seaman seaman
3061
BLOG

Brakujące ogniwo w ewolucji redaktora Lisickiego

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 70

Najważniejszą wiadomością mijającego tygodnia jest niewątpliwie informacja dotycząca tragedii smoleńskiej, że każda wersja rosyjskiej prokuratury musi być wiążąca dla polskiej prokuratury. Tak wynika z konwencji międzynarodowych - w ten sposób wcześniejsze nasze podejrzenia, że polska prokuratura pełni funkcję skrzynki pocztowej zostały potwierdzone oficjalnie.

Na mocy konwencji międzynarodowych będących podstawą polsko-rosyjskiej pomocy prawnej, stanowisko prokuratury rosyjskiej, która unieważniła zeznania dwóch kontrolerów z 10 kwietnia i przysłała ich nową wersję z sierpnia, musi być wiążące. Niezależnie od tego, te dokumenty pozostają w aktach, ale są "wyłączone z procesu wnioskowania".

I to by było na tyle, jeśli chodzi o nasze śledztwo prokuratorskie, o komisję Millera, o "naszego akredytowanego" Klicha oraz o wszystkie bzdury, które wciska nam zestaw gładkomówiący Tusk-Graś o równoległym polskim dochodzeniu. Jeśli  już, to na podstawie niniejszego oświadczenia pułkownika Szeląga można mówić  co najwyżej o dochodzeniu szeregowym – prokurator Parulski, akredytowany Klich, minister Miller i premier Tusk ustawiają się w karnym szeregu. Następnie Rosjanie pierwszemu z brzegu wręczają aktualną wersję, która wędruje z rąk do rąk aż do samego premiera Tuska, który decyduje, czy to można opublikować. To jest właśnie polskie śledztwo szeregowe.

Zapewne odetchnął z ulgą redaktor naczelny Paweł Lisicki z  "Rzeczpospolitej",  który niemal w każdym weekendowym wydaniu swojej gazety odcina się stanowczo od hipotezy zamachu. Co zresztą już przyniosło rezultaty, gdyż ostatnio został przez Adama Michnika oficjalnie zaliczony do grona dobrze się zapowiadających redaktorów naczelnych.

Lisicki odetchnął z ulgą, bowiem jego głębokie przekonanie, że nie było zamachu nigdy nie będzie przynajmniej obalone. Powyższe stwierdzenie pułkownika Szeląga jest jednoznaczne i nie pozostawia wątpliwości, że hipoteza zamachu została wykluczona z rosyjskiego śledztwa. Oczywiście, nikt posiadający odrobinę oleju w głowie nie mógł się spodziewać, że ludzie Putina będą badali poszlaki dotyczące ich ewentualnego udziału w spowodowaniu katastrofy, teraz jednak polski prokurator powiedział to Polakom wprost. Cokolwiek Rosjanie przyślą do naszej prokuratury, to wedle ich życzenia – albo będzie  „wyłączone z procesu wnioskowania”  albo będzie włączone do tego procesu. Tak orzeka konwencja, na którą łaskawie zgodził się premier Donald Tusk. I tylko tyle o polskim premierze Tusku tym razem. A właściwie aż tyle, bo więcej nie trzeba.

Ciekawszy proces myślowy zachodzi w redaktorze Lisickim, który wyłuszcza w sposób bardzo przystępny, dlaczego nie wierzy w zamach. Otóż Lisicki nie wierzy, ponieważ:

-  nie potrafił się dowiedzieć, jaki interes miałaby Rosja;

- od początku tak mu się wydawało, że to się kupy nie trzyma;

- na rosyjski spisek brak dowodów;

- Rosjanie musieliby być szaleńcami, by coś takiego przeprowadzić;

- polska załoga sama zdecydowała się lądować.

Z tej argumentacji wynika niezbicie, że Lisickiemu brakuje już tylko jedno ogniwo w łańcuchu ewolucji, żeby został dokooptowany do ścisłej czołówki postępowych naczelnych. A mianowicie powinien on skrupulatnie przemyśleć kwestię presji śp. Lecha Kaczyńskiego na załogę Tupolewa.

Od pierwszej godziny po katastrofie mamy bowiem dwa kamienie milowe postępowego myślenia o tragedii smoleńskiej. Najważniejszym jest oczywiście wykluczenie hipotezy zamachu i z tym już sobie Lisicki poradził, mozolnie co prawda i ociężale mu to szło, ale w końcu doszedł do spodziewanych rezultatów. Naturalnie, że można się czepiać jego argumentów, ale w stosunku do jedynie słusznej linii Lisicki i tak jest wyrafinowany w argumentacji niczym jakiś Machiavelli albo inny Talleyrand. Proszę bowiem pamiętać, że awangarda postępu już w pierwszym dniu śledztwa wykluczyła zamach z braku jakichkolwiek poszlak.

Drugim kamieniem milowym postępowego myślenia jest przyjęcie ponad wszelką wątpliwość winy śp. Lecha Kaczyńskiego za katastrofę. Ktoś bowiem musi być winien, gdyż społeczeństwo nasze ciągle nie dorosło do ekumenicznej teorii odpowiedzialności, która mówi, że winni są albo wszyscy, albo nikt nie jest winien. A w sytuacji, kiedy wykluczono zamach, czyja wina nam pozostaje do ustalenia?

Niekompetencja czy bałagan ze strony rządu rosyjskiego są nie do przyjęcia, bo stwierdzenie winy Rosji stawia pod znakiem zapytania pojednanie Tuska z Putinem. Zresztą kto niby miałby winę Rosji wykazać? Podobnie z ewentualnymi zaniedbaniami rządu Tuska - gdyby je ujawnić, to z z kolei z naszej strony nie będzie się komu z Putinem pojednać.

Pozostaje jedynie presja prezydenta na załogę, jako warunek  sine qua non  realistycznego podejścia do tragedii smoleńskiej. Zatem przed redaktorem naczelnym  "Rzeczpospolitej"  jeszcze jedna przeszkoda do pokonania na drodze do awangardy postępu.

Nie wystarczy bowiem, jak to czyni Lisicki, wzruszyć na końcu tekstu ramionami i napisać:  Nic nie poradzę, że tak myślę.  Trzeba się wykazać inicjatywą oraz innowacyjnością myślenia.

http://blog.rp.pl/lisicki/2010/11/19/smiertelnie-grozny-mit/

http://wyborcza.pl/1,75478,8689811,Piloci_za_sterami_Tu_154_M.html#ixzz15oGlYAjz

http://wyborcza.pl/1,75478,8687009,Gen__Blasik_nie_siedzial_za_sterami_prezydenckiego.html#ixzz15oGAFf9J

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (70)

Inne tematy w dziale Polityka