seafarer seafarer
2597
BLOG

Kocia rodzina

seafarer seafarer Zwierzęta Obserwuj temat Obserwuj notkę 90

Otóż zdarzyło się tak, że żona wyjechała na kilka dni i zostałem w domu sam. No, nie całkiem sam, bo w ogródku są koty. Cała rodzina - ojciec kocur, matka kotka, troje ‘nastolatków’ oraz jedno, całkiem jeszcze małe kocię. To nie są domowe koty. To są dzikie koty. A w ogródku wzięły się stąd, że w zimie, dwa albo trzy lata temu, żona zaczęła dokarmiać koty. Już nie pamiętam, czy pierwsza przychodziła kotka czy też kocur. Ale chyba kotka. Jest cała czarna. I taka jakby udomowiona. Często leży na podjeździe do garażu i karmi swoje małe kocię. I patrzy uważnie na człowieka. Tak jakby chciała się upewnić. Nie zrobisz mi i temu małemu krzywdy, nieprawdaż? Oczywiście, że nie zrobię jej krzywdy. Z dzieciństwa pamiętam podobną kotkę. Była w domu moich rodziców. Ale to była domowa kotka. I nie była czarna, ale szara i pręgowana. Wieczorem jak się siedziało w kuchni (to był dom na wsi i kuchnia była duża), ocierała się o nogi i mruczała. I lubiła jak się ją głaskało. Jak teraz przechodzę obok tej dzikiej kotki to mam ochotę ją pogłaskać. Ale nie pozwoli do siebie podejść blisko. Odległość dwóch, trzech kroków to jest dla niej strefa bezpieczeństwa. Jeżeli chcę podejść bliżej, wstaje i odchodzi. Nie ucieka, ale odchodzi. Spokojnie i bez pospiechu. A małe wtedy oczywiście ucieka.

Potem (choć jak wspomniałem, nie jestem pewien w jakiej to było kolejności) zaczął przychodzić kocur.  Szary i pręgowany, z koloru sierści trochę podobny do tej kotki z mojego dzieciństwa. Jest szczupły i niski ale długi. Jakby trochę za długi w stosunku do swojego wzrostu.  I dziki zupełnie. Ucieka, gdy tylko człowiek się zwróci w jego kierunku. Nie wiem czy czarna kotka i szary pręgowany kocur znali się wcześniej, czy też poznali się przy naszym śmietniku. W każdym razie, potem przychodzili już razem. I w zeszłym roku kocia rodzina powiększyła się. Przybyło troje nowych kociąt, jedno czarne i dwa pręgowane. Pod schodami, które prowadzą do domu, jest trudno dostępna, ale wolna przestrzeń. Tam chyba przyszło na świat, tych troje nowych członków kociej rodziny. Bo w zeszłym roku często widziałem czarną kotkę, jak wchodziła albo wychodziła spod tych schodów. Natomiast w tym roku przybyło tylko jedno kocię, brązowo-czarne. I też chyba pod tym schodami. Bo widzę, że tam ucieka, jak się spotkamy w ogródku.

Ale to nie jest tak, że koty są cały czas w naszym ogródku. Nie, w ciągu dnia, wcale ich nie widać. Kilkanaście metrów za domem jest las. To tam jest ich prawdziwy dom. I tam spędzają większość czasu. Do ogródka, całą rodziną, przychodzą dopiero wieczorem, jak jest dla nich pora jedzenia. Jedzenie, zwykle wystawia im żona. Ale jak już wspomniałem, żony przez kilka dni nie było. I wieczorem widziałem jak całe stado w różnych miejscach ogródka oczekiwało, że jedzenie pojawi się jak zwykle i w zwykłym miejscu, w plastikowym pojemniku. I jak przechodziłem ścieżką, patrzyły na mnie z oczekiwaniem. Że coś w tej sprawie zrobię. Żeby to jedzenie się pojawiło. Osobiście uważam, że w lecie dzikich kotów nie powinno się dokarmiać. W zimie tak, ale podczas lata, w lesie znajdą sobie wystarczającą ilość pożywienia. Ale kocia rodzina, chyba nie wiedziała o moich poglądach w tej sprawie. I wszyscy członkowie kociego stada, patrzyli na mnie z wyrzutem. Że ciągle nic nie robię w sprawie ich jedzenia, które o tej porze już powinno być w pojemniku. Za wyjątkiem tego najmniejszego, które jeszcze nie rozumie jak skomplikowane są sprawy na tym ziemskim padole. I za wyjątkiem też czarnej kotki, w której wzroku też nie widziałem wyrzutu. Ale chyba z innego powodu, niż to było w przypadku tego małego. Czarna kotka patrzyła na mnie spokojnie. Jakby wiedziała, że sprawy ostatecznie potoczą się swoim torem. I jedzenie będzie na swoim miejscu, tak jak zawsze.

I to chyba mnie ruszyło. Poszedłem do garażu, gdzie stoi plastikowa miarka na karmę dla kotów. Była napełniona karmą. Nie wiem, czy jedzenie dla kotów zostało tam przypadkowo z poprzedniego dnia, czy też żona zostawiła je celowo. Mając nadzieję, że nie zostanę obojętny na kocią niedolę. Wziąłem więc miarkę i wysypałem karmę do pojemnika przy śmietniku, gdzie zwykle koty dostają jedzenie.

W najbliższym czasie mają przyjechać z Towarzystwa Ochrony Zwierząt i zabrać koty do sterylizacji. Do łapania dzikich kotów, mają podobno specjalną klatkę zamykaną na pilota, do której wstawia się jedzenie. I jak koty wejdą do środka zamyka się zdalnie klatkę. I w ten sposób można zawieźć koty do sterylizacji. Toteż po wysypaniu karmy nie poszedłem do domu, ale zostałem przez chwilę w ogródku, aby zobaczyć (w wyobraźni) jak ta operacja będzie wyglądać. Miska z jedzeniem w klatce, wszystkie koty naokoło miski i ja zamykam klatkę pilotem.

Wszystkie koty, dotychczas siedzące w różnych częściach ogródka poszły w okolicę śmietnika, gdzie stała miska z jedzeniem. Ale wbrew temu, czego się spodziewałem, do miski nie podeszły i nie zaczęły jeść razem. Do miski podszedł tylko pręgowany kocur, ojciec kociej rodziny. I tylko on zaczął jeść. Nastolatki siedziały w pobliżu i czekały w napięciu. Czarna kotka też była w pobliżu, ale w jej wzroku i postawie nie było napięcia. Wręcz odwrotnie, emanował z niej spokój. Widać było wyraźnie, że wiedziała (i akceptowała) jak potoczą się sprawy. Natomiast gdy ojciec jadł, do miski podeszło małe kocię, to które przyszło na świat w tym roku. I chciało dołączyć do jedzenia. Ale dostało łapą klapsa od ojca. Nie uciekło jednak tylko przycupnęło przy misce i czekało. Po chwili ojciec odszedł od miski. Wtedy kocię zaczęło jeść, już nie karcone przez ojca. Ale do miski przysunął się jeden z ‘nastolatków’, tych co urodziły się w zeszłym roku. I próbował jeść razem z tym małym. Ale wtedy on dostał klapsa. Więc odsunął się posłusznie. Dwa kroki od miski, czarna kotka nadal leżała spokojnie. Gdy małe kocię zjadło, wtedy ona podeszła. Dopiero po tym jak zjadła, przyszła kolej na ‘nastolatki’. Podchodziły do miski według swojej własnej hierarchii. I już nie karcone przez ojca, jadły to co tam w misce jeszcze było. Rodzina dzikich kotów. A jakże pouczająca i humanitarna (jeżeli tak można powiedzieć o kotach) była ta hierarchia jedzenia. A także racjonalna.

Nieprawda! To przecież męski (samczy) szowinizm i seksizm, pewnie w tej chwili zakrzykną feministki. Naprawdę, seksizm i szowinizm? No, więc przeanalizujmy, jak to było. Racjonalnie i humanitarnie? Czy też po seksistowsku i szowinistycznie?

Pierwszy jadł pręgowany kocur, najsilniejszy członek stada. Na pierwszy rzut oka, faktycznie wyglądało to po seksistowsku. Ale tylko na pierwszy. Oczywiście to jedzenie nie było z polowania i jego zdobycie nie kosztowało pręgowanego kocura żadnego wysiłku. Ale koty nie rozumują, koty kierują się instynktem. Przy jedzeniu również. A instynkt im mówi, że pierwszy powinien jeść najsilniejszy. Po to, aby mieć siły do zdobycia następnego jedzenia. Bo często zdarza się tak, że tego co zostało upolowane, nie starczy dla wszystkich. A kto upoluje jakąkolwiek zdobycz, jeżeli najsilniejszy osłabnie? No więc z czym tutaj mamy do czynienia? Z seksizmem czy racjonalnością? Myślę, że pytanie retoryczne. Ale pewnie nie dla feministek. Następnie, jadło małe kocię, najsłabszy członek stada. I tutaj odzywa się instynkt stadny. Stado zapewnia przetrwanie wszystkim swoim członkom, zaczynając od tych najsłabszych. Tutaj, to już chyba i feministki przyznają, że szowinizmu w tym nie ma. Że najsłabszy musi się najeść do syta, aby stado mogło przetrwać. Potem jadła czarna kotka, matka rodziny. A na końcu ‘nastolatki’. Koty nie znają czwartego przykazania, jednego z tych co Mojżesz przyniósł ludziom z góry Horeb. Nie znają żadnych przykazań. Ale patrząc jak ‘nastolatki’ akceptowały, to, że matka je przed nimi, miało się wrażenie jakby tablice Mojżesza znały na pamięć. A to przecież tylko natura i instynkt. Czy świat staje się lepszy, gdy burzymy porządek jaki w nim ustaliła natura?

I jeszcze słowo o tym klapsie od ojca kocura, który dostało to małe kocię. Gdy za wcześnie zabrało się do jedzenia. Jakoś niedawno, na Salonie była dyskusja o klapsach dla dzieci. W tej dyskusji jedni dopuszczali taką formę skarcenia dziecka inni nie. Co więcej w tej dyskusji, przeciwnicy klapsów, usiłowali przedstawić klapsy jako bicie dzieci. Małe kocię dostało klapsa, ale to nie było uderzenie. Pręgowany kocur, nie bił małego kociaka. Gdyby było inaczej myślę, że czarna kotka by interweniowała i broniła małego, nawet jeżeli zagrożeniem byłby jego ojciec. Tak jak broni, gdy jej małym zagraża rzeczywiste niebezpieczeństwo. I może im stać się krzywda. To było zwykłe skarcenie, można powiedzieć, przywołanie małego do porządku.

Kiedyś, dawno temu i zupełnie gdzie indziej byłem świadkiem innej sceny z klapsem. Gdy matka, broniąc swoje małe przed niebezpieczeństwem, dała mu klapsa właśnie. Otóż statek stał w Rotterdamie przez weekend i port nie pracował. Więc wsiadłem na rower i pojechałem 'przed siebie'. Port w Rotterdamie, w większości zbudowany jest na dawnych mokradłach, gdzie lęgowały mewy. Instynktu nie da się tak łatwo zmienić i mewy nadal tam lęgują, Z tym, że teraz na rozległych placach pomiędzy hałdami węgla czy też rudy. Jadąc 'przed siebie' trochę pobłądziłem i wjechałem pomiędzy te hałdy. To była wiosna i pełno młodych mewich piskląt, jeszcze nieopierzonych, biegało pomiędzy tymi hałdami. I jedno spłoszone, biegło prosto pod koła mojego roweru. Krzywdy bym mu oczywiście nie zrobił i zatrzymał się. Ale jego matka, dorosła mewa oczywiście o tym nie wiedziała. Zobaczyła, gdzie małe biegnie, dopędziła go i walnęła dziobem, aby nie wpadło pod koła roweru. Tak, że aż się przewróciło. Jednym słowem dała mu klapsa i to dość mocnego. Ale skutek był. Pisklę, gdy wstało na nogi, pobiegło w druga stronę. Daleko od kół mojego roweru.

A wracając do dzikich kotów w naszym ogródku. Za kilka dni mają przyjechać z klatką i je zabrać. Nie wiem, jak to będzie. One w tym samym czasie do tej klatki z jedzeniem nie wejdą. A jak klatkę zamknę z jednym, to pozostałe uciekną. Chyba będą musieli przyjechać z sześcioma klatkami.

A w ogóle, to nie bardzo mi się podoba ten pomysł z klatkami. Ale chyba nie ma innego wyjścia. Jak nie zostaną poddane sterylizacji to za kilka lat będzie ich kilkadziesiąt. A ogródek przy domu nie jest taki znowu duży.


seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości