Pan eurodeputowany Marek Migalski wystosował apel do Marka Jurka o rezygnację z kandydowania w wyborach prezydenckich, w imię poparcia jednego wspólnego kandydata prawicy (ściślej: okołoPiS-owskiej prawicy). Apel zrozumiały, co do treści. A forma?
"Istnieje groźba, że nie zdoła Pan zebrać wymaganych 100 tysięcy podpisów, a nawet jeśli sztuka ta uda się Panu, to i tak wie Pan doskonale, że nie ma Pan szans w konfrontacji między kandydatem PO a kandydatem PiS. Zrozumiał to już Ludwik Dorn, za co należy mu się szacunek"
Ponoć, jak to kiedyś rzekł Pan Prezes Jarosław Kaczyński, w jego partii są ludzie o kulturze z wyższych warstw, podczas gdy w PO są ludzie wychowani na podwórku. Właśnie widzimy objaw tej kultury rodem z wyższych warstw. Jakim prostakiem być trzeba, by w tej formie się zwrócić do marszałka Jurka, i to w takiej sprawie. Nie ma co, ten apel pana Migalskiego to arcydzieło elegancji werbalnej i umiejętności zakomunikowania przykrej dla odbiorcy opinii poprzez delikatne eufemizmy.
Inne tematy w dziale Polityka