Dzisiejsze oświadczenie Pana Millera na temat niejakiego asystenta, który wsławił się kilka dni temu umiejętnością czytania oraz refleksem w podrzucaniu tekstów swojemu przewodniczącemu, lekko mnie przytkało. Decyzją szefa SLD jest bowiem, by Pan Klimczak zajął się... uwaga!!!... wizerunkiem medialnym partii.
Gratuluję pomysłu. Niewątpliwie Pan Krzysztof został doceniony za zaangażowanie i poświęcenie oraz niepodważalny profesjonalizm i instynkt. Jak najbardziej słusznym jest powierzenie funkcji PRowca komuś, kto miał na tyle odwagi, by w ciągu kilkunastu minut wiecowania Przewodniczącego obiema rękami przyłożyć się do żenującego widowiska. Można oczywiście sądzić, że po burzliwych obradach, w których szanowny asystent brał udział stwierdzono, iż tego typu trick i przywrócenie zapomnianego zawodu suflera, spowoduje wzrost popularności SLD i Pana Millera. No niewątpliwie cel został zrealizowany, tylko nie jestem specjalnie przekonana, że taki miał być tej popularności wymiar.
Zważywszy jednak, że w niedawnym moim wpisie, przewidującym nagły wzrost kariery medialno-partyjnej Pana Klimczaka wyraziłam tylko zaniepokojenie tym faktem, to powinnam napluć sobie w brodę iż aż tak daleko moja wyobraźnia nie poszła.
No ale widać przewodniczący SLD lubi zatrudniać jako kucharza kogoś kto z pełnym przeświadczeniem o słuszności sprawy, kicha w swoje garnki.
Inne tematy w dziale Polityka