seafarer seafarer
493
BLOG

Pucybut sewilski

seafarer seafarer Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Żadna uczciwa praca nie hańbi. Niemniej, widok dwóch ludzi, gdy jeden siedzi rozparty wysoko na krześle a drugi u stóp tego rozpartego, schylony czyści jego buty, jest widokiem przykrym. Kiedyś, dawno temu, na europejskich lotniskach taki obrazek był dość częsty. I przechodząc obok, zawsze gdzieś tam, przemykała myśl. Że takie zachowanie uwłacza godności człowieka. Nie, nie tego, który schylony czyści buty, ale tego, który siedzi rozparty. I myśl druga. Że nigdy bym sobie na to nie pozwolił aby dać sobie tak czyścić buty. Choć nie tyle o czyszczenie butów chodziło, ale o to rozparte siedzenie. Ale dzisiaj na lotniskach są już automaty do czyszczenia butów.  I czyściciele butów z lotnisk zniknęli. Jednak w miastach portowych, szczególnie Europy Południowej, jeszcze można ich spotkać.

Przy katedrze w Sewilli, jest kawiarnia La Ibsena. I jak statek zawijał do portu w Sewilli to zdarzało mi się wieczorem tam pójść i usiąść przy kawie i lampce wina Rioja. Wino dobre, ale miejsce atrakcyjne również z innych względów. Naprzeciw, największa na świecie, piękna gotycka katedra[1] z wieżą zwaną Giralda, czyli wiatrowskaz. Wieża wzięła swą nazwę od obracającej się na wietrze czterometrowej figury, zwanej obecnie Giraldillo a którą widać ze statków, gdy stoją w porcie. Ta wieża kościelna, kiedyś za czasów Maurów była minaretem a w miejscu, gdzie stoi katedra znajdował się meczet. Siedząc w kawiarni La Ibsena przy lampce wina Rioja, można było się zadumać nad monumentalnym pięknem gotyckiej katedry i zmiennymi kolejami ludzkich dziejów.

Ale była tam również bardziej przyziemna atrakcja. Otóż po drugiej stronie ulicy, tuż pod murem katedry, na rozłożonym, drewnianym podeście, młoda dziewczyna tańczyła flamenco (a może dzisiaj też jeszcze tańczy). To był jej sposób na dodatkowy zarobek, bo obok zawsze stała puszka na pieniądze. Niemniej tańczyła pięknie. Przechodzący turyści zatrzymywali się, przez chwilę patrzyli i odchodzili. Jedni coś tam wrzucali inni nie. Po chwili przychodzili następni. I też zatrzymywali się zaciekawieni niespodziewaną atrakcją.

Pewnego razu jednak, oprócz dziewczyny zarabiającej tańcem flamenco, był tam jeszcze ktoś inny. Kto również zarabiał pieniądze dzięki turystom. Otóż między stolikami kawiarni chodził chłopak i proponował czyszczenie butów. I tak się zdarzyło, że mi też zaproponował. Oczywiście odmówiłem. Chłopak odszedł, ale ponieważ nie znalazł żadnego innego klienta, to po chwili wrócił znowu. I znowu zapytał czy nie chcę wyczyścić butów. Tym razem jednak, patrząc na moje buty zwrócił uwagę, że powinienem się zgodzić na czyszczenie, bo moje buty tego wymagają. Przyznam szczerze, że do czyszczenia butów nie przywiązuję zbytniej wagi. Ale jak wtedy spojrzałem na swoje buty to zobaczyłem, że rzeczywiście są brudne i faktycznie wymagają czyszczenia. Niemniej, pamiętając o swoim dawnym postanowieniu, odmówiłem po raz drugi. Czyściciel butów znów odszedł, ale po chwili wrócił po raz trzeci. Tym razem też nikogo innego nie znalazł. I wtedy, tak po ludzku zrobiło mi się go żal. Wieczór się kończy a on wróci do domu bez żadnego zarobku. Pomyślałem sobie, że dla dobrej sprawy, można złamać zasady. I druga myśl, też nie bez znaczenia. Pięć euro to nie majątek. Bo na tyle w myślach oceniłem czyszczenie butów.

Powiedziałem wiec chłopakowi, że dobrze.  Że może czyścić te moje brudne buty. Tyle, że nie na moich nogach. Zdjąłem, więc buty i dałem mu do czyszczenia. Będąc pewnym, że czyszczenie więcej niż pięć euro nie będzie kosztować, o cenę nie zapytałem. I tak sobie siedzieliśmy – ja przy kawiarnianym stoliku w samych skarpetkach (na szczęście przed wyjściem do miasta włożyłem czyste). A on obok, siedząc na swoim krzesełku czyścił moje buty.

Po drugiej stronie ulicy, na podeście dziewczyna tańczyła flamenco w rytm dźwięku kastanietów.

I tak było przez chwilę, bo przecież czyszczenie butów długo nie trwa. I chłopak oddał mi buty. Niezbyt zresztą dobrze wyczyszczone, bo nie bardzo przyłożył się do swojej pracy. Odbierając buty zapytałem ile płacę. Dwadzieścia pięć euro usłyszałem w odpowiedzi. I jak przed chwilą było miło, tak teraz zrobiło się trochę mniej. Ale cóż, słówko się rzekło toteż kobyłka u płotu. Nie zapytałem wcześniej ile czyszczenie będzie kosztować toteż teraz targowanie się było by nie na miejscu. Więc wyjąłem pieniądze i zapłaciłem. Tego wieczoru, moja lampka wina Riojo w kawiarni La Ibsena, była droższa niż zwykle. A moje przekonania na temat uczciwej pracy i czyszczenia butów, jakby uległy pewnemu zwątpieniu. W Cyruliku sewilskim były złe, dobrego początki a koniec radosny. Natomiast z moim pucybutem sewilskim trochę odwrotnie.

Naprzeciw kawiarni, przy katedrze dziewczyna nadal tańczyła flamenco. Co jakiś czas, któryś z przechodzących turystów, wrzucił do pojemnika monetę. Dwudziestoeurowych banknotów nikt nie wrzucał. Tańczyła o wiele dłużej niż zajęło czyszczenie butów. Gdy odchodziła, w puszce raczej nie było dwudziestu pięciu monet.

Czyszczenie butów i taniec flamenco. Co za absurdalne zestawienie. Ale gdy dziewczyna już poszła, myśl, że żadna uczciwa praca nie hańbi, pojawiła się znowu. Z większym przekonaniem, niż wtedy, gdy poszedł sobie chłopak, co czyścił buty.


[1] o samej katedrze wspominałem kiedyś w notce: Wtedy, gdy Europa była młoda https://www.salon24.pl/u/seafarer/668636,wtedy-gdy-europa-byla-mloda)


seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości