Proszę Państwa, dziś w Kabarecie Moralnego Wzmożenia numer sezonu! Ile można wyciagnąć z ostatnich słów pilotów Tu-154. Uznanych za koronną przesłankę dowodową.
Ksymenes, wybitny znawca psychologii sytuacji ekstremalnych, rzecze
"Wyobrażam to sobie tak.
Popełniam błąd i po chwili zdaję sobie sprawę, że są to ostatnie chwile mojego życia. Mówię więc "o Boże!" lub coś w tym stylu.
Nie popełniam błędu, ale zdaję sobie sprawę, że ktoś wpuścił mnie w maliny i za chwilę być może stracę życie. Co powiem? Być może właśnie "o k...a!".
Tak to sobie wyobrażam, mając po dzisiejszym dniu zerowe już zaufanie do rosyjskich śledczych oraz do rosyjskich władz."
Jeśli ginie się wskutek własnych błędów, wzywa się imienia Bożego (lub coś w tym stylu, np. na Heraklesa!); jeśli ginie się wskutek wpuszczenia w maliny, wtedy padają wulgaryzmy. Takie jest założenie psychologii sytuacji ekstremalnych Ksymenesa. Czemu nie na odwrót? Podstawa poznawcza: tak to sobie wyobrażam. A może, gdyby stosować do pilotów miarę blogera Ksymenesa, powinni oni wpaść w histerię i robić w gacie? Radzę Ksymenesowi wziąć i to pod uwagę, zanim zacznie wyciągać wnioski.
Piotr Strzembosz też jest wybitnym znawcą psychologii sytuacji ekstremalnych
"Wieczorem rozmawiałem z kumplem nt. „zapisów z czarnych skrzynek” i doszliśmy do wniosku, że nie jest możliwe, by piloci i nawigator byli samobójcami, kretynami, dyletantami, osobami głuchymi itp. Ta cała układanka (zapisy ze skrzynek i zachowania załogi) nie pasuje. Nie ma racjonalnej odpowiedzi, dlaczego załoga wiedząc, na jakiej jest wysokości, słysząc komendy z wieży oraz alarmujące komunikaty „pul up” informujące o zagrożeniu, tak sobie spokojnie leci, przekazuje rutynowe komunikaty itp.
Nikt mi nie wmówi, że to ułańska fantazja pilotów, że to presja kogoś z poza załogi (Lech Kaczyński, Błasik, Kazana), że to braki w wyszkoleniu.
I oto olśnienie! Eryka w dyskusji pod tekstem Tomasza Terlikowskiego rzuciła taki komentarz:
„a ja taką mam mysl
po oglądnięciu na TVN zapisów poszczególnych minut i wypowiedzi tak myślę -piloci schodząc ponizej 100 metrów, nic nie slyszeli z tego co mamy zapisane!! nawigator spokojnie czyta wysokości, nikt nic nie mówi!!Urządzenia wrzeszczą Pull up, wieża alarmuje- a oni nic, czytają wysokosci!!jedyne słowa to "k....m..ć"po uderzeniu w drzewo!!!Oni tego nie slyszeli (tak to wyglada)!!!”
I proszę jeszcze raz pomyśleć, czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach potrafiłby zachować spokój, gdyby słyszał to, co objawiono nam z zapisów w czarnych skrzynkach?
A jak by się zachowywał, gdyby tych wszystkich komunikatów, komend i ostrzeżeń nie słyszał tylko NAGLE i NIESPODZIEWANIE… zobaczył na linii lotu ziemię i drzewa, usłyszał i poczuł zderzenie z brzozą? To krzyknąłby tylko „kurwa, kurwa”...
Tak nie zachowuje się samobójca, kretyn, dyletant ani osoba głucha. Tak zachowuje się normalny człowiek, który nie słyszał tego, co jest w stenogramach."
Piotr Strzembosz wie, jak się zachowuje normalny człowiek, gdy grozi śmierć. Normalny człowiek wpada w panikę, miota się, wrzeszczy wniebogłosy, albo blednie i mdleje. Jeśli takich zachowań nie ma, to znak, że normalny człowiek ani trochę groźby śmierci się nie spodziewał. Normalni ludzie, w tym wypadku wyszkoleni piloci, gdy groźba śmierci jest jasna, nie zachowują zimnej krwi, i nie skupiają się na tym, by śmierci uniknąć - Piotr Strzembosz oczekiwałby raczej objawów przerażenia, paniki, albo po prostu czekania na śmierć z modlitwą, wzajemnym pożegnaniem. Podstawa poznawcza: tak to sobie wyobrażam, i zapewne ekstrapolowanie własnych stanów emocjonalnych.
Piotr Strzembosz, opierając się na swej psychologicznej wyobraźni, uznaje wulgaryzmy ze stenogramu za prawdziwe, tj. niesfałszowane, z kolei właśnie te wulgaryzmy dają mu wystarczającą podstawę do uznania całej reszty stenogramu za fałszerstwo...Oryginalna metoda weryfikacji. Tylko to "ku..." jest prawdziwe, resztę Rosjanie skłamali. Piotr Strzembosz jest radnym. Może korwiniści mają rację z tym określeniem "d***kracja"?
Homsick (komentarz na blogu toyaha) snuje refleksje nad moralną degeneracją dzisiejszych czasów, na przykładzie pilotów Tu-154
"Wczoraj czytałem refleksje prof. Jacka Trznadla o Katyniu i filmie Wajdy. Zacny Profesor przywołuje naocznego świadka wywózki Polaków przez NKWD ze Lwowa w kwietniu 1940 r., Karolinę Lanckorońską, z relacji której wynika m.in. że gdy wywożono także miejscowe prostytutki, to dziewczyny te śpiewały: "Jeszcze Polska nie zginęła!"
Minęło 60 lat, ten kontrast postaw mnie po prostu poraża. Te "sępy i hieny" utraciły już nawet zdolność do instynktownego przeżywania wartości. Od dawna nie potrafią pojąć tego fenomenu. Zdarza się to np. przy wypadkach lotniczych, gdy niektórzy piloci przed zderzeniem z ziemią, w takiej rostrzygającej o wszystkim, a przede wszystkim o ich życiu, chwili, potrafią wykrzyczeć żadne tam jakieś "O Jezu", "kocham was!", a jedynie to bezdennie puste: "o k...wa!".
Co ja w takim razie mogę powiedzieć o tych lwowskich dziewczynach? Chyba to: respekt!"
Homsick też zna się na psychologii sytuacji ekstremalnych, ale podbudowuje ją imperatywem moralnym: co polscy piloci instynktownie przeżywający wartości powinni zrobić, gdy za kilka sekund mogą zginąć wraz z pasażerami? Powinni zaintonować hymn narodowy, albo przynajmniej modlitwę. Homsick zapewne jest przekonany, że na miejscu pilotów on tak by postąpił. Zatem zadaniem szkolenia pilotów nie ma być to, by nawet w ekstremalnych sytuacjach zachowali zimną krew i próbowali ratować samolot; zadaniem szkolenia pilotów ma być nauczenie ich wzniosłego i moralnego umierania. Aby bloger homsick mógł potem z dumą napisać, że ostatnimi słowami polskich pilotów były "Jezus", Maryja", "Polska".
Inne tematy w dziale Polityka