seaman seaman
3267
BLOG

Kiedy płeć rzuca się na mózg

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 62

Możecie mi oczywiście nie wierzyć, ale kiedy pierwszy raz ujrzałem posłankę Grodzką, to od razu sobie pomyślałem, że płeć można mieć w głowie. Od pierwszego, jeszcze pobieżnego rzutu okiem nie miałem co do tego wątpliwości. Tymczasem okazuje się, że w tej kwestii moje intuicje były wręcz minimalistyczne, gdyż gwiazda ruchu swojego poparcia Palikota idzie znacznie dalej w intymnych zwierzeniach.

„Płeć mamy w głowie, w duszy, w sercu” - wyznaje Anna Grodzka. Nie wiem jedynie, dlaczego używa liczby mnogiej mówiąc w pierwszej osobie, ale być może ten gramatyczny feblik to pozostałość po działalności w partiach postkomunistycznych SdRP i SLD. W każdym razie można powiedzieć, że płeć niepodzielnie panuje nad posłanką, skoro ma ją i w głowie, i w sercu, i w duszy. Rzadka dominacja nad osobowością.

Dominację płci w swoim życiu – również politycznym - potwierdziła także w niegdysiejszym wywiadzie z Robertem Mazurkiem sprzed półtora roku. Wówczas wyznała, że jej misją jest  "oswajanie ludzi z transseksualnością(...) odmienność była ważnym powodem kandydowania(...)z tą misją poszłam do Sejmu". Tutaj więc nie ma dwóch zdań, że także kandydowanie na wicemarszałka ma w podtekście misję(promocję?!) transseksualności, cokolwiek to dziwaczne sformułowanie miałoby znaczyć.

To jest ważne o tyle, że Grodzka deklaruje dzisiaj, iż jej kandydatura na wicemarszałka nie jest żadną prowokacją, tak jak nie byłaby prowokacją kandydatura kogoś leworęcznego, czy rudego. To są cechy osobiste, mówi Grodzka. Niestety, Grodzka nie pamięta już o swojej transseksualnej misji, z którą, jak sama głośno deklarowała, szła do Sejmu.

Rozmowa z Grodzką w Gazecie Wyborczej zatytułowana jest „Robię swoje”. Bardzo dobrze, każdy powinien robić swoje. Ale co ona teraz uważa za swoje – misję transseksualności, czy merytoryczną pracę parlamentarną? I właśnie tu jest pies pogrzebany, bo te dwie różne deklaracje kwestionują jej wiarygodność. Dzisiaj mówi, że zmiana płci to jej sprawa osobista, ale półtora roku temu to była misja niesiona wysoko na sztandarze.

To jak to w końcu jest? Czy Grodzka będzie wicemarszałkiem merytorycznym, wyrzeknie się swojej transpłciowej misji? Jeśli tak, to niech się jasno wypowie. Nie można tworzyć precedensu, gdyż to zaraz wykorzystają jacyś obsesjonaci. A bo to mało mamy różnych transów - transformersi, translatorzy, transglobaliści, czy choćby transportowcy. Każdy odłam teraz będzie chciał mieć swojego wicemarszałka. Nie można do tego dopuścić, niech więc Grodzka odszczeka tę misję, albo zrezygnuje z kandydowania.

Ja osobiście muszę szczerze wyznać, że nigdy nie zastanawiałem się, gdzie mam swoją płeć, bo jakoś to chyba wiedziałem „od małego”, że się tak wyrażę. Ale być może, nie wykluczam, jestem bezrefleksyjnym bucem, który przeżyje życie nie głowiąc się specjalnie nad wieloma rzeczami, w tym także nad swoją płcią. Jedno wiem na pewno, że ją mam i to mi wystarcza. A ponieważ moja płeć mi nie nie przeszkadza, więc myślę, że jest dobrze umiejscowiona. W każdym razie z Grodzką bym się nie zamienił.

Dawno temu, w zamierzchłych czasach, kiedy studiowałem w Wyższej Szkole Morskiej, studenci młodszych lat, po kilkanaście osób w grupie, mieli wielomiesięczne praktyki na statkach. Jak to zwykle bywało w siermiężnej komunie, państwo ludowe nie mogło pozostawić dwudziestolatków samym sobie na tak długi okres. Stworzono więc instytucję opiekunów praktyk. W opiekunów wcielali się kolejno różni wykładowcy, dla których to była frajda spędzić pół roku w egzotycznej podróży, nic kompletnie nie robiąc, a jeszcze dostając za to nieliche pieniądze.

Jeden z takich wykładowców, świeżo po powrocie z podróży stał się obiektem naszych kpin, podpytywaliśmy go z małpią złośliwością, jak sobie radził z brakiem kobiety. Mieliśmy bowiem po dwadzieścia kilka lat, prawie skończone studia, więc wszystko albo prawie wszystko kojarzyło nam się z seksem. Chyba przesadzam, jednak nie tak znowu wiele. Każdy, dla kogo młodość to wspomnienie dość odległe, chciałby zapewne wrócić do tamtych czasów. Ja również, ale pod pewnym warunkiem – kiedy wspomnę moje szczeniackie wygłupy, to włos mi się jeży na głowie na myśl, że miałbym wrócić do takiego stanu umysłu.

W każdym razie ów wykładowca cierpliwie przeczekał nasze durne śmichy chichy i potem powiedział coś, co stało się dla mnie pewnym punktem odniesienia w życiu. Krótkie zdanie: mężczyzna panuje nad swoją męskością. Ja w każdym razie starałem się swoją płeć trzymać w ryzach. A muszę dodać, że nie jestem pruderyjny i podobnie jak Leopold Tyrmand uważam, iż erotyzm jest klejnotem naszej egzystencji.

Ale klejnot musi mieć wdzięk, styl, szlif i oprawę. Nie mówię tu o fizycznej urodzie. Ja wierzę Grodzkiej, że miała, czy ma nadal problem ze swoją seksualnością. To jest dla mnie oczywiste, że skoro homoseksualiści mają problem z płcią odmienną, to można mieć i ze swoją. Jednak nie można być na serio obrońcą jakiejkolwiek płciowości czy seksualności, jeśli się to czyni z wdziękiem wilka przebranego za babcię Czerwonego Kapturka. W tym sensie posłanka Grodzka jest chodzącą prowokacją wobec tradycyjnego erotyzmu.

Ciekawa historia zresztą z tą płcią w głowie, bo dotychczas spotykałem się z twierdzeniem środowisk feministycznych i homoseksualnych, że płeć jest w mózgu. To jest istotna różnica, bo taka płeć mózgowa nikomu nie wadzi, siedzi sobie w mózgu, jak każda inna kolonia szarych komórek. Natomiast płeć sąsiadująca w głowie z mózgiem może z nim rywalizować, walczyć o dominację, a nawet mogą się nawzajem atakować w celu zawładnięcia jak największym terytorium. A chyba wszyscy wiemy, że nie ma nic gorszego, jak płeć, która się rzuca na mózg.

http://wyborcza.pl/1,75478,13341234,Grodzka__Robie_swoje.html

http://www.rp.pl/artykul/938000.html?print=tak&p=0

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka