Nic stałego na tym padole płaczu nie masz – powiedział pan Zagłoba, a potem na swój sposób powtórzył to Błażej Pascal. Dzisiaj pewnie podpisałby się oburącz pod tą sentencją premier Donald Tusk. Przecież jeszcze kilka dni temu zapewniali się nawzajem z redaktorem Lisem, że przed Platformą jest złoty wiek i nawet nie ma z kim przegrać w wyborach. Zaraz potem premier zawarł sztamę z byłym wicepremierem Schetyną i na całe pięć lat obiecali nie podrzynać sobie gardeł.
Tymczasem partia obywatelska rozdygotana jak w przeddzień jakiegoś rokoszu. Do tej pory zawsze bywało tak, że ugrupowania polityczne rozpadały się na skutek drastycznego spadku popularności lub kompromitującej afery, ale nigdy w obliczu świetlanej przyszłości. To jakiś nowy model w demokracji, żeby ferment rozpoczynał się w chwili triumfu. Owszem, podobny przypadek opisywał Tomasz Mann w powieści „Buddenbrokowie”, ale tamten casus dotyczył upadku jednej patrycjuszowskiej rodziny na skutek braku przystosowania do nowej postaci świata.
Czyżby jednak była tu ukryta analogia, czyli sponsorzy zadekretowali nowy porządek w partii Tuska „bez jego wiedzy i zgody”? Czyżby doświadczony weteran Tomasz Lis nie zauważył, że Platforma to fasada? Oczywiście dla mnie nie jest to miła informacja, wolałbym, aby został i trzymał się w ramach takiej kultury współżycia w jednej partii politycznej –takimi czułymi słowy wszechmocny do tej pory premier wabi posła Palikota, żeby ten go nie opuszczał.
A przecież nihilista z Biłgoraja może jedynie liczyć na tak zwany nocny elektorat, co to nad ranem opuszcza dark roomy, domy tolerancji i tym podobne komysze. Do tej pory nad ich preferencjami (nomen omen) wyborczymi czuwali Kalisz z Olejniczakiem i premier powinien się cieszyć właściwie, że to stadko przejmie poseł, z którym on sam pragnie dzielić kulturę współżycia. Tymczasem premier się smuci z powodu Palikota i obrusza, że ktoś dostrzega lizusów w jego otoczeniu. Graś się rozmnożył przez pączkowanie, czy co?
W tym kontekście wielkiej smuty w Platformie znamienna jest wypowiedź znanego blogera Marka Siwca, który jest znany nie tylko z wyjątkowego poczucia humoru, ale również z posiadania wiarygodnych źródeł, z kręgów zbliżonych do najlepiej poinformowanych. Otóż bloger Siwiec twierdzi śmiało, że premierowi sprawa śledztwa smoleńskiego wymyka się spod kontroli. Ponieważ jednak wszyscy wiemy, że całe śledztwo i wszystkie dowody są dzierżone krzepką ręką śledczego Putina, więc zachodzi pytanie, co się niby wymyka premierowi Tuskowi spod kontroli? Bloger Siwiec, trochę ogródkami, ale wyjaśnia: "na ludzi fatalnie wpływa widok rdzewiejącego wraku, brak zgody na działania archeologiczne(ekshumacyjne) oraz niekończące się rewelacje na temat tego, co kto powiedział i do kogo telefonował".
Zatem wynika z tego, że premierowi wymyka się kontrola nad opinią publiczną. A w epoce medialnej to więcej niż zbrodnia, to błąd. Według blogera Siwca to jest największe nasze zmartwienie z tym śledztwem, że stresuje ludzi i w związku z tym wnioskuje, żeby Tuskowi przydzielić koordynatora, „z którym będą chcieli rozmawiać Rosjanie i który ma niepodważalny autorytet w kraju”. Mógłby to być ktoś – mówi Siwiec – pokroju Adama Rotfelda, Aleksandra Kwaśniewskiego lub Władysława Bartoszewskiego. Powyższe perły humoru Siwca potwierdzają, że pogłoski o jego jajcarskim usposobieniu nie są ani trochę przesadzone.
Jakby tego było mało Tuskowi, coraz więcej koordynatorów puka do drzwi rządu, przecież Leszek Balcerowicz też nie był z kurtuazyjna wizytą, tylko chciał coś skoordynować z ministrem finansów Donalda Tuska. Podobno koordynacja była tak bolesna, że minister Rostowski poczuł się w obowiązku wytłumaczyć z wrzasków dobywających się z gabinetu.
A z kolei minister – koordynator równego traktowania Elżbieta Radziszewska przestała się cieszyć zaufaniem Gazety Wyborczej i mówi się w kręgach sponsorskich, że inny koordynator już wkrótce zapuka do gabinetu. Wiadomo bowiem, że sprawach równego traktowania Gazeta Wyborcza nie zna litości: Czerska locuta causa finita.
Zanosi się na to, że jakiś koordynator zapuka w końcu do gabinetu samego Tuska... W tej sytuacji należy się zastanowić, czy do obecnej sytuacji Tuska są adekwatne wspomniane na początku słowa pana Zagłoby. Może bardziej tu pasuje staropolskie porzekadło, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ?
http://wyborcza.pl/1,75478,8423704,Palikot__Odchodze_z_Platformy.html
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,8425193,Premier_do_Palikota__chlopie__nie_stoj_w_przeciagu.html
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/302752,rostowski-i-stluczone-okulary-balcerowicza.html
Inne tematy w dziale Polityka