Kamil Sasal Kamil Sasal
682
BLOG

Donald Tusk i Jarosław Kaczyński podpisali porozumienie

Kamil Sasal Kamil Sasal Polityka Obserwuj notkę 6

Publicznie zostało przedstawione pisemne oświadczenie obu liderów swoich partii w sprawie zawarcia porozumienia ponad podziałami politycznymi. Nazwano je „Koalicja Narodowa dla Polski”. Czyżby to reaktywacja PO-PIS? Obaj panowie wytłumaczyli przed kamerami, że postanowili zażegnać spory polityczne wobec wyzwań stojących przed krajem. Możliwy rozpad strefy euro, co grozi nawet uschnięciem projektu Unii Europejskiej wraz z nadchodzącym kryzysem gospodarczym na naszym podwórku skłonił do zawieszenia politycznego sporu by ratować szansę na modernizację Polski. Co zaskakujące przyznali, że staliśmy się zakładnikiem polityki partyjnej, którą chcieliby uzdrowić. Na pytanie, jakie są głębsze pobudki takiego kroku, z dziwną jednomyślnością powiedzieli, że pragną pozostawić po sobie trwałe dziedzictwo i dokonać drugiego kroku transformującego naszą ojczyznę. Przyznali, że potrzebne są systemowe kroki do stworzenia IV RP będącej symbolem poprzedniej walki politycznej, ale dzisiaj koniecznością zmian. Zapytano – jak zamierzają to wytłumaczyć kolegom partyjnym – przecież skończą się już konfitury? Sam Jarosław Kaczyński i Donald Tusk nie potrafili na to ostatnie pytanie odpowiedzieć, jednak są skłonni wierzyć, że obie partie zaniechają wzajemnego niszczenia się dla dobra obywateli. To sen, czy rzeczywistość?

Poruszono też sprawę Katastrofy Smoleńskiej. Donald Tusk powiedział aby sam Jarosław Kaczyński wyjaśnił, co zostało opracowane w tej sprawie. Wymieniony zaczął tłumaczyć, że zostanie powołany międzynarodowy zespół badający przyczyny tego zdarzenia, a ustalenia nie będę przedmiotem sporu politycznego do czasu zakończenia czasu trwania zawartego powyżej porozumienia. Sam Kaczyński stwierdził, że jest to dla niego ważne by wyjaśnić sprawę i ukarać winnych, tylko nie za cenę pomyślności kraju. Śmierć Lecha Kaczyńskiego i innych współpasażerów musi mieć sens, a nie być przyczyną destrukcji. Premier Tusk uznał, że dla potomnych będzie to historyczny sens choć wie, jak dużo ryzykuje. Przyszedł do polityki po to żeby pokazać, jak bardzo zależy mu na czymś więcej niż polityce dla samej polityki. Tym czymś jest zaufanie. I to jest przesłanie do narodu z ich strony. My sobie w tej chwili zaufaliśmy, choć szczerze się nienawidzimy. Jednak Polska stoi teraz przed tak wielkimi problemami, iż klęski jakie mogą nas dosięgnąć będą hańbą dla każdego polityka. Nie chcemy – ja Donald Tusk i Jarosław Kaczyński skończyć na śmietniku historii.

Wystąpienie wywołało szok i wbrew pozorom niedowierzanie. To jakiś żart? Przecież tylko do tego jesteśmy przyzwyczajeni? Nawet niektóre media dobitnie odniosły się sceptycznie do całego dziesięcioletniego przedsięwzięcia. Obie partie zawarły umowę koalicyjną, w której będą normalnie rozliczani w wyborach z tym wyjątkiem, że po przeprowadzonym głosowaniu wpisano do konstytucji poprawkę - naród w drodze referendum zwołanym po zebraniu wymaganej liczby podpisów zagłosuje w razie długiego trwania koalicji za tym, czy ma ona dalej istnieć po wygaśnięciu umowy lub w jej trakcie, co uchroni kraj przed zjawiskiem powstania zbyt dużej dominacji takiego tworu politycznego. Chyba, że uprzednio koalicja przegra wybory parlamentarne. Podkreślono narodowy charakter koalicji i przepisów porozumienia w dobie wyjątkowych trudności. Umowa nie jest politycznym spektaklem, ale krokiem bezprecedensowym. Zachęcono do włączenia się do niej inne partie, niestety odniosły się do tego negatywnie czekając na skutki tego projektu.

Od razu rozpoczęła się przebudowa porządku prawnego i gospodarczego. Ukrócono samowolę urzędników i rozpoczęto wydatkowanie pieniędzy publicznych w kierunku poprawy polskiej gospodarki. Dotarła do Polski silna recesja, która wraz z rosnącym bezrobociem o dużej skali zaczęła burzyć ład w kraju. Ogłoszono narodowy plan interwencji innowacyjnej oraz w zakresie edukacji. Zwiększono liczbę środków na zmianę jakościową w szkołach i uczelniach wyższych postulując tym lepszą naukę, ale trudniejsze egzaminy. Kierowano do obywateli hasło rozwoju umiejętności, a także wiedzy. Program został tak skonstruowany, że wyznaczonymi etapami będzie doprowadzał do zmian na lepsze. Największą jednak zaletą była interwencja w dziedzinie innowacyjności. Ogłoszono Okrągły Stół Rządu i Pracodawców oraz Pracobiorców. Zachęcono na nim prezesów wielu firm do otwarcia zgromadzonych oszczędności na inwestycje w swoich biznesach zwiększające zatrudnienie. Oczywiście za cenę obniżenia podatków. Okazało się po kilku latach, że polscy przedsiębiorcy wydostali kraj ku lepszemu. Wskaźniki makro i mikro ekonomiczne okazały sie dobre, ponieważ za zwiększeniem zatrudnienia poszły większe wpływy do budżetu z podatków i vat. Zaczęła się gromadzić nadwyżka w budżecie pomimo tego, że Europa była zdominowana przez kryzys podkopujący UE.

Ogłoszono kolejny program - tworzenia polskiej marki. Uznano po częściowym poprawieniu koniunktury, że kraj stanie się znacznie silniejszy jeśli w dobie kryzysu dokona reform zwiększających konkurencyjność naszej gospodarki na rynkach światowych. Tym bardziej opracowano program trzech priorytetów – gaz łupkowy, motoryzacja, budowa doliny krzemowej. Dwa pierwsze uznano za najwłaściwsze do wykonania w najbliższym czasie. Stworzenie produkcji samochodów na eksport poprzez określoną w czasie interwencję rządową wraz z największymi udziałowcami przedstawiono jako możliwość dźwigni naszego PKB jeśli pójdziemy śladem państw takich jak Niemcy, czy USA, kiedy stworzymy światowe produkty. Po buńczucznie krytykowanym okresie pięciu lat udało się stworzyć modele nowych samochodów rodzimej produkcji, które zaczęły powolną ekspansję. Z początkowymi trudnościami windowanymi przełamywaniem niechęci klientów do produktów made In Poland.  Sukcesy wkońcu przyszły owocującą poprawą na rynku pracy. Gaz łupkowy najpierw na potrzeby krajowe, a później eksport – czy trzeba tłumaczyć konieczność inwestycji w tą dziedzinę, która jeszcze się nie zwróciła, ale z pewnością będzie z korzyścią? Ostatni postulat doliny krzemowej wymagał ogromnej współpracy z uczelniami, które pełne stereotypów i wieloletnich słabych nakładów na badania wskazywały na ogrom trudności. Dlatego dzisiaj widoczne sukcesy w eksporcie nowych i znacznie wydajniejszych procesorów naszej produkcji do komputerów mają przed sobą kolejne wyzwanie – zdobycie rynków zagranicznych. Poczynione powyższe kroki napotkały ze strony rządu na wiele trudności, tym bardziej ze strony własnych partii, które liczyły na obsadę stanowisk w najważniejszych dziedzinach gospodarki i administracji. Zmiany w procedurach konkursowych uderzyły w działaczy i mimo nowych zasad doszło do wielu skandali. Uznano na najwyższym szczeblu państwowym, że kroki te są konieczne i trzeba ograniczyć siłę politycznych baronów. Nie obeszło się od kolejnych trudności w łonie samej koalicji, współpraca została wystawiona na szwank, ale nie zaniechano zawartego porozumienia i ściśle egzekwowano narodowy plan zmiany położenia Polski.

Po wygranych w umiarkowanym stopniu wyborach przez koalicję, obaj współpracujący liderzy – premier Tusk i prezes Kaczyński – przystąpili do ugruntowania demokracji wykazując, że nepotyzm oraz korupcja będą mocno tępione. Wywołało to wiele tarć w koalicji i oskarżano Jarosława Kaczyńskiego o chęć pogrążenia Donalda Tuska. Jednak ten w wyniku pogarszającego się zdrowia wydał swój testament publicznie. Wykazał w nim, że obaj wskażą swoich następców jeśli sam Tusk się na to zgodzi i powstanie kolejny projekt podpisany przez oba polityczne obozy zobowiązujące do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej jeśli nie dane mu będzie dożyć. Mimo prób osłabiania pozycji Tuska przez własną partię udało mu się utrzymać porządek podkreślając w mediach, że nie chce aby koalicja zaczęła przypominać PZPR. Tym bardziej będzie walczył z partyjniactwem. Włączono się w podnoszenie kwalifikacji urzędników i wybranych z klucza politycznego, przypadki przemiany funduszy publicznych w prywatne była surowo tępione. Wprowadzono nową ustawę medialną, która w jeszcze większym stopniu zwiększyła publiczny charakter TVP by sama w sobie nie stała się komercyjnym molochem. Doszło do politycznych awantur w łonie stacji, ale wobec groźby obcięcia funduszy prezes TVP w celu zażegnania konfliktu podał się do dymisji. Zwiększony został pluralizm mediów, aczkolwiek większość stacji i pism komercyjnych atakowało rząd. Przekonanie to podyktowane było tym, że nie wierzono w poprawę jakościową polskiej polityki, a uważano to za zakamuflowaną chęć politycznej hegemonii przez koalicję.

Ciągły wzrost pluralizmu został jednak przyćmiony problemami w polityce zagranicznej. Rosnąca słabość UE dokonała tego czego najbardziej się obawiano. Wzrosły tendencje do prowadzenia polityki przez niektóre państwa dążące do zwiększenia swoich stref wpływów. Obawiano się coraz lepszej i śmielszej współpracy niemiecko-rosyjskiej. Uznano to za objaw polskich fobii, lecz zmiana w elitach politycznych naszego kraju dokonała wyboru większej asertywności. Zaczęto lansować śmiałe projekty polityczne na arenie międzynarodowej. W związku z rosnącą pozycją Rosji, która została określona przez elity zachodnie jako mur przed ekspansją chińską, wzrosła tendencja do marginalizowania mniejszych państw w Europie Środkowej. W wyniku tego ułożyła się w znacznie lepszym stopniu współpraca naszej dyplomacji z Ukrainą. Państwo rządzone przez Janukowycza stało się czarną owcą na salonach Brukseli i zamknięto mu możliwość integracji w ramach wspólnot europejskich. Kijów jednak nie poszedł w objęcia Federacji Rosyjskiej. Wręcz przeciwnie – po wielkich obchodach Konferencji Lwowskiej, Polska stała się nosicielem kolejnych projektów, już ponadnarodowych. Odwołano się do dziedzictwa Unii Brzeskiej, która w pewnym stopniu pchnęła prawosławnych w protektorat Moskwy, czyniąc też oderwanie Ukrainy od pierwszej Rzeczypospolitej. Ukraińscy dyplomaci cały czas mówili o samodzielności swojego państwa, a zarazem lansując tezę większej współpracy w myśl hasła „Polska i Ukraina wracają na wspólną drogę w poszanowaniu przeszłości”. Owszem komentatorzy mówili wiele, że jest to bardziej pomysł Radosława Sikorskiego i jest celem wyłącznego podniesienia prestiżu i pozycji IV RP.

Wschodnia Ukraina wściekła się. Podporządkowana gorącymi apelami prezydenta i długą kampanią życzliwości skierowała uwagę Ukraińców na problem rosyjski – to nasi bracia, ale brat nie dominuje tylko towarzyszy, a jeśli trzeci brat jest bliżej i nie zagraża? Polska cały czas akcentowała chęć współpracy. Dzisiaj można rzecz, że współpraca gospodarcza obu państw przełamała trudności polityczne. Po wspólnym częściowym upodobnieniu systemów prawnych można mówić o Unii Polski i Ukrainy.

Współpraca doprowadziła do lawiny niezbyt przychylnych komentarzy i nagonki mediów. Oskarżono rząd o imperialne aspiracje i wymachiwanie szabelką. Odparowano, że zyskuje na tym nasza gospodarka. Głównie chodziło o plany budowy systemu przeciwlotniczego i anty-rakietowego z pomocą naukowców i zbrojeniówki z Kijowa. Ustalono na szczycie w Warszawie projekt wielozadaniowego samolotu i elastycznej obrony nieba obu państw. Jak zwykle poprawność polityczna niektórych zaowocowała słowami potępiającymi realizację koncepcji bezpieczeństwa kraju. Argumentem przewodnim miała być reakcja Moskwy. I rzeczywiście groźby i pohukiwania były. Jednak na szczycie NATO-Rosja minister Radosław Sikorski wykazał:

- Rosja boi się tylko ambitnych, którzy ze swojego położenia geopolitycznego robią atut, a nie pole do popisu słabości. Polska asertywność nie będzie liczyć na miłe zapewnienia z Kremla tylko szacunek. Jeśli będzie go brak to tym bardziej nie będziemy się płaszczyć.

Z powodu ostrości tych słów uznano przemówienie za zbyt odważne. Sam Donald Tusk rozumie brak akceptacji europejskiego salonu. Nie będzie w tym przypadku pozostawienia w samotności jego zaufanego ministra:

 – Będę za nim stał, bo przed nim jesteście tylko wy, a z mną i nim jest Polska, to cena naszego stanowiska, własnego kraju się nie sprzedaje.

 

Zaufany współpracownik anonimowo wypowiedział się, że szef państwa wspólnie z Jarosławem Kaczyńskim analizowali sprawę. Wiedzą jak wiele ryzykują, ale w ich przekonaniu na zachodzie zmiękła im rura.

Oczywiście Kreml też się wściekł i wyłączył nam gaz. Posunięcie to zostało bardzo źle odebrane, a media wobec wściekłości społeczeństwa, co stało się wyraźne  w wynikach sondażowych chwaliły brak ustępstw ze strony MSZ. Zaczęła przynosić efekty polityka zaprezentowana przez Koalicję Narodową, a ściślej rzecz biorąc koalicje, która mimo sukcesów traciła w sondażach. Uruchomienie złóż gazu łupkowego oddaliło widmo katastrofy.

Odbyły się wybory. Koalicja przegrała i rządy rozpoczęła nowa partia. Z kolei byli koalicjanci przeszli do opozycji rezygnując z umowy i kierując się już w przeciwne strony. Sam Jarosław Kaczyński i Donald Tusk wbrew trudnym początkom zostali uznani za mężów stanu. Pozostawała tylko kwestia nowo ogłoszonego raportu międzynarodowego zespołu w sprawie katastrofy smoleńskiej. Dotarły przecieki, że sam zespół próbował nakłonić władze do utajnienia wyników. Jednak medialna nagonka i milczenie rządu nowej formacji nie były przychylnie odbierane. Nie stało się ważne, czy ktoś zawinił. Czy są winni. Sam starzejący się Jarosław Kaczyński publicznie wyznał, że wierzyć w pewną wersję to jedno, ale wiedzieć jaka jest naprawdę to drugie. Nie sztuką jest powiedzieć już po wyłączeniu rozgrywek politycznych by służył ten raport do walki personalnej. On jest porażający. Po protestach społecznych uznano, że komisja musi się zwołać i orzec o sprawie. I orzekła. Katastrofa Smoleńska nie była katastrofą – lecący samolotem nie zginęli przypadkowo. A dowody wskazują na udział czynników nie dotyczących strony polskiej.

Unia Polski i Ukrainy została wystawiona na wielką próbę. Nie wykonano kroków mogących sprowokować, uznano za konieczne zwołanie posiedzeń sztabu generalnego. Bez żadnych rewelacji. Pomimo dostarczenia nowych samolotów bojowych do wojsk lotniczych, a także systemów obrony przestrzeni powietrznej wszystko to było nastawione na defensywę. Uznano też na szczeblu politycznym, że nie można łamać międzynarodowego prawa nie stosowania agresji. Jednak uznano raport za casus beli. I odwołano się do NATO, kolokwialnie pisząc – co mamy zrobić?

W stosunkach polsko-rosyjskich nie nastał chłód tylko okres natężonego gorąca. Opozycja nie atakowała rządu, bo wiedziała, że los poprzedniego prezydenta mógł kiedyś kogoś i tak spotkać. Tym bardziej, że w społeczeństwie bardzo zróżnicowanym przyznano, że choć sama teoria zamachu była przedmiotem kpin to wobec nowej sytuacji zmiana pozycji Polski pod kątem gospodarczym i militarnym wpłynęła na nasze bezpieczeństwo. Uznano więc raport za moralny powód do atakowania dyplomacji rosyjskiej, która usztywniła swoje stosunki. Sprawa stała się jednak gorąca, gdy okazało się, że nasz kraj zacieśnia coraz bardziej stosunki z Ukrainą. Oba państwa początkowo nieufne po zmianach rządów, doszły do wspólnego stanowiska, że potrzebna jest silniejsza reaktywacja unii obu krajów. Postanowiono wspólnie zmienić systemy polityczne na większą rolę prezydenta, czyli system prezydencki. Rola premiera uległa zmniejszeniu, kompetencje parlamentu w dziedzinie ustawodawstwa nadal były wysokie, ale kształtowanie polityki przez prezydenta stało się wiodące. Szczególnie w zakresie polityki zagranicznej. Dlatego zmiany wywołały wybory do tej funkcji. Nie obyło się bez trudności, ponieważ partie nie chciały swojej marginalizacji, w społecznym odbiorze ich sprzeciw uznano za zagrożenie dla demokracji. Polska stała się V Rzeczypospolitą. Komentatorzy zachodni uznali, że ciągła ewolucja, a nie zastygnięcie polityki naszego kraju świadczy o rosnącej dojrzałości politycznej, gdzie okresowe zmiany w konstytucji obok budowania sprawnej demokracji od dołu do góry budują jakość państwa, która budzi zazdrość partnerów na zachodzie. Tym bardziej wobec roli Unii Europejskiej, stała się ona cieniem samej siebie z lat poprzednich.

Nowa gospodarka, nowa edukacja i kolejne innowacje. Przyszła wyczekiwana konsolidacja finansów państwa i służby zdrowia. Staliśmy się wzorem i nie musieliśmy już nikogo doganiać. Zrobiliśmy swój skok cywilizacyjny naszego autorstwa bez domagania się od cudzoziemców pochwał i mówienia – Polska jest Ok. Sami poznaliśmy wartość naszego kraju.

Problemem ciągle było tylko nasze położenie geopolityczne. Rosja na dalekim wschodzie stykała się z ekspansja kolonizującą jej dalekie tyły przez Chiny. Elity europejskie próbowały wciągnąć ten kraj najpierw do UE, a później do NATO. Nic się z tego nie udało. Rosja świadoma słabości właśnie tam na wschodzie dogadała się z chińczykami na zasadzie, że poświęci ten obszar kraju z braku środków na inwestycje - z powodu wiodącej roli ośrodka, który przesunął się z zachodu w przeciwnym kierunku. Chiny zaś skierowały ostrze swojej ekspansji na południowy wschód, szczególnie w stronę morza południowochińskiego. Formoza i Wietnam nie czuły się już tak bezpiecznie. Same Stany Zjednoczone wysłały tam flotę. Widząc słabość państw europejskich z wyjątkiem Niemiec i Polski, USA doknonały wysiłków własnej dyplomacji w celu pozyskania pierwszego lub drugiego. Berlin nie wydawał się zainteresowany. Polska tak. I mimo wcześniejszych niesnasek dyplomatycznych i zbyt wylęknionej polityki przez ostatnie dwudziestolecie, stała się partnerem Białego Domu dopiero, gdy stworzyła podwaliny własnej pewności siebie.

Jaka będzie przyszłość? Przyszłość jest w naszych rękach. Nie pozostawia się nic przypadkowi, sami kształtujemy swój los.

Autor wszystko co powyżej napisane - wymyślił. Oskarżany o kreślenie kasandrycznych wizji w poprzedniej notce postanowiłem stworzyć opis moich marzeń. Nie realny, być może. Ale pozwólcie mi marzyć o rzeczach zdumiewających. Polska potężna to nie objaw manii wielkości. To marzenie o kraju dającym moim dzieciom godne życie.

Pozdrawiam

SCHUMI   

 

Kamil Sasal
O mnie Kamil Sasal

Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka