Nic nowego pod słońcem. Niesiołowski wysyła lidera opozycji do psychiatryka, Palikot wyzywa go od politycznych nekrofili, Kuczyński bez ogródek twierdzi, że mord w Łodzi to rezultat atmosfery, a ta jest dziełem braci Kaczyńskich. Mniej bezczelne autorytety moralne obwiniają wszystkich po trochu, ale z wyraźnym wskazaniem na Kaczyńskiego.
Czyli to Jarosław Kaczyński jest winien morderstwa, którego ofiarą mógł paść on sam. Atmosfera nie ma natomiast nic wspólnego ze słowami Kutza, Sikorskiego, Wajdy, Kalisza, Cimoszewicza, Nowaka, Komorowskiego, Millera, Bartoszewskiego, Arabskiego i samego Tuska. Tusk zaś po staremu nawołuje do otrzeźwienia.
Według mojej oceny najbardziej podły z nich jest właśnie premier Donald Tusk. Bo to on w tym chórze dzierży batutę. Tamci są mniej lub bardziej wynajęci, desygnowani, zadaniowani, uzależnieni czy delegowani. Donald Tusk jest natomiast u sterów władzy, on dysponuje wszystkimi instrumentami, które mogły zapobiec eskalacji przemysłu nienawiści. Nie zrobił tego jednak i nie robi w dalszym ciągu, gdyż ma w tym swoją kalkulację polityczną.
Oczywiście, premier też nie jest stuprocentowo samodzielny, ma swoich sponsorów, zaplecze finansowo-medialne, uwikłania personalne i polityczne. Jednak jakkolwiek sam nie byłby uzależniony, nad nimi – szeregowymi uczestnikami nagonki – ma pełną władzę lub co najmniej duży wpływ. I on nie zrobił nic, żeby powstrzymać szaleństwo, w wyniku którego zginął człowiek. Dosłownie nic, oprócz piarowskiego przelewania z pustego w próżne. Ponieważ mu się nie opłacało. Wyrachowany fałsz upozowany na głębokie zatroskanie.
Możemy sobie gdybać, co by było, gdyby Kaczyński był bardziej wstrzemięźliwy w słowach, Macierewicz mniej zacietrzewiony, a Sakiewicz absolutnie bezstronny. Ale w przypadku premiera, który ma wszystkie potrzebne narzędzia i realne możliwości działania, gdybanie nie ma uzasadnienia. W jego przypadku możemy sobie pozwolić na w pełni uzasadnioną faktami ocenę , tego co zrobił – albo lepiej – tego, co mógł zrobić. A nie zrobił niczego.
Tak bowiem sobie wykalkulował, że w Polsce można trwać przy władzy na zasadzie przedmurza antypisowskiego, bez odrobiny meritum w rządzeniu państwem. Jednak żeby w ten sposób przetrwać u władzy, niezbędny był nieprzerwany atak na PiS, bez skrupułów, wykorzystujący najciemniejsze strony ludzkiej duszy, odwołujący się do najniższych instynktów. I premier Tusk to zadanie podjął i oparł swoje rządy na fundamencie furiackiej nagonki na braci Kaczyńskich. Temu nikt nie zaprzeczy, nawet ortodoksyjni zwolennicy Platformy Obywatelskiej przyznawali, że partia Tuska prosperuje w przeważającej mierze dzięki straszeniu Polaków PiS-em.
Chciałbym rzecz jasna napisać, że wczoraj mieliśmy apogeum tej polityki Tuska, ale boję się wykrakać jeszcze większą tragedię. Nic nie wskazuje bowiem, że premier ma zamiar zmitygować swoje partyjne szczekaczki. Nic oprócz jego deklaracji, a te w przypadku Tuska nie mają najmniejszego znaczenia, to wiemy już na zawsze. W tym zamyśle politycznym podtrzymują go prorządowe media, które zrobiły robotę porównywalną do peerelowskiej propagandy sukcesu. Również w tym aspekcie, że efektem finalnym tej propagandy jest mord polityczny, dokładnie jak w PRL-u.
Aż mrowie przechodzi człowieka, gdy wspomni się na wczorajszą datę – 19 Października, rocznica męczeńskiej śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Jak to się wszystko u nas powtarza w mitycznych kontekstach – niedawno Lech Kaczyński z elitą kraju w rocznicę Katynia, dzisiaj polityk opozycji w rocznicę mordu dokonanego przez peerelowską SB.
Kilka dni temu, jeszcze przed tragedią w Łodzi, Adam Michnik powiedział kilka zdań na temat rządów Tuska i będzie pewnie je źle wspominał, jako jedne z najmniej trafionych, jakie raczył był wypowiedzieć w swoim już dość długim życiu. W wywiadzie dla „Wprost” oznajmił, że „premier Tusk zrobił rzecz zasadniczą – ustabilizował nasz kraj”.
Tak jakby przed mordem łódzkim nie padły słowa Kutza, Wajdy, Nowaka, Miecugowa, Kolendy-Zaleskiej, Komorowskiego, Olejnik, Kuczyńskiego, Millera, Palikota, Bartoszewskiego, Nowaka, Wołka, Lisa. O bydle, dinozaurach, nekrofilach, chamach, demonach patriotyzmu, nazistach, głupolach, postaciach ze Shreka, sekciarzach, prawdziwych Polakach. Jakby nie było afery hazardowej, stoczniowej, sprawy Misiaka, Karnowskiego, Grzegorka, Palikota, prezesa ZUS, fatalnej umowy gazowej, braku jakichkolwiek reform, fałszywych obietnic, moherowych beretów, monstrualnego zadłużenia państwa, konszachtów z Putinem ponad głową prezydenta Kaczyńskiego, złamanych przyrzeczeń, niedotrzymanych słów.
I to wszystko działo się w ustabilizowanym kraju pod egidą premiera Tuska, którego dokonania naczelny redaktor Gazety Wyborczej ocenia wysoko. No to ja dziękuję, mnie proszę obudzić pojutrze, jak ta „stabilizacja Michnika” już odejdzie na dobre do kącika czarnego humoru w ilustrowanych czasopismach.
Inne tematy w dziale Polityka