Pani Profesor Lucyna Kopciewicz w wywiadzie na portalu "Krytyki Politycznej"
"Oczywiście nie oczekuję aplauzu dla badań genderowych. Właściwie ich kondycji sprzyja atmosfera lekkiego sceptycyzmu. Dla przykładu przytoczę pewną historię. Będąc senatorką reprezentacją młodszych pracowników naukowych Wydziału Nauk Społecznych, przysłuchiwałam się wymianie zdań, w której jeden z senatorów publicznie krytykował i poddawał w wątpliwość istnienie teologii wyzwolenia i teologii feministycznej. W ogólnej atmosferze żartów i śmiechu senator porównał je do równie absurdalnych i nieistniejących konstruktów, jakimi byłyby matematyka czy fizyka feministyczna. A ja sobie pomyślałam, że matematyka feministyczna to by było coś, że to jest właśnie to, czego szukałam! Poczytałam, popytałam, przyjrzałam się zagadnieniu, napisałam projekt badawczy i w lutym 2010 roku otrzymałam decyzję o zakwalifikowaniu mojego projektu do finansowania przez MNiSW. Matematyka feministyczna bardzo się recenzentom spodobała. Dodam, że niedoszłym pogromcą matematyki feministycznej jest profesor Warylewski."
Czy to na pewno serio? Chyba tak. Ja już nic nie wiem, nic nie rozumiem. Jakbym boso z czapką w ręku pod płotem stał. Postulat stworzenia matematyki feministycznej - opartej na logice rozmytej i teorii katastrof - znalazł się w słynnym artykule Alana Sokala "Transgressing the Boundaries: Towards a Transformative Hermeneutics of Quantum Gravity"; miał, jak i cały artykuł, sens prześmiewczy. Sokal napisał tekst w stylu produkcji postmodernistycznej, złożony z pseudonaukowych absurdów, i oddał go do redakcji czasopisma "Social Texts", która potraktowała dzieło serio i ogłosiła. Czy od tego czasu matematyka feministyczna poczyniła jakieś postępy?
Kwestionuję zasadność matematyki feministycznej. Skoro tak się rzecz ma, muszę zadać samemu sobie pytanie: czy naprawdę jestem Człowiekiem Postępowym? A może Postępowość moja niewystarczająca, połowiczna, może anachroniczna, myszką trąci? Może ja zabytkiem Starej Lewicy jestem (znalazłoby się na to trochę dowodów)? I kandydatem do porządnej feministycznej reedukacji (Michał Sutowski: Kapuściński, mówiąc nieco przewrotnie, zasługiwałby na porządną, feministyczną reedukację)? Jak mnie zechcą reedukować, reedukować feministycznie, genderowo, queerowo...A może też i dekonstrukcji poddadzą? To może lepiej wybrać Socjalny Konserwatyzm? Bóg, Honor, Ojczyzna i Sprawiedliwość Społeczna - takie by było moje nowe Credo. Zdzierać z burżuazynych krwiopijców czto nagrablennoje z Tradycją na ustach? Redystrybucja Bogiem silna? Powszechna dostępność przedszkoli motywowana Narodem jako najwyższą wartością? Może by to przeszło, może to właśnie byłoby skuteczne. Bóg, Honor i Ojczyzna jako "egipskie naczynia" lewicowego projektu - może tu jest klucz do sukcesu?
Inne tematy w dziale Polityka