Podobno scena polityczna w naszym kraju tak pięknie się odnawia, że po prostu oczy bolą patrzeć. Wszędzie już czuć powiew nowego. Świeżością zwłaszcza buchnęło po ujawnieniu spotkań odnowicieli sceny z Millerem i Palikotem. Powiało takim zapachem, że stojącym bliżej aż dech zaparło.
Jak powszechnie wiadomo choćby z Wikipedii, rekultywacja to przywracanie wartości terenom zdegradowanym przez człowieka. W polityce cel jest analogiczny - to przywracanie atrakcyjności zdezelowanym partiom oraz świeżości wyświechtanym programom, których politycy nigdy nie mieli zamiaru realizować. W tym celu rekultywują na różne sposoby wizerunek ugrupowania i własny.
Klasycznym podręcznikowym przykładem jest tutaj PZPR, peerelowska siła przewodnia, która z powodzeniem przeszła kilka procesów rekultywacji i dzisiaj pod wodzą młodego Napieralskiego znowu walczy z faszystowską reakcją. Od kilkudziesięciu lat nie zmienił się ani cel, ani przeciwnik, ani retoryka. Owszem, zmienili się przywódcy, ale wyłącznie z powodów biologicznych.
Platforma Obywatelska Tuska, Komorowskiego i Schetyny po trzech latach rządów jest niczym sponiewierany po wielodniowym ciągu pijak, po raz któryś z rzędu przyrzekający abstynencję. Jak kania dżdżu Donald Tusk potrzebuje twarzy jeszcze nieopatrzonych i niepowykręcanych w grymasie tłumaczenia po raz kolejny tych samych niedotrzymanych przyrzeczeń.
Migalski czy Poncyliusz zachwyceni skutecznością tuskowej propagandy sukcesu, jak i Kluzik-Rostkowska, która dla towarzystwa chyba dałaby się powiesić, nadają się na rekultywatorów spalonej ziemi po Grasiu, Palikocie lub Nowaku. Ci bowiem, choćby nie wiem co wymyślili, już na zawsze kojarzyć się będą ze służalczą uległością albo podłymi insynuacjami. Ołdakowski czy Jakubiak przy Gowinie uzupełnią wątły zestaw platformianych pelargonii, czyli dyżurnych konserwatystów. O żarliwości Poncyliusza w szukaniu porozumienia najlepiej świadczy fakt, że kiedy to niby czeka na decyzję PiS w sprawie wyrzuconych posłanek, we „Wprost” podobno już jest gotowy wywiad z jego decyzją o wystąpieniu.
Oczywiście, nie jest przesądzone, że pisowscy apostaci w ogóle coś stworzą, ale jeśli tak, to na pewno wejdą w koalicję z partią podwyższonych standardów. A jeśli nic nie stworzą, to przecież michnikowszczyzna zawsze przygarnie adwersarzy Kaczyńskiego, jeśli tylko dadzą świadectwo przeciwko niemu. Co na razie posłusznie czynią z determinacją godną neofitów nowej wiary - od kilku miesięcy nigdy nie stracili okazji, żeby zabrać głos, gdy chodziło o postponowanie Jarosława Kaczyńskiego.
Podstawowy punkt programu Platformy Obywatelskiej, czyli rytualną daninę podłości dla boga Antypisa składają systematycznie i bez wahania. Zwłaszcza bardzo się starają, żeby w pluciu na wyborców Kaczyńskiego nie dać się wyprzedzić cynglom z Platformy. To im dobrze rokuje na przyszłych listach, zwłaszcza że w programie Platformy innych punktów oprócz plucia na PiS już nie ma.
To jest jedyny atut uchodźców, że dadzą propagandzie antypisowskiej efekt nowości. Że odświeżą mocno stęchłe inwektywy, insynuacje, że dorzucą garść starych obelg, ale w nowej aranżacji. Do rekultywacji potrzebne są narzędzia i do tej roli pewnie się nadają. Przez jakiś czas będą przydatni, a może nawet ważni. Dla TVN24 czy Gazety Wyborczej wręcz niezbędni. Ale w końcu się opatrzą, jak się opatrzył Palikot, Nowak czy Graś.
I wtedy rozmyją się gdzieś w tłumie im podobnych, którzy dzisiaj kojarzą się nam równie niejasno co negatywnie. Z jakimś niezbyt miłym zapachem albo przykrym zdarzeniem. I to by było na tyle w temacie rekultywacji Platformy Obywatelskiej.
P.S. SEAWOLF ZABLOKOWANY!!!
Spełniam prośbę i cytuję korespondencję od niego z godz. 11.05 :„czesc, Seaman, wlasnie mi zablokowali konto, bez slowa wyjasnienia, za co i na jak dlugo. jak mozesz, daj znac na swoim blogu, ze nadal pisze bez cenzury na Niepoprawnych".
Inne tematy w dziale Polityka