sine sine
150
BLOG

Matka Boska Częstochowska

sine sine Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

"Tęczowy" wizerunek NMP mnie nie obraża. Obraża mnie jego intencja.


Dawno temu i zupełnie gdzie indziej popełniłem tekst, który był raczej tylko cytatem. Więc zacytuję raz jeszcze:


Oto polska wiara. Polska wiara w mrokach niemieckiej okupacji widziana oczyma włoskiego faszysty. Zresztą bardzo niepoprawnego faszysty. Napisał te słowa Curzio Malaparte – wówczas korespondent wojenny – na marginesie opisu swojej wizyty u gubernatora generalnego Hansa Franka w Belwederze. Może to tylko fikcja literacka – Malaparte lubił koloryzować – ale gdy czytam jego słowa, przechodzą mnie dreszcze.

----------------------------------------------------------

- Pan był w Częstochowie, nicht wahr?

Owszem, byłem w Częstochowie kilka dni przedtem, zwiedziłem słynne sanktuarium. I byłem gościem braciszków należących do rzymskiego zakonu paulinów. Ojciec Mendera zaprowadził mnie do podziemnej krypty, w której przechowują wizerunek Czarnej Madonny, otaczany największą czcią w całej Polsce. Jest to obraz w stylu bizantyjskim, ujęty w srebrną ramę. Nazwa pochodzi od barwy twarzy, poczerniałej w dymie pożaru, który wzniecili oblegający klasztor Szwedzi. Stadthauptmann Częstochowy, który, jako bliski krewny Himmlera, był przedmiotem szczególnego lęku, nienawiści-i uprzejmości-zakonników, zezwolił w drodze wyjątku na pokazanie mi wizerunku Czarnej Madonny. Po raz pierwszy od początku okupacji niemieckiej w Polsce obraz miał być ukazany oczom wiernych i zakonnicy przyjęli tę niespodziewaną łaskawość z radosnym zdumieniem. Przeszliśmy przez kościół i zeszli w dół do podziemia, a w ślad za nami zeszła gromadka chłopów, którzy byli właśnie w kościele i widzieli nas przechodzących. Dwaj inspektorzy Stadthauptmanna Częstochowy, Günter Laxy i Fritz Griehshammer, oraz dwaj towarzyszący SS-mani zatrzymali się w progu i Günter Laxy dał jakiś znak ojcu Menderze, który spojrzał na mnie zmieszany, mówiąc po włosku:

- Wieśniacy.

Odpowiedziałem na cały głos po niemiecku:

- Wieśniacy tu zostaną.

W tej chwili nadszedł przeor klasztoru: drobny, chudy staruszek o pełnej zmarszczek twarzy; płakał i uśmiechał się przez łzy, od czasu do czasu wycierając nos wielką zieloną chustką. Złoto, srebro i cenne marmury lśniły łagodnie w półmroku kaplicy. Gromadka chłopów poklękała przed ołtarzem z wzrokiem wlepionym w srebrną kratę, która kryje i chroni starożytny obraz Matki Boskie jCzęstochowskiej. W ciszy podzwaniały tylko czasem karabiny dwóch SS- manów stojących nieruchomo w progu. Nagle głęboki odgłos bębnów zatrząsł murami podziemia i przy akompaniamencie srebrnych trąb, dźwięczących tryumfalnymi tonami muzyki Palestriny, krata zaczęła się powolutku unosić i ukazała się Czarna Madonna z Dzieciątkiem w ramionach strojna w perły i drogie kamienie iskrzące się w czerwonawym blasku świec. Wieśniacy płakali, przypadłszy twarzami do ziemi. Słyszałem zduszone łkania, stuk czół o marmurową posadzkę. Wzywali Madonnę po imieniu, przyciszonymi głosami:„Maryjo, Maryjo”, jak gdyby wołali kogoś ze swoich najbliższych - matkę, córkę, siostrę, żonę. Nie, nie tak jak matkę. Nie mówiliby w takim razie „Maryjo”, lecz „matko”. Madonna była matką Chrystusa, tylko Chrystusa. Dla nich była siostrą, żoną, córką, wzywali ją po imieniu, cichymi głosami: ”Maryjo, Maryjo”, jakby bali się, że ich usłyszą dwaj SS-mani stojący nieruchomo w progu. Głęboki groźny głos bębnów i przeraźliwe jęki długich srebrnych trąb wprawiały w drżenie fundamenty klasztoru, wydawało się, że lada chwila runie na nas marmurowe sklepienie. Wieśniacy wciąż wołali: „Maryjo, Maryjo!”, jakby chcieli obudzić zmarłą, jakby chcieli wyrwać ze snu śmierci siostrę, żonę czy córkę. W pewnej chwili przeor i ojciec Mendera obrócili się powoli, wieśniacy nagle umilkli i także odwrócili się i wszyscy spojrzeli na Güntera Laxy, na Fritza Griehshammera i dwóch uzbrojonych S-manów nieruchomo stojących u progu, w stalowych hełmach kryjących im czoła. Patrzeli na nich i płakali w głębokim milczeniu. Potem huk bębnów zabrzmiał jeszcze głośniej, odbity od kamiennych murów, srebrne trąby zajęczały pod marmurowym sklepieniem, krata opadała powoli; Czarna Madonna znikała w oślepiającym blasku klejnotów i złota. Wieśniacy zwrócili ku mnie twarze zalane łzami. Uśmiechali się do mnie.

Był to ten sam uśmiech, który wykwitał niespodzianie na ustach górników w głębi kopalni soli w Wieliczce pod Krakowem W ciemnych pieczarach, wyżłobionych w blokach soli kamiennej, tłum bladych twarzy, wychudłych wskutek głodu i udręki, ukazał mi się w dymnym świetle pochodni niby tłum widm. Stanąłem przed kościołkiem wykutym w soli: mała kaplica barokowa wykuta kilofami i dłutem pod koniec siedemnastego wieku przez wielickich górników. Posągi Chrystusa, Dziewicy i świętych - wszystko wyrzeźbione było w soli. Jak posągi z soli wyglądali też i górnicy, klęczący przed ołtarzem z bloków solnych bądź też stojący w progu ze skórzanymi czapkami w ręku. Patrzeli na mnie w milczeniu i uśmiechali się przez łzy.

Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jeszcze-nie-przypisane/polska-wiara


Dlaczego miałbym się wstydzić bycia "wieśniakiem"?




sine
O mnie sine

Nic ciekawego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo