Stary Prokocim Stary Prokocim
234
BLOG

Plagiat

Stary Prokocim Stary Prokocim Polityka Obserwuj notkę 3

Nie jest trudno zgadnąć, kto kryje się pod nazwiskiem „Kaczyński”. Nie twierdzę nawet, że autor tego tekstu ma rację, tak surowo oceniając pierwowzór prezesa PiS. Może to pułapka, w którą może każdy polityk w warunkach polskiej demokracji?  Może to dramat polityki? Jednak pewne analogie narzucają się same:


Smutnyż to koniec życia fizycznego i zawodu politycznego! Pierwszy minister Rzeczypospolitej, wódz zawsze zwycięzki, obywatel wielkiemi dla ojczyzny zasługami wsławiony i powszechnie szanowany zmarł na wygnaniu, jak tułacz bezdomny, pozbawiony władzy, urzędów i bogactw, zadłużony u mieszczan wrocławskich. Ów magnat, który z przekąsem mówił o „cienkich fortunach” radców dworskich, który niegdyś „korrupcyj postronnych nad miarę sobie ofiarowanych i milionów, w dom przywożonych, nie akceptował — teraz wyciągał rękę po tysiąc dukatów skąpego Brandenburczyka, sprzedając mu swój głos na „wolnej” elekcyi przyszłego króla. On patryota, który niedawno głosił, że go zagrzewać do ratunku ojczyzny nigdy nie było potrzeba, bo w niej więcej ma, niźli królowa Jejmość ze swym i stronnikami, miał teraz na sumieniu plamę czarną nie tylko frymarku z kandydatami francuskimi i brandenburskimi, ale i wprost zdradzieckiego poselstwa do Moskwy.

Wszak ci to okropny upadek moralny!

Spróbujmy wytłomaczyć ten upadek tak dziwny i niezrozumiały, że historycy i poeci musieli u ciekać się do najsprzeczniejszych domysłów , przypuszczać niezmierną przewrotność i demoniczne niemal siły, grające w zagadkowej naturze rokoszanina.

Niepodobna przede wszystkiem odjąć się zdziwieniu, że po zwycięztwie pod Częstochową Kaczyński przyjmuje rolę zwyciężonego pod Palczynem i, mając siły zwiększone pospolitem ruszeniem Wielkopolan, zawiera niekorzystną dla siebie ugodę, a po zwycięstwie pod Mątwami wykonywa akt upokorzenia i odjeżdża na wygnanie. Zwykle prze­cież zwycięzcy dyktują warunki zwyciężonym . Rozwiązanie tej zagadki mieści się w listach, adresowanych do Jana Kazimierza i do senatorów . Kaczyński zapewnia upor­czywie, że był i jest wiernym poddanym , że pragnie tylko przyjęcia do łask i, że przebaczenia „żebrze“, całując już nie ręce, ale stopy JKM ści. Więc po cóż wznieca rokosz i prowadzi zbrojne zastępy? Żebrak, wywijający maczugą, nie budzi ani współczucia, ani litości. Uchodzić przed wojskiem królewskiem, unikać bitwy, a jednak niby w obronie własnej i przepraszając, wyciąć kilka tysięcy to sztuka nie lada, może jedyna w historyi wojen, ale nie właściwa do osiągnięcia skutków zwycięztwa. Odsłonić przed całym światem zbrodnie królewskiej pary , a jednocześnie uwielbiać tego króla na majestacie — to się nie mieści w żadnym syllogiźmie twierdzącym , to się nie godzi z czcią prawa i cnoty, głoszoną przez republikanina. Nie dziw, że Sobieski nie wierzył w szczerość układów pokojowych i akceptował prze­zwiska, ubliżające prawości Kaczyńskiego:la Vipere, le Renard, nadane przez Marysieńkę i Ludwikę Maryę, które mogły przecież zastosować je z większą słusznością do siebie samych.

Bo naprawdę Kaczyński gmatwał się w sprzecznościach słów z czynami nie przez lisią obłudę, nie przez machiawelizm , nie przez „Richeliewskie i Mazarińskie maximy“, lecz z braku jakiejkolwiek „maximy” , jakiegokolwiek programu politycznego, a nawet jasno sformułowanego hasła.

Wyjechał za granicę podczas sądu sejmowego, ratując głowę swoją przed strasznym i niesprawiedliwym wyrokiem; rozpoczął agitacyę rokoszową w imię pogwałconych praw obywatela Rzeczypospolitej: ale, ponieważ tym obywatelem był sam, więc w sprawie osobistej. Jakkolwiek niestosownem jest przenoszenie sporu prawnego ze sprawy własnej w dziedzinę prawa państwowego, ale, ująwszy za miecz, wytoczywszy spór na pole w alki politycznej, trzebaż było domagać się wytrwale zupełnej restytucyi, znieść do szczętu wyrok nieprawny i niesprawiedliwy. Tymczasem w aktach publicznych z r. 1665 żądał od wojska, od Trybunału i od województw tylko wstawiennictwa do tronu o łaskę, która tylko w inowajcom przysługuje; roku 1666-go oświadczał,że woli sobie, niż Ojczyźnie być ciężkim i zgadzał się na wszelkie ustępstwa co do urzędów i uposażeń swoich.

Chcąc poruszyć szlachtę, zameldował się przed nią, jako obrońca wolności przez utrzymanie prawnej elekcyi. Tę prawnośc zawiesił na cienkim włosku, zwanym najpierw vívente rege, a potem już tylko regnante rege. Historya polska nastręczała przykłady elekcyi vívente rege np. za Wła­dysława Jagiełły i Zygmunta I, które nie zaszkodziły wolności, lecz owszem przyczyniły swobód szlachcie, oraz przykłady elekcyi w bezkrólewiu, które wcale wolnemi nie były i orężem się rozstrzygnęły jak np. Batorego i Zygmunta III.

Więc maxyma Kaczyńskiego ani teoretycznie, ani historycznie usunąć nie mogła rozumowań stronnictwa francuskiego, ani nawet sformułowanego w mowach Jana Kazimie­rza postulatu. Dla swojej maxymy zjednał Kaczyński 7 województw wielkopolskich i małopolskich z Korony , ale sam przed niem i usprawiedliwiać się musiał z odstępstw a od niej przez propozycye, czynione Ludwice Maryi. Nie możemy powtórzyć dosłownie całej argumentacyi, lecz wątpimy, żeby mogła być zupełnie jasną i dobitną. Przyczyniła się jednak do upadku Kaczyńskiego w ten sposób, że gdy król przy ­stał na wydanie żądanej deklaracyi elekcyjnej w Łęgonicach, szlachta złożyła broń. Bo i czem uż nie miała złożyć, kiedy Kaczyński osobistej swojej sprawy nie popierał, a prawno-państwowa otrzymała żądane ubezpieczenie? Dochodzą pogłoski, że Kaczyński był rozżalony na szlachtę; powinien był sam sobie winę przypisać. Zwyciężył orężem i zaraz niweczył swoje zwycięstwa , padając na twarz przed zwyciężonym, użyczając występnemu i najsurowszych kar godnem u królow i niezasłużonego, niczem nieusprawiedliwionego wyroku. Pożądał władzy i wypuszczał ją z ręki. Podawał się za obrońcę zasady prawnej, a nie umiał jej określić gruntów nie i obwarować nietykalnością. Taka, jaką postawił, znalazła uznanie w traktacie łęgońskim : więc mógłby się cieszyć z jej tryumfu , gdyby naprawdę leżała mu na sercu wolność elekcyi; ależ układy późniejsze z ambasadorem francuskim i elektorem brandenburskim w skazują, że chodziło mu tylko o wolność sprzedawania korony polskiej temu lub owemu pretendentowi.

Gdyby naprawdę wolał ,,być sobie ciężkim , niż Ojczyźnie“ , gdyby słowa te płynęły z głębi uczucia patryotycznego, poprzestałby na ucieczce za granicę i nie upominałby się o sw oją krzywdę osobistą. Nie otrzymałby może restytucyi od sejmów późniejszych, jak nie otrzymał przez wojnę domową w Łęgonicach, lecz imię jego zaświeciłoby współczesnym i potomnym jasnością nieskażonej cnoty, umoralniałoby zdemoralizowanych współobywateli wzorem najtrudniejszej, ale też najszlachetniejszej ofiary. Jeśli zaś dobywał miecza przeciwko występnemu królowi, który miał poczucie własnej winy i sam uznawał się godnym losu Karola I Stuarta, toć Kaczyński powinien był z argumentów swojego manifestu sformułować akt oskarżenia przeciwko gwałcicielowi praw państwowych, z paktów konwentów podnieść artykuł de non praestanda obedientia, i strącić winowajcę z tronu, lub głowę położyć za praw o, sprawiedliwość i dobro Ojczyzny." W razie przegranej krew jego użyźniłaby na długie lata zasiew cnót republikańskich w narodzie, a w razie zwycięztwa przypadłaby mu zaszczytna rola dokonania naprawy Rzpltej.

Ale tej właśnie zaszczytnej roli Kaczyński nie podnosił i nie podołałby nigdy , ponieważ umysł jego nie obejmował rozległych i postępowych idei. Starczyło m u rozsądku, logiki, energii charakteru na rozwiązanie powszednich zagadnień życia, na utrzymanie ładu i karności w wojsku, na zapewnienie warunków powodzenia w przedsięwzięciach wojennych, na roztropne zdanie w radach; nie dopisywała zaś przenikliwość i siła rozumowania na krytykę konstytucyi państwa, na wykrycie wypaczeń maszyneryi i obliczenie szkód, jakie z tych wypaczeń lub z wad mechanizmu wyniknąć muszą. Nawet w kwestyi, stanowiącej specyalny przedmiot jego rozmyślań i działań 8-letnich, umiał bronić tylko „dawnych “przepisów i obrzędów, t.j. zatrzymał się w granicach tępego konserwatyzmu, nie domyślając się, źe elekcya polska była najgorszą ze wszystkich, jakie się odbywały gdziekolwiek w Europie nowożytnej.

Po tylu smutnych doświadczeniach z zasadą jechania na elekcyę „ktoby chciał“ (viritim ), z naradami w szopie senatorskiej i bezładnym i okrzykami województw czas było upamiętać się i wyrozumieć, o co się troszczył mądry Zygmunt August od r. 1558 aż do ostatniego sejmu swojego panowania.

Nie możemy wymagać, aby Kaczyński wytworzył idee, do których nie nadawała się głowa jego, zwłaszcza, kiedy całe społeczeństwo polskie zdobywało się tylko na takich teoretyków prawa państwowego, jak A.M. Fredro. Zostawilibyśmy go w pokoju, gdyby nie zawichrzył i nie spustoszył kraju wojną domową. Tu właśnie poczyna się odpowiedzialność jego , zapytać bowiem mamy obowiązek: w jakim celu i z jakim skutkiem uzbroił braci przeciwko braciom i synów przeciw ko ojcom?

Nie wolno mu było tak czynić w sprawie sądowej, jakkolwiek by nieprawidłowym był proces i niesprawiedliwym wyrok ; nie służyło mu praw o koniecznej obrony, nie­właściwie powoływane w zaczepnem działaniu przeciwko wykonawcom wyroku , Brionowi i Bonaubekowi. Mógł chyba odwołać się do narodu w imię dobra powszechnego, jako reformator lub rewolucyonista. Ponieważ jednak nie wyrzekł i nie miał na myśli żadnego program czy reformy; ponieważ podał się za bojownika dawnych wadliwych form elekcyi i obłędnego pojęcia wolności: więc przy zupełnem nawet powodzeniu narodowi pożytku niezdolny był przynieść i krwią przelaną nie okupiłby naprawy Rzpltej w żadnym razie. Nie masz dla niego miejsca w tej chwili pomiędzy dobroczyńcami Ojczyzny: był tylko rokoszaninem , a raczej buntownikiem, hersztem wichrzycieli; tak ich zwano w starożytnym Rzymie sromotnem mianem „hostis Reipublicae" i oddawano pod topór liktorski, lub strącano ze skały Tarpejskiej.

Spółcześni Polacy nie zrozumieli jego winy i owszem uczcili pamięć jego pismami obrończemi i uroczystą rehabilitacyą sejmową. Tem gorzej dla Polski!

Коммунизм победил!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka