Akcja zbierania podpisów pod "Listem otwartym w obronie wolności słowa" nabiera rozmachu. Nawet i po dwa razy pojawiają się na niej te same nazwiska...Przypadkowa zbieżność nazwisk, nic przecież nadzwyczajnego. Nie brakuje nazwisk Polaków osiadłych za granicą, czy też cudzoziemców polskiego pochodzenia - między innymi, podpis złożył Pierre Doliński, acz nie jest do końca jasne, czy to osoba z krwi i kości, czy też popularny egzemplaryczny bohater anegdot z cyklu "Polak we Francji". Ale jest też w zacnym gronie osób wspierających walkę o wolność słowa rodzynek, cudzoziemiec sensu stricto - Timothy Leary. Co za intrygująca zbieżność nazwiska ze znanym liderem ruchu hippisów, propagatorem narkotyków, zmarłym ponad 10 lat temu!
A jak dumnie prezentuje się lista profesji sygnatariuszy! Zdaje się mówić - oto reprezentatywny przekrój społeczeczeństwa, od filozofa i managera do bezrobotnego. Niestety, uważne oko dostrzeże tu pewne niedostatki, braki, albo zachwianie proporcji. I tak, dla przykładu, ilość filozofów wyraźnie przewyższa ilość filologów, co jest przecież w odwrotnej proporcji do rozpowszechnienia tych profesji w społeczeństwie. Autorzy listu, redakcjo 'Rzeczpospolitej"! Dobrze byłoby to naprawić, i pozyskać więcej podpisów Miłośników Słowa - pod listem, bądź co bądź, w obronie wolności słowa. A już filologa klasycznego nie znalazłem tam żadnego! Helleniści i latyniści, czyż nie widzicie, że list ten - to obrona fundamentalnych wartości helleńsko-łacińskiej cywilizacji?
Inne widocze braki - tylko jeden aktor, i tylko jeden muzyk. Tancerza - żadnego. Śpiewaków - brak. Takoż żadnego malarza czy rzeźbiarza. Środowiska artystyczne nie chcą protestować w obronie wolności słowa? Typowa dla artystów dezynwoltura w traktowaniu ważkich spraw publicznych.
Uderza minimalne zaangażowanie soli polskiej ziemi, warstwy chłopskiej - tylko jedna adnotacja "rolnik" przy podpisie. I tylko jedna gospodyni domowa. Szlachetny poryw serc ludzi gotowych dzielić okropny los Andrzeja Zybertowicza został całkowicie zlekceważony przez polskie rzemiosło i drobne usługi - brak na liście sygnatariuszy np. fryzjerów, szewców, zegarmistrzów, właścicieli drobnych sklepów. Jest, przyznać trzeba, dozorca - podpisany, nie wiedzieć czemu, jako "concierge" (nazwisko jest polskie). Kolejarze też nie chcą nadstawiać karku za swobodę wypowiedzi. Ale za to mamy tam przedstawicieli bardzo oryginalnych profesji, jak "wystawiennik".
Dla uzupełnienia, i dla zwrócenia uwagi redakcji "Rzeczpospolitej" - listu, jak dotąd, nie podpisał ani jeden artysta cyrkowy, ani jeden szmugler papierosów, oraz ani jedna prostytutka. Podważa to niewątpliwie wartość listy sygnatariuszy, jako pretendującej do społecznej reprezentatywności.
Dobrym sposobem, by tę reprezentatywność uwiarygodnić, byłoby bezpłatne przesyłanie sygnatariuszom egzemplarzy "Rzeczpospolitej", powiedzmy - w ciągu najbliższego kwartału. Przesyłanie pojedynczego egzemplarza, nawet z imieniem i nazwiskiem sygnatariusza, to jednak nieco za skromna gratyfikacja.
PS. Dopisek z godz. 02.00
W zadziwiający sposób nazwiska Timothy Leary'ego oraz Pierre Dolińskiego zniknęły z listy sygnatariuszy "Listu otwartego w obronie wolności słowa". Czy ma to jakiś związek z tym, że o nazwiskach tych, jako nieco oryginalnie wyglądających, w krótkim odstępie czasu wspomniało dwoje blogerów salonu24.pl - Renata Rudecka-Kalinowska oraz ja? Jak to możliwe - byli tacy sygnatariusze, i już ich nie ma? Cuda i dziwy w tej "Rzepie".
Inne tematy w dziale Polityka