Kamil Sasal Kamil Sasal
793
BLOG

PiS miażdży

Kamil Sasal Kamil Sasal Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Tym, co czytają niech będzie wiadome, że poniższy tekst jest subiektywną analizą. Prosiłbym o hamowanie swoich emocji. Nie chciałbym, aby poniższe zostało odebrane jako próba naigrywania się z przeciwnej strony politycznego sporu. Mając szacunek do kogoś, wyrażamy tym szacunek do siebie, bo każdy chce być w ten lub inny sposób szanowany. To podstawa dialogu.


Rację ma Igor Janke pisząc, że PiS wygrało trudne wybory do parlamentu europejskiego, gdyż jest to w pewnym sensie rywalizacja polityczna elektoratu wielkomiejskiego z wiejskim i mało/ średnio-miasteczkowym. Podział tego typu wydaje się jasny, ponieważ widać wyraźnie, że wynik wyborów dla PiS w dużych aglomeracjach nie jest korzystny. Nawet wydawałoby się w konserwatywnym Krakowie. Pocieszające jest to, że z wszystkich startujących ugrupowań, bardzo mało głosów uzyskał KKW Polexit – Koalicja. Wynik Konfederacji także nie jest imponujący, a trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to partia prorosyjska i antyeuropejska.


 Polacy w większości nie poparli ugrupowań stojących za wyjściem z UE lub wyraźną zmianą formuły działania we wspólnocie. Jest to niewątpliwie punkt wspólny w naszym podzielonym politycznie kraju, który świadczy o pewnej dojrzałości wyborców. Nie sprawdziły się też przewidywania, że młodzi masowo poprą Koalicję Europejską lub wymienioną Konfederację. Nawet nachalnie pompowana medialnie Wiosna nie zrobiła oszałamiającego wyniku. Może to być kolejny przykład rozwijania się nowych inicjatyw politycznych dzięki życzliwości progresywnych mediów.


Czy mamy do czynienia z konserwatywnym skrętem w prawo naszego społeczeństwa? Nie, sytuacja z 2005 r. nie powtórzy się. A widząc dominację starszego pokolenia w Kościele katolickim z czasem jego formuła będzie przeżywała poważny kryzys. Ludzie na Kościół nie muszą głosować, tylko muszą do niego chodzić. A to wymaga znacznie większego wysiłku niż odbywające się cyklicznie wybory. I niestety to pokolenie na naszych oczach odchodzi. I pomimo, że polskie społeczeństwo starzeje się, to trudno przewidzieć, czy dalej będzie tak mocno obecne i aktywne religijnie. Tym bardziej, że o polskiej religijności często się mówi, że jest płytka i nie pogłębiona intelektualnie. Z pewnością na to liczą ugrupowania liberalne, które niekiedy mają przypinaną formułę jakiejś lewicowości, która z lewicowością nie ma już nic wspólnego. Ruch robotniczy się skończył, a ruch związkowy w Polsce nigdy już nie będzie miał tej siły, co kiedyś, bo wzbudza u polityków strach.


Dlatego promocja zmian obyczajowych w Polsce zdecydowanie się nasili, ponieważ brak jest konkurencyjnej perspektywy gospodarczej oraz nowego i wyraźnego lidera. Szermierzem haseł obyczajowych nie będzie tylko Robert Biedroń. Ale głównie podmioty medialne, gdyż zatomizowane społeczeństwo jest bardzo podatne na zwykły konsumpcjonizm, z którego żyje system medialny opierający się na reklamie. PiS mimo wszystko realizuje swoje obietnice wyborcze i chociaż na polu gospodarczym stąpa po polu minowym – tylko poważny kryzys gospodarczy może mu zagrozić – to ma coś, czego nie mają inne partie, autentyczność. A jednak w tym też tkwi pułapka. To także jest w pewnym sensie budowanie sukcesu na dobrym samopoczuciu elektoratu, a ten może się szybko zmienić.


Partia rządząca odniosła miażdżące zwycięstwo, bo wygrała na polu, który nie jest mocną stroną Jarosława Kaczyńskiego. PiS jest w dużym stopniu asertywny względem UE, gdyż ma świadomość, że gra silnymi politycznie kartami kraju, który rozwija się gospodarczo. Nie znajduje się w pozycji petenta względem niektórych stolic europejskich, ale wciąż będzie miał problem, by przekonać do siebie drugą stronę. Grzegorz Schetyna nie wykorzystał tego umiejętnie, ponieważ przypinanie PiS łatki partii chcącej wyprowadzić Polskę z UE było nachalne. Polacy w dużym stopniu obawiają się wspólnej europejskiej waluty i paradoksalnie tymi obawami będą obdarzać partie po przeciwległej stronie sceny politycznej. Dla Schetyny jest to bardzo zły sygnał. Oznacza on, że na poziomie politycznym jest skuteczny, stworzył koalicję i utrzymał przywództwo, ale na poziomie sprawczości okazał się słaby. Polacy mu nie ufają, a w efekcie reszcie konstrukcji politycznej, która pod kątem wyborczym kiepsko się sprzedaje.


Martwić może za to brak formuły politycznej i gospodarczej ze strony PiS dla dużych aglomeracji i średnich miast. Jest wysoce prawdopodobne, że elektorat wielkomiejski na PiS będzie zawsze obrażony i niechętny. Taki już jest, tak został przez lata ukształtowany, ponieważ żyje w przeświadczeniu swojej wyższości względem prowincji. Jednak to miasta są siłą napędową gospodarki i to w nich mieści się często największa kreatywność. Paradoksalnie nawet najbardziej lewicujące, obyczajowo skrajne grupy są też niezwykle innowacyjne. Głoszą hasła nieskrępowanej tolerancji, ale też przyczyniają się do gospodarczej transformacji w stronę technologii. Jest w tym oczywiście pewna pułapka. Ale wypadałoby znaleźć na płaszczyźnie naukowej i technologicznej wspólny język z tymi ludźmi. Nawet, jeśli nie będą oni popierać partii rządzącej na poziomie politycznym, to przynajmniej nie zradykalizują się i staną się motorem napędowym gospodarki. To, czego nie dadzą PiS na poziomie politycznym, statystycznie będzie widoczne w PKB.


Potrzebne są kolejne wielkie programy infrastrukturalne, swoiste wyciągnięcie ręki do młodych. Mamy rynek pracy, który wciąż nie wchłania osoby dobrze wykształcone. Marnują one swój potencjał w pracy poniżej ich kwalifikacji. Polska pomimo zastępów inżynierów, świetnych programistów czy doskonale wykształconych humanistów nie bierze udziału w technologicznym/kulturowym wyścigu. Pocieszamy się tym, że nasza gospodarka jest coraz bardziej zdominowana przez usługi. Ale musi boleć, że to w PRL produkowaliśmy swoje samochody, swój sprzęt RTW-AGD etc. I nie chodzi tutaj o eksponowanie popularnych sloganów dotyczących upadku przemysłowego kraju po 1989 r. Jesteśmy w dużym stopniu konsumentem dóbr, a nie ich wytwórcą. To dla najbardziej zdolnych oznacza brak szans na awans zawodowy i społeczny.


PiS ma wielką szansę, aby zmniejszyć dystans między Polską A i B. Musi zaproponować nową formułę rozwoju dla dużych i średnich miast. Nadal potrzebna jest polityka śmiałej decyzji na poziomie centralnym, która wykorzysta siłę Polski na poziomie samorządowym. Inaczej po prostu tylko przejemy owoce własnego wzrostu gospodarczego. A później będzie nas czekała bolesna kuracja odchudzająca.


Kamil Sasal
O mnie Kamil Sasal

Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka