Awarii uległ podręczny zbiornik z żółcią, która rozlała się obficie po słynnych pionowych korytarzach budynku redakcji. Zalewa desktopy i klawiatury. Plami biografie i dyplomy uznania. Na szeroki przestwór oceanu żółci wypłynął swoją niezależną łódeczką redaktor Wojciech Mazowiecki, znany bardziej jako syn premiera Mazowieckiego. Przesłanie generalne, z którym płynie młody Mazowiecki można odczytać dość prosto: dwadzieścia lat polskiej transformacji możemy sobie o tyłek roztrzaskać, skoro nasza demokracja nie dała sobie rady z jednym jedynym Jarosławem Kaczyńskim. Spieniona struga żółci ze znaczną domieszką goryczy płynie równomiernie i niepowstrzymanie. Nie zostawia suchej nitki na nieszczęsnym delikwencie.
Z Jarosławem Kaczyńskim nie zrobimy ani jednego kroku do przodu. Jarosław Kaczyński osłabia państwo. A w dalszej perspektywie czai się faszyzacja życia publicznego. Jarosławowi Kaczyńskiemu nie można odpuścić śledztwa w sprawie samobójstwa Barbary Blidy. Jarosław Kaczyński powinien zniknąć z polskiego życia politycznego. Ale nie chodzi o zamach na jego osobę. Najgorsze rzeczy w minionym dwudziestoleciu wiązały się na ogół z Jarosławem Kaczyńskim. Wojna na górze to jego dzieło. Zniszczenie Solidarności to jego osobiste dzieło. Za pomocą Wałęsy rozwalał wszystko w państwie. Potem zaczął niszczyć swoją ikonę Lecha Wałęsę(stylistyka oryginalna). Na początku niszczenia spalił kukłę swojej ikony Wałęsy. Potem zaangażował się po stronie instytucji oskarżającej swoją byłą ikonę Wałęsę. Gotów był obalać rząd Olszewskiego. Potem sławił rząd Olszewskiego. Upatrzył sobie Samoobronę i LPR jako sojuszników. Potem się ich wstydził. Wskrzesił Macierewicza. Macierewicz położył lustrację. Potem zawalił likwidację WSI. Odpowiada za to Kaczyński, bo go wskrzesił. Macierewicz schował się za państwem. Potem oskarżał to państwo. Sugeruje jednocześnie, że to samo państwo odpowiada za tragedię. Jednak robi to w imieniu Jarosława. W ogóle to jest sprzeczność sama w sobie, żeby mówić o polityce polskiej i nie ranić Jarosława Kaczyńskiego.
I tak dalej w tym stylu, monotonnie i nużąco, jednostajnie i metodycznie przelewa się żółta ciecz po klawiaturze Mazowieckiego. To wszystko pisze on na temat gościa, który jako jedyny w minionym dwudziestoleciu bez wahania poddał się weryfikacji wyborczej, gdy stracił większość w parlamencie. O człowieku, na którego nic nie mogą znaleźć działające od trzech lat sejmowe komisje śledcze, a same już stały się pośmiewiskiem.
Kiedyś napisałem już o Kaczyńskim, że „nikt nie miał i nie ma tylu potężnych wrogów, którzy przez dwadzieścia lat z górą prześwietlili go dokumentnie i na wskroś. Nic nie ukradł, niczego nie sprzeniewierzył, nic sobie nie przywłaszczył. Władzę traktuje jako narzędzie, do niczego innego jej nie potrzebuje, wręcz gardzi jej splendorem. To nie jest panegiryk ku czci prezesa naszego klubu, ja to piszę, żeby pokazać przepaść pomiędzy epitetami chorych nienawistników, a stanem rzeczywistym". Jest niczym lustro, w którym przeglądają się nienawistnicy wszelkiej maści, począwszy od osławionych ludzi z biografiami, a skończywszy na politykach, którym w głowie się nie mieści polityka bez prywaty.
Ja niekiedy zastanawiam się, od kiedy jest na niego zlecenie w postępowych mediach i przychodzi mi do głowy tylko jeden moment. To była debata Jarosława Kaczyńskiego z Adamem Michnikiem w 1993 roku. Tam padło kilka słynnych zdań Kaczyńskiego, których już nigdy mu nie wybaczono. Nie wybaczono, bo jego diagnoza była porażająco trafna i z tego powodu uznano go - jak najbardziej słusznie - za jedynego poważnego wroga układu.
Powiedział wówczas, że jeżeli komuniści mogli być zarazem głównymi profitentami przemian własnościowych roku 1989 w Polsce i jednocześnie stać na czele politycznej kontestacji tych przemian wolnorynkowych - a na to im w głupocie swojej rządy Unii Demokratycznej pozwoliły - no to oczywiście, że SLD (postkomunistyczny Sojusz Lewicy Demokratycznej) wygrał wybory w 1993 roku(...)Dekomunizacja jest po prostu likwidacją przywileju pewnej grupy - i niczym więcej. To musi być zrobione, żeby w Polsce nastał normalny wolnorynkowy system ekonomiczny i normalny egalitarny system społeczny.
Tak mi się wydaje, że ta debata przesądziła sprawę i dzisiejszy tekst w Gazecie Wyborczej też jest tylko konsekwencją tamtych słów Kaczyńskiego. Albo lepiej: kolejną z niezliczonych konsekwencji, jakie ponosi Jarosław Kaczyński za mówienie prawdy w oczy. Bo to, co postulował wówczas, nigdy nie zostało zrobione i beneficjenci tej sytuacji pragną, żeby zapadła kurtyna milczenia.Niezależny redaktor Mazowiecki zarzeka się oczywiście, że nie chce nikogo dotknąć, lecz robi to, żeby nam uzmysłowić.
Jest też akcent humorystyczny, jak na rasowego dziennikarza przystało. Pisze mianowicie młody Mazowiecki, że Jarosławowi Kaczyńskiemu z niewiadomych powodów wolno więcej niż komukolwiek, bo na więcej mu pozwalamy, bo więcej mu uchodzi płazem. Jednak według mnie najbardziej pocieszny jest podpis pod tekstem – Wojciech Mazowiecki, dziennikarz niezależny.
Końcowy wniosek młodego Mazowieckiego: w demokracji jest tylko jeden sposób na uwolnienie polskiej polityki od Kaczyńskiego – urna wyborcza. Po całym tym wcześniejszym potoku żółci, który przytoczyłem, to brzmi niczym ubolewanie.
„Dość! Jarosław musi odejść”, GW 16.08.2010
http://www.clubcity.pl/0/video/Jak%20to%20jest%20zrobione/ogVJY8MV_n4.html
Inne tematy w dziale Polityka