Ezekiel we wpisie do mnie pod poprzednią notką napomknął o prostactwie naszych nowych elit, tudzież aspirantów do bycia elitą, o powszechnych wśród nich pozach akcentowania swego awansu i statusu, i okazywania pogardy niżej uplasowanym. Brak mi dziś czasu i ochoty na silenie się na jakiś elaborat, więc tylko kilka luźnych spostrzeżeń. Przez "elity" należy tu rozumieć klasę średnią (wyższo-średnią i średnio-średnią)
Opowiadał mi znajomy, ocierający się o grand monde, że w "ekskluzywnych" warszawskich klubach goście, przeważnie młodzież, zwykli pokreślać swój status...wachlowaniem się garścią setek i dwusetek. Epatowanie bogactwem zawsze było sposobem zaznaczania swej przynależności do elity; ale żeby robić to w tak prostacki sposób? Mogliby choć, jak Jerzy Ossoliński, umyślnie źle podkuwać konie złotymi podkowami, tak by na oczach tłumu spadały. A, prawda, nasze nowe elity rzadko wiedzą, kto to był Jerzy Ossoliński.
Ich wiedza jest mikra - poza specjalnością zawodową, a i to nie zawsze, u nas robią kariery ci, którzy - jak to niedawno napisał leszek.sopot - "mają przełożenie". Oczytanie elity mają mizerne, mową ojczystą władają fatalnie, nagminnie wtrącają anglicyzmy - w sposób niekiedy komiczny, a prawie zawsze bez potrzeby. Zainteresowania mają trywialne. O czym rozmawiają wśród swoich? O tzw. życiu, interesach, o modzie, o plotkach, o tym, kto jaki gadżet sobie kupił, kto gdzie gdzie był na wakacjach. Wakacje naszych elit...Nie rajcują ich fiordy norweskie czy kościoły Owernii lub Normandii, ani nawet "prawdziwa" egzotyka - tylko Karaiby, Seszele, Hiszpania, Egipt, Tunezja. Aż do znudzenia? Ależ skąd - nasze elity nie jeżdzą po to, by jakiś kraj poznać, a tylko po to, by miło spędzić czas w modnym kurorcie. Poznawanie wymaga wysiłku, czasem godzenia się na niewygody, brud, wymaga też bliższego, nie "hotelowego" tylko, kontaktu z tubylcami.
Epatowanie zamożnością - widać je choćby po wręcz społecznym przymusie (w obrębie elit) noszenia markowych ubrań. Naturalnie, kult i mentalność "logo" nie tylko u nas występują, ale u nas rozpanoszyły się wyjątkowo. Inny przykład bezguścia w popisywaniu się forsą i pozycją - gdy ktoś wzbogacony kupuje zabytkową willę, to często, jak to bywa w Konstancienie, burzy ją i stawia "rezydencję" według obowiązującej mody. Epatowanie zzz (zewnętrzne znamiona zamożności, pojęcie z czasów socjalizmu realnego) służy oczywiście podkreślaniu swego statusu (niekiedy tylko aspiracji do statusu) - to też nihil novi, ale w wielu krajach nie jest to aż tak nachalne, tak gruboskórne. W środowiskach polskich elit obowiązuje zasada: jak się ubierasz, jaki masz dom i wóz, gdzie bywasz - tym jesteś.
Ale jednego nie można kupić - szlacheckiego pochodzenia. Czy aby na pewno nie można? Kto czytał Liber chamorum, ten wie że i szlacheckie pochodzenie można kupić, lub sobie przywłaszczyć. Takoż i zaroiło się wśród naszych elit od nagle odnalezionych potomków arystokracji i szlachty. Zwykle o szlacheckiej kulturze i o historii mają ci nowi szlachcice dość marne pojęcie. Jeden z takich "potomków starej szlachty kresowej" na moje pytanie, gdzie w Metryce Koronnej mowa jest o jego przodkach, wybałuszył oczy. Potem przestał poznawać mnie na ulicy.
Inne tematy w dziale Polityka