wrocman wrocman
126
BLOG

Opowiadanie (16)

wrocman wrocman Polityka Obserwuj notkę 10

               „ LE  VENT  DU  NORD „


Rozdział VII

„ D – DAY „


6 czerwca 2028.



Hotel „Destination”. Godz. 9:16.


Porucznik Karolina Miłoszewska siedziała na łóżku. Przed sobą miała uruchomionego laptopa.

Przeglądała teraz to, co nagrały kamery umieszczone przez nią i kapitana Pileckiego, przy wejściach do bunkrów na plażach: „Utah”, „Omaha”, „Gold”, „Juno” i „Sword”.

Filmy były raczej mało ekscytujące. W ostatnich dniach bunkry były odwiedzane przez: dzieciaki, zakochane pary, spacerowiczów z psami czy ludzi zmuszonych załatwić potrzeby fizjologiczne.

Nagranie z bunkra na plaży „Sword”, przykuło uwagę pani porucznik. Przedstawiało czterech mężczyzn wchodzących do bunkra i wyposażonych w: szpadel, kilof, breszkę, skrzynkę z narzędziami i latarki.




Lotnisko w Caen. Godz. 9:48.

Gabinet Dyrektora Obsługi Naziemnej.


Telefon komórkowy zaczął wibrować i odtwarzać utwór „Agnes, Agnes” zespołu La Monic. Dyrektor podniósł komórkę i przyłożył do ucha.

- Słucham, dyrektor Blanc.

Głos po drugiej stronie powiedział:

- Dzień dobry, porucznik Asassinel.

- A … Dzień dobry. Czy coś się stało ? – spytał dyrektor.

- Nie, wszystko w porządku. Dzwonię właśnie w sprawie tego, żeby było jeszcze bardziej … w porządku.

- Proszę mówić, poruczniku.

- Dzisiaj, po głównych obchodach, jeżeli nic się nie zmieni, między godziną 20:00 a 21:00, odlatuje do Londynu prezydent Polski …

- Zgadza się, właściwie, to jesteśmy gotowi odprawić samolot w każdej chwili. – wtrącił Blanc.

- Doskonale, żeby wzmocnić bezpieczeństwo naszego gościa, moi ludzie, zatrudnieni w pana wydziale, powinni być przy odprawie tego samolotu.

- Zrozumiałem. Wydam odpowiednie polecenia. Rozpoczną zmianę o 18:00.

- Dziękuję, panie dyrektorze. Widzę, że obu nam zależy na dobrym wizerunku Francji.

- Oczywiście, panie poruczniku.





Hotel „Air Show”. Caen. Godz. 14:18.


Dwóch mężczyzn wyszło przed wejście główne do hotelu. Za nimi wyszedł boy hotelowy z dwiema dużymi walizkami.

Po siedmiu sekundach podjechała taksówka. Boy włożył walizki do bagażnika i otrzymał napiwek od jednego z mężczyzn.

Obaj mężczyźni wsiedli do taksówki.

                                            ***

Taksówka zatrzymała się na światłach. Sygnalizator włączył się i odmierzał od 60 sekund.

Mężczyźni siedzący na tylnym siedzeniu byli zajęci rozmową, więc nie zauważyli, jak kierowca taksówki założył maseczkę, odwrócił się i psiknął gazem prosto w twarze pasażerów.

Kilka sekund później, mężczyźni osunęli się nieprzytomni z twarzami zastygłymi w pełnym zdumieniu.

Taksówka ruszyła, kiedy pokazało się zielone światło.





Okolice lotniska w Caen. Godz. 16:51.


W samochodzie siedziały trzy osoby.

- Wprowadzisz nas, a potem szybko wyjdziesz z terenu lotniska i zaczekasz na resztę naszych. – powiedział kapitan Józef Pilecki do porucznik Karoliny Miłoszewskiej.

- Tak jest … Słuchaj, nie niepokoi cię ten filmik z bunkra na plaży „Sword”.

- Na tej plaży nie będzie naszego prezydenta, więc nie musimy się martwić … Zresztą, ci ludzie nie mieli ze sobą broni czy czegoś podobnego do bomby. Mieli tylko jakieś narzędzia. To pewnie „poszukiwacze skarbów”.

- No, skoro tak mówisz … - słowa kapitana Pileckiego nie przekonały porucznik Miłoszewską.

- Nie martw się, mam przy sobie Anioła Stróża. – powiedział śmiejąc i ruchem głowy wskazał na trzecią osobę w samochodzie, czyli „historyka” Andrzeja Kowalczyka.

Milczący do tej pory mężczyzna powiedział do pani porucznik:

- To tylko ćwiczenia. Proszę się nie martwić, nic złego się nie wydarzy.

Porucznik Miłoszewska przyjęła te słowa optymistycznie, ale w głębi jej umysłu i tak czaił się strach, że coś niedobrego mogłoby przytrafić się pewnemu kapitanowi.

- Dobra, zbieramy się. – zarządził Pilecki.

Porucznik Miłoszewska zwróciła się do „naukowca z IPN-u”:

- Proszę go ubezpieczać, a w razie W, wykonywać wszystkie jego polecenia, nawet wtedy, gdy będą wydawać się nieco szalone …

Najpierw roześmiał się Kowalczyk, a później Pilecki.





Droga między plażą „Utah” a plażą „Juno”.Godz. 17.12.

Kolumna prezydencka.


- Doskonałe przemówienie, pani ambasador. – prezydent komplementował panią Annę Marię Maczek.

- To dla mnie, bardzo ważny dzień, panie prezydencie. Starałam się, żeby przemówienie było prawdziwe i podniosłe.

- Wyszło świetnie. Polonia i lokalna społeczność przyjęła je entuzjastycznie. – powiedział z zadowoleniem w głosie prezydent Karol Odnowicki.

- Dziękuję, dziękuję za uznanie, panie prezydencie. – pani ambasador posłała uroczy uśmiech w stronę prezydenta.

Potem, w limuzynie zapanowała cisza, a pani ambasador i prezydent, będąc w dobrych humorach, obserwowali zza szyb samochodowych, krajobraz krainy zwanej Normandią.

                                                      ***

Siedzący obok kierowcy kapitan Walczak, obrócił się w stronę bardzo ważnych pasażerów i powiedział:

- Już dojeżdżamy, panie prezydencie. Za trzy minuty będziemy przy trybunie honorowej, koło bunkra na plaży „Juno”.

- Dziękuję, kapitanie. – prezydent zakończył rozmyślania.

- Ciekawe, czy główne uroczystości będą zorganizowane na takim wysokim poziomie, jak te na plaży „Utah” ? – spytała głośno pani ambasador.

- Mnie bardziej interesuje to, czy ten pokaz multimedialny będzie zgodny z prawdą historyczną. – powiedział prezydent.





Plaża „Juno”. Godz. 17:55.


- Witam, panie prezydencie. W imieniu swoim i …

Prezydent Eric Minion wskazał ręką na niemieckiego kanclerza Armina Hackena.

… Kanclerza Hackena.

Prezydent Odnowicki przywitał się z prezydentem Francji i kanclerzem Niemiec.

- Jak przebiegła podróż ? – spytał Minion.

- Dziękuję, dobrze. Z Warszawy do Paryża, samolotem. Natomiast z Paryża do Caen, a później do Carentan i na plażę „Utah”, samochodem, i to była wspaniała wycieczka. Normandia jest urocza, panie prezydencie. – odpowiedział szczerze prezydent Odnowicki.

- Cieszę się, że jest pan zadowolony. Potwierdzam, Normandia jest piękna, jak i … cała Francja. – dokończył z dumą w głosie prezydent Minion.

- A jak przebiegły uroczystości na Plaży „Utah” ? – spytał kanclerz Niemiec, świdrując małymi oczkami postać prezydenta Odnowickiego.

Prezydent Odnowicki odpowiedział:

- Lokalne władze, społeczność i przybyła z tej okazji Polonia francuska, przygotowały podniosłe i okazałe uroczystości. Atmosfera była wspaniała.

- Cieszymy się i jesteśmy przekonani, że główne uroczystości, tutaj na plaży „Juno”, również się panu spodobają. – powiedział kanclerz.

- Czy zdradzi pan coś więcej, panie kanclerzu. – spytał zaciekawiony prezydent Odnowicki.

- Mogę powiedzieć tylko tyle, że będzie to niezapomniane widowisko multimedialne. Wystąpią grupy rekonstrukcyjne z Francji, a film dokumentalny przygotowała telewizja niemiecka. – zadowolonym głosem obwieścił kanclerz Hacken.

Prezydent Odnowicki patrząc na kanclerza wyczuł fałszywą nutę w jego słowach, ale pozostawił swoje odczucia bez komentarza.

- No cóż, moi panowie. W takim razie, zapraszam na trybunę. W pierwszym rzędzie, oprócz nas, będzie jeszcze premier Kanady Wschodniej.

                                                      ***

Publiczność na trybunie honorowej i zgromadzeni w pozostałych miejscach, ucichli.

Na dużym telebimie, rozpoczęła się projekcja filmu dokumentalnego z lektorem mówiącym po francusku i angielskim tłumaczeniem na dole ekranu.

Tymczasem od strony morza, około pół kilometra od lądu, pojawiły się cztery łodzie desantowe.

Głos lektora oraz pojawiające się na ekranie zdjęcia i fragmenty dokumentów, wprowadzały publiczność w kontekst historyczny rekonstruowanych wydarzeń.

Barki desantowe zbliżały się do lądu.

… 400 metrów … 300 metrów …

Na lądzie panowała cisza.

… 200 metrów … 100 metrów …

Na lądzie w dalszym ciągu cisza.

… 50 metrów … 40 metrów …

Barki z alianckim desantem stanęły na mieliźnie i opuściły przednie burty.

Wtedy rozpętało się „piekło” …

Z bunkra odezwały ckm-y, oczywiście strzelające ślepakami.

Pomimo tego „ciężkiego ostrzału”, wojska inwazyjne w sile osiemdziesięciu żołnierzy, ponosząc duże „straty”, przedostały się na plażę „Juno” i wykorzystując każdy element umocnienia plaży, chroniły się przed „morderczym” ogniem wydobywającym się z bunkra.

Lektor opowiadał o tym, jak tysiące dzielnych Francuzów służących w 3-ciej Kanadyjskiej Dywizji Piechoty, wylądowało na plaży „Juno” i szturmowało bunkry oraz pozostałe pozycje obronne Nazistów okupujących Francję i zaciekle broniących wybrzeża Normandii.

Na ekranie pojawiały się zdjęcia kanadyjskich żołnierzy o francuskich imionach i nazwiskach:

Jean Vignal,

Maurice Sartre,

Hugo Dubois,

Alain Leclerc …

Prezydent Karol Odnowicki trochę się zdziwił.

Głos lektora rzeczowo oznajmiał, że na plaży „Juno” toczyły się najbardziej zacięte walki, a armia kanadyjska składająca się w większości z Francuzów, poniosła podczas tej operacji ogromne straty i to ona wniosła największy wkład w wyzwolenie Francji z rąk Nazistów.

Prezydent Francji poczuł się dumny jak paw.

Premier Kanady Wschodniej, Justin Truered, skomentował głośno podane w filmie fakty:

- Nie wiedziałem, że mój kraj, wziął na siebie tak ogromny ciężar, podczas wyzwalania Europy spod okupacji nazistowskiej.

Lektor wspomniał także, o walkach na innych plażach i nieznacznym udziale żołnierzy amerykańskich i brytyjskich w wyzwalaniu Francji.

Prezydent Odnowicki zdziwił się bardzo, czytając angielski komentarz do tego fragmentu filmu. Ale to nie koniec jego zdziwień w tym dniu. Największe miało dopiero nadejść.

Oddział inwazyjny powoli zdobywał przewagę. Mimo, że „trupy słały się gęsto”, krok za krokiem zdobywał punkty obrony nazistowskiej.

Na filmie, lektor przeszedł do omawiania strony broniącej wybrzeża, czyli złowrogich Nazistów.

Na ekranie pojawiały się zdjęcia żołnierzy z jednostek nazistowskich broniących wybrzeża Normandii, z podaniem ich imion, nazwisk i narodowości …

Okazało się, że zdecydowaną większość stanowili Polacy:

Antoni Kozubek,

Bogdan Racewicz,

Dariusz Rogalski,

Stanisław Potyrała,

 …

W wojskach nazistowskich jednostkowy udział mieli również: Litwini, Ukraińcy, Łotysze, Estończycy i Rosjanie ( tutaj lektor zaznaczył, że chodzi oczywiście o degeneratów ) …

Lista sojuszników Nazistów: Węgry, Rumunia, Słowacja, Włochy, Japonia …

Na koniec tego filmu „dokumentalnego”, lektor oznajmił, że Francja i Kanada oraz Związek Radziecki, wygrały II Wojnę Światową, pokonując Nazistów i wyzwalając Niemcy spod ich okupacji.

Po zakończeniu projekcji, prezydent Polski, wstał jak oparzony i jako pierwszy opuścił trybunę honorową …





Godz. 19:35.


Wyraźnie zdenerwowany prezydent Karol Odnowicki, szykował się do odjazdu.

Prezydent Francji i kanclerz Niemiec podeszli do niego.

- Naprawdę już pan nas opuszcza. Jedziemy teraz do Cherbourga, tam będzie mniej formalna impreza, ale zaręczam, bardzo widowiskowa. Nie skusi się pan ? – zachęcał do pozostania prezydent Minion.

- Nie, panie prezydencie. Zakończone przed chwilą … widowisko, dostarczyło mi aż nadto wrażeń. – powiedział twardym i suchym tonem prezydent Odnowicki.

- Czy coś pana uraziło, panie prezydencie ? – spytał niewinnym tonem kanclerz Niemiec.

Prezydent Odnowicki, mimo, że w środku się gotował, odpowiedział spokojnym głosem:

- Czy uraziło ? Może troszeczkę. Bardziej zniesmaczyło i niezmiernie oburzyło.

- Tak, a co konkretnie ? – spytał ponownie, robiąc minę niewiniątka, kanclerz Hacken.

Prezydent patrząc uważnie w małe, fałszywe oczka kanclerza, powiedział:

- Cały ten pokaz, a szczególnie fragment filmu pokazujący Polaków służących w … niemieckiej armii, to jedna wielka manipulacja i fałszowanie historii.

- Jak to, kwestionuje pan fakty historyczne podane w filmie ? – spytał oburzony prezydent Francji.

- Kilku Francuzów pewnie służyło w kanadyjskiej armii, a Polacy służący w armii niemieckiej, zostali tam wcieleni s i ł ą. Wszystkie fakty może i są prawdziwe, ale zostały wyolbrzymione, a inne fakty przemilczane … i powstał kłamliwy obraz lądowania aliantów, a także całej II wojny światowej. – powiedział prezydent Odnowicki.

- Musi się pan do tej wersji historii zacząć przyzwyczajać. – powiedział bezczelnie kanclerz Niemiec.

- A to dlaczego ?

- Ta wersja historii już się drukuje i znajdzie się w nowych podręcznikach szkolnych i encyklopediach. Będzie ona obowiązująca, bo za tydzień, Komisja Europejska wyda dyrektywę w tej kwestii.

- Jako prezydent Polski, nigdy nie przyjmę tego do wiadomości. – powiedział prezydent Odnowicki.

- Jak to, kwestionuje pan przynależność Polski do Unii Europejskiej. Nie zgadza się pan z europejskim dziedzictwem, historią, wartościami … Zdecydowana większość Polaków chce być w Zjednoczonej Europie. – kpił w żywe oczy kanclerz.

- To prawda, ale w traktatach unijnych nie ma nic na temat tego, że Niemcy z pomocą Francji, mają rządzić superpaństwem europejskim, podpierając się przy tym kłamliwą wersją historii. – prawie wykrzyczał prezydent Karol Odnowicki.

Prezydent Francji patrzył na niego zdziwiony, a kanclerz Niemiec z zaciekawieniem.

- Ta rozmowa nie ma sensu. Chciałem się pożegnać panie prezydencie. – powiedział prezydent Odnowicki.

- Jestem rozczarowany, że pan nas opuszcza. Na lotnisku w Caen czeka samolot do pana dyspozycji. – powiedział prezydent Minion.

- Dziękuję panie prezydencie … Za wszystko.

Prezydent zwrócił się do kanclerza:

- Dzisiaj dostałem niezłą lekcję historii i potwierdzenie tego, czego wielokrotnie nasłuchałem się na spotkaniach z wyborcami.

- Mianowicie ? - spytał bezczelnie kanclerz Niemiec.

Prezydent wstrzymał na chwilę oddech i powiedział:

- Mianowicie tego, że nigdy nie wolno ufać Niemcom, zwłaszcza gdy się do Polski uśmiechają i obiecują pomoc lub przyjaźń.

- Widzę, że nie docenia pan tego zaproszenia oraz wysiłków włożonych w wspólne zorganizowanie obchodów, przez Francję i Niemcy. – powiedział rozczarowany prezydent Minion.

- Do widzenia panie prezydencie … Żegnam panie kanclerzu.

Gdy prezydent Polski wsiadł do limuzyny, prezydent Minion powiedział:

- Nie rozumiem, dlaczego był taki zdenerwowany i niezadowolony. Przecież wszystko tak dobrze wypadło, a film mówił o faktach.

Kanclerz Hacken powiedział:

- Może prezydent Odnowicki gdzieś poleci … i wszystko się zmieni …

- Ma pan rację. Prezydent Odnowicki ochłonie, postudiuje dokładnie historię, szczególnie II Wojny Światowej i z czasem mu przejdzie. – powiedział prezydent Minion.

                                                          ***

„Historycy”, wraz z sierżantem Zielonką, zapakowali się do swojego samochodu i ruszyli drogą do Caen.

Cztery minuty po nich, kolumna prezydencka składająca się z trzech limuzyn, przyozdobionych białoczerwonymi chorągiewkami, rozpoczęła swoją podróż w kierunku Caen.





Godz. 19:45.


Francuskie i niemieckie media donoszą:

… międzynarodowy skandal podczas obchodów upamiętniających fragment europejskiej historii …

… prezydent Karol Odnowicki, historyk z wykształcenia, kwestionuje europejską historię …

… wspaniałe widowisko pokazujące fragment europejskiej historii, oburzyło i zniesmaczyło prezydenta Polski …

… arogancki i agresywny prezydent Polski, Karol Odnowicki, obraził gospodarza prezydenta Francji i współorganizatora kanclerza Hackena, którzy godnie uhonorowali bohaterów europejskiej historii …





Droga z Douvres do Caen. Godz. 20:01.

Kolumna prezydencka.


Samochód, w którym jechał sierżant Sławomir Zielonka i czterech „pracowników naukowych IPN-u”, przekroczył granicę lasu, przez który wiodła droga do Caen.

Auto zwolniło, a siedzący w środku, oprócz kierowcy, zaczęli rozglądać się uważnie na boki w poszukiwaniu czegoś podejrzanego.

W końcu, kierowca zobaczył boczną drogę przeciwpożarową i zjechał z drogi głównej w głąb lasu na odległość 30 metrów, a potem zatrzymał samochód.

                                                       ***

Kapitan Paweł Walczak, siedzący w limuzynie z prezydentem Karolem Odnowickim, usłyszał w mikrofonie umieszczonym w prawym rękawie, głos sierżanta Zielonki:

- Kapitanie, las jest czysty, sprawdziliśmy dokładnie.

- Dziękuję, panowie … historycy. Dobra robota. – odpowiedział kapitan Walczak.





Lotnisko w Caen. Godz. 20:20.


Kolumna prezydencka zatrzymała się 50 metrów od hangaru.

Po minucie, z hangaru wyszedł wysoki szczupły mężczyzna ubrany w cywilny strój, w asyście dziesięciu żandarmów.

Mężczyzna szybkim krokiem zbliżał się do kolumny prezydenckiej. Na jego widok, z limuzyny wysiadł kapitan Walczak.

- Panie kapitanie, hangar sprawdzony, możecie wsiadać do samolotu. Piloci są już gotowi do odlotu.

- Dziękuję, panie poruczniku. Profesjonalna robota. – kapitan wyciągnął rękę na pożegnanie.

                                                      ***

Polska delegacja znalazła się w hangarze. Przywitały ją przyjazne gesty pracowników obsługi naziemnej, odwzajemnione przez Polaków.

Porucznik Kamil Suseł i jeden z ochroniarzy weszli po schodach i znaleźli się na pokładzie samolotu.

Po sprawdzeniu wszystkich pomieszczeń, zostało im tylko jedno. Udali się na przód samolotu, do kabiny pilotów.

                                                      ***

Porucznik Asassinel wsiadł do samochodu i wziął radio do ręki.

<< Do wszystkich jednostek ! Prezydent Polski odlatuje. Panowie, rozkazuję opuścić wszystkie posterunki i udać do domów. W waszych komisariatach czekają podpisane przez komendantów wnioski o trzydniowe urlopy. Dobra robota ! Dziękuję za współpracę. >>

Radio porucznika wydało z siebie wiele entuzjastycznych okrzyków.

                                                      ***

Porucznik Suseł otworzył drzwi od kokpitu i wszedł do środka. Piloci siedzieli w fotelach, obrócili głowy w stronę polskiego ochroniarza i pokazali kciuki uniesione w górę.

Oficer skinął im głową na powitanie i wyszedł z kabiny pilotów.

Porucznik zrobił dziesięć kroków w głąb samolotu i zatrzymał się przy stojącym tam drugim ochroniarzu. Podniósł rękę i powiedział do mikrofonu w rękawie:

- Samolot czysty, możecie wchodzić.

Potem opuścił rękę … i w tej właśnie chwili, jego i kolegę, dosięgła cicha i szybka śmierć.

Stojący w otwartych drzwiach od kokpitu, jeden z pilotów, wystrzelił cztery razy do obu ochroniarzy.

                                                     ***

Porucznik Karolina Miłoszewska wpatrywała się w laptopa trzymanego na kolanach. Oglądała na żywo obraz z kamery podpiętej do monitoringu w hangarze.

Kamera pokazywała jak skromna, polska delegacja wchodzi po stopniach do wnętrza samolotu.

W pewnym momencie zaczęła się niecierpliwić.

- Co jest !

Ekran, który pokazywał obraz z kamery monitoringu hangarowego, zrobił się czarny. Zero widoczności.

                                                     ***

Prezydent, szef kancelarii, pani ambasador i „historyk z IPN-u”, weszli na pokład samolotu.

Czterech pozostałych ludzi z obstawy prezydenta, którzy zabezpieczali tyły pochodu, rzuciło ostanie spojrzenia na wnętrze hangaru i podeszło do schodów przystawionych do samolotu.

W momencie gdy kapitan Walczak i trzech pozostałych ochroniarzy było na schodach wiodących do samolotu, sześciu ludzi z obsługi naziemnej, wyciągnęło pistolety i oddało strzały w plecy wchodzących na pokład samolotu.

Wszystkie pociski trafiły w ruchome cele. Czterech ochroniarzy upadło na schody, skutecznie uśpionych specjalnie przygotowanymi pociskami-strzałkami.

Dwóch spośród strzelających, wyciągnęło pistolety z ostrą amunicją i ruszyło szybko w kierunku schodów. Pozostałych czterech, podbiegło do wózka, w którym znajdowały się pojemniki na środki czystości.

Po kolei, cała czwórka wrzuciła swoje pistolety do pojemnika i biegiem ruszyła na schody.

Szybko i sprawnie, wciągnięto uśpionych ochroniarzy do wnętrza samolotu …

                                                      ***

Po trzech minutach i dwudziestu ośmiu sekundach, obraz z kamery w hangarze wrócił na ekran laptopa.

Porucznik Miłoszewska zobaczyła jak czterech pracowników obsługi naziemnej otwiera drzwi od hangaru, dwóch odstawia schody od drzwi samolotu, a jeden składa narzędzia i przyrządy.

Po minucie, cała zmiana udała się na zaplecze hangaru i zniknęła z pola widzenia kamery.

Coś, od wznowienia transmisji obrazu, nie dawało spokoju pani porucznik.

Jeszcze raz odtworzyła fragment nagrany po odzyskaniu obrazu.

Szybko zorientowała się co takiego wzbudziło jej niepokój.

Wyjęła telefon komórkowy, wybrała kontakt i próbowała się dodzwonić. Niestety, na próżno.

Szybko wklepała treść krótkiego sms-a:

„Awaria monitoringu. Brakuje dwóch ludzi z obsługi hangaru. Brak kontaktu z Walczakiem. Uważaj na siebie.”





Godz. 20:35.


Embraer ERJ-135 wolno wytoczył się z hangaru.

Czterech ludzi z obsługi naziemnej zamknęło wrota od hangaru.

Kontroler siedzący w wieży kontroli lotów usłyszał przez radio:

<< Tu Alfa Norfolk Genewa 6-0-6. Zgłaszam gotowość do startu. >>

Kontroler odpowiedział:

<< Tu wieża, Alfa Norfolk Genewa 6-0-6, zezwalam na podejście do pasa nr 16. >>

<< Wilco. >>

Embraer skręcił w prawo i wjechał na plac rozdzielczy. Potem dziób samolotu skierował się w stronę pasa nr 16.

<< Wieża, czekam na zezwolenie na start z pasa nr 16. >>

<< Tu wieża, Alfa Norfolk Genewa 6-0-6, zezwalam na start z pasa nr 16. >>

Embraer ruszył pasem nr 16 stopniowo nabierając prędkości.

<< Tu Alfa Norfolk Genewa 6-0-6, proszę o zgodę na wznoszenie. >>

<< Tu wieża, Alfa Norfolk Genewa 6-0-6, udzielam zgodę na wznoszenie … Do Brighton masz dobre warunki. >>

<< Roger. >>

Embraer nabrał dużego przyspieszenia i oderwał się od pasa.





Okolice lotniska w Caen. Godz. 20:37.


Bruno Arrivant siedział w samochodzie zaparkowanym przy ogrodzeniu lotniska. Wszystkie światła w pojeździe były wygaszone.

Czarny modem z małą anteną odzywał się bez przerwy, przekazując rozmowy z wieży kontroli lotów.

Arrivant otworzył laptopa …





Lot ANG 606. Godz. 20:40.


Kapitan Pilecki uchylił drzwi od schowka, który znajdował się w luku bagażowym. Patrzył i nasłuchiwał przez pół minuty.

Pilecki i Kowalczyk, wyszli ze schowka.

W luku bagażowym, oprócz tego, co powinno się tam znajdować, zobaczyli ustawione pod ścianą, cztery spadochrony i cztery kapoki.

Leżały tam również ciała dwóch zastrzelonych ochroniarzy.

- O rany … - wyszeptał Kowalczyk.

Pilecki wyciągnął pistolet i dokręcił tłumik. Kowalczyk zrobił to samo, ale z wielkim trudem powstrzymywał drżenie rąk.

- Strzelałeś już do człowieka ? – spytał kapitan swojego towarzysza.

- Nie.

- Ale macie regularne zajęcia na strzelnicy ? – spytał ponownie kapitan.

- Tak, co pół roku. – odpowiedział Kowalczyk.

Nogi lekko ugięły się pod kapitanem Pileckim.

- Jeżeli zacznę strzelać, to wtedy również otwierasz ogień, ale nie wcześniej. Rozumiesz, Andrzej ?

- Rozumiem. – odpowiedział cicho Kowalczyk.

- I nie miej żadnych skrupułów. W tej grze obowiązuje prosta zasada: albo ty zabijesz jego, albo on ciebie.

Andrzej Kowalczyk kiwnął głową, ale tak bez przekonania.

Gdy byli kilka metrów od wyjścia z luku bagażowego, usłyszeli, jak ktoś otwiera drzwi, a potem rozległo się głośne sapanie.

Pilecki zareagował błyskawicznie i dał Kowalczykowi znak ręką, żeby doskoczył w lewo do ściany, a sam przywarł do prawej.

Dwóch mężczyzn zaczęło wnosić ciało do luku bagażowego.

Kiedy mężczyźni zeszli z ostatniego schodka, kapitan Pilecki wystrzelił cztery razy i każdy z mężczyzn został trafiony dwiema kulami.

Obaj osunęli się na podłogę, puszczając ciało mężczyzny, które wnieśli do pomieszczenia.

Kapitan doskoczył do nich i każdemu z nich wpakował jeszcze po jednej kuli, tym razem w głowy.

Jego towarzysz patrzył na tę scenę, zesztywniały z przerażenia.

Pilecki odwrócił się do Kowalczyka i powiedział:

- To dla pewności.

Kapitan pochylił się nad ciałem wniesionego mężczyzny, a następnie machnął ręką na porucznika.

- Chodź i zobacz.

Mężczyzną okazał się prezydent Karol Odnowicki.

Kapitan sprawdził puls i powiedział z ulgą w głosie:

- Żyje, pewnie uśpiony. Te … Chcieli go wyrzucić z samolotu. A ten, to islamski terrorysta. – Pilecki wskazał na Jasira.

Kowalczyk popatrzył na ciała zabitych, z jakimś takim mniejszym współczuciem, niż w pierwszej chwili.





Berlin. Godz. 20:42.


Szef niemieckiego wywiadu, pułkownik Herman Aushecker, odczytał odszyfrowaną wiadomość:

„Figura wystartowała. Można uruchomić media. Kondor.”





Okolice lotniska w Caen. Godz. 20:44.


Na parkingu przed bramą wjazdową na lotnisko, stało zaparkowane auto. W środku siedziało pięć osób.

Porucznik Miłoszewska, sierżant Zielonka i trzech „historyków”.

- Sławek, sam widzisz, że jest coś nie tak. – powiedziała wyraźnie zdenerwowana pani porucznik.

Sierżant Zielonka podrapał się po głowie.

- No widzę, ale mamy wyraźny rozkaz: czekać tutaj do końca przelotu. Mamy sygnał z GPS-a, więc wiemy gdzie się aktualnie znajdują.

- Na ekranie, kurs pokazuje kierunek Brighton-Londyn. – powiedziała Miłoszewska.

- Czyli zgodnie z planem … Czekamy, cierpliwie czekamy. – zakończył Zielonka.

W żadnym razie nie uspokoiło to pani porucznik.





Lot ANG 606. Godz. 20:47.


Sprawdzili szybko ogon samolotu i przeszli do części pasażerskiej.

Tutaj natknęli się na resztę pasażerów.

Zapięci pasami, w fotelach, siedzieli uśpieni członkowie delegacji i czterech ochroniarzy. Miejsce prezydenta Karola Odnowickiego było puste, ale na fotelu spoczywał jego pasek od spodni.

- Dostali jakiś silny narkotyk i będą spać wiele godzin. – powiedział Pilecki.

- Dlaczego wyciągnęli prezydentowi pasek ? – zdziwił się Kowalczyk.

- Pewnie tam jest nadajnik GPS. – odpowiedział Pilecki.

- Skąd wiesz.

- Nie wiem, ale teraz domyślam się ich planu. Chcieli wcześniej wyrzucić prezydenta i dwóch zabitych ochroniarzy. Potem samolot miał się gdzieś rozbić, a wtedy, nawet jeśli wrak zostałby odnaleziony, to nikt nie znalazłby ciała prezydenta i podziurawionych kulami ochroniarzy. Zwykły wypadek lotniczy.

- Perfidny plan. – trafnie ocenił Kowalczyk.

- Jest taki byt międzynarodowy udający państwo, który doskonale potrafi powodować „wypadki lotnicze” tym, których uważa za swoich wrogów. – powiedział kapitan Pilecki.

- W Smoleńsku, piloci cudem uniknęli „kursu i ścieżki”, więc odpalono ładunki wybuchowe, ale tutaj działają subtelnie. – zauważył Andrzej Kowalczyk.

Kiedy znaleźli się kilka metrów od kabiny pilotów, Pilecki powiedział cicho do Kowalczyka:

- Ja wchodzę pierwszy do kabiny i neutralizuję pilotów, a ty mnie ubezpieczasz. Pamiętaj, żadnego zawahania.

- Tak jest, panie kapitanie. – w głosie Kowalczyka pojawiła się stanowczość.





Lotnisko w Caen. Godz. 20:47.

Wieża kontroli lotów.


Samolot z prezydentem Karolem Odnowickim na pokładzie, zniknął z radaru, a kontroler ruchu zauważył szybko brak sygnału z transpondera i zaczął wywoływać Embraera:

<< Alfa Norfolk Genewa 6-0-6, czy masz jakieś kłopoty ? … Alfa Norfolk Genewa 6-0-6, czy zgłaszasz problemy ? … >>

Kabina pilotów nie odpowiadała.





Godz. 20:48.


Media z niemieckim kapitałem, zainstalowane w Polsce, cytują anonimowych świadków:

… prezydent Odnowicki obelżywie i pogardliwie odnosi się do obsługi lotniska …

… prezydent Odnowicki kłóci się ze swoją ochroną …

… prezydent Odnowicki naciskał przed odlotem na pilotów, aby zboczyli z kursu …





Lot ANG 606. Godz. 20:53.


Pilecki podszedł do drzwi kokpitu, stanął, przysłuchiwał się pięć sekund i już miał chwycić za klamkę …

… Ktoś otworzył drzwi z drugiej strony. Kapitan Pilecki szybkim ruchem schował pistolet do kieszeni.

Kiedy przez próg przeszła jedna noga, ramię i głowa, Pilecki całym z impetem uderzył w uchylone drzwi.

Wychodzący z kabiny pilot jęknął, lekko się skulił, ale ustał. Kapitan poprawił natarcie swoim ciałem w drzwi i tego uderzenia nie wytrzymał wychodzący, osuwając się na progu kokpitu.

Jednocześnie w kabinie rozległy się głośne słowa w języku … niemieckim.

„To Szwaby !” – pomyślał zdumiony kapitan.

Przez uchylone drzwi słychać było jakieś uderzenia o pulpit i trzaski.

Pilecki chwycił za drzwi, przyciągając je do siebie i jednocześnie krzyknął do Kowalczyka:

- Strzelaj !

Kowalczyk szybko znalazł się w prześwicie zrobionym przez kolegę i oddał dwa strzały do drugiego pilota.

Pilecki słysząc upadającego pilota w kabinie, pochylił się nad powalonym na progu pilotem, wyciągnął pistolet i rękojeścią uderzył go w potylicę.

Pilot w kokpicie, został unieszkodliwiony dożywotnio. Kowalczyk popatrzył na niego i zwymiotował.

Potem, wynieśli z kabiny zabitego pilota. Kapitan Pilecki zebrał do skrzynki narzędzia, którymi piloci zniszczyli transponder i radio.

Porucznik-pilot Andrzej Kowalczyk usiadł w fotelu pilota.

- Raport, poruczniku ! – zażądał kapitan Pilecki.

- Przyrządy działają, wskaźniki sprawne, ale radio zniszczone, transponder zniszczony i mało paliwa … Bardzo mało paliwa, pewnie zrzucili … Nie dolecimy nawet do Brighton.

- Natychmiast zawracaj ! Kierunek – Caen ! – rozkazał Pilecki, patrząc uważnie na nieprzytomnego pilota.

- Andrzej, od tej pory, ty dowodzisz samolotem. – zarządził Pilecki.

Porucznik Andrzej Kowalczyk nareszcie poczuł się dobrze. Pierwszy raz od chwili startu.





Godz. 20:54.


Media francuskie, niemieckie i te z niemieckim kapitałem, zainstalowane w Polsce, zamieszczają różne wersje katastrofy samolotu prezydenckiego:

… samolot z prezydentem Odnowickim, zderzył się ze stadem ptaków …

… Embraer, którym leciał prezydent Polski, miał zapłon silników …

… nieszczelność kadłuba, przyczyną katastrofy samolotu z prezydentem Odnowickim na pokładzie …





Statek „Friedenstaube”. Kanał La Manche. Godz. 20:55.


Siedzący na górnym pokładzie Dżamal, wpatrywał się w ekran laptopa.

Naraz, wydało mu się, że gdzieś daleko na południe, słychać było zbliżający się samolot.

Stojący na mostku kapitan Dunkel, także usłyszał ten odgłos, bo spojrzał wymownie na Dżamala.

Nagle, w radio padły słowa w języku niemieckim:

<< „Jastrząb” do „Wyspy” ! Przejęli samolot ! Dwóch ludzi ! >>

Potem, słychać było już tylko trzaski i radio zamilkło.

Warkot silników samolotu, jeszcze przez jakiś czas przybliżał się do statku, ale później zaczął się oddalać, aż w końcu zaniknął.

Dżamal, natychmiast po przetłumaczeniu słów przez kapitana Dunkela, wysłał wiadomość z laptopa …





Lot ANG 606. Godz. 20:57.


Kapitan Pilecki przeciągnął nieprzytomnego pilota przez część pasażerską, aż do wejścia przy luku bagażowym.

Wyciągnął pistolet i kopnął leżącego w okolice biodra. Za pierwszym razem nie poskutkowało, więc powtórzył kopnięcie.

Pilot zaczął poruszać się i stękać. Po trzydziestu sekundach, wrócił całkowicie do przytomności.

- Leż i słuchaj. – Pilecki odezwał się po niemiecku.

Pilot patrzył uważnie na kapitana Pileckiego.

- Otworzysz luk bagażowy i wniesiesz ciało prezydenta tutaj. Jeden fałszywy ruch i cię zastrzelę. Zrozumiałeś.

Pilot kiwnął głową. Wstał powoli i otworzył drzwi. Pilecki trzymając pistolet w ręku, uważnie obserwował jego ruchy, zachowując dystans trzech metrów.

Po minucie z hakiem, prezydent Odnowicki leżał przed drzwiami do luku bagażowego.

- Teraz schodzimy na dół. – wydał polecenie kapitan Pilecki.

W luku bagażowym, Pilecki kazał pilotowi ubrać kapok i spadochron, a następnie podejść do zamkniętego otworu w podłodze pomieszczenia.

- Odraczam twój wyrok. Następne nasze spotkanie zakończy się twoją śmiercią. – powiedział kapitan Pilecki.

Zimne, stalowe oczy pilota promieniowały nienawiścią.

- Otwieraj !

Pilot nacisnął odpowiedni guzik i właz otworzył się powodując gwałtowny wzrost hałasu w luku bagażowym.

- Odwróć się i podejdź do krawędzi ! – przekrzykiwał hałas Pilecki.

Pilot z pewnym ociąganiem wykonał polecenie. Gdy tylko pilot znalazł się nad krawędzią, kapitan doskoczył do niego i potężnie kopnął poniżej pleców.

Pilot jęknął, stracił równowagę i … opuścił samolot. Pilecki zamknął właz i wyszedł z luku bagażowego.

Nad kanałem La Manche zapadał zmrok …





  Okolice lotniska w Caen. Godz. 21:00.


Siedzący w samochodzie Arrivant, odczytał wiadomość przysłaną od Dżamala:

„Samolot przejęło dwóch ochroniarzy. Zawracają w kierunku Caen. Dżamal.”





Statek „Friedenstaube”. Kanał La Manche. Godz. 21:02.


Dżamal zauważył na ekranie swojego laptopa, że jeden z pulsujących punktów odłączył się, a pozostałe trzy systematycznie przesuwały się w dół ekranu.

„Jeden z naszych wyskoczył.”

- Kapitanie Dunkel, podnosimy kotwicę. Musimy wyłowić z wody naszego człowieka. Zaraz podam współrzędne.

- Zrozumiałem. – powiedział dowódca jednostki stojący na mostku.





Sunderland. Godz. 21:03.

Port.


W samochodzie z wygaszonymi światłami, siedziało dwóch mężczyzn.

- Poczekamy, aż Mały Mike wyjdzie na ląd wraz z przesyłką. Wtedy wkroczymy od akcji, nie wcześniej. – powiedział Maddox.

- To bardzo rozsądne. Ewentualna strzelanina na statku mogłaby pociągnąć za sobą nieprzyjemne konsekwencje. – powiedział Birdwatcher.

Mijały długie minuty oczekiwania. Przerwał je głos w krótkofalówce:

- Podjechał duży dostawczy wóz. Wysiadł z niego Mały Mike … He, he, niezła ksywa … On i dwóch jego kumpli, właśnie idą w kierunku statku.

Maddox wziął radio do ręki.

- Dziękuję, inspektorze Sunset. Czekajcie, aż zapakują ładunek do samochodu, wtedy zablokujcie teren i dokonajcie aresztowania.

- Zrobimy tak, jak było wcześniej ustalone, inspektorze Maddox. Czekajcie na odbiorze.

- Teraz pan wkracza do akcji. Może jednak chce pan wsparcie, komandorze ? – spytał Maddox.

- Dziękuję, inspektorze. Wy macie swoje zadanie do wykonania, a ja swoje. To bardzo niebezpieczny typ, nie będę narażał nikogo więcej, oprócz siebie. Pora na mnie.

Inspektor i agent 009, uścisnęli dłonie, po czym Birdwatcher opuścił zaciemnione auto.

                                                   ***

Druga skrzynia została zapakowana na tył samochodu.

Mały Mike wsiadł do szoferki od strony pasażera.

Pięć policyjnych wozów podjechało do samochodu dostawczego i otoczyło go, zatrzymując się z piskiem opon.

Błysnęły światła reflektorów i zadudnił megafon:

- Tu policja ! Jesteście otoczeni ! Wyrzućcie broń poza samochód i wyjdźcie z rękami w górze ! … Powtarzam ! Tu policja ! …





Lotnisko w Caen. Godz. 21:08.


Mężczyzna ubrany w czarny, matowy strój, buty o gumowej podeszwie, kominiarkę i wyposażony w noktowizor, poruszał się ostrożnie korytarzem budynku pogrążonego w ciemnościach.

Po odszukaniu drzwi z napisem „Dyrektor Obsługi Naziemnej – Alain Blanc”, mężczyzna otworzył drzwi specjalnym wytrychem.

Kiedy zamknął za sobą drzwi, uruchomił komputer dyrektora. Po szybkim przeszukaniu zawartości komputera, odnalazł to czego szukał, czyli kartotekę personelu.

Wykasował dane osobowe dziewięciu pracowników, następnie wyciągnął i uruchomił pendrive`a z programem do usuwania śladów ingerencji, o nazwie „Mgiełka”.

Potem wyłączył komputer i przedostał się do sąsiedniego pokoju. Tam otworzył szafę z segregatorami i z jednego wyjął dziewięć teczek personalnych, które schował do dużej kieszeni z przodu swojego ubioru.

Po wyjściu z gabinetu dyrektora i zamknięciu drzwi, ruszył ostrożnie korytarzem w drogę powrotną.





Lot ANG 606. Godz. 21:14.


Porucznik-pilot Andrzej Kowalczyk był skupiony na sztucznym horyzoncie i od czasu do czasu zerkał na wskaźnik paliwa.

200 metrów pod ich stopami znajdowała się wypłaszczona tafla wody kanału La Manche. Kowalczyk uruchomił procedurę wysunięcia podwozia.

- Józek ? – zagadnął Kowalczyk.

- Uhm …

- Zaraz skończy się paliwo i w kabinie zrobi się ciemno … No, zapalą się małe lampki nad naszymi głowami.

- Ile nam zostanie do lądu ?

- Jakieś 8-10 km.

Nogi ugięły się pod kapitanem Pileckim, pomimo tego, że siedział w fotelu.

- I co potem ? Wpadniemy do wody ? – spytał Pilecki bez większej nadziei w głosie.

- Niekoniecznie. Uruchomimy … program awaryjny pod nazwą: siły przyrody w służbie ludzkości.

- Żartujesz w takich okolicznościach ? – spytał zdziwiony Pilecki.

- Nie. Będziemy szybować z tutejszym, północnym wiatrem, wypatrując w ciemnościach jakiś punkt orientacyjny na lądzie, który da nam szansę na wylądowanie awaryjne w takim miejscu, żeby przy…ć w najbardziej łagodny sposób.

- A co, jeśli takiego nie znajdziemy ?

- No cóż … Będzie źle.

Odpowiedź Kowalczyka nie napawała optymizmem.

                                                   ***

Wskaźnik paliwa szalał i domagał się kategorycznie tankowania … ale się nie doczekał.

Najpierw przestał pracować lewy silnik, zaraz potem prawy.

W kabinie zapadła ciemność, którą po chwili minimalnie rozjaśniły dwie małe lampki nad fotelami pilotów.

- Rozglądamy się, ja w lewo od dwunastej, a ty na prawo. – powiedział Kowalczyk.

- Uhmm. – potwierdził spięty Pilecki.

Obaj skupieni na patrzeniu w ciemność, siedzieli w milczeniu zapięci pasami.

Minęła minuta. Minęła druga minuta. Rozpoczęła się trzecia minuta szybowania w ciemność.

- Chyba … coś widzę. – iskierka nadziei pojawiła się w głosie Kowalczyka.

Pilecki natychmiast skupił swój wzrok na części obserwowanej przez Kowalczyka.

Minęło dwadzieścia sekund.

- Masz rację, Andrzej. Tam jest coś jasnego. – potwierdził kapitan Pilecki.

Wytężali wzrok z całych sił, tak, żeby ich zmysły, potwierdziły to czego pragnęły ich serca. Potwierdzenia nadziei na ratunek.

Minęło pół minuty. Początkowe jedno źródło jasności zaczęło rozdzielać się na dwoje.

Minęło kolejne trzydzieści sekund. Kapitan Józef Pilecki nie miał już wątpliwości.

- Wiem ! … Wiem, Andrzej co to jest !

Lewą ręką, uderzył sąsiada w prawe ramię. Porucznik Andrzej Kowalczyk obrócił głowę w stronę kapitana.

- To są bunkry. Francuzi, na każdej z tych pięciu plaż, zamontowali dziesiątki lamp, żeby przez kilka nocy były atrakcją dla turystów. Chwała niech będzie pomysłodawcy ! – cieszył się Pilecki.

- Jesteś pewien, Józek ? – spytał niepewnym głosem porucznik Kowalczyk.

- Tak … Tak ! Teraz jestem pewien, jak mijaliśmy dzisiaj rano te wszystkie plaże: „Utah”, „Omaha”, „Gold” i „Juno”. Wtedy kończono montaż oświetlenia.

Widok zza szyby samolotowej zdawał się potwierdzać słowa kapitana. Dwa obiekty, przyozdobione kilkudziesięcioma lampami każdy, przybliżały się do nich.

- Jeżeli to dwa oświetlone obiekty, to jesteśmy na plaży „Omaha”, bo tylko tam są dwa duże bunkry. – oznajmił uspokojony kapitan Pilecki.

- Dobra, to teraz mów z której strony jest dłuższa plaża. Tylko się pospiesz. – powiedział porucznik Kowalczyk.

- Jak lecimy, to po prawej … Tak, na pewno po prawej.

Kapitan-porucznik-pilot Andrzej Kowalczyk skupił się przez chwilę i powiedział:

- Gdy będziemy przed bunkrami, zrobimy skręt w prawo, a później, spróbujemy wylądować na plaży. Wszystko będę robił na wyczucie.

- Rozumiem, Andrzej.

- Wykonuj dokładnie to, co będę mówił. – powiedział cicho Kowalczyk.

- Tak jest.

Bunkry, jak dwa duże budynki przystrojone światełkami w okresie świątecznym, wskazywały początek lądu.

Gdy samolot był już bardzo blisko bunkrów, Kowalczyk rozkazał:

- Teraz w prawo i powoli obniżamy wysokość ! – padła komenda prowadzącego manewr.

Kapitan Pilecki milczał. Był skupiony na swoim wolancie.

Samolot zataczał łuk, obniżając jednocześnie wysokość. Trwało to kilkanaście sekund, a dla siedzących za sterami, było to jak kwadrans, lub dłużej.

- Jeszcze … jeszcze w prawo. – mówił Kowalczyk.

Porucznik-pilot Andrzej Kowalczyk zadecydował:

- Kontrujemy, Józek ! … Prostujemy ! …

Kapitan Pilecki był skupiony tylko na komendach towarzysza i swoim przyrządzie.

- Obniżamy ! … Obniżamy i siadamy !

Na razie brak kontaktu z lądem … lub wodą.

- Obniżamy ! … Ob…

Wyciągnięte koła uderzyły o piasek i spowodowały nieznaczne szarpnięcie samolotu. Zaraz po tym koła odpadły od kadłuba i zostały w piasku.

- Trzymaj prosto i obniżaj ! – krzyknął Kowalczyk.

Spód samolotu zetknął się drugi raz z lądem. Duży wstrząs i … przyziemienie. Utrzymali wolanty. Samolot sunął rozpędzony po wilgotnej części plaży.

- Prosto ! … Trzymamy prosto !

Brzuch sunącej maszyny powodował głośne zgrzytanie wilgotnego piasku. Samolot wciąż pędził piaskowym szlakiem.

W pewnym momencie prawe skrzydło zawadziło o taflę wody i to zadziałało jak hamulec. Gwałtowne szarpnięcie kilkunastotonową maszyną, spowodowało skręt w prawo o prawie 100 stopni, a prawe skrzydło, pękło i zostało w wodzie.

Samolot obrócił się dziobem do wody, zatrzymał i stanął oparty lewym skrzydłem o wilgotny piasek.

Załoga kokpitu odpłynęła w ciemność …





Statek „Friedenstaube”. Kanał La Manche. Godz. 21:20.


Obserwujący bacznie ekran laptopa, zobaczył jak trzy pulsujące punkty zatrzymały się. Odczekał jeszcze dwadzieścia sekund dla pewności.

„Wylądowali. Tylko gdzie ?” – pomyślał Dżamal.

Sprawdzenie współrzędnych i umiejscowienie ich na mapie nie zajęło dużo czasu.

„Skraj lądu. Plaża ! Tylko w którym miejscu ?” – myślał intensywnie.

Krótkie szukanie i jest. Niedaleko miejscowości Trevieres. Powiększył obraz.

„Dwa bunkry. No jasne ! Plaża „Omaha” !”

Natychmiast wysłał wiadomość.





Okolice lotniska w Caen. Godz. 21:20.


Porucznik Karolina Miłoszewska nie odrywała wzroku od migającego punktu przesuwającego się nieustannie w dół jej elektronicznej mapy.

W pewnym momencie, pulsujący punkt zatrzymał się, a porucznik Miłoszewska szybko powiększyła obraz mapy.

„To styk lądu z morzem ! Dwa bunkry … Wylądowali na plaży ”Omaha” !” – pomyślała.

Szybko znalazła najbliższą miejscowość.

„Niedaleko Trevieres … Żeby tylko nic im się nie stało !”

- Ruszamy ! Natychmiast ! Do Trevieres ! – rozkazała kierowcy.

Wysłała wiadomość do szefa i chwyciła za telefon komórkowy …





Warszawa. Godz. 21:25.


Pułkownik Grzegorz Sosabowski siedział od dwóch godzin w swoim gabinecie, czekając na meldunek z Normandii.

Oficer dyżurny miał polecenie wchodzić bez pukania.

Drzwi otworzyły się i porucznik wszedł do gabinetu.

- Jest meldunek, panie pułkowniku.

- Dawaj !

Treść brzmiała następująco:

„Samolot zawrócił i wylądował na plaży, niedaleko miejscowości Trevieres. Zawiadomcie MSZ. Mewa.”





Plaża „Omaha”. Godz. 21:26.


Coś, jakby pulsowało w okolicy jego serca. Powracał do świadomości, bardzo wolno powracał.

Ból w klatce piersiowej, wielki ból lewego ramienia i mały ból prawego nadgarstka. Te trzy rzeczy wychwycił od razu, zaraz potem, poprzez szum w głowie, dotarł do niego dźwięk telefonu komórkowego.

Sięgnął ręką do kieszeni wewnętrznej i wyjął komórkę:

- Jestem …

Po drugiej stronie wybuch ulgi i radości.

- Żyjesz ! … Żyjesz ! Mów co się stało !

- Mieliśmy awaryjne lądowanie … Jesteśmy na plaży „Omaha” … Na zachód od bunkrów. Karetki, niech przyjadą … i Żandarmeria …

Telefon wypadł mu z ręki. Stracił przytomność.





Okolice lotniska w Caen. Godz. 21:27.


Arrivant, ubrany w czarny, matowy strój, otworzył swoje auto.

Wsiadł, odpalił laptopa, otworzył skrzynkę pocztową i poczekał dwie minuty, aż program odszyfruje ostatnią wiadomość. Przeczytał.

Następnie chwycił za telefon komórkowy, odszukał numer i zadzwonił.

- Malik, gdzie jesteście ?

- Zrobiliśmy co swoje i zaraz odjeżdżamy. – odpowiedział pytany.

- Macie broń ?

- No, każdy ma swojego gnata. Mieszkamy w XIII dzielnicy. – zaśmiał się Malik.

- Wiesz gdzie jest plaża „Omaha” ?

- Oczywiście, znam wszystkie pięć.

- To jedź tam natychmiast ! Ten samolot zawrócił i tam wylądował.

- Co ?! Jak to się stało ?

- To teraz nieważne. Dwóch ochroniarzy przejęło samolot i wylądowało awaryjnie na zachód od bunkrów. Nikt o tym nie wie, tylko my.

- Mamy ich załatwić ? – spytał Malik.

- Masz zabić prezydenta ! Płacę 500 tysięcy euro. Na czterech.

Malik nie zastanawiał zbyt długo.

- Dobra, jedziemy tam i dokończymy robotę.





Ambasada Rosji. Paryż. Godz. 21:30.


Zastępca ambasadora, Oskar Bodnarowicz Romanienko, zamknięty w swoim gabinecie, odebrał i odszfrował wiadomość:

„Policja aresztowała M.M. i przejęła ładunek. Operacja nie jest zagrożona. Kruk.”





Sunderland. Godz. Godz. 21:32.

Komisariat policji.


Mały Mike siedział w pokoju przesłuchań skuty kajdankami, z rękami założonymi do tyłu. Za jego plecami stało dwóch rosłych posterunkowych, też z rękami założonymi do tyłu.

Michael McPulsive był podłamany sytuacją w jakiej się znalazł, ale siedział wyprostowany, czujnym wzrokiem lustrując nieprzyjazne otoczenie.

Do pokoju weszło dwóch mężczyzn, inspektorzy Maddox i Sunset. Drugi z wymienionych usiadł za biurkiem, a pierwszy, stanął dwa metry od skutego aresztanta i przyglądał mu się bacznie.

Mały Mike podniósł głowę i również patrzył na inspektora Maddoxa.

- No i doigrałeś, Mike. Za współudział w organizacji zamachu na Króla i Następcę Tronu, dostaniesz 7-8 latek, a jak sędzia będzie w złym humorze, to dołoży ci jeszcze ze cztery lata …

Mały Mike milczał i nie odwracał wzroku od inspektora.

… I wyjdziesz z pierdla jako staruszek. – dokończył Maddox.

Słowa inspektora zrobiły duże wrażenie na Mike`u, ale trzymał fason i hardo patrzył na inspektora.

Do pokoju wszedł James Birdwatcher i nie miał wesołej miny.

- Złapał pan drugiego ptaszka ? – spytał inspektor Sunset.

- Niestety, nie. – odpowiedział Birdwatcher.

- Uciekł ? – spytał drugi inspektor.

- Nie było go na tym cholernym statku. Nie przypłynął. – z żalem w głosie odpowiedział agent Jego Królewskiej Mości.

Mały Mike uśmiechnął się pod nosem i odezwał po raz pierwszy:

- Nigdy go nie dorwiecie. To zawodowiec i duży cwaniak.

Inspektorzy i agent milczeli, a Birdwatcher pomyślał:

„W tym wcieleniu pewnie nie, ale on tu wróci. Jest zbyt dobry i zna doskonale nasz teren, żeby centrala trzymała go w rezerwie. Tej sylwetki nie zapomnę nigdy.”

Ciszę przerwał posterunkowy, który wszedł do pokoju, niosąc ze sobą duży karton.

- Melduję, że otworzyliśmy te skrzynie … I wyciągnęliśmy z nich to …

Posterunkowy wyciągnął z pudła maskę Spidermana, pelerynę Batmana, plastikowy miecz świetlny i zabawkowy karabin maszynowy.

Mały Mike spojrzał na gadżety przyniesione przez posterunkowego i miny inspektorów oraz agenta Jego Królewskiej Mości.

Z jego brzucha zaczął wydobywać się głośny i szyderczy śmiech. Tak głośny, że był słyszalny w całym komisariacie, a pewnie i poza nim.

                                                       ***

Inspektor Sunset siedział za biurkiem, a inspektor Maddox chodził niespokojnym krokiem po pokoju.

- Ten wspólnik Małego Mike`a, od kilku miesięcy wodził nas za nos. Okpił mnie koncertowo.

- Inspektorze, proszę się tak surowo nie oceniać. Zrobił pan dobrą robotę. Ten cały Patrick Newcomer, to wielki spryciarz, szkolony latami przez służby.

- Tak, wiem, ale mimo wszystko, czuję się jak ostatni głupek.

- To była świetnie zaplanowana i wykonana akcja. Nasuwa się oczywiste pytanie. Po co ktoś zadał sobie tak wiele trudu, żeby zorganizować fikcyjne zamachy ?

- Dla odwrócenia naszej uwagi. – powiedział Maddox.

Inspektor Sunset pokiwał głową z aprobatą i powiedział:

- Słusznie, ale pojawia się teraz kolejne pytanie. Od czego miała odwrócić uwagę, ta akcja z fałszywymi zamachami ?

- Może od prawdziwego zamachu ? – pytanie inspektora Maddoxa zawisło w powietrzu.





Plaża „Omaha”. Godz. 21:55.


Siedział przy szparze zrobionej przez odchylone drzwi samolotu. Z bronią gotową do strzału obserwował widoczny fragment plaży, która była pogrążona w ciemnościach.

Po pewnym czasie dołączył do niego Kowalczyk, który sprawdził dokładnie stan pasażerów, łącznie z prezydentem.

                                                       ***

Strzały, wiele strzałów, gdzieś w okolicy bunkrów, niecały kilometr od nich. Słyszeli to wyraźnie i wzmogło to ich czujność.

Trzy minuty później, kapitanowi wydało się, że ktoś biegnie po plaży w ich stronę. Po trzydziestu sekundach nie miał już wątpliwości.

Jakaś postać z każdą sekundą zbliżała się do samolotu.

- Józek ! … Józek !

Porucznik Karolina Miłoszewska była już bardzo blisko, a po chwili zatrzymała się kilka metrów od odchylonych drzwi samolotowych.

- Możecie wychodzić. Chłopaki załatwili tych drani. To była druga grupa, pewnie ci od bunkrów.

- Idę do ciebie, Karolina.

Pilecki, z pomocą Kowalczyka, otworzył drzwi maksymalnie, jak tylko się dało i zeskoczył na piasek. Zakręciło mu się w głowie.

Porucznik Miłoszewska doskoczyła do kapitana Pileckiego i rzuciła mu się na ramiona.

- Żyjesz … Żyjecie. Tak bardzo się bałam …

Kapitan syknął i jęknął jednocześnie, z bólu.

- Co ci jest ? – spytała zaniepokojona.

- Mam pęknięte żebra i jestem poobijany …

Przerwała mu długim i namiętnym pocałunkiem.

To zdecydowanie poprawiło samopoczucie kapitana Pileckiego.

- Wiesz kochanie … Nie przypuszczałem, że podróż samolotem do Londynu, może być taka niebezpieczna.




                                         Epilog


Dublin. 9 czerwca 2028. Godz. 16:21.

Ulica Usher`s Island.


Kolumna złożona z czterech limuzyn, zatrzymała się w korku ulicznym, ponieważ most James`a Joyce`a i następny, zostały podniesione na czas przepływu statku wycieczkowego.

Policjanci rozstawieni wzdłuż trasy przejazdu kolumny, nie wykazując żadnych oznak nerwowości, przyglądali się bacznie przechodniom.

Z pierwszej i czwartej limuzyny wysiadło po dwóch ochroniarzy i czujnie rozglądało się po fragmencie ulicy na której się zatrzymali.

Statek wycieczkowy wolno płynął rzeką Liffey, w kierunku podniesionego mostu James`a Joyce`a.

Samochody jadące ulicą Usher`s Island, w kierunku przeciwnym, niż kolumna limuzyn, stanęły na czerwonym świetle.

Zegar zaczął odmierzać 60 sekund.

Druga w kolejności, stała duża nieoznakowana ciężarówka. Wysiadł z niej kierowca i … wbiegł do najbliższej bramy.

Zegar pokazywał 50 sekund.

Z Bridgefoot Street, wolno ruszyły dwie ciężarówki z reklamą firmy meblarskiej.

Zegar pokazywał 40 sekund.

Ciężarówki firmy meblarskiej skręciły w lewo, w Usher`s Island. Zaraz za rogiem, zostały zatrzymane przez policjanta, który pilnował, żeby została zachowana bezpieczna odległość pomiędzy ostatnią limuzyną a kolejnymi pojazdami.

Zegar pokazywał 30 sekund.

Kierowcy ciężarówek zgasili silniki. Statek przybliżał się do miejsca postoju kolumny limuzyn.

Zegar pokazywał 20 sekund.

Ochroniarze z czwartej limuzyny, uważnie przyglądali się temu co się dzieje na tyłach kolumny, a statek przybliżał się, zwiększając poziom hałasu na Usher`s Island.

Zegar pokazywał 10 sekund.

Kierowcy ciężarówek meblarskich włączyli silniki.

Statek wycieczkowy był wypełniony dziesiątkami kibiców Irlandii, ponieważ dzisiaj w Dublinie, o godz. 18:00, rozpocznie się mecz Irlandia – Polska, który otworzy piłkarskie mistrzostwa Europy.

Włączyło się zielone światło.

W stronę kolumny limuzyn ruszył pierwszy samochód, ale kolejne zostały zablokowane przez opuszczoną nieoznakowaną ciężarówkę.

W momencie, kiedy statek zrównał się z zablokowaną kolumną, na najwyższym pokładzie, otworzyło się pięć okienek, w których pojawiło się pięć grubych luf od granatników …

Ciężarówki meblarskie ruszyły w stronę czwartej limuzyny, po kilku metrach rozjechały się na boki i stanęły w poprzek Usher`s Island, blokując całą szerokość ulicy.

Każdy granatnik wystrzelił po dwa granaty, po czym wszystkie pięć okienek zamknęło się, a statek z kibicami płynął dalej …

Kierowcy ciężarówek meblarskich wysiedli z szoferek i zniknęli za rogiem, na Bridgefoot Street.

Po jednym, wystrzelonym granacie, przykleiło się do pierwszej i czwartej limuzyny. Trzy granaty przykleiły się do drugiej i dwa do trzeciej limuzyny. Jeden granat trafił w felgę trzeciej limuzyny, odbił się od niej i upadł na jezdnię, jeden przykleił się do drzewa, a ostatni przykleił się do ściany domu.

Ochrona zablokowanej kolumny analizowała błyskawicznie zaistniałą sytuację.

Dowódca ochroniarzy, podjął jedyną słuszną decyzję. Rozpoczęła się ewakuacja osób siedzących w limuzynach.

Granaty wydały z siebie po kilka niepokojących dźwięków … i nastąpiło dziesięć detonacji, zlewających się w jedną potężną eksplozję.

Budynek i drzewo zostały uszkodzone, natomiast kolumna wioząca na stadion piłkarski, wiceprezydenta USA, J.D. Vaance`a, została doszczętnie zniszczona.


Dobiegła końca operacja, pod kryptonimem „Dwie Wieże”, przeprowadzona przez zaprzyjaźnione od wieków, służby specjalne Rosji i Niemiec.



                                    ( koniec części drugiej … i nie ostatniej )






Artykuł chroniony jest Ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych.


tag:  Historia  i  Teraźniejszość

wrocman
O mnie wrocman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka