Nikomu i z niczego się nie tłumaczę. Dopóki nie uczyniłam komuś draństwa, jestem odpowiedzialnym człowiekiem. I jako taki, przestrzegam zasad. Byłam znowu na Krakowskim Przedmieściu, na Marszu Pamięci.
Sam dojazd do Warszawy co raz przypominał niekończącą się przygodę, ale spotkanie z podobnie odczuwającymi, przekonanymi, że trzeba dać świadectwo, jest mi potrzebne.
Uświadamia, że nie jestem tylko ciemnogrodem z prowincji, ale równowprawnym uczestnikiem ruchu na rzecz Prawdy. A ponieważ raporty komisji wszelkich nieudolnych i podległych, zniewolonych i dobrowolnie oddanych, wywołują już tylko uśmieszek zażenowania, bo kłamstwo ukryć się nie potrafi, mam w Warszawie, w rocznicę katastrofy, okazję do wzmocnienia szeregów maszerujących w obronie Prawdy.
Nieważne, z flagą, czy bez, od samego rana, czy dopiero w Archikatedrze na mszy świetej, stoję po stronie tych, którzy już w walce o swoje racje żadnego słowa nie wypowiedzą.
Jestem z ich bliskimi, modlę się o przywrócenie im czci, pamięci i prawa do obrony ich godności.
I było nas nie kilkanaście, ale kilkadziesiąt tysięcy.
Nie ulegam egzaltacjom. Myślę realnie i trzymam się zasad.
Skoro po czterech latach nie wiemy, jak zginęła grupa 96. wspaniałych Polaków, to Polska egzamin z troski o swoich obywateli oblała z kretesem.
Skoro na Krakowskim Przedmieściu nie pojawiają się w rocznicę katastrofy przedstawiciele innych ugrupowań politycznych, to demostrują oni niewdzięczność wobec swych dawnych, nieżyjących już, kolegów, przyjaciół..
Dziwnym zrządzeniem losu, czy partyjnego nakazu, obowiązuje nawet po śmierci podział ważności ofiar, skoro dla premiera jakiś tam "maratonik" jest ważniejszy, niż zapalenie znicza na Krakowskim, pod krzyżem.
Czegoś się boi premier, chowając się w każdą rocznicę. Może tego, że pamiętamy mu Dolomity, oddanie śledztwa, spotkania z Putinem - to z 1. września 2009 i to z 7. kwietnia 2010.
A Prezydent? My wiemy, że usunął krzyż, że śmiał się na płycie lotniska, kiedy ustawiano tam trumny, że nazywa katastrofę "wypadkiem lotniczym" i że taką drogą znalazł się w pałacu prezydenckim na miejscu śp. Prezydenta, profesora Lecha Kaczyńskiego. Takie dziedzictwo może ciążyć. Pod warunkiem, że zna swoje miejsce w szeregu i siebie nie przecenia.
Dopóki tyle wątpliwości będzie mi towarzyszyć, kiedy myślę o katastrofie na Siewiernym, będę w każdą jej rocznicę przychodzić na Krakowskie Przedmieście.
Co roku jest inaczej.
W 2013 drogi dojazdowe do Warszawy przypominały trasę slalomu, bo nagle był "wysyp" ich przebudowy. W 2014 tablicę zamontowaną niegdyś przez prezydenta Komorowskiego oblał ktoś białym płynem i zaraz pozwolił się złapać straży miejskiej.
Podczas mszy kobieta słusznej postury przy pomocy megafonu próbowała zakłócić homilię arcybiskupa Dydycza. Ona i towarzyszący jej mężczyzna musieli opuścić Archikatedrę. Wiem, że nasila się znowu działanie przeciwników patriotycznych akcji w Polsce. Widać to w internecie, pozostałe media usilnie starają się wywalczyć sobie palmę pierwszeństwa w drwinach ze wszystkiego, co polskie, co patriotyczne.
Mam więc propozycję, byśmy uzyskali jasność, kto za kim stoi. Kto kłamie i w czyim imieniu.
Proszę kłamać, drwić, hańbić, wyśmiewać, poniżać i znieważać w każdym innym języku, tylko nie w języku polskim. Dla wielu będzie to nawet prostsze. Albo milczcie.
Ale - przemilczeć - to zabić prawdę.
Zostawmy nasz język ojczysty nieskalany i wyrażajmy nim rzeczy godne i szlachetne.
I tylko Prawdę.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo