W tym tygodniu Władysław Bartoszewski ma otrzymać tytuł Honorowego Obywatela Miasta Krakowa.
Pozwólcie tedy, że przypomnę tekst mojej notki z dnia 26 września 2011r. Pisałem wtedy, cytuję fragmenty:
"Dzisiaj byłem na uroczystym otwarciu Muzeum Armii Krajowej im. Gen. Emila Fieldorfa „Nila”...
O ironio! To zadośćuczynienie za opłaconą tysiącami ofiar bohaterską walkę o wolną Ojczyznę miało miejsce niespełna siedemdziesiąt lat po wojnie. Lecz cóż, puśćmy to po katolicku w niepamięć. Lepiej późno niż wcale.
Długo się zastanawiałem, jakimi słowy można by uhonorować i wyrazić wdzięczność dla tych wspaniałych ludzi i pięknych umysłów...
Aż mi Pan Bóg podsunął refren przepięknej piosenki mało u nas znanego niemieckiego balladzisty Reinharda Mey’a, której tytuł brzmi po polsku „Błogosławieni są, ci Szaleni”.
Posłuchajcie, proszę.
Błogosławieni, ci Nadłamani,
Poplątani, w siebie wpełznięci,
Ci Odrzuceni, Przygnębieni, Przygarbieni.
Do ściany Przyciśnięci.
Błogosławieni, ci Szaleni.
Uroczystość była doniosła, muzeum imponujące, multum zaproszonych gości. Tylko jakoś nie udało mi się zauważyć nikogo z celebrytów.
I znowu było jak zawsze w powojennej Polsce. Pierwsze rzędy zarezerwowane dla przedstawicieli władzy, a bohaterowie uroczystości tłoczyli się z tyłu, jeśli się zdołali załapać na miejsca siedzące.
Z przodu szpanowało odpicowane towarzystwo, z tyłu jak myszki pod miotłą siedzieli schludnie acz nad wyraz skromnie odziani akowcy, z biało czerwonymi opaskami na rękawach marynarek bynajmniej nie od Bossa.
Wśród gości honorowych był Prezydent Miasta, Wojewoda, kardynał, wszyscy konsulowie za wyjątkiem rosyjskiego i gros innych ważnych lokalnych notabli...
Przyszli wszyscy kombatanci z wyjątkiem jednego. No zgadnijcie Państwo kogo? Pudło!... Pudło!... Pudło!... Oj, widzę, że nie zgadniecie, więc Wam powiem.
Zabrakło pieszczoszka salonu podwawelskiego Krakówka i mazowieckiej Warszawki, kombatanta nad kombatantami, niejakiego Władysława Bartoszewskiego, którego ktoś kiedyś dla żartu nazwał profesorem. Tak, tak, tego samego gagatka który protestujących pod Stocznią Polaków nazwał wyjącym bydłem. Tego samego toczącego pianę z nienawiści pariasa, który zagrzewał ministra Sikorskiego do dorzynania watah. Tego samego cynicznego satyra, który się zaśmiewał po pachy, jak minister Nowak mówił, że Platforma skopie ludziom tyłki. Tego samego, brakuje mi słowa, który Polaków opłakujących zmarłego tragicznie na służbie Prezydenta Państwa oskarżył o "uprawianie politycznej nekrofilii".
Przysłał usprawiedliwienie, że musiał pojechać na jakiś wykład do Szwajcarii.
Bronicie go Państwo? Mówicie, że tak wiele przecierpiał, iż pewnie zmęczony.
Więc się Państwa pytam. A co? Inni nie cierpieli??? Ale o nich cisza. Czy widzieliście w mainstreamowych mediach nazwiska innych zasłużonych kombatantów AK??? Ależ skąd! Jak mowa o Armii Krajowej pada tylko i wyłącznie jedno nazwisko – „profesor” Władysław Bartoszewski. On spija śmietankę. On zjada konfitury. On patronuje fundacjom, wydaje książki, wygłasza wykłady, odcina kupony i zgarnia tantiemy.
Bo on już nie musi się szwendać po jakichś tam patriotycznych uroczystościach. To już teraz nie modne. On już występuje w całkiem innej roli. On teraz wspiera świetlistą Platformę, a ostatnio w TVN24 - o zgrozo! - naucza Polaków przyzwoitości w cyklicznym programie „Lekcje Bartoszewskiego”.
A reszta kombatantów AK?
Ci, co jeszcze żyją klepią upokarzającą biedę na głodowych emeryturach, a jedynym publicznym miejscem, gdzie ich można spotkać są sklepy „Biedronki”. Nie doczekali się godnego życia, gdyż się nie zabrali z czerwonymi, a po upadku komuny, jak od zarazy stronili od zawłaszczających Polskę różowych siewców nowego porządku. A jedno, co mają za to bohaterstwo to spokojny sen i świadomość, że każdego ranka przy goleniu mogą z czystym sumieniem przeglądnąć się w lustrze.
Niestety, super-kombatant Bartoszewski poszedł w inną stronę. A jeszcze do tego miał czelność wydać książkę pod tytułem „Warto być przyzwoitym”. Trzymajcie mnie bo za chwilę nie wytrzymam. Więc czekam, kiedy wreszcie akowcy mu tę książkę odeślą z dopiskiem, że nie zdołał sprostać jej szczytnemu tytułowi?...
Takich mamy właśnie "profesorów". I już są pierwsze efekty. Nigdy nie zapomnę, jak w zeszłym roku, w czasie przerabiania w szkole „Kamieni na szaniec” zaproponowałem córce, by się pochwaliła na lekcji, że jej dziadek był zasłużonym akowcem, a córeczka odpowiedziała mi na to, cytuję dosłownie, „Tato! Chyba cię pogięło! Wszyscy by mnie wyśmiali! Nie miałabym w szkole życia!”.
Tak, tak! Dożyliśmy czasów kiedy polskości i patriotyzmu należy się wstydzić. I to jest właśnie owoc setek artykułów Gazety, która wypromowała obwoźnego prelegenta o nazwisku Bartoszewski...
Ale to jeszcze nie koniec obciachu.
W czasie prezentacji co ważniejszych gości nie omieszkał wymienić nazwiska kandydującego na senatora z ramienia Platformy Janusza Sepioła, nie wymieniwszy z premedytacją nazwiska siedzącej wśród zaproszonych gości, jego konkurentki popieranej przez PIS, pani doktor Zuzanny Kurtyki.
To już nie był nietakt. To było pospolite, podwórkowe prostactwo. Scyzoryk się otwiera w kieszeni. Nie będę już komentował wystąpienia, ni przypiął, ni wypiął, zdymisjonowanego Bogdana Klicha...
W tym kontekście przejmująco jak nigdy zabrzmiały słowa Chóru Cecyliańskiego, który na koniec uroczystości zaintonował Hymn Polski Podziemnej:
Do broni! Jezus Maryja! Do broni!
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Post Scriptum
Środa, 06.02.2013, południe. Właśnie w radio powiedzieli, że o nadanie panu Bartoszewskiemu tylułu honorowego obywatela Krakowa wnioskował senator PO niejaki Bogdan Klich. Reszta jest milczeniem.
Post Post Scriptum
W skład komitetu, który przyznał panu Bartoszewskiemu tytuł honorowego obywatela Krakowa znaleźli się w nim m.in. ksiądz Adam Boniecki, profesorowie Zbigniew Ćwiąkalski, Zbigniew Kolenda, Andrzej Zoll, a także Andrzej Sikorowski, Grzegorz Turnau, Adam Zagajewski.
No cóż, jaki komitet, takie wyróżnienie
Patrz również:
Inne tematy w dziale Rozmaitości