Niezmiernie ciekawy sondaż zaproponowała dziś Administracja salonu 24. Pytanie w sondażu brzmi: czy po wyborach w Polsce wybuchną zamieszki i demonstracje?
Oczywiście, to po wyborach można by interpretować rozciągliwie - jeśli zamieszki wybuchną w Polsce za lat 20, to też będzie to, niewątpliwie, po wyborach 09.10.2010. Na ogół jednak użycie przyimka po rozumiemy jako następstwo nieco bliższe w czasie.
Skąd takie pytanie? Czy Polska należy do tych krajów, w których regularnie przed wyborami, podczas wyborów i tuż po nich dochodzi do zamieszek? Jak dotąd, aktom wyborczym w naszym kraju nie towarzyszyły takie urozmaicenia. Czy zaraz po wyborach można spodziewać się jakiegoś krachu gospodarczego? Nic na to nie wskazuje (podkreślam: zaraz po wyborach). To skąd pytanie o prawdopodobieństwo powyborczych zamieszek?
Ależ tak, oczywiście, sprawa jest jasna. PiS ma spore szanse te wybory wygrać. A jeśli PiS wygra wybory, to reżim Tuska zrobi wszystko, by wyniki bądź sfałszować, bądź jawnie i bezceremonialnie unieważnić. Przecież Tusk zbudował w Polsce, jak twierdzi Zyta Gilowska, miękki totalitaryzm. A Ewa Stankiewicz twierdzi nawet, że wręcz twardy: Dzisiaj rzeczywistość polityczno-medialna przypomina Niemcy w 1938 r. To chyba reżim Tuska byłby, w razie porażki, zobligowany, by unieważnić werdykt wyborczy, bo co to by byli za totalitaryści, gdyby tego nie zrobili? Widział kto totalitarystów, którzy grzecznie poddają się woli narodu? A w odpowiedzi na unieważnienie wyniku wyborów przez reżim Tuska, oszukani i znieważeni wyborcy wyjdą na ulice, by zaprotestować.
Tak, w sformułowanym przez Administrację pytaniu na pewno chodzi o taką właśnie ewentualność.
Inne tematy w dziale Polityka