Jeszcze całkiem niedawno, kilka dni temu, dowody z podsłuchów miały być niemal fruits from poisoned tree, czymś tak obrzydliwym, że człowiek z towarzystwa w ogóle nie powinien brać ich pod uwagę, nie wspominając o sądzie. W sprawie afery gruntowej z Andrzejem Lepperem Gazeta Wyborcza pisała o "podsłuchowisku" i z lubością cytowała stanowisko adwokatów, którzy nie chcieli dopuścić, by podsłuchy zostały ujawnione i zaliczone do dowodów w sprawie, zanim sąd nie zbada legalności operacji CBA w związku z aferą gruntową. "Uważam, że przeprowadzenie tego dowodu jest niedopuszczalne" - mówił natchniony mecenas.
Nieco wcześniej, po umorzeniu śledztwa prokuratorskiego w sprawie Ziobry, GW wręcz biadała nad polskim prawem, które jest tak skonstruowane, że podsłuch operacyjny może być nadużyciem, pomimo że była nań zgoda sądu.. W miarę, jak padały i kończyły się umorzeniem kolejne śledztwa przeciwko ludziom i rządom PiS-u, podsłuch nabierał znaczenia symbolicznego i diabolicznego, samo słowo traciło pierwotne znaczenie, a stawało się symbolem wszelkiego zła. Określenie "podsłuch" w połączeniu ze słowem "rząd " rodziło najgorsze podejrzenia i napawało nieokreśloną obawą nawet najpoczciwszego człowieka pod słońcem. Technika operacyjna polegająca na podsłuchu podejrzanych była przedstawiana jako wcielenie ducha totalitaryzmu, w domyśle ducha rządów pisowskich i w tym kontekście, taki obraz podsłuchu dobrze się przysłużył w walce z PiS-em.
Ale jak wspomniałem, padały kolejne sprawy i los nie oszczędził także komisji śledczej do sprawy Barbary Blidy, która to sprawa coraz jawniej okazywała się być kolejną polityczną hucpą. I oto nagle, bez ostrzeżenia i zwyczajowego przygotowania ogniowego w zjednoczonych mediach, praktykowanego zwykle w takich przełomowych momentach – podsłuch gwałtownie odzyskał swoją szlachetną proweniencję, którą cieszył się w czasach afery Rywina .
Tym razem chodzi o podsłuch prywatny jak najbardziej, więc nie ma mowy o totalitarnych zapędach władzy. Redakcja znienacka posiadła wiedzę o pewnym aresztancie, co podsłuchał dwa lata temu agentów ABW i to na żywo, bez żadnej pomocy elektronicznej. Można powiedzieć, nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.
Człowiek aresztowany za powoływanie się na wpływy podsłuchał agentów i napisał list do naczelnika więzienia jeszcze przed wyborami w 2007 roku, co ma niezbicie świadczyć za prawdziwością jego zeznania. Podsłuch ten już nie ma politycznego zabarwienia i jest samym dobrem z tego względu, gdyż jest skierowany przeciwko ABW z czasów rządu Kaczyńskich. Sensacja, przełom, agentka miała „wsiąść na psychikę Blidy”, piszą Kublik i Czuchnowski.
Nic to, że rozmowę podsłuchał więzień wieziony na przesłuchanie, nic to, że nie ma innych świadków sensacyjnego dialogu agentów. Ani trochę nie budzi podejrzeń dziennikarzy, że naczelnik wyciągnął z szuflady list więźnia dopiero w styczniu 2008, już po wygranych przez PO wyborach i w trakcie konstytuowania się komisji śledczej. A co ma znaczenie dla dziennikarzy Gazety Wyborczej ? Ano, że skoro więzień z wyższym wykształceniem, to na pewno rozumiał, o co chodziło w rozmowie, no i wcześniej był niekarany.
http://wyborcza.pl/1,75248,6973358,Miala_zlamac_Blide_.html
Inne tematy w dziale Polityka