Siukum Balala Siukum Balala
1019
BLOG

Port i miasto Dobre Miasto

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 51

Długi tegoroczny urlop, całkowicie spędzony w Polsce sprawił, że byłem wszędzie gdzie miałem być, ale też wszędzie tam gdzie nie planowałem. Wszystko było ok, bo urlop to najprzyjemniejszy element w życiu zawodowym pracoholików, bo ja niestety jestem pracoholikiem, ale dla równowagi jestem też urlopoholikiem. To się czasem przytrafia, takie uzależnienie. Znam wielu takich, którzy piją nałogowo, a dla równowagi są również uzależnieni od tytoniu... i to im pasuje, równoważy się. Mimo tej przyjemnej urlopowej atmosfery wydarzyła się jedna rzecz niepokojąca. Gdzie nie postawiłem swojej stopy, tam natychmiast odżywały wspomnienia młodości. To też nic złego, może to zwyczajnie oznaczać, że teren Mazur i Warmii mam turystycznie - excusez le mot - spenetrowany najlepiej, ale może też oznaczać, że pora umierać. Teść mojego sąsiada pojechał na wschód, kiedy już można było jeździć bez łaski i proszenia. Pojechał do Mołodeczna i nad Jezioro Narocz, o którym mówił, że to najpiękniejsze jezioro w przedwojennej Polsce. Pojechał nad to jezioro, niestety wspomnienia młodości odżyły i tydzień po powrocie już nie żył. Zabiły go wspomnienia młodości, tak to jest jak się nie ma nałogów i nie ma nic na podorędziu, czym możnaby stres rozładować.


Od powrotu z Polski minął już miesiąc, więc to bezpośrednie zagrożenie minęło, może wspomnienia młodości mnie nie zabiją. W Dobrym Mieście byłem zaledwie kilka godzin, ale i to wystarczyło by odżyły wspomnienia młodości. Rok 1978, harcerski rajd szlakiem kopernikowskim. Tym razem bez plecaka, kangurki  i traperów, za to w kajaku. Byliśmy jedyną - pośród piechurów - drużyną kajakową. Podpłynęliśmy cichcem pod lidzbarski zamek, przenieśliśmy kajaki do fosy i zza pałacu Grabowskiego wpływamy w pełnym szyku na ceremonię zamknięcia rajdu w amfiteatrze zamkowym. Owacja na stojąco, Grand Prix zdobyte, oraz wszystkie możliwe proporczyki i nagrody, oraz dyplomy. Smak zwycięstwa sprawił, że to euforia zaniosła złożone " Neptuny " na dworzec PKP. Składak mieścił się w dwóch worach : gumowane poszycie w mniejszym, bardzo ciężkim miechu, natomiast szkielet lżejszy, za to większy, prawie 2 metrowej wysokości. Kto wybrał szkielet, był wygrany. To ta jedyna życiowa sytuacja, kiedy wybór szkieletu sprawia radość. Normalnie szkielety nie kręcą, nawet jeśli są modelkami i  nazywają się Dżołana Krupa. Zanim umieściliśmy złożone kajaki w wagonie pocztowym sporośmy przeszli, a raczej przepłynęli. Komandor spływu, był osobą wymagającą i surową, wyznaczony szlak to jeden z dłuższych szlaków na Warmii. Dłuższe jest chyba tylko spłynięcie Pasłęką do Zalewu Wiślanego. Wyruszyliśmy z Jeziora Dadaj, największego jeziora na Warmii, płytką strugą o tej samej nazwie. Prawdziwa Amazonia, zwalone drzewa, gęstwina, czasem z powodu płycizny kajak prowadzony na smyczy. Nieustanne sięganie po butapren i łatki, klejenie poszycia na porządku dziennym. Nikt wówczas o szlaki nie dbał, turysta przejezdny, pieszy, czy kajakowy to było prawdziwe utrapienie dla lokalsów. Wchodziła taka grupa harcerzy do wsi i już z gieesowskiego sklepu znikał  chleb, konserwy, tanie wina i papierosy. Jak to harcerze. Sytuacja poprawiła się po wpłynięciu na Pisę Warmińską, do Barczewa bez zgrzytów. Opływamy zakład karny w Barczewie.


image

ZK Barczewo 

Penitencjariusze przywierają do siatki na spacerniaku, o mało przez oczka w siatce nie przechodzą, z powodu ładnych dziewczyn w kajakach i z powodu, że penitencjariusze. Dziwić się nie ma czemu, w tamtym miejscu nawet Julka Palmer płynąca na drzwiach od stodoły miałaby branie. Nie dam ręki obciąć, czy nie uśmiechał się wówczas do nas, swoim zjednoczono - chrześcijańsko - narodowym uśmiechem kolega Stefan z Łodzi, który wówczas nie był takim mizoginem jak dziś, więc mógł się uśmiechać do kobiet. Potem już łatwizna. Jezioro Wadąg i rzeką Wadąg do Łyny. Przy elektrowni u ujścia Wadąga do Łyny, przenoska. Chwilę potem następna przenoska przy elektrowni w Brąswałdzie. Wreszcie pod Dobrym Miastem kolejny biwak. Komandor, aby uatrakcyjnić spływ wynalazł obozowisko nad Jeziorem Limajno, najczystszym wówczas jeziorem na Warmii. Trochę zajęło przebijanie się do jeziora wąskimi kanałkami, ale opłacało się, bo rzeczywiście w porównaniu z brudną wówczas Łyną - Olsztyn nie miał jeszcze  oczyszczalni z prawdziwego zdarzenia - jeziorko Limajno było prawdziwie krystaliczne. Po zwinięciu obozowiska, wyruszyliśmy do Dobrego Miasta, które było w zasięgu ręki, a dobromiejska kolegiata i bez komandora wyznaczała kierunek płynięcia.


image


Wtedy zerwała się burza, zanim zdążyliśmy wydobyć i założyć fartuchy wszystko było przemoczone, łącznie z prowiantem. Worki wodoszczelne raczej nie istniały w rejonach real socjalizmu. Dopłynęliśmy do Dobrego Miasta, zmoczeni, sponiewierani deszczem i burzą, wyglądaliśmy jak siedem nieszczęść, czyli normalni Francuzi wracający spod Trafalgaru. Przenieśliśmy sprzęt pod Basztę Bocianią i tam do południa próbowaliśmy się podsuszyć, bezskutecznie zresztą, bo deszcz nie przestawał padać.


image


Komandor wydał zatem  rozkaz zrzucenia kajaków na wodę, bo czas naglił. Dopłynęliśmy do Kosynia i tam dopiero w dawnej bażanciarni biskupiej jakoś doszliśmy do siebie, a późnym popołudniem wszystko zostało nam wynagrodzone. Zaświeciło wreszcie Słońce i cieszyliśmy oko opływając przez prawie godzinę pałac biskupi w Smolajnach, rezydencję min. biskupa Ignacego Krasickiego, a potem był Lidzbark i wspomniane triumfalne zakończenie spływu.


image

Pałac w Smolajnach 

To wszystko przypomniało mi się, kiedy stanąłem pod Bocianią Basztą w Dobrym Mieście. Tylko dlaczego nie ma już bocianów ? Trzeba powiadomić siostry Młynarskie, by na fejsie obsmarowały pisowski reżim, brak bocianów to bez wątpienia efekt 500 +, ludzie wzięli sprawy w swoje ręce, mimo piwnych kołdunów. Dobre Miasto odnalazłem w dobrej kondycji, poza brakiem bocianów. Przybyła za to rzecz najważniejsza z punktu widzenia kajakarzy, przystań kajakowa nad Łyną, gdybyśmy wówczas mieli coś takiego, życie byłoby łatwiejsze towarzysze. Dzięki przystani, Dobre Miasto uzyskało - w moich oczach - status miasta portowego... i kropka.


image


Do obejrzenia, warta uwagi jest w DB kolegiata, drugi po fromborskiej katedrze, największy kościół Warmii.

Mniejszy nieco, ale ważny jest zbór protestancki, projekt Karla Schinkla i oczywiście ZPC " Jutrzenka " ze wspomnieniem raczej dzieciństwa niż młodości, bo tam w sklepie firmowym odnajdziemy " krówki " i przesławne " Śliwki w czekoladzie " I jak tu umierać w obliczu takich wspomnień ?


image

Zbór protestancki, obecnie miejska biblioteka


Bardzo ładna rzecz i wielka pochwała włodarzom miasta, że tak polecę moim ulubionym, salonowym słowotwórcą, za to co zrobili. Jest w Dobrym Mieście jeszcze coś warte uwagi. Zaczynamy dbać o przeszłość, bardzo to angielskie. Ocalamy od zapomnienia, nie wyrzucamy przeszłości na śmietnik. Funkcjonuje w Dobrym Mieście coś co nazywa się skansenem miejskim, trochę myli, bo skansen to raczej na wolnej przestrzeni, ale nie czepiajmy się, bo nie ma o co. Pięć zakładów rzemieślniczych, funkcjonujących niegdyś w mieście, a umieszczonych w jednym miejscu, przy jednej uliczce. Kompletnie wyposażone, uratowany sprzęt, a wszystko sprawia wrażenie, że przed chwilą opuścił to miejsce piekarz, fryzjer, krawiec i szewc. Naprawdę warto zajść, tym bardziej, że gratis i fajna przewodniczka.


image


image


image


image


image


image


image


image


image


image


image


image


image

Kto pamięta jak się nazywały ? 


Oczywiście bezwzględnie wizyta w kolegiacie. Do obejrzenia epitafium biskupa Andrzeja Chryzostoma Załuskiego, bardzo ważnej persony : dyplomata, poseł, literat, kanclerz królowej Marii Kazimiery i oczywiście biskup warmiński. On to ci witał króla Jana III Sobieskiego, w katedrze wawelskiej, po jego triumfalnym powrocie spod Wiednia i rozgromieniu muzułmańskich pohańców. W kolegiacie bardzo piękna barokowa chrzcielnica i ołtarz z figurami świętych, dzieło Krzysztofa Perwangera, o którym już pisałem przy okazji notki o Bisztynku.


image


image


image



image


image


image


image


Będę już kończył bo znowu mi się tu wtrynia ta Julka Palmer z Grzędy k/ Bisztynka. A do Dobrego Miasta warto wpaść, do Bisztynka trochę mniej, bo tam z Sobieskim związana jest tylko dawna mordownia " Marysieńka " choć oddając sprawiedliwość miejscowym restauratorom, dziś hotel i restauracja na przyzwoitym poziomie.


image

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości