seafarer seafarer
931
BLOG

10 luty - dwie daty w naszej historii

seafarer seafarer Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

image

Dzisiaj jest 10-go lutego. Ważna data i rocznica dwóch, jakże różnych wydarzeń w naszej historii. Jedno z tych dwóch było radosne, pełne nadziei i optymizmu. Drugie tragiczne i przepełnione rozpaczą. W moim życiu, te dwie daty wiążą się ze sobą w pewien szczególny sposób.

Otóż dawno temu przyjechałem do Gdyni na egzaminy do Szkoły Morskiej. Nigdy wcześniej nie byłem w Gdyni i nigdy wcześniej nie widziałem morza a cała moja wiedza o morzu pochodziła jedynie z tygodnika ‘Morze’ i książek o morzu. Wysiadłem więc z pociągu, torbę z rzeczami zostawiłem w przechowalni bagażu i zamiast do szkoły, do której przyjechałem zdawać egzaminy, poszedłem zobaczyć morze. Po wyjściu z dworca przez chwilę błądziłem, ale w końcu poszedłem we właściwym kierunku. I gdzieś na wysokości budynku Polskich Linii Oceanicznych zobaczyłem, hen daleko … morze! Perspektywę na szeroki świat!!! To był rok 1969 i paszportów wtedy w szufladzie w domu nikt nie miał.

Wymarzone morze, zobaczyłem właśnie z ulicy 10-go Lutego. Ulica otrzymała tę nazwę, właśnie na pamiątkę jednego z wydarzeń, których rocznicę dzisiaj obchodzimy. Tego, które miało miejsce w Pucku, niedaleko od Gdyni będącej w tym czasie jeszcze małą, rybacką wioską.  Otóż w dniu 10-lutego 1920 r. generał Haller skierował konie swojego oddziału w morskie fale i rzucając platynowy pierścień w wody Bałtyku, dokonał symbolicznych zaślubin Polski z morzem. Te zaślubiny z morzem były wyrazem zarówno nadziei, jak i fantazji jaką wówczas mieli w sobie Polacy. Patrzyli daleko i mierzyli wysoko. Co więcej, umieli te zamierzenia realizować. Gdynia jest tego dowodem. Nowoczesny port i nowoczesne miasto. Port zaplanowany i zbudowany tak, że mógł przyjmować, wszystkie największe statki, jakie wówczas wpływały na Bałtyk.

Ale w naszej historii jest jeszcze inny 10-luty [*]. Ta data odbiła się również na życiu mojej rodziny, a w konsekwencji na moim także. Choć inaczej niż data, której pamięć przypomina nazwa ul. 10-Lutego w Gdyni, gdzie po raz pierwszy w życiu zobaczyłem morze a w oczach wyobraźni daleki świat.

Ten drugi 10-luty zdarzył się w 1940 r., zaledwie dwadzieścia lat po tym jak generał Haller z fantazją wjechał na koniu w morskie fale i dokonał morskich zaślubin. Zdarzył się daleko od Gdyni, na południowo-wschodnich kresach Polski, w miejscowości Polana, w dzisiejszych Bieszczadach. Sowieccy ‘oprycznicy’ mieli sporządzone listy, według których przychodzili po ludzi. Na liście był również miejscowy leśnik.  Przyszli w nocy i otoczyli dom. Długo szukali strzelby, ale nie znaleźli. Ale i tak nad ranem kazali się spakować. Całej rodzinie z piątką małych dzieci, z których najstarsze miało 10 lat, a najmłodsze 10 miesięcy. Rodzina mogła wziąć tylko to, co się dało unieść w rękach. I kazali wsiadać do sań i popędzili konie. Dziadek, którego nie było na liście (więc jego nie zabrali) biegł trzymając się sań i błagał, aby nie zabierali syna, synowej i wnuków, tylko wzięli jego. Oprycznicy byli głusi na to wołanie rozpaczy. Bili starego człowieka kolbami karabinów po rękach i głowie aż upadł na drogę, na której został. A całą rodzinę wywieźli, na sześć lat nędzy, głodu i poniewierki. Po to, aby tam zginęli. I po to, aby rzucić strach i terror na tych co pozostali. Nie zginęli, wrócili. Nadzieja i wola życia okazała się mocniejsza niż strach i terror.

10 luty - dwie daty w historii narodu. I w historii zwykłych ludzi. Jakże różne daty!

[*] ‘Wywózka 10 II 1940 [na Syberię] objęła głównie ludność miejscową. Polacy stanowili w tym kontyngencie 70% wszystkich wywożonych, pozostałe 30% ludność białoruska i ukraińska. Wywożono przede wszystkim osadników wojskowych, średnich i niższych urzędników państwowych, służbę leśną oraz pracowników PKP. Zabierano całe rodziny bez wyjątku. Zgodnie ze ściśle tajnymi materiałami radzieckimi deportowano ok. 140 000 osób. Zesłańców rozlokowano w Komi ASRR, w północnych obwodach RFSRR: archangielskim, czelabińskim, czkałowskim, gorkowskim, irkuckim, iwanowskim, jarosławskim, kirowskim, mołotowskim, nowosybirskim, omskim, swierdłowskim i wołogodzkim, w Jakuckiej i Baszkirskiej ASRR oraz Kraju Krasnojarskim i Ałtajskim. Wysiedlony kontyngent określono mianem „spiecpieriesieliency-osadniki”. Bardzo złe warunki atmosferyczne, praca ponad siły przy wyrębie lasów, oraz osady o charakterze prawie że łagrowym i takiej dyscyplinie pracy, do których trafiła deportowana ludność, sprawiły, że śmiertelność tego kontyngentu była najwyższa’

[pl.wikipedia.org/../Represje_ZSRR_wobec_Polaków_i_obywateli_polskich_1939-1946]

[**] Notka jest 'reprintem' tekstu który opublikowałem w 2012r.

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura