Jak zwykle krótko, bo inteligentnym wiele nie trzeba, a ograniczonym nie będę tworzyć tekstów obszernych, których i tak nie pojmą (albo nawet raczej tym bardziej nie pojmą, bo to przy końcu trzeba pamiętać co było na początku).
Po raz - kobieta na pokładzie.
Z tego co pamiętam z historii, literatury, filmów - hasło brzmiało raczej "kapitan na pokładzie" i potem różne tam saluty, baczności oraz honory. Ostatnio jednak jak widać gender rozpanoszył się na tyle, że mało że kobieta, mało że lekko "trafiona" procentami, to jeszcze wcale nie w randze kapitana (może była kiedyś druhną w harcerstwie...) jest w stanie spacyfikować załogę samolotu. Mało tego! Jest ich kilka w tyralierze! Chwali się niewątpliwie desperację w obronie własności, jednak weź tu człowieku spróbuj ogarnąć kilka podchmielonych bab w randze żon. Przepraszam - Żon.
Po dwa - spotkanie na szczycie.
To się wpisuje w równoległy dziejszy temat, czyli parlamentarnego seksu (jakkolwiek to brzmi). Dyskusja obecna kto z kim oraz jak często, jest naprawdę banalnie prosta do traktowania jej, jako odzwierciedlenie preferencji politycznych kontaktów damsko-męskich na wysokim szczeblu. Nie wiem bowiem jak mam rozumieć odmowę Prezesa, który uznał, że skorzystanie z zaproszenia byłoby niższe rangą (mniejszym szczytem?) niż wizyta odwrotna... Rączki na kołdrę!
Po trzy - fajna zabawa.
Znalazłam starą skakankę mojego dziecka. Nie ryzkuję za bardzo, bo kontuzja jak w banku, ale tak sobie pokicać niezdarnie przez ten sznurek (przód, tył, przeplatanki...) to naprawdę dobre skojarzenie (tfu!!! oderwanie się) od wszelkich wieści na temat naszego politycznego(sic!) establishmentu(sic!).
Raz, dwa, trzy - kryjesz ty...
Inne tematy w dziale Polityka