Mnożą się wróżby oraz różne przepowiednie na temat losów politycznego przedsięwzięcia, które zostało zainaugurowane w dniu 2 Października przedstawieniem w warszawskiej Sali Kongresowej. Chociaż sam uważam, że właściwy wiec założycielski miał miejsce znacznie wcześniej, w nocy 9 Sierpnia, pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Tam zostały przecież po raz pierwszy wyartykułowane hasła programowe w całej ich dosadności. Ale nie o genezie ruchu chciałem napisać, lecz o domniemanych losach.
Jest bowiem jeden aspekt sprawy, który został potraktowany po macoszemu przez wszystkie media – ruch poparcia w sensie ruchu w interesie, a w końcu lider jest znanym biznesmenem. Przecież wiemy aż za dobrze, że kiedy nie bardzo wiemy, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nie można pominąć tego wariantu. Moim zdaniem poseł Palikot opuścił macierzystą Platformę Obywatelską, ponieważ nie dawały mu spokoju jego własne pieniądze. Gdyby ich nie miał lub nie miał ich aż tyle, wspinałby się statecznie po szczeblach kariery w partii-matce i z czasem mógłby zostać ważnym funkcjonariuszem albo nawet samym prezesem. Zapewne świadomość, że na wyciągnięcie ręki ma potencjał władzy, który jest zaklęty w dużych pieniądzach, nie pozwalała mu spać po nocach.
Ze znacznymi pieniędzmi bowiem już tak jest, że gdy próżnują, czyli leżą bezczynnie gdzieś w pończosze, materacu albo nawet w skrytce na Bermudach, to dręczą sumienie posiadacza. Taka już ich natura, że mają w sobie nie tylko wspomniany potencjał władzy, ale także pragnienie bycia w ciągłym ruchu. I to się przenosi na właściciela pieniędzy, czyli człowieka. Ten wpływ jest tak przemożny i władczy, że - proszę zauważyć – z reguły ludzie bardzo bogaci są aktywnymi przedsiębiorcami ewentualnie utracjuszami. Czyli albo majątek pomnażają, albo przepijają, co w sensie obrotu na jedno wychodzi – pieniądz jest w ruchu. Także Palikot będąc bardzo zamożnym politykiem, a nie mając możliwości realizacji żadnego z tych wariantów, moim zdaniem bardzo cierpiał z tego powodu.
Teraz gdy zakłada swoją partię, co się wiąże z olbrzymimi wydatkami, z pewnością mu ulżyło i to nie tylko w kieszeni. Jego pieniądz jest bowiem w obrocie i są duże szanse, że wróci do niego pomnożony. Nawet nie trzeba wchodzić do parlamentu - wystarczy przekroczyć marne trzy procenty w wyborach i już jest „zarobiony”. Zwłaszcza że poseł nie kryje, iż obok partii utworzy stowarzyszenie, któremu państwo nie zagląda tak czujnie do ksiąg.
Dla przykładu - nieistniejąca już Unia Wolności, która w wyborach 2001 uzyskała właśnie te marne 3,1 proc. głosów, jeszcze w 2005 roku zainkasowała śliczną ratę w wysokości okrąglutkich czterech milionów. Trzy procenty to poseł Palikot uzbiera wśród bywalców nocnych klubów. A jakie możliwości otwierają się dla obrotnej jednostki w przyjaznym parlamencie, nie trzeba tu nikomu uzmysławiać. Potrzebuje uzbierać kilka milionów, do zyskania ma zaś co najmniej kilkanaście.
Druga strona medalu jest natomiast taka, że plan finansowy jest znacznie lepszy niż plan polityczny. Ten zawiera bowiem piętnaście postulatów, w większości zdartych jak miotły od ciągłego używania przez partię-matkę posła, czyli Platformę Obywatelską. Nie będę ich tu wyliczał, bo mnie samemu już zbiera się na mdłości, kiedy słyszę o zniesieniu immunitetów lub likwidacji Senatu. Inne z kolei punkty programu, jak antyklerykalizm, wyświechtały się doszczętnie z powodu nadużywania ich przez PZPR, czyli partię-matkę Ryszarda Kalisza, jednego z miłośników życia w nowoczesnej Polsce. Jest trzecia grupa postulatów, tak zwanych równościowych (rejestracja związków partnerskich, aborcja prawem człowieka), z kolei niemiłosiernie zmiętoszonych od noszenia w tylnych kieszeniach spodni przez działaczy SLD, czyli partię-córkę partii-matki Ryszarda Kalisza. No i na ostatku są postulaty w rodzaju „zasada milczącej zgody” albo „zaświadczenia zamiast oświadczeń” (lub odwrotnie, już nie pamiętam), a które starzy komuniści nazywali przyczynkarstwem. Tego nawet nie trzeba komentować.
Wszyscy zwrócili uwagę na medialność ruchu poparcia posła Palikota. Jest coś na rzeczy na pewno, potwierdzają ten trop niemal wszystkie media, którym z całego kongresu najbardziej spodobał się sam kongres jako przedstawienie. Bo też było co oglądać.
Była Kora z Kamilem, ale bez pudelka; był Kalisz, sybaryta o lewicowej wrażliwości; pocieszny Kuba Wojewódzki z telewizji; artysta Kutz, któremu żałoba kojarzy się z Leninem; był niejaki Taras, kucharz samouk z Akademii Sztuk Pięknych; poważna filozofka Środa, która wynalazła parytet uczestnictwa w demokracji; wreszcie były poseł Misztal trzykrotnie skazany, który z kolei odnalazł w sobie podobieństwo duchowe do lidera. Kto wie, czy po sali nie kręcił się sławny skądinąd Zbigniew S. pseud. Niemiec, który również dał świadectwo braku przesądów podczas pamiętnej nocy na Krakowskim Przedmieściu?
Jeżeli można się pokusić o znalezienie największego wspólnego mianownika tego zgromadzenia, byłaby to synteza haseł lewackich, którą ja na swój użytek nazwałem tolerancją bez granic i bez warunków wstępnych. Właśnie duch takiej bezlitosnej tolerancji, co ogarnie każdą podłość i dewiację, unosił się nad zebranymi. Natomiast gdy chodzi o zgadywanie intencji lidera, to wyróżniają się dwie szkoły medialne. Jedna z nich naucza, że rzecz jest ukartowana z partią-matką Platformą i ma na celu podebranie postkomunistycznej lewicy tego zbioru dziwnych i niesamowitych stworów, które wychynęły z różnych przybytków uprawiania tolerancji i objawiły się pamiętnej nocy na Krakowskim Przedmieściu. W tym sensie jest coś na rzeczy, zważywszy, że poseł z Biłgoraja dzięki serii swoich głośnych wygłupów medialnych, stał się kimś w rodzaju przewodnika stada dla pewnej grupy. Inna szkoła politologiczna dowodzi, że poseł ma ambicję bycia rozgrywającym przy głównym stoliku, a partia Donalda Tuska podcinała mu skrzydła dla utrzymania równowagi. Stąd się wzięła decyzja utworzenia własnego ugrupowania, któremu siłę liczebną mają zapewnić aktywiści tolerancji bez granic.
Czy miłośników posła jest w Polsce tylu, żeby ich lider stał się podporą dla tracącego nawet elementarną wiarygodność premiera Tuska? Paradoksalnie, wydaje się, że nie oni przesądzą o ewentualnym sukcesie lub porażce, że jednak inni szatani będą tu również czynni. Kilka ostatnich sondaży, które już uwzględniły ruch poparcia posła na scenie politycznej, nie daje wielkich nadziei, zwłaszcza że nie pokazały nawet tak zwanego efektu nowości. Tego muru, który wyrósł pomiędzy dwiema najsilniejszymi opcjami w polskiej polityce, nie zburzy żaden wesoły sanitariusz ani damulka z pudelkiem.
Bardzo prawdopodobne jest, że prawdziwe intencje posła Palikota poznamy po reakcji jego partii-matki. Tak bowiem się składa, że wspomniane sondaże pokazują, iż te kilka procent (w różnych badaniach od 2 do 5 proc.), które pozyskał ruch pod wezwaniem Palikota, straciło nie SLD, lecz Platforma Obywatelska. Tego chyba nie było w planach - ani finansowym, ani politycznym. I nie jest to dobry znak na przyszłość. Są już bowiem złowieszcze precedensy, choćby z Pawłem Piskorskim, które świadczą, że liberalizm liberalizmem, demokracja demokracją, ale raz zdobytej władzy Platforma nie zamierza oddać nigdy. W takim kontekście można spodziewać się różnych dopustów bożych w stosunku do świeżo upieczonego lidera, jeśli to była faktycznie jego samowola.
W przypadku odwrotnym, jeśli mamy do czynienia z partyjną ustawką, będziemy świadkami uciesznych przekomarzań i symulowanych napaści, które żadnej z wysokich umawiających się stron nie uczynią krzywdy. Potem, jak stronom dobrze pójdzie, będzie koalicja partii matki z partią córką. Co do koalicji, to dobrze wiemy, że jest najlepszą niszczarką programów i obietnic wyborczych. I wtedy ci sybaryci, efemerydy, celebryci, liberałowie oraz aferałowie dojdą do konsensusu, że najważniejsze jest dla nich tu i teraz, czyli przyjazne państwo.
A ponieważ ogólnie rzecz biorąc, wszyscy oni są wyznawcami i mieszczą się w tak zwanym głównym nurcie postępu, to pragną nam wszystkim zbudować Dom Tolerancji. No, bo cóż może oznaczać stwierdzenie, że nowoczesne państwo powinno demokratyzować również relacje prywatne i społeczne? To oznacza po prostu Państwowy Dom Tolerancji. Żebyśmy się nie ciągnęli w ogonie postępu światowego.
Inne tematy w dziale Polityka