Oj krucho z logiką u pana Saramonowicza. Oj krucho. Myśl przewodnia felietonu: „wiązanie religii z nauką jest jak łączenie ognia z wodą”. Czyli niech się wierzący nie trudzą, bo tych dwóch światów połączyć się nie da. W podtekście daje się nam do zrozumienia, że autor jest człowiekiem szczęśliwie niewierzącym ,więc na te próby patrzy z wyższością i nawet pobłażliwością. Argumenty? No jasne. Zawsze wyciągamy z kapelusza księdza de Beriera, który zdaniem Saramonowicza twierdzi, że są lekarze, którzy „ rozpoznają urodzonych z in vitro po bruździe”. Ciekawe, czy pan S. czytał całą wypowiedź księdza, czy tylko cytat, którym zachłystywały się media, wyciągnięty mocno z kontekstu. A przecież ksiądz cytował badania naukowe. Twierdził, że są znane w wielu krajach, niestety nie w Polsce, bo to nie jest politycznie poprawne. Z tych badań ma wynikać, że u dzieci urodzonych z in vitro występuje większe ryzyko chorób genetycznych. Jedną z nich jest choroba, która powoduje charakterystyczną bruzdą. Czyli bruzda jest charakterystyczna dla pewnej choroby, a nie dla urodzonych z in vitro. Pan S. nie podważa samych badań, zresztą agresywne wobec księdza media też tego nie robiły, bo ich pewnie nie znały. I nie ma sensu stosować logiki, skoro lepiej pośmiać się z księżulka.
Inny argument jest jeszcze bardziej zadziwiający. Pana S. zdumiewa dyskusja parlamentarna dotycząca projektu ustawy zaostrzającej aborcję. Chodziło przede wszystkim o aborcję eugeniczną, czyli usuwanie „płodów” obciążonych zespołem Downa, co jest możliwe do 21 tygodnia ciąży. Pan S. pisze: „Argument mający uzasadniać zakaz usuwania płodów, u których w badaniu prenatalnym stwierdzono zespół Downa, nie był religijny, tylko medyczny: wada genetyczna nie może być pretekstem do aborcji, bo wada genetyczna to żaden powód do nieistnienia. Jak się to zatem ma do katolickiego ostrzegania przed in vitro jako techniką, która ma może wady genetyczne- w dodatku wyimaginowane, a nie realne- powodować?” Z dalszego wywodu wynika, że jak pięść do nosa. Oj krucho z logiką, krucho. Przecież tu argument naukowy potwierdza i wzmacnia argument religijny. Byłoby lepiej ( logicznie?) gdyby pani Godek grzmiała: zmieńcie ustawę, bo tak chce Bóg? Po to by walczyć z aborcją, nie trzeba uciekać się do religii. Skoro nie ma jednego dokładnie wyznaczonego przez naukę początku człowieka ( jest wiele różnych prób definicji, ale brak jednej, która przekonuje wszystkich, także w środowisku naukowym ) za pewne można przyjąć jedno: zapłodniona komórka zawiera pełny genotyp nowej istoty ( kolor oczu, kształt nosa, charakter, wszystko). Więc najbezpieczniej przyjąć ten właśnie moment za początek i chronić wszystkie następne etapy. To argument naukowy. Religia tylko go potwierdza. Zabijanie dzieci z zespołem Downa, albo też zwyczajnie nie ratowanie ich, gdy rodzą się żywe, jest okrucieństwem i upadkiem ludzkości. I tu też nie trzeba argumentów religijnych. Zabijamy życie, które jest dla nas niewygodne. Drogi panie S. czy widział pan, jak wygląda 21-tygodniowy „płód”? Jesteśmy zwykłymi egoistami. Matce chorego dziecka nie chodzi o współczucie, ale o realną pomoc. I tę trzeba zorganizować, a nie „aborcję w godnych warunkach” Argument religijny: każde życie jest świętością, nie zabijaj- pozwala nie brnąć w pokrętne dylematy: kto może żyć, a kto nie. A obraz 21-tygdniowej ciąży w badaniu USG tylko ten argument wzmacnia.
otwarta na odmienny punkt widzenia, ciekawa ludzi i zdarzeń, nieustająco zdumiona ogromnym dystansem dzielącym słowa od czynów.Wciąż szukam miejsc, gdzie dyskutując można się "pięknie różnić".Wierzę, że człowiek potrafi być przewidujący i odpowiedzialny, państwo powinno mu w tym pomagać, a nie przeszkadzać nadopiekuńczością.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo