładników, a reszta niech przeszukuje budynek po budynku. >>
<< Zrozumiałem, Kamal >> potwiedził Galib.
Plac Świętego Piotra. Godz. 11:01.
<< Tu Basam, przechodzę do Kaplicy Sykstyńskiej, a Jasir zebrał ludzi i idzie sprawdzić górę Bazyliki. Słyszysz mnie, Kamal ? >>
<< Tak, jestem na nasłuchu, róbcie swoje … >>
Pułkownik Asassini wyskoczył z samochodu i poszukał Aziza.
- Zawieszajcie hilal nad wejściem.
- Allahu akbar ! – krzyknął Aziz i pobiegł w kierunku wejścia do Bazyliki.
Imam prowadzący modły, już od dłuższego czasu zerkał na wejście główne i zaczynał się niecierpliwić.
„Dosyć długo trwa zdobywanie, tego całego Watykanu.” – pomyślał.
Wreszcie zobaczył, to na co tak bardzo czekał. Nad głównym wejściem do Bazyliki Świętego Piotra zawisła zielona flaga z białym półksiężycem.
Imam Hamid Aktab Al-Mutlak wziął głęboki oddech i z wielką pasją w głosie wypowiedział do tłumu kilka zdań po arabsku. Zszedł z podwyższenia i w asyście kilku ludzi Kamala-Asassiniego, szybkim krokiem udał się w stronę głównego wejścia do Bazyliki jeszcze Świętego Piotra.
Piętnaście tysięcy muzułmanów, głównie mężczyzn, podążyło za swoim przewodnikiem.
Przy pułkowniku Asassinim zostało tylko pięciu ludzi. Do trzech z nich powiedział:
- Wsiadajcie do ciężarówek, jedźcie na południowy-zachód, za Santa Maria Mediatrice. Tam porzucicie ciężarówki, ale porządnie je podpalcie. Dzisiaj nas nie było w tym miejscu. Zrozumiano.
Cała trójka kiwnęła głowami i wsiadła do samochodów. Po chwili, trzy ciężarówki z oznaczeniami carabinieri odjechały z Placu jeszcze Świętego Piotra, który powoli pustoszał.
Śmigłowce są w powietrzu: 34 minuty.
Bazylika Świętego Piotra. Godz. 11:02.
Wejście na taras od strony Kaplicy Sykstyńskiej było zaciemnione i tam właśnie ukryło się czternaście osób. Papież, ksiądz Grzegorz i dwunastu komandosów.
Sierżant Zielonka pierwszy usłyszał żołnierzy Jasira. Nie kryli się specjalnie i penetrowali na pewniaka wąski chodnik widokowy, ciągnący się pod całym obwodem kopuły.
- Skalscy, zostajecie tutaj z Ojcem Świętym i księdzem Grzegorzem.
- Tak jest. – potwierdził cicho starszy szeregowy Mateusz Skalski.
Dziesięciu żołnierzy w sutannach ruszyło powoli w stronę, z której dobiegały głosy.
Obie grupy zbliżały się do siebie. W pewnym momencie kapitan rozkazał cicho:
- Na glebę. Strzelam pierwszy.
Sześcioosobowy patrol ludzi Jasira był od ich pozycji około dwudziestu metrów.
Kapitan Pilecki puścił krótką serię, a za nim jeszcze kilku żołnierzy oddało kilka strzałów. Patrol został unicestwiony.
Huk wystrzałów zaalarmował resztę ludzi Jasira. Na dole Bazyliki słychać było pokrzykiwania. Zbiegowie zostali odkryci. Jasir zbierał pozostałych żołnierzy, szykując ich do szturmu na piętro Bazyliki.
Wydawało się, że jest to pułapka bez wyjścia.
- Wracamy do wejścia na taras. - rozkazał kapitan.
Kiedy wrócili do pozostawionej czwórki, kapitan rozkazał Skalskim:
- Zabierzcie „Pielgrzyma” i księdza Grzegorza na taras. My będziemy bronić wejścia na dach, do czasu przylotu śmigło …
Wszyscy zamarli i wytężyli słuch. Ratunek nadciągał i wydawał z siebie grzmot lecących śmigłowców.
- … śmigłowców i podczas ewakuacji „Pielgrzyma”. - dokończył kapitan Pilecki.
Kapitan chwycił za radio:
<< „Sokół 1”, słyszysz to samo co my ? >>
<< Tak, słyszymy dobrze i jesteśmy w kontakcie z „orłem”. >> odpowiedział natychmiast kapitan Studer.
<< Kieruj „orła” nad taras ! >>
<< Zrozumiałem. Trzymajcie się ! >> krzyknął Studer.
Plac Świętego Piotra. Godz. 11:04.
Z początku był to niewyraźny szum, ale z każdą sekundą robiło się coraz głośniej, aż w końcu wszyscy przebywający na terenie Watykanu i w okolicy, usłyszeli wielki hałas, a następnie na niebie, pojawiły się dwa śmigłowce, które niczym ogromne ptaki zawisły nad kopułą Bazyliki Świętego Piotra.
Asassini odłożył krótkofalówkę i wysiadł z samochodu. Hałas robił się coraz większy. Pułkownik już się domyślił. Nadlatywał śmigłowiec, a nawet dwa.
„A więc, jednak Amerykanie … pie…e CIA ! To na pewno oni to wszystko zorganizowali … Skąd wiedzieli !?” – pomyślał wściekły Asassini.
Mniejszy śmigłowiec, po kilkunastu sekundach, zaczął oddalać się w kierunku północnym.
Większy śmigłowiec, czyli „orzeł 2”, zawisł nad tarasem umiejscowionym pomiędzy kopułą Bazyliki a Kaplicą Sykstyńską. Jedno z okien śmigłowca zostało otworzone i flaga Watykanu pojawiła się na boku śmigłowca.
Z megafonu, w języku włoskim popłynął głośny komunikat:
<< Tu statek Watykańskich Sił Powietrznych ! Każda próba ataku, spotka się z natychmiastową odpowiedzią ! … Powtarzam ! … Każda próba ataku, spotka się z natychmiastową odpowiedzią ! >>
Po chwili, ze spodu śmigłowca zaczęła opuszczać się gondola.
Via Leone IV. Rzym. 11:06.
Śmigłowiec „orzeł 7” zawisł nad budynkiem, który stał na rogu Via Leone IV i Piazza del Risorgimento.
Z głośnika śmigłowca popłynął komunikat w języku włoskim:
<< Proszę odsunąć się od załamania muru na odległość 50 metrów … Proszę odsunąć … muru … odległość 50 … >>
Żołnierze majora Brunettiego już kilka minut temu, wstrzymali ruch na tym odcinku. Teraz sami przesunęli się na bezpieczną odległość.
Za murem watykańskim, w miejscu załamania, też nikogo nie było. Dowódca śmigłowca odczekał jeszcze minutę i wydał rozkaz strzelcowi pokładowemu.
Śmigłowiec obrócony przodem do celu, odpalił jedną z rakiet.
Huk był ogromny, rakieta trafiła w mur tuż nad ziemią. Z muru posypało się mnóstwo materiału, ale po rozwianiu się pyłu, okazało się, że drzewiej to się budowało. Rakieta trafiła, ale muru nie przebiła. Nie było prześwitu, którym mogliby przedostać się uciekinierzy z Watykanu.
Dowódca wydał kolejny rozkaz i strzelec odpalił w to samo miejsce drugą rakietę. Tym razem, po opadnięciu kurzu pokazał się prześwit i po kilkudziesięciu sekundach, przez dziurę w murze, zaczęli przechodzić gęsiego, ostrożnie stąpając po kupie gruzu, uczestnicy przerwanej mszy i pracownicy administracji watykańskiej. W tle słychać było odgłos strzałów. To resztki żandarmerii, gwardii i pięciu polskich żołnierzy, którzy ochraniali kolumnę uchodźców, prowadziło korespondencyjną wymianę ognia z grupami terrorystów dowodzonych przez Galiba i Basama.
<< Poruczniku Keller, czy pan mnie słyszy ?! >> kapitan Studer wywoływał dowodzącego ewakuacją.
<< Tak, słyszę … pospieszcie się … my już długo nie utrzymamy pozycji ! >> natychmiast zgłosił się Keller, a w tle słychać było kanonadę.
<< Możecie opuścić pozycje, powtarzam, możecie opuścić pozycje … „orzeł 7” da wam osłonę ! >> krzyczał kapitan Studer.
<< Zrozumiałem. Wykonuję natychmiast ! >>
Bazylika Świętego Piotra. Godz. 11:06.
„Pielgrzym”, ksiądz Grzegorz i bracia Skalscy, skuleni, mając nad głowami ogromny śmigłowiec, czekali na ewakuację z dachu Bazyliki.
Kapitan zebrał żołnierzy i zrobił krótką odprawę. Krzyczał usiłując przebić się przez wielki hałas:
- Położymy się tutaj, przy wylocie na dach, jak się pojawi pierwszy bandyta, to zaczynamy strzelać krótkimi seriami. Komu zabraknie amunicji, to spieprza pod śmigłowiec. Nie wychylamy głów !
Po niecałej minucie pojawił się pierwszy terrorysta, ale został definitywnie zatrzymany. Komandosi rozłożeni plackiem na dachu Bazyliki, strzelali na ślepo w głąb Bazyliki, poza krawędź otworu wysuwając tylko ręce z bronią.
Bardzo szybko dwóch żołnierzy wycofało się pod śmigłowiec. Jeden bez amunicji, drugi ranny w ręce.
Gondola wypełniona „Pielgrzymem” i braćmi Skalskimi ruszyła w górę.
Trwała zażarta wymiana ognia, a kolejnych dwóch żołnierzy musiało wycofać się z walki o wylot na taras.
Wtedy z krótkofalówki kapitana dobiegł komunikat:
<< „Pielgrzym” jest w gondoli, wycofajcie się, śmigłowiec was osłoni ! >>
Kapitan Pilecki klepnął w ramię żołnierza, który leżał obok i dał mu sygnał do odwrotu …
Gondola z papieżem i braćmi Skalskimi miała do pokonania jeszcze ponad piętnaście metrów do spodu śmigłowca, pod którym położyła się reszta uciekinierów.
Tymczasem w śmigłowcu dwóch strzelców pokładowych, trzymając dżojstiki w rękach, pilnie obserwowało ekrany swoich videomonitorów. Gdy tylko, w wejściu na taras, pojawiły się głowy napastników, rozpoczęli ostrzał …
Plac Świętego Piotra. 11:06.
Plac Świętego Piotra opustoszał, po tym, jak kilkunastotysięczny tłum wdarł się na teren Bazyliki.
Antonio siedział razem z Guido w samochodzie, obserwując pustoszejący Plac Świętego Piotra.
Wtem, w krótkofalówce odezwał się głos kapitana Studera:
<< „Sokół wędrowny”, słyszysz mnie, tu „sokół 1” … >>
Pozzallo natychmiast odpowiedział:
<< Tu, „sokół wędrowny” jestem na początku pergoli, stale na obserwacji … >>
<< Jest niedobrze, Asassini wyciągnął broń z bagażnika, prawdopodobnie snajperską … on nie odpuści … >> zaniepokojonym głosem powiedział kapitan Studer.
Antonio natychmiast odpowiedział:
<< Już biegniemy ! … nie możemy … musimy drania załatwić … >>
<< Uważajcie, ma dwóch ludzi do obstawy … >> ostrzegł ich Studer.
Kiedy zbliżyli się do samochodu pułkownika Asassiniego, przeładowali pistolety. Antonio cicho powiedział do Guido:
- Ja idę pod pergolą i zacznę strzelać, a ty idź od strony placu. Będą skupieni na mnie, to ich załatwisz, Guido.
Guido kiwnął głową, wyszedł spod pergoli i zaczął przemieszczać się od wewnętrznej strony opustoszałego niedawno placu.
Antonio z bronią gotową do strzału przywarł do kolumny i krzyknął coś po sycylijsku. Po chwili, zza filara wysunęła się głowa jednego z pomocników Asassiniego.
Pozzallo zaczął strzelać, ale orłem w strzelaniu to on nie był. Ochroniarz również rozpoczął strzelanie. I tak by sobie strzelali, gdyby nie Guido, który po dwudziestu trzech sekundach, zakończył tę wymianę ognia, strzałem w plecy pomocnika Asassiniego.
Antonio i Guido po rozprawieniu z ochroniarzem pułkownika Asassiniego, ruszyli dalej na koniec pergoli, zapominając o drugim pomocniku, a skupiając się na pułkowniku.
Dostrzegli go z odległości około pięćdziesięciu metrów.
Pułkownik Asassini przyklęknął, oparł lufę karabinka snajperskiego o wysoki cokół kolumny kończącej pergolę i skupiony obserwował jak gondola wciąga papieża i dwie inne osoby, na pokład śmigłowca.
Jeszcze trzydzieści pięć metrów … trzydzieści … dwadzieścia pięć …
Antonio zaczął strzelać, ale po dwóch strzałach usłyszał kliknięcie. Nie miał już amunicji.
Pułkownik Asassini zupełnie oderwany od otoczenia, był skupiony tylko na jednym. Chciał trafić w papieża …
Wściekły na cały świat Pozzallo, w trakcie najważniejszego sprintu w swoim życiu … zderzył się z Azizem, który niespodziewanie wyskoczył zza kolumny. Zaskoczenie obu było duże, ale refleks Antonia był bez zarzutu.
Chwycił Aziza za obie ręce, a w jednej z nich był pistolet, kopnął w krocze i przestał się nim interesować … Tym bardziej, że zauważył jak dopada do niego Guido, który biegł od strony placu.
Pozzallo wyciągnął szybko nóż z kabury na nodze i ruszył dalej ścigając się z czasem. Za chwilę, za plecami Pozzallo padł strzał.
Gondola zaraz zbliży się do spodu śmigłowca. Asassini skupiony na celu, a Pozzallo ma jeszcze dwadzieścia … piętnaście … dwanaście metrów …
Palec pułkownika Asassiniego spoczął na cynglu … Antonio rzucił nożem, który wbił się w karabinek, dokładnie w momencie pociągnięcia za spust, raniąc przy tym, dwa palce pułkownika …
Kula minęła głowę papieża i trafiła w twarz szeregowego Marka Skalskiego. Po kilku sekundach, gondola została wciągnięta na pokład śmigłowca.
Zraniony i wściekły pułkownik Asassini, wstał jak oparzony i zaczął sięgać ręką do kabury pod marynarką …
Kiedy gondola wciągnęła ostatnich żołnierzy z tarasu, kapitan Woods natychmiast dał sygnał dowódcy śmigłowca.
„Latający dźwig”, powoli, ale pełną gracją obrócił się w powietrzu i ustawił przodem do kierunku północy.
Leon XIV wrócił z ambulatorium, gdzie pobłogosławił nieprzytomnego Marka Skalskiego i jego brata Mateusza.
Papież, uważnie oglądnął całe wnętrze maszyny i usiadł na ławce, naprzeciwko księdza Grzegorza i kapitana Pileckiego. Zatrzymał swój łagodny wzrok na kapitanie:
- Porucznik Binder zginął bohatersko, porucznik Keller zdołał wyprowadzić bezpiecznie wiele osób, ale to pan, kapitanie, porucznik …
- Kuraś. – dopowiedział Pilecki.
- … porucznik Kuraś i wasi dzielni żołnierze, wykonaliście najtrudniejsze zadanie. Uratowaliście nas wszystkich …
Leon XIV uśmiechnął się nieśmiało i dokończył:
- … Jesteście moimi aniołami.
Kapitan Pilecki uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Z tymi aniołami, to jednak przesada …
Ranny i słabnący Antonio Pozzallo siedział razem z Guido, na końcu lewej pergoli. Obaj oparci o podstawę kolumny, obserwowali jak wielki żelazny ptak, po wciągnięciu gondoli z ostatnimi komandosami, wykonał wolny zwrot na północ i powoli odlatywał z nad kopuły Bazyliki, która jeszcze do dzisiaj nazywana była imieniem Świętego Piotra.
Antonio tracąc przytomność, miał pewność, że papież Leon XIV, został uratowany. Antonio Pozzallo uratował świat, swój świat.
EPILOG
27 marca 2027 roku, włoski rząd i parlament, wyraziły zgodę na powstanie Autonomicznego Kalifatu Watykańskiego.
Palermo. Sycylia. 13 maja 2027.
Brama otworzyła się i samochód wjechał na teren dużej posiadłości na południowym skraju miasta.
Andrea podjechał wolno do marmurowych schodów. Do samochodu pobiegł mężczyzna i wyraźnie pokazał wszystkim siedzącym w środku, żeby nie wysiadali.
Andrea i Antonio poczuli się niepewnie, natomiast Sergio zachował pełen spokój. Trwało to trzy minuty.
Z pięknej, dużej willi, o jasnoniebieskiej elewacji, wychodzili po kolei mężczyźni, wszyscy powyżej pięćdziesiątki. Wyszło ich ośmiu i ustawiali się w półkolu na kamiennym podjeździe przy schodach.
Kiedy półkole zostało utworzone, wtedy mężczyzna, który ich zatrzymał, podszedł ponownie do samochodu i tym razem dał jednoznaczny sygnał, że mogą wysiadać.
Andrea wysiadł pierwszy, otworzył drzwi i pomógł wysiąść głowie rodziny Pozzallo, czyli Sergio. Antonio wysiadł sam i stanął koło ojca.
Ze środka półkola wystąpił gospodarz zjazdu największych rodzin na Sycylii, czyli don Antonio Sopreno. Podszedł do Sergio Pozzallo i przywitał się uściskiem dłoni.
Potem nastąpiło coś niespodziewanego. Don Sopreno stanął przed Antonio Pozzallo, ukłonił się i powiedział:
- Don Antonio Pozzallo, wszystkie nasze rodziny i cała Sycylia jest z pana dumna.
Don Sopreno wyciągnął dłoń w kierunku Antonia.
- I cieszę się, że jesteśmy imiennikami. – dodał.
Następnie, pozostali przedstawiciele rodzin złożyli ukłony i wymienili uściski dłoni z Antonio Pozzallo.
***
Sergio Pozzallo wsiadł do samochodu, w którym czekali na niego Antonio i Andrea.
- Ruszaj Andrea, do domu. – powiedział Sergio. Potem milczał dłuższą chwilę, obrócił głowę w stronę syna, uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Osiem do jednego. Sycylia pozostanie Sycylią.
Rue de Cadette. Paryż. 14 lipca 2027.
Wysoki, szczupły, ale muskularny mężczyzna, wysiadł z taksówki na początku ulicy. Zapłacił za kurs, wszedł na chodnik, rozglądał się przez pół minuty na wszystkie strony, a następnie sprężystym krokiem ruszył w głąb ulicy.
Odnalazł numer, którego szukał i stanął przed duża furtką. Nacisnął guzik od domofonu. Odszukał bez trudu kamerę zamontowaną na rogu dużego budynku i zwrócił twarz w jej stronę.
Dwie minuty później wszedł do niedużego gabinetu. Za biurkiem siedział mężczyzna, około czterdziestki.
- Proszę usiąść.
Gość usiadł w wygodnym fotelu przed biurkiem.
- Witam w Paryżu, panie … Maurice Asassinel. Od dzisiaj zaczyna się pana nowe życie.
Mężczyzna wyjął z szuflady dużą kopertę i położył na biurku.
- Proszę, tutaj jest dla pana zestaw nowych dokumentów i parę niezbędnych drobiazgów.
Gość przejrzał pobieżnie zawartość koperty i odłożył ją na biurko, a potem spytał:
- Jakie będą moje nowe zadania ?
- Umieściliśmy pana w wywiadzie, oczywiście cywilnym, bo w wojskowym, to byłoby jednak duże ryzyko.
- Tak, z żadną armią nie ma żartów. Przekonałem się o tym niedawno. – wtrącił przybysz.
- Właśnie. Mimo, że przeszedł pan operację plastyczną i pana nowa tożsamość nie może budzić podejrzeń, to jednak lepiej dmuchać na zimne. Jak już wspomniałem będzie pan pracował w wywiadzie. Zacznie pan od stopnia porucznika, ale wiemy, że jest pan zdolny, więc … szybko pan awansuje. – siedzący za biurkiem uśmiechnął się dyskretnie i kontynuował.
- Oficjalnie będzie pan robił to robi oficer wywiadu, ale pana cel strategiczny to będzie walka z podziemiem katolickim i narodowym. Teraz działalność tych sił uwidoczni się jak nigdy. Oni są przekonani, zresztą słusznie, że ich kandydat wygrał wybory prezydenckie, ale wyniki zostały sfałszowane. Oni się nigdy z tym nie pogodzą i będą prowadzić działalność wywrotową wobec naszej władzy. Pana zadaniem będzie przeniknąć do tych środowisk i wystawić służbom ich przywódców. Najlepiej, żeby pan doprowadził do jakiegoś zjazdu liderów, pod jakimś wiarygodnym pozorem, wtedy wszystkich aresztujemy, postawimy przed sądem, zrobimy piękny pokazowy proces, a dowody mamy już gotowe i do końca życia więzienia oni nie opuszczą. W ten sposób rozbijemy całą reakcję za jednym zamachem.
- Jeżeli to się jednak nie uda, to rozumiem, że mogę wystawiać ich pojedynczo ? – spytał przybysz.
- Oczywiście, to nie zmienia celu strategicznego, jakim jest rozbicie podziemia. – potwierdził gospodarz.
Zapadła chwila milczenia, po czym gospodarz spytał:
- Czy ma pan jakieś pytania ?
- Tak, co z moimi ludźmi, z byłej siatki. Co dalej w tej kwestii ?
- Oni teraz będą sami organizować swoje siatki, oczywiście pod nadzorem naszych ludzi. Organizacja dla której obaj pracujemy, będzie dalej ich finansować, a któregoś dnia użyjemy ich grup terrorystycznych do jakiegoś ważnego zadania.
- Rozumiem. Czyli także do mnie macie pełne zaufanie ? – spytał przybysz.
- Oczywiście, inaczej nie dostałby pan tak ważnego zadania, w najważniejszej filii naszej organizacji. Wiemy, że nie udało się panu zlikwidować papieża, ale cel strategiczny, czyli likwidacja państwa kościelnego i powstanie muzułmańskiego przyczółka we Włoszech, został osiągnięty. Sprawdziliśmy wszystkie możliwe styki, gdzie mogło dojść do przecieku i wiemy, że takiego przecieku nie było. Nigdy się już nie dowiemy, skąd podczas naszej operacji wziął się ten dodatkowy oddział chroniący papieża. Prawdopodobnie to pomysł tego kapitana Gwardii Szwajcarskiej i pewnie to on nawiązał kontakt z Amerykanami. W każdym bądź razie, tam nie było żadnej winy z pana strony.
Siedzący za biurkiem wstał i podszedł do powstałego także przybysza. Wyciągnął dłoń i powiedział:
- Powodzenia, panie Asassinel. Powodzenia, w dziele budowy nowej, wspaniałej Francji.
15 sierpnia 2027 roku. W pałacu prezydenckim, na niedostępnej dla mediów uroczystości, prezydent Karol Odnowicki odznaczył księdza Grzegorza, kapitana Józefa Pileckiego, porucznika Witolda Kurasia oraz pozostałych żołnierzy, w tym dwóch pośmiertnie, biorących udział w operacji, orderami Orła Białego za wybitne zasługi w reprezentowaniu Polski na arenie międzynarodowej.
Akta operacji „Orle skrzydła” zostały utajnione na 50 lat.
Przemyśl. 24 lutego 2028.
Na konferencji pokojowej pod auspicjami prezydenta USA, doszło do zawarcia porozumienia pomiędzy Rosją i Ukrainą.
Rosja zgodziła się przerwać operację specjalną na dwa lata.
Dzień później, we Lwowie, papież Leon XIV odprawił mszę świętą wspólnie z przedstawicielami Cerkwi Kijowskiej.
Malta. 13 października 2028.
Na konferencji pokojowej pod auspicjami papieża Leona XIV, doszło do przerwania wojny na bliskim wschodzie. Izrael i Iran, zgodziły się na zawieszenie działań wojennych.
Gniezno. 23 kwietnia 2031. Godz. 11:10.
Na placu przed katedrą, zgromadziło się około dwunastu tysięcy ludzi, kilkanaście wozów transmisyjnych telewizji z całej wolnej Europy i kilka telewizji z innych kontynentów. Katedrę Gnieźnieńską otoczyło kordonem kilkudziesięciu gwardzistów szwajcarskich w strojach z epoki. Wśród tysięcy ludzi spacerują także patrole policyjne.
Jest piękny słoneczny dzień. Atmosfera wyczekiwania, bo to trzeci dzień konklawe, które rozpoczęło się miesiąc po śmierci papieża Leona XIV. Z całego świata do Polski, do Gniezna, obecnej siedziby następcy Świętego Piotra, przybyło 107 kardynałów.
Kamery telewizyjne ustawione są na wylot kominka wystającego z niewielkiego okrągłego dachu, przylegającego do prawej strony katedry.
Na początku nieśmiało, z każdą sekundą jednak coraz bardziej widoczna smuga białego dymu zaczęła wydobywać się z wylotu kominka. Dziennikarze zaczęli komentować ten bezsporny fakt, który docierał coraz mocniej do świadomości tysięcy ludzi obecnych pod katedrą.
Biały dym, ewidentnie biały dym.
***
Dziewięćdziesiąt pięć minut później, wielkie drzwi katedry zostały otwarte i kilku księży, niosąc sprzęt nagłaśniający, pomaszerowało w stronę przygotowanego naprędce podwyższenia.
Po dziesięciu minutach, gwardziści rozpoczęli operację utworzenia korytarza od schodów katedry do podwyższenia. Następnie, rozstawili się po obu stronach korytarza, o szerokości około dziesięciu metrów i zwróceni w kierunku publiczności, stanęli nieruchomo, bacznie obserwując tłumy.
W powietrzu nad katedrą latało kilka dronów obserwacyjnych.
Kiedy droga z katedry do podwyższenia została należycie zabezpieczona, wtedy z wnętrza katedry wyszedł kardynał protodiakon a za nim ośmiu kardynałów, którzy pomiędzy dwoma swoimi szeregami rozpostarli biały baldachim zakrywający osobę, która poruszała się pomiędzy szeregami.
Ten niewielki pochód kroczył dostojnie trasą przygotowaną przez Gwardię Szwajcarską, aż wszedł na podwyższenie. Wtedy kardynał protodiakon rozpoczął formułę:
… annuntio vobis gaudium magnum … habemus papam … cardinalem Tomori …
W eter poszła informacja, że kardynał z Węgier, Stefan Tomori, urodzony w Mohaczu, został wybrany następnym papieżem.
Kardynałowie opuścili baldachim i oczom całego świata ukazał się nowy papież, który przybrał imię: Jan Paweł III.
KONIEC
Artykuł chroniony jest Ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
tag: Historia i Teraźniejszość
Inne tematy w dziale Kultura