Zastanawiam się nad kondycją tej Polski określanej często jako B. Szczególnie oddalonej od dużych miast w postaci mniejszych ośrodków, powiedzmy, że maksymalnie do 50 tysięcy.
Polityka niewielkiego ośrodka miejskiego to dwie sfery: normatywna i szara. W tej pierwszej zasady jakby funkcjonują zgodnie z prawem. Sesje rady miejskiej są skrupulatnie protokołowane, trwa żywiołowa dyskusja, a w przypadki łamania prawa szybko wkracza policja. Druga sfera jest odbiciem tej normatywnej. Bo jakże zrozumieć pewne zjawiska, gdy widać normy będące iluzją. Mają powszechne zastosowanie, jednak prawdą jest ich deklaratywny charakter, ponieważ zależny od czyjejś chęci, a najbardziej od tego jak ma "duże plecy". Przykłady. Osoby z rady zasiadają w komisjach konkursowych w zakresie obsady stanowisk np. dyrektorów gminnych placówek. A w szarej rzeczywistości urzędu konkursy są rozgrywane pod osoby. Czy jest to nam rzecz obca? Nie. Kto nie należy do układu ten nie może liczyć na swoje kompetencje. W zmianie władzy bardzo silną rolę odgrywa koteria, która stoi za włodarzem, a czasami nawet steruje nim lejcami z tyłu.
Czemu na to wskazuje?
W Polsce B jest wiele miast, regionów, gdzie transformacja poczyniła duże zmiany gospodarcze i społeczne. Upadł przemysł, któremu nie pozwolono na restrukturyzację lecz celowo doprowadzano do zapaści żeby przejąć w jakiejś mierze majątek - najczęściej wynosząc drogocenne maszyny. Inne firmy dokonywały wrogiego przejęcia aby pozbyć się konkurenta. Z perspektywy czasu powstały miasta z silnym wzrostem bezrobocia i patologii społecznych. Skoro nie ma już dawnego przemysłu, a jego niedobitki nie zapewniają wystarczającej ilości miejsc pracy to spada również ludność tych ośrodków - młodzi uciekają do większych metropoli lub za granicę.
Co robi lokalna władza żeby utrzymać się przy korycie?
Gdy okazuje się, że nie ma zdolności do przyciągania inwestorów, a czasami zwyczajnie jej się tego nie chce, wykorzystuje środki unijne. Niektóre inwestuje słusznie np. inkubatory przedsiebiorczości, ale większość idzie na chodniki, drogi, fontanny, skwery czy lodowisko albo inne obiekty sportowe. Mieszkańcy widzą, że miasteczko pięknieje i są zadowoleni z władzy. Zaś sprawujący ją też są zadowoleni. Sztuczka się udała - kiełbasa wyborcza została kupiona - mimo stale wysokiego bezrobocia. Powstają kolejne super markety. Miasto staje się oazą handlu, tylko nie nowych miejsc pracy dla większej liczby osób. Owszem działalność gospodarcza koncentruje się na usługach, nie ulega jednak wątpliwości, że brak perspektyw powoduje wyjzad znacznej części mieszkańców.
Co robi lokalna władza żeby utrzymać się przy korycie?
Idą trudniejsze czasy. Nawołują, że nie będzie zwolnień w oświacie, urzędach i innych. Pomimo kosztów zatrudniają coraz więcej pracowników, zazwyczaj swoich żeby zaspokoić aspiracje klienteli, która ich poparła. I układ polega na tym, że nawet jeśli ktoś mówi o potrzebie tworzenia terenów pod inwestycje, nawet jeśli ktoś mówi o potrzebie likwidacji pewnych szkół, nawet jeśli ktoś mówi o potrzebie zwolnień w administracji - to nic z tego. Każdy chce reformować, najlepiej żeby tylko jego nie dotknęło reformowanie. Wokół włodarza jest cała masa poklepywaczy, strużka pochlebców, miernych, ale wiernych, i kiedy trzymani jakby we wzajemnej adoracji mają na względzie jeszcze swoje rodziny i znajomych to rośnie z tego całkiem potężna grupa. Oni wiedzą, że jeśli przyjdzie na miejsce ich pana ktoś nowy - to ich wywali. Władza lokalna wspiera więc swoich, wie że bez nich nie da sobie rady.
Powstaje poindustrialny folwark pańszczyźniany
Te miasta pozbawione rozwiniętej gospodarki, gdzie mogłoby coś się produkować czyli zarazem zatrudniać i zatrzymywać młodych mieszkańców, ciągle powiększają aministrację. Jestem zdania, że tam gdzie jest wysokie bezrobocie jest też duża rozbudowa biurokracji by zapewnić zatrudnienie pewnym grupom mającym wpływ na rozdanie polityczne. Innej drogi z tego klinczu nie widzą. Można to nazwać lokalną redystrybucją dóbr i przywilejów.
Co się dzieje dalej?
Okazuje się jak wydane środki unijne poszły na dobrą zabawę. Impreza się skończyła i zostały długi. Inwestycje nie poszły na pozyskanie i uzbrojenie terenów pod inwestycje. Poszły na zapewnienie sobie poparcia. Urząd Gminy okazał się świetnym sztabem wyborczym. Pojawiają się trudności z utrzymaniem w ryzach wskaźnika zadłużenia. Następują opóźnienia w wypłatach dla urzędników, a potem nauczycieli. Wskaźnik zostaje przekroczony powyżej 60%. Owszem wiele jest miast, i to dużych, które mają go wysoko powyżej normy. Jednak mały mierzony przez duże problemy będzie miał znacznie ciężej niż większy. Następuje późnejsze włączanie oświetlenia miejskiego by zmniejszyć koszty. RIO wysuwa zastrzeżenia, krytykuje sposób zadłużania. Miasto wpada na pomysł emisji obligacji...zadłużą miaszkańców jeszcze bardziej, co tam, zabawa dalej trwa.
Kierują uwagę na te kwestię, ponieważ wpełni rozumiem zainteresowania blogerów tematyką krajową w skali ogólnej lub międzynarodową. Jednak pokuśmy się o spojerzenie na to jaka jest Polska lokalna. Czy nam nie odjeżdża od tej rzekomo modernizującej się....
pozdrawiam
SCHUMI
Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka