M.Mackowski M.Mackowski
133
BLOG

Trzej muszkieterowie a sprawy polskie.

M.Mackowski M.Mackowski Polityka Obserwuj notkę 2


Kolejny program  Trzeci punkt widzenia, emitowany dwa razy  w każdą niedzielę  (tym razem  11.03.2018 )  w  TVP Kultura,  utwierdził mnie w przekonaniu, że lekkość z jaką  trzej panowie krzyżują słowa, ma w sobie coś z zabawy w muszkieterów.

Trzy tematy poruszane, przez trzech filozofów, Marka  A. Cichockiego, Dariusza Gawina i Dariusza Karłowicza, to;  zapowiedź wojny handlowej USA – UE,  Apacze dzisiaj oraz Narodowe Czytanie „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego.

Jak zawsze było to co lubię w tym programie, tzn. intelektualne piruety zachęcające do refleksji i nieoczekiwane wnioski, prowokujące do samodzielnej pracy w rozpoznaniu  prezentowanej kwestii.

W omawianym programie było też to co mnie niepokoi, czyli filuterne mrugnięcie intelektualisty graniczące z pomniejszaniem lub nawet z lekceważeniem przedstawianego tematu.

Zacznę od zapowiedzi wojny handlowej. Zwrócono uwagę, że szef KE  J.C. Junkers w odwecie na amerykańskie cła na unijną stal i aluminium zapowiedział, wprowadzenie restrykcji na import amerykańskiego Burbona, dżinsów i motocykli  Harley Davidson. Skupiono się na symbolice dóbr wskazanych przez szefa KE, słusznie podsumowując, że ich wybór więcej mówi o sposobie życia przewodniczącego J.C Junckera,  niż o rzeczywistych problemach gospodarek UE. Padła też sugestia, że zestawienie  może wskazywać na oderwanie Pana przewodniczącego od bieżących realiów UE i jego zanurzenie w czasach młodości, przypadających na wesołe lata sześćdziesiąte. W roku 1968 miał lat czternaście. No i pięknie, no i słusznie – być może zauważono?.   Było też bardzo poważnie, kiedy uznano, ze w istocie jest to spór ideologiczny, gdzie  po jednej stronie jest Aleksander Hamilton, zwolennik ograniczonego protekcjonizmu, a po drugie koncepcja Adama Smitha, przedstawionego jako orędownika wolnego handlu.

Dla mnie jednak zabrakło refleksji nad oczywistym faktem, że propozycja amerykańska, dotyczy istoty tego co było początkiem UE , czyli wspólnoty węgla i stali. Dzisiaj aluminium zastąpiło węgiel. Wybór tych towarów to nie tylko symbolika, to zwrócenie uwagi na dobra istotne dla przemysłu samochodowego, lotniczego, AGD i wszelkich konstrukcji , ale również na przemysły je produkujący i przetwarzające. Są to te sektory przetwórstwa, które D. Trump obiecał przywrócić Stanom Zjednoczonym, czyli wyborcom tzw. pasa rdzy. Wprowadzając cła na stal i aluminium prezydent  realizuje swój program wyborczy, tak w  wymiarze symbolicznym – po pierwsze Ameryka, jak i rzeczywistym – miejsca pracy dla Amerykanów w Ameryce. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość telewizyjnej debacie, że wspomniano o możliwości negatywnych skutków amerykańskiej decyzji dla Polski. USA są dla Polski dziesiątym partnerem handlowym. Zastanawiający jest też brak oficjalnej  reakcji polskiego rządu na strategiczne posunięcie Waszyngtonu.

Drugi z tematów debaty trzech filozofów to nawiązanie do opisywanego już wcześniej  ( M.M. Ameryka a sprawa Polska) podziału na elity wielkich miast, uniwersytetów i korporacji  oraz ludzi prowincji, kolonizowanych przez tych pierwszych.  Pretekstem było wydanie książki o Apaczach. D. Karłowicz postawił tezę, że w PRL  Apacze, cieszyli się sympatią, ponieważ grali rolę symbolicznej klasy robotniczej.  Potem było jeszcze weselej. To ponoć współcześni Apacze, wyszli z rezerwatu, i kartką wyborczą wybrali sobie D. Trumpa.  W Polsce też podobno była w opracowaniu teoria o dzikich z prowincji.  Ostatecznie – jak stwierdzili filozofowie , ci polscy Apacze wcale nie okazali się dzikusami. Trzej panowie w delikatny sposób żartowali sobie z dwojga socjologów (A.R. Hochshild i M. Gdula) którzy niczym Bronisław Malinowski, badający dzikie plemiona na początku XX wieku, wybrali się na badanie mieszkańców prowincji amerykańskiej i polskiej. Ich zdaniem prace socjologów XXI wieku  mają na celu wypracowanie metod zdominowania ( przez blade twarze) badanych grup społecznych. W ich zamiarach nie było wypalenie fajki pokoju. Mieszkańcy prowincji traktowani są ponoć jak niegdyś Apacze, i jeżeli nawet nikt nie chce ich zabijać, jak kiedyś Indian, to z pewnością są i będą obiektami kolonizacji.  Tak to wybrzmiało z ekranu telewizora.

Szkoda, ze dowcipne uwagi nie zostały uzupełnione, chociażby próbą odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, że wyniki badań polskich i amerykańskich, są tak do siebie podobne. Czy jest to realne podobieństwo, wynikające z trafnego odczytanie rzeczywistości, czy jest to rezultat podobnych założeń zasadzających się na podobnej tezie badawczej i takiej samej metodologii, że o poglądach politycznych badaczy nie wspomnę.

Najwięcej inspiracji dała telewidzom trzecia część rozmowy, poświęcona  zainicjowanemu przez Prezydenta RP Narodowemu Czytaniu Przedwiośnia  Stefana Żeromskiego. Filozofów zastanowił paradoks polegający na tym, że jak powiedział D. Gowin, prawicowy prezydent zaprasza do czytania działa lewicowego pisarza, kiedy to poprzedni prezydent zapraszał do czytania  Trylogii. Miało być wesoło a wyszło trochę wstydliwie, zwłaszcza wtedy kiedy inny rozmówca  (M.C) zauważył, że Stefan Żeromski wcale lewicowym pisarzem nie był, i przypomniał opowiadanie pt. Na probostwie w Wyszkowie. Jak powszechnie wiadomo Żeromski opisał tam posiedzenie bolszewickiego rządu dla przyszłej Polski, z udziałem J. Marchlewskiego , F. Dzierżyńskiego i F. Kohna.  O tym, że jeden z dyskutantów nie przygotował się do tematu rozmowy świadczy też uwaga innego (D.K), że  Stefan Żeromski  w bardzo przewrotny  sposób powołał do życia książkowego  komunistycznego bohatera  Antoniego Lulka.  Trzeba uznać kompetencje  Autora, że wiedział czym jest  roślina o nazwie lulek, znane też jako lulek czarny, lulek jadowity czy żabi barszcz.  Roślina ta ma trujące wszystkie części, a objawami zatrucia są min. zaburzenia świadomości i halucynacje. Nie przypadkowo zatem książkowym nosicielem idei komunistycznych jest jegomość o nazwisku Lulek. Już chociażby ten chwyt pisarski pozwala nie uznawać Stefana Żeromskiego za pisarza lewicowego, a na pewno nie komunistycznego.   

Zgadzam się też z poglądem, że Żeromski w opisie życia w Nawłoci przywołał obraz polskości, pokazując skąd wzięła się siła do walki i na czym polega sens polskiego bytowania. 

Na koniec jednak było to czego nie lubię, tzn. sprowadzenie współczesnej polskości do zbliżającego się wiosennego grillowania. Dlaczego  taką refleksją kończy się kolejny program? Brakło czasu? Namysłu? Nie wiem. Wiem tylko, że to bardzo niesprawiedliwa konstatacja.

 

M.Mackowski
O mnie M.Mackowski

Lubie sięgać do źródła. Polecam klasyczne teksty starożytne jak i oryginalne współczesne.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka