Pan redaktor Tomasz Terlikowski postanowił wspomóc moralnie księdza Marka Garncarczyka. Wspomóc przez powtórzenie słów, które sąd uznał za naruszenie dóbr osobistych Alicji Tysiąc. I szczerze mówiąc możecie mi nawet wytoczyć proces. Są bowiem takie momenty, kiedy prawda jest ważniejsza od świętego spokoju. Nie ukrywam, że mam nadzieję, że podobne deklaracje odnoszące się do Alicji Tysiąc i ks. Marka Gancarczyka złożą także inni ludzie. I niech sądy sądzą nas wszystkich!
Postawa taka może się wydać godna pochwały, nawet gdy nie podzielamy poglądów tego, kto postawę tę okazuje. Odwaga cywilna, wierność przekonaniom, nieposłuszeństwo obywatelskie. Ale zanim wpadniemy w uniesienie nad odwagą red. Terlikowskiego - porównajmy oba teksty. Najpierw słowa ks. Garncarczyka:
W konsekwencji pani Tysiąc otrzyma 25 tys. euro odszkodowania, plus koszty postępowania, za to, że nie mogła zabić swojego dziecka. Mówiąc inaczej, żyjemy w świecie, w którym mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono. To odszkodowanie będzie pochodzić z budżetu państwa, a więc z naszych podatków.
Słowa red. Terlikowskiego:
Nie wiem, co zrobi teraz "Gość Niedzielny", ale wiem, co zrobię ja. Szanowni prawnicy Pani Tysiąc spieszę Was poinformować, że ja także uważam, że robienia kasy na tym, że nie pozwolono komuś zabić własnego dziecka jest obrzydliwe moralnie. I ja także uważam, że aborcja jest zamordowaniem człowieka, a ktoś kto robi na tym kasę niczym szczególnie istotnym nie różni się od nazistów. I dotyczy to nie tylko pani Alicji Tysiąc, ale i jej adwokatów, którzy zgrabnie wpisali się w tradycję nazistowskich i komunistycznych prawników, których celem nie była obrona prawa, ale wykluczanie pewnych grup ludzi z przestrzeni ochrony prawnej, a nawet odbieranie im praw ludzkich. Walcząc o kasę dla kobiety, która zarabia na tym, że nie pozwolono jej zabić swojego dziecka - robicie bowiem dokładnie to.
Jest Pan okazem hipokryzji i asekuranctwa, panie redaktorze Terlikowski. Zgrywa Pan bohatera, gotowego ponieść te sam konsekwencje, co ksiądz Garnarczyk; ale przy bliższym wejrzeniu okazuje się, że te słowa, które Pan napisał, dla sądu byłyby niezbyt pewną podstawą do uznania, że doszło do naruszenia dóbr osobistych, i do zasądzenia odszkodowania; inaczej niż w wypadku cytowanych wyżej słów ks. Garncarczyka, gdzie nie ma najmniejszych wątpliwości, że odnoszą się one wprost i osobiście do Alicji Tysiąc. Trudno od kogoś zasądzić odszkodowanie za to, że ten ktoś poinformował wnoszącego pozew: "uważam, że robienie kasy na tym itd.". Jasne, że z kontekstu wynika, że to pani Tysiąc jest tym, kto "robi kasę itd." - ale sąd musi mieć to jasno stwierdzone, by uznać że doszło do naruszenia dóbr osobistych. Wprawdzie pan Terlikowski pisze, że "dotyczy to Alicji Tysiąc i jej adwokatów", ale nie sądzę, by dla sądu była to dostateczna przesłanka do uznania, że pan Terlikowski wprost oznajmia, że - jego zdaniem - Alicja Tysiąc i jej adwokaci (a nie "ktoś", jak jest w tekście Terlikowskiego) robią kasę na tym, że Alicji Tysiąc nie pozwolono zabić własnego dziecka, i dlatego Alicja Tysiąc i jej adwokaci ( a nie znowu "ktoś" ) niczym szczególnie istotnym nie różnią się od nazistów. Wprawdzie o adwokatach pan Terlikowski mówi wprost, że zgrabnie wpisali się w tradycję nazistowskich i komunistycznych prawników - jest to jednak bez porównania łagodniejsze od niczym szczególnie istotnym nie różnią się od nazistów; nie wiem, czy samo stwierdzenie o wpisaniu się w tradycję byłoby podstawą do uznania, że doszło do naruszenia dóbr osobistych. Rownież słowa: Walcząc o kasę dla kobiety, która zarabia na tym, że nie pozwolono jej zabić swojego dziecka - robicie bowiem dokładnie to - nie odnoszą się wprost do Alicji Tysiąc; gdyby ktoś nie znał kontekstu, nie byłoby wcale oczywiste dla niego, że tym kto "zarabia na tym itd." jest Alicja Tysiąc. Sąd kontekst zna, ale musi mieć literalnie czarno na białym, że to o nią chodzi. Chyba że mnie jakiś prawnik poprawi.
Panie redaktorze Terlikowski, jeśli już chciał Pan zająć wyzywającą postawę wobec Alicji Tysiąc, jej adwokatów oraz polskiego wymiaru sprawiedliwości, to trzeba było słowo w słowo powtórzyć wypowiedź ks. Garncarczyka. A tak z Pana wyszedł bohater asekurujący się, by jednak dla ewentualnego pozywającego nie było czymś łatwym przetrzepać Panu kieszeń.
Inne tematy w dziale Polityka