Stary Prokocim Stary Prokocim
211
BLOG

Ku pamięci

Stary Prokocim Stary Prokocim Rozmaitości Obserwuj notkę 2
Jako bloger oddany Ojczyźnie i sprawom dla niej najważniejszym zestarzałem się już tak, że pozostało mi jedynie powtórne wklejanie starych notek. Tekst poniższy pochodzi z czasów głeboko PO-wsko przedpandemicznych. Jest zatem prahistorią salonu 24. Niech zatem starzy blogerzy wytłumaczą młodym kto to był(a) RRK i niech ocenią, czy tekst sprzed bodaj 9 lat się zestarzał. Niech starzy uczą młodych! Pierwotny tekst ukazał się pod tytułem „RRK a jej pomnik”

Budowa nowego, wspaniałego świata niemal dobiegła końca. Pisowskość i moheryzm stały się zjawiskami tak marginalnymi, że zaczęto się zastanawiać nad zachowaniem ich resztek w postaci ochrony rezerwatowej. Gdzieś na pograniczu województw podkarpackiego i lubelskiego znaleziono dwie wsie, które spełniały warunki wymagane przez Komisję Europejską dla terenów chronionych. Dla ustanowienia Rezerwatu Pisowskości wytypowane dwie wsie: Mohery Górne i Mohery Dolne. Koszta związane z powołaniem i utrzymaniem rezerwatowej administracji pokryto ze środków unijnych.

Wsie różniły się od siebie: Mohery Górne położone były na piaszczystej wydmie, w dużej części zalesionej lichym, sosnowym lasem, pozostałą część użytkowano jako liche żytnio-ziemniaczane pola, a część północno-wschodnią jako pastwisko, na którym wypasano owce.

Inny charakter miały Mohery Dolne, położone nad rzykom, gdzie krajobraz wypełniały łąki, zarośla olchowe, staw i torfowiska. Dzięki udogodnieniom Komisji Unijnej zezwolono tutaj na tradycyjne formy gospodarki, takie jak wędzenie kiełbasy, owijanie towaru w sklepie w papierowe torby, dzięki czemu obie wsie stały się atrakcją agroturystyczną. Na jedno tylko władze PO-wsko-unijne się nie zgodziły: na kościół. Nie wolno było klękać przed księdzem. Podniosło się wielkie larum, że mohery jednak przed czymś klękać muszą. Wymyślono tedy genialny kompromis: w połowie drogi między Moherami Górnymi a Dolnymi postawiono figurkę z podobizną Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej, Frasobliwej Naturalnych Rozmiarów, wykonaną z Lastrika. Nie wiadomo jednak czy to z powodu moherowej jakości wykonania, czy innej, dość że nos RRK był garbaty. Może drut zbrojeniowy utrzymujący nos był w tym miejscu skrzywiony. Nałożono na mohery karę w wysokości 70 000 złotych za przemycanie treści antysemickich. Jakiś moher w nocy nos odrąbał. Kwestia antysemityzmu postumentu została niejako zamknięta, za to nałożono na mohery 70 000 zł kary za wandalizm, niszczenie pomnika. Wreszcie nowy nos doklejono z użyciem najnowszych technik unijnych, ten już był i ładny i zgrabny i nie odpadał. Za to zaczął się powoli przebarwiać na czerwono. Z początku wydawało się, że RRK się przeziębiła, później jakby regularnie nadużywała alkoholu, co jest nieprawdą, wreszcie zaczęła z niego kapać czerwona farba, jak w przypadku ofiar przemocy w rodzinie lub stałych bywalców dyskotek w Radziechowicach k/Radomska, wreszcie zaczął sinieć jak spód kapelusza podgrzybka brunatnego i od tej pory przestano się nim interesować. Postument położony był, jako się już rzekło w połowie drogi między Moherami Górnymi a Dolnymi, (nieoficjalna nazwa: Mohery Średnie) na skraju sosnowego zagajnika z rzadka przetykanego dębami, brzozami, osikami i lipami, stał się obiektem majowych zbiórek ludności moherowej, która podśpiewywała sobie tutaj Siwa gąska, siwa i inne takie. Pomnik RRK stał przy drodze, pod kiepska rosnącą lipą; tedy lud moherowy nazwał go Figurka Pod Lichą Lipą. Pomiędzy wsiami zachodziły pewne różnice w zamożności, Mohery Dolne były wsią nieco bogatszą, gdyż siano zawsze będzie droższe od słomy, ryby od grzybów itd. Moherzanie Dolni wyspecjalizowali się w hodowli gęsi i od tego czasu moherowe poduszki i pierzyny stały się ważnym źródłem dochodu. Z pomocą Unii obie wsie wzięły udział w konkursie „Moher potrafi” na najsmaczniejszą przekąskę. Moherzanie Górni wtopili całkowicie. W kategorii „potrawy ostre” zaproponowali przekąskę z żywych szerszeni owiniętych nicią pajęczą ulegającą biodegradacji w procesie trawienia. Niestety zapomnieli nalepić ostrzeżenia: „Produkt o krótkiej trwałości przydatności do spożycia”, za co zapłacili 70 000 zł kary. Jak wiemy, spożywanie nieświeżych szerszeni może być przyczyną wielu groźnych chorób. Natomiast Moherzanie Dolni zdobyli wyróżnienie w kategorii „potrawy łagodne” za oczy cielęcia idącego na rzeź w oleju lnianym - niesolone. Polecane one są jako środek wspomagający przy leczeniu nadciśnienia tętniczego. Z tymi Górnymi było już bardzo źle, ale przerzucili się z hodowli owiec na kozy i ich hipoalergiczne mleko również stało się przebojem, podobnie jak kozie skóry i mięso, a jałowe pastwiska Moherów Górnych sprzyjały hodowli kóz.

Zaznaczały się pewne różnice w wykształceniu. Moherzanie Górni gospodarując w gorszych warunkach, stworzyli wyższą kulturę materialną i byli nieco lepiej wykształceni. Niestety nie odbyło się bez zarozumialstwa tym spowodowanego.

Władze rezerwatu dbając o jego rozwój, zdecydowały się na unifikację moherowych ubiorów tak, by jego mieszkańcy byli atrakcją turystyczną, podobnie jak wilki czy Ukraińcy w Beskidzie Niskim. I tak – panie były zobowiązane do noszenia chust lub moherowych beretów (do wyboru) oraz pasiastych, „łowickich” spódnic, panowie mieli obowiązek chodzenia w kufajkach i beretach z antenką, z tym że byli sołtysowie i członkowie PSL mieli przywilej zakładania kapeluszy oraz nie musieli nosić bród. Wystarczyły same wąsy. Dziewczęta do 16 roku życia miały obowiązek noszenia warkoczy. Wszyscy bez względu na wiek, płeć i porę roku mieli obowiązek chodzenia w gumofilcach.

Tak zorganizowany rezerwat stał się prawdziwą turystyczną atrakcją. Szczególnie upatrzyli go sobie motocykliści. Co prawda drogi rezerwatu były fatalne i mohery musiały płacić wysokie odszkodowania za uszkodzenia zawieszenia motocykli na moherowych wertepach, nie odstręczało to jednak amatorów mocnych wrażeń do odwiedzin, wrażenia z moherowych wakacji były niezapomniane. Szczególnie fajnie było odbyć rajd nocą, upatrzyć jakieś zgromadzenie moherów, wjechać w nie swoim kawasaki 1300, a nie jakimś szajsem, mohery rozbiegały się jak zające!

Za dnia preferowano jednak piesze wycieczki: grzyby (Mohery Górne), ryby (Mohery Dolne) Któregoś dnia turyści spotkali na swej drodze Moherzanina Górnego, Antoniego Le-góótkę,człapiącego się w swych gumofilcach.

- Ej, ty – gumofilcarz – zaczepił przyjaźnie jeden z turystów, siedzących na swym kawasaki 1300. - Masz komórkę?

- no, mam odparł pokornie Le-góótko

- to send mi esemes!

Ferajna wokół posiadacza kawasaki zarechotała głośno. 

- Pragnę zauważyć, odparł zawstydzony Le-góótko, że studiowałem anglistykę i wyrażenie: send mi esemes nie brzmi naturalnie, powinno być send mi dze messidż, bo skrót SMS znaczy Szort Messadżis System. Co Pan właściwie chce wysłać przez tę komórkę: wiadomość czy system krótkich wiadomości?

- Eeee, moher tyś widzę wykształcony! Gdzie Cię tak wyuczyli w tym Moherowie?

- Daj spokój, dodał drugi, to kryminalista, już raz był skazany prawomocnym wyrokiem sądu za deprawowanie młodzieży, dlatego wylądował w rezerwacie.

- Kryminalista i recydywista, kara nic go nie nauczyła, znowu wq***a młodzież, wtórował drugi,

siedzący na hondzie, skromniejszej niż kawasaki 1300.

- Nie może być tolerancji dla osób łamiących prawo, recydywistów, w końcu to jest państwo prawa!

- Racja, krzyknęła zgodnie cała zmotoryzowana drużyna, w mordę mu.

I tak go stłukli, że Le-góótko zmarł.

Motocykliści nie kryli słów oburzenia:

- Q***wa, wszystkiego dorobiłem się sam, podatki zapłać, ZUS zapłać, socjal dla nierobów moherów opłać, nikt nigdy na mnie nie robił a taki je*any gumofilcarz żyjący z naszych podatków, naszej krwawicy będzie się tu wymądrzał!

Rodzina musiała zapłacić 70000 złotych kary za to, że zwłoki denata utrudniały przejazd innym motocyklistom. Sąd uznał Le-góótkę za winnego całego zajścia, ale zwolnił od kary ze względu na jego zgon.


I tak mijały lata. Mohery nauczone, że turystom się nie podskakuje, nie próbowały już nawet uczyć ich angielskiego. Wyprawy motocyklistów zrazu częste i liczne stawały się coraz rzadsze aż ustały zupełnie. Mieszkańcy rezerwatu byli prawie pewni, że poza jego granicami coś się wydarzyło, jednakowoż nie śmieli tego sprawdzić. Aż tu któregoś letniego dnia wjechała na teren rezerwatu karocą zaprzężoną w cztery konie para prawdziwych arystokratów: Nasturcja Le-minżanka i jej brat Pfilipf Le-Ming, potomkowie jakiejś starożytnej francusko-chińskiej dynastii. Ponieważ kuchnia francusko-chińska stała się teraz modna, próbowali oni pozyskać surowiec dla nowego specjału wykwintnych salonów – żabich udek usztywnianych pędami bambusa. Bambus trzeba było importować ze Wschodniej Azji, ale Moherzanie Dolni bardzo chętnie zgodzili się dostarczać żabie udka, zwłaszcza że cena zaproponowana przez Pfilipfa Le-Ming była korzystna. Konie cierpliwie ciągnęły karocę pod górkę, bo czcigodna para właśnie udawała się w kierunku Moherów Górnych. W połowie drogi pod figurką RRK-F-NR Pfilipf Le-Ming ujrzał coś, a raczej kogoś, od kogo nie mógł oderwać oczu: wyjątkowej urody dziewczynę, wobec której Pfilipf Le-Ming nie umiał być obojętny. To Była Zosia Le-góótko, wnuczka nieszczęsnego Antoniego.

- Podejdź dziewczę, powiedział Pfilipf do Zosi, jak się nazywasz?

- Zosia Le-góótko odparła dziewczyna, zgodnie z prawdą.

- Francuzka? - spytał zaskoczony Pfilipf.

- Nie rozumiem – odpowiedziała Zosia, bo żyjące w izolacji mohery traciły już poczucie narodowej świadomości.

- Nieważne, ale jak zrozumiesz send mi dze messidż!

- Send mi esemes! - zakrzyknął zgodnie i głośno tłum Moherzan (Górnych i Dolnych) zgromadzony wokół Figurki Pod Lichą Lipą, po czym wszyscy Moherzanie rozdziawili szeroko gymby ze zdziwienia.

Milcząca dotychczas Nasturcja Le-Minżanka i patrząca nie bez dezaprobaty na zauroczonego urodą dziewczyny brata, Zosię i mohery nie wytrzymała i powiedziała:

- Pfilipfie, będziesz jeszcze musiał dużo pracy włożyć w ten moherowy lud, by go oświecić i nauczyć dobrych manier.


Коммунизм победил!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości